Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Kaukaz / 16.08.2021
Agnieszka Tomczyk
Pamięć o krótkiej wojnie. Mija 13 lat od konfliktu Gruzji z Rosją o Osetię Południową
Wojna z Rosją w 2008 r. wywołała masowy exodus ludności gruzińskiego pochodzenia z Osetii, a w Gruzji – strach i niedowierzanie.
Rosyjscy żołnierze w Osetii Południowej w 2008 roku (fot. Wikicommons)
Przejeżdżając przez kręte wzniesienia północnej części Tbilisi, mijam górujący nad miastem zespół masztów komunikacyjnych odbudowanych po tym, jak 13 lat temu rosyjskie lotnictwo zniszczyło infrastrukturę wojskową państwa.
Walka pomiędzy Gruzją a stroną osetyjską rozgorzała na dobre przed północą 7 sierpnia 2008 r. Po nieudanej próbie zajęcia wiosek otaczających Cchinwali, rozpoczął się szturm na to miasto, pełniące rolę osetyjskiej stolicy. 8 sierpnia do walki włączyło się rosyjskie lotnictwo. Micheil Saakaszwili przecenił możliwości swojego kraju.
Gruzińscy piloci nie zdążyli nawet wzbić maszyn z nielicznej floty powietrznej. Celem rosyjskiego bombardowania stały się bowiem gruzińskie obiekty wojskowe, w tym lotnisko oraz wznoszące się nad północną częścią Tbilisi wzgórze anten z radiostacją. Rosjanie zaczęli przemieszczać się w kierunku stolicy, ale zatrzymało ich wynegocjowanie w Moskwie 12 sierpnia pod auspicjami UE sześciopunktowego zawieszenia broni, które zapobiegło zbrojnemu zajęciu Tbilisi.
– Będziesz zaskoczona, ale nie pamiętam, co czułam w tamtym momencie – odpowiada pytana o dzień wybuchu wojny Olesja Wartanian. Była wtedy początkującą dziennikarką Radia Wolna Europa/Radia Swoboda, jako jedna z pierwszych prowadziła relacje z miejsca konfliktu. To ona raportowała dla „The New York Timesa” wydarzenia z wojny z 2008 r.
– Jechałam z chłopakiem na wakacje do Batumi. Mijaliśmy Gori w chwili, kiedy zaczął się ostrzał Cchinwali. Pamiętam białe niebo, ludzi stojących w oknach przejścia pociągu, ale nie pamiętam, co czułam – wspomina. – Następnego dnia byliśmy z powrotem w Tbilisi. Zupełnie inaczej było 26 sierpnia, kiedy otrzymałam SMS, że Rosja uznała Abchazję i Osetię Południową. Pobiegłam do ojca, aby mu powiedzieć, że w przyszłości czeka nas kolejna wojna. To uczucie pojawiło się po tygodniach pracy na polu walki i zobaczeniu, co wojna może znaczyć dla zwykłych ludzi – dodała z przekonaniem, jakby wybuch kolejnej miał być tylko kwestią czasu.
13 lat temu i dziś
Katalizatorem sporu, który rozgorzał w 1989 r., były nacjonalistyczne hasła wygłaszane przez Zwiada Gamsachurdię, nazywającego Osetyjczyków „śmieciami, które należy wymieść na drugą stronę tunelu Roki”. Rozbudził tym radykalne nastroje wśród Gruzinów, którzy 26 maja 1991 r. wybrali go na prezydenta. Władze Południowoosetyjskiego Obwodu Autonomicznego, funkcjonującego w składzie Gruzińskiej SRR, domagały się natomiast większej niezależności. W 1990 r. przyjęły deklarację o przekształceniu Obwodu w republikę, a następnie ogłosiły jej niepodległość. Wywołało to sprzeciw Gruzji, która zlikwidowała autonomię Osetii Południowej i wprowadziła na jej terytorium stan wyjątkowy. Doprowadziło to do wojny w latach 1991–1992, w wyniku której Gruzja straciła kontrolę nad terytorium.
Osetia jest najmniejsza spośród nieuznawanych republik na obszarze poradzieckim, liczy zalewie 3,9 tys. km². Jej mieszkańcy wywodzą się od najstarszego na Kaukazie ludu indoeuropejskiego – plemienia Alanów. Historiografia określa ich jako ludność napływową z północnych pasm Kaukazu, chłopów, którzy służyli gruzińskim możnowładcom.
Po wojnie granica z państwem macierzystym pozostawała otwarta, a wspólny handel, także nielegalny, kwitł w najlepsze. Jednak zniszczenia wojenne w 1992 r. doprowadziły do gospodarczego spustoszenia Osetii. Ekonomię parapaństwa zasilały środki z Rosji i Osetii Północnej, gdzie trafiało osetyjskie drewno oraz woda mineralna. Spore zyski czerpano też z masowego przemytu spirytusu do Rosji. Do 2004 r. Gruzini i Osetyjczycy korzystali z największego na Kaukazie Południowym rynku Ergneti, który pozostawał nieopodatkowany i niekontrolowany. W 2009 r. dochód Osetii Południowej wyniósł około 3 mln euro. Porównywalną kwotę stanowi dochód uzyskany przez jednego z polskich operatorów komunikacyjnych, Netię S.A. tylko w I kwartale 2021 r.
Obecnie lokalna gospodarka parapaństwa opiera się na zaledwie kilku przedsiębiorstwach produkujących wodę mineralną, owoce oraz mięso. Rosją pozostaje jego praktycznie jedynym partnerem handlowym. Od sierpniowej wojny wsparcie stamtąd płynące stanowi przeważającą część budżetu Osetii Południowej i umożliwia pokrycie kosztów społecznych, w tym wypłatę świadczeń czy emerytur. Budżet przyjęty na 2021 r. oszacowano na 7,7 mld rubli (408 mln zł), z czego 81,8% ma być subsydiowane przez Rosję. Nawet część lokalnie generowanych dochodów do osetyjskiego budżetu pochodzi pośrednio z Rosji w postaci podatków od lokalnych filii rosyjskich społek, takich jak Gazprom czy Megafon.
28 kwietnia 2021 r. szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow w wywiadzie dla agencji informacyjnej RIA Nowosti tłumaczył, że uznanie przez Rosję niepodległości Osetii Południowej i Abchazji, które nastąpiło niespełna dwa tygodnie po zakończeniu wojny, wynikało z braku wiążącej umowy pomiędzy stronami konfliktu, jak i braku jakiegokolwiek porozumienia dotyczącego przyszłości obydwu republik. Od aktu uznania Osetia stała się jeszcze bardziej odizolowana od świata zewnętrznego i uzależniona od rosyjskiego patrona. W przeciwieństwie do Abchazji pozostała zamknięta nawet na międzynarodową pomoc w czasie pandemii, umożliwiając wjazd na swoje terytorium jedynie przedstawicielom Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża.
Dom na wyciągnięcie ręki
Kilkanaście kilometrów od Gori, tuż przy granicy gruzińsko-osetyjskiej, znajduje się obóz dla osób wewnętrznie przesiedlonych o nazwie Szawszwebi. Po zaledwie 40 minutach jazdy z Tbilisi oczom przejezdnych ukazują się rzędy 177 jednakowo wyglądających, dwupokojowych domków z niewielkimi ogródkami. Osiedle wybudowano w 2009 r. dzięki międzynarodowemu wsparciu. Mieszka w nim ponad 600 przesiedleńców. Ulice Szawszwebi noszą nazwy miejscowości, w których żyli po osetyjskiej stronie.
– Chcesz porozmawiać z kimś z Osetii? – zapytał Giorgi Lekiszwili, koordynator projektu psychologicznego wsparcia dzieci dotkniętych traumą powojenną. Inicjatywa sięga 2010 r. Nosiła nazwę „Domek Babci”. Do 2020 r. prowadzono ją w jednym z budynków obozu.
W Szawszwebi mieszka starszy mężczyzna o imieniu Temur. Podaliśmy sobie ręce. W pierwszej chwili za bardzo nie wiemy, co dalej robić. Decydujemy się usiąść na starych krzesełkach pod domkiem sąsiadującym z „Domkiem Babci”. Temura prawie zawsze można spotkać stojącego na skraju wioski i uparcie patrzącego w stronę Osetii Południowej. W 2018 r. pogranicznicy pochwycili jego syna w rodzinnym sadzie jabłoni znajdującym się przy granicy i uwięzili w Cchinwali. – Kiedy rozpoczęła się wojna, mieszkałem w Hereti – wspomina Temur. – To była jedna z największych wiosek w tym regionie – dopowiada Giorgi.
– Kiedy wybuchła wojna, byłem akurat we własnym ogródku. Miałem wtedy półtora hektara ziemi, na której uprawiałem pomidory. W tamtej chwili sprawdzałem, czy czasem nie mają jakiegoś pasożyta. Wtedy usłyszałem jeden bądź dwa wybuchy bomb, dokładniej już nie powiem. Pomyślałem tylko: postrzelają sobie i polecą dalej, pewnie tak będzie – wspomina zachrypniętym głosem. – Później szukałem naszej krowy i wtedy zobaczyłem jakiegoś chłopaka. Przejeżdżał samochodem i odezwał się do mnie: „Ślepy jesteś? Niczego nie zauważyłeś? Cała wioska jest pusta! Wszyscy uciekają!”. Nie wziąłem ze sobą żadnych rzeczy: paszportu, dywanu, ubrań, majątku; wszystko stracone. Potem przez dziewięć miesięcy mieszkałem w różnych miejscach – kontynuuje. – Przed wojną przemieszczałem się swobodnie po Cchinwali. Woziłem tam ogórki. Ale później zlikwidowano duże targowisko, na którym prowadziliśmy wspólny handel. Zlikwidowali i wybuchła wojna – kończy łamiącym się głosem.
Według danych Urzędu Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) masowy exodus objął 138 tys. przesiedleńców z obszarów dotkniętych konfliktem. Oficjalne gruzińskie źródła podawały, że do początku października 2008 r. w samym tylko Gori przebywało ponad 10,6 tys. osób wewnętrznie przesiedlonych.
Dziś, stojąc na skraju Szawszwebi i patrząc w kierunku północno-zachodnim, przesiedleńcy widzą porzucone 13 lat temu domy, sady, pastwiska i cmentarze. Znajdują się one w odległości zaledwie kilku kilometrów w linii prostej. Natomiast spoglądając w stronę północno-wschodnią, można dostrzec rosyjską wieżę strażniczą. Terytorium Osetii Południowej jest silnie zmilitaryzowane. W 2009 r. Rosja utworzyła na terytorium parapaństwa 4. Bazę Wojskową Gwardii. Stacjonuje w niej około 4 tys. rosyjskich żołnierzy. Utrzymuje też oddziały podległe Federalnej Służbie Bezpieczeństwa, kontrolujące linię graniczną z Gruzją. Wykorzystując brak jasności co do przebiegu linii demarkacyjnej, Rosjanie i Osetyjczycy posługują się agresywną taktyką tzw. borderyzacji, polegającej m.in. na instalowaniu ogrodzeń z drutów kolczastych czy przesuwaniu słupków granicznych w głąb terytorium Gruzji.
Radziecki wytwór
– To, co w tej chwili widzimy z przodu, teraz nosi nazwę Osetia Południowa, ale wcześniej Osetii Południowej jako takiej nie było, a ten region od zawsze nazywał się Samaczablo. Był to teren państwa gruzińskiego i nazywał się Samaczablo – podkreśla dwukrotnie Giorgi, z wykształcenia historyk. – W czasach wcześniejszych istniała Osetia Północna; wtedy po prostu Osetia. Natomiast w czasach komuny wielu Osetyjczyków przeprowadziło się do gruzińskiego regionu Samaczablo i później zaczęto na niego mówić Osetia Południowa. Podkreślam więc, że historycznie czegoś takiego jak Osetia Południowa nie było.
– Gdy w 2008 r. wybuchła wojna pomiędzy Rosją i Gruzją, uchodźcy uciekali z własnych domów w tym, w co byli ubrani. Nie mogli wziąć ze sobą żadnych rzeczy. Rosjanie przeprowadzali bombardowania – kontynuuje Giorgi. – W ciągu pierwszych miesięcy przyjechali do Tbilisi, bo Gori też zajęli wtedy Rosjanie. Niektórzy mieszkali w szkołach i przedszkolach, ale większość na terenie szpitala wojskowego. Wtedy właśnie otworzyliśmy, jeszcze w Tbilisi, nasze centrum psychologiczno-rehabilitacyjne. Kiedy więc zbudowali te małe domki tutaj [w Szawszwebi – przyp. A.T.] i w Cerowani [największe osiedle dla przesiedleńców – przyp. A.T.] i zaczęli wysyłać uchodźców do tych miejscowości, to my przyjechaliśmy razem z nimi.
Niesprawiedliwa część dzieciństwa
– Wojna potrafi odebrać ci wszystko, co masz. Potrafi też uszkodzić cię fizycznie i duchowo. Przed wojną nie mogłem sobie nawet wyobrazić, że w ciągu jednej chwili życie człowieka może się całkiem zmienić. Kiedy patrzysz na to, jak umierają ludzie, zaczynasz rozumieć, że to już zupełnie inna rzeczywistość, w której życie człowieka nie ma żadnej wartości – wyznaje dwudziestokilkuletni dziś Gruzin Giorgi Lomidze.
Wydaje się, że upływ lat nie zatarł w nim obrazu tamtego lata. – Byłem wtedy dzieckiem – wspomina. – Oblał mnie strach. Nie chciałem nawet wychodzić na zewnątrz, żeby niczego nie usłyszeć i nie zobaczyć. Pytałem Boga: Panie, czemu się urodziłem, skoro muszę tak szybko odejść? – dodaje. W pamięci ma obraz młodych ochotników, których wkrótce po zgłoszeniu się na pole walki prowadzono z powrotem, bo sami nie mogli iść o własnych siłach. – Kule rosyjskich żołnierzy zepsuły życie wielu Gruzinom – wyznaje. Bolesne doświadczenia przyrównuje do blizny, która nigdy do końca nie zniknie. – Dotychczas wojnę uważałem wyłącznie za przejaw bohaterstwa oraz dowód miłości do ojczyzny, ale po niej doszedłem do wniosku, że ona tylko psuje życie człowieka – powiedział na koniec.
Agnieszka Tomczyk – ukończyła Uniwersytet Warszawski, Wydział Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych. Zajmuje się tematyką Gruzji, Osetii Południowej i Abchazji - w tym wyznaczaniu granic na Kaukazie
Pana Temura nieraz widywałam chodzącego na skraju Szawszwebi. Kiedyś mnie rozpoznał, zamieniliśmy jeszcze kilka słów. Ze zrezygnowanym spojrzeniem oddalił się w stronę swojego sadu. Po chwili przyniósł mi dwa jabłka. Innym razem chodził, spoglądając w kierunku Osetii. Nadal czekał.