Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Majdan / 18.12.2021
Tereza Soušková

Reżim Łukaszenki pozbył się wszelkich zahamowań

Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Tak można scharakteryzować medialną ciszę panującą wokół losów białoruskiej opozycji, która jeszcze rok temu za sprawą masowych protestów każdego dnia zapełniała pierwsze strony światowych gazet.
Foto tytułowe
Alaksander Lukaszenka na Paradzie Zwycięstwa w Moskwie w maju 2020 roku (fot. Wikicommons)

W 2020 roku na Białorusi doszło do największych w historii demonstracji, podczas których niespotykana liczba obywateli wystąpiła przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim w sierpniu. Protesty odbyły się nie tylko w Mińsku, ale także w mniejszych miastach na terenie całego kraju. Policja brutalnie rozprawiała się z demonstrantami i dokonywała masowych aresztowań. Europejscy przywódcy wyrazili solidarność z białoruską opozycją, na czele z jej liderką Swiatłaną Cichanouską [Paulina Siegień przeprowadziła z nią dla nas wywiad – przyp. red.], przygotowywali też pakiet sankcji wymierzonych we władze kraju.
Demonstracja z sierpnia 2020 roku (fot. Wikicommons)

Ówczesna sytuacja na Białorusi przypominała początek rewolucji. Wszyscy oczekiwali, że prezydent Alaksandr Łukaszenka nie wytrzyma takiej presji i jego reżim upadnie. Widzieliśmy przecież precedens kilka lat wcześniej na Ukrainie, kiedy to ówczesny prezydent Wiktor Janukowycz uciekł do Rosji. Jednak gdy jesień przeszła w zimę, białoruskie demonstracje straciły impet i zostały zdziesiątkowane przez siły zbrojne reżimu. Do wiosny ruch protestu nie zdołał nabrać sił. Najbardziej wpływowi przywódcy opozycji przebywali za granicą lub w więzieniu, podobnie jak niezależni dziennikarze i aktywiści.

Ten stan rzeczy utrzymuje się do dziś. Reżim metodycznie rozprawiał się z wszelkimi przejawami myślenia opozycyjnego. Zlikwidował redakcje wszystkich utrzymujących się jeszcze mediów niezależnych, dokonał czystek wśród nauczycieli akademickich i studentów, doprowadził również do zwolnień wielu osób, które brały udział w protestach. Wydalił zagranicznych dyplomatów.

Zachód definitywnie odmówił jakiejkolwiek współpracy z białoruskim reżimem, co uderzyło w długoletnią taktykę Łukaszenki, polegającą na uzyskiwaniu korzyści poprzez prowadzenie gry między nim a Rosją. Głównym jego celem było zachowanie fotela prezydenckiego, który w jego oczach jest jedynym sposobem na zapewnienie sobie bezpieczeństwa i przyszłości (jak kończą autorytaryści, kiedy stracą władzę, widział już w przypadku wspomnianego Janukowycza). Rosja przyszła mu z pomocą, robiąc z niego swojego wasala. Co więcej, prezydent Władimir Putin nie oparł się pokusie, aby publicznie upokarzać Łukaszenkę. Memy na ten temat długo krążyły po mediach społecznościowych.

Na płaszczyźnie międzynarodowej Białoruś znajduje się obecnie w izolacji dyplomatycznej. Powoduje to jednocześnie powstanie błędnego koła, ponieważ pcha kraj w objęcia Rosji. Daje to jego przywódcy poczucie, że jest w sytuacji, w której może sobie pozwolić na ignorowanie norm międzynarodowych i robienie, co mu się zachce.
Raman Pratasiewicz, były przedstawiciel ważnego opozycyjnego kanału informacyjnego Nexta

Bezprecedensowy akt

Jako przykład może posłużyć porwanie samolotu linii Ryanair podczas przelotu przez białoruską przestrzeń powietrzną na trasie Ateny–Wilno. Na pokładzie znajdował się Raman Pratasiewicz, były przedstawiciel ważnego opozycyjnego kanału informacyjnego Nexta, który został wyprowadzony z samolotu i aresztowany przez białoruskie siły zbrojne. Pozostali pasażerowie zostali następnie zwolnieni. Pratasiewicz trafił do więzienia, gdzie prawdopodobnie był torturowany, a następnie reżim uczynił z niego propagandową marionetkę. To bezprecedensowe posunięcie zostało określone przez niektórych przywódców europejskich jako akt terroryzmu państwowego, a Białoruś została wykluczona z europejskiego ruchu lotniczego. Oznacza to, że żadne kontynentalne linie lotnicze nie latają do Mińska, a wszystkie samoloty lecące na wschód unikają białoruskiej przestrzeni powietrznej. Z Unii można tam dotrzeć jedynie drogą lądową.

Jednym z formatów, w ramach którego w ostatnich latach doszło do zablokowania współpracy międzynarodowej z Białorusią, jest Partnerstwo Wschodnie. Projekt ten, zainicjowany w Pradze w 2009 roku, miał pierwotnie na celu wzmocnienie opartej na stosunkach sąsiedzkich współpracy między sześcioma krajami regionu poradzieckiego a Unią Europejską, czyli gospodarczą i polityczną integrację Armenii, Azerbejdżanu, Gruzji, Mołdawii, Ukrainy i Białorusi. Chodziło o zbudowanie „Nowego Wschodu”, czyli zawarcie przez UE sojuszu z krajami byłego Związku Radzieckiego, a tym samym doprowadzenie do zrównoważenia wpływów Rosji na tym obszarze.

Rozbieżne interesy tych państw spowodowały napięcia, które często uniemożliwiały znalezienie wspólnej płaszczyzny porozumienia. Dwustronne konflikty między nimi – jak np. wojna o Górski Karabach między Armenią a Azerbejdżanem – sparaliżowały pracę tej platformy. Zeszłoroczny kryzys na Białorusi zablokował możliwość jakichkolwiek dalszych negocjacji. Europa odmówiła dalszej współpracy z reżimem Łukaszenki, jeśli ten będzie kontynuował represje wobec własnej ludności. Białoruś natomiast odrzuciła te żądania i zawiesiła swój udział w projekcie. Z dzisiejszej perspektywy wygląda na to, że Partnerstwo Wschodnie zostało – jeśli nie całkowicie, to z pewnością na długi czas – zamrożone.

Kolejnym posunięciem reżimu Łukaszenki było rozpoczęcie celowego sprowadzania migrantów z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki, a następnie wysyłania ich przez granicę do Polski i na Litwę. Europejskie media i portale społecznościowe zostały zasypane relacjami z przejść granicznych. Widać na nich tysiące ludzi ze śpiworami i spakowanym dobytkiem, czekających na dalszą drogę na zachód. Czasami są oni eskortowani przez białoruskich strażników granicznych i zaganiani do lasów, gdzie mają podjąć próbę nielegalnego przekroczenia granicy [pisał dla nas o tym Filip Rudnik – przyp. red.]. Starcia funkcjonariuszy straży granicznej Białorusi, Litwy i Polski z migrantami przerodziły się w poważny kryzys, który stał się przedmiotem zainteresowania przywódców UE.

Wygląda na to, że reżim Łukaszenki pozbył się wszelkich zahamowań w tym względzie, ponieważ zdaje sobie sprawę, że nie ma już odwrotu. Stosunki między UE a Białorusią będą tkwić w martwym punkcie, dopóki nie nastąpi zmiana ekipy rządzącej w Mińsku. Oczywiście nie będzie to łatwe.
Po bardzo trudnych miesiącach Łukaszence udało się skonsolidować proreżimowy układ na scenie krajowej i zdławić protesty. Organizacja zajmująca się prawami człowieka Vjasna szacuje, że od początku zamieszek aresztowano około 30 tysięcy osób, ewidencjonuje również ponad 800 więźniów politycznych.


Co dalej z opozycją?

Niektórzy działacze opozycji, którym udało się uniknąć więzienia, opuścili Białoruś w obawie o swoje bezpieczeństwo. Większość z nich przeniosła się do Polski lub Litwy, tradycyjnych krajów białoruskiej emigracji. Na Litwę udała się również Swiatłana Cichanouska, która prawdopodobnie wygrała ubiegłoroczne wybory. W czerwcu tego roku oficjalnie odwiedziła Pragę na zaproszenie przewodniczącego senatu Miloša Vystrčila. Spotkała się również z premierem Andrejem Babišem i prezydentem Milošem Zemanem, który zaproponował utworzenie w Pradze przedstawicielstwa białoruskiej opozycji, które mogłoby być przeciwwagą dla ambasady. Jednym z jego praktycznych zadań byłaby np. wymiana paszportów i innych dokumentów, ponieważ wizyta w białoruskiej ambasadzie stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa emigrantów. Choć początkowo misja cieszyła się dużym zainteresowaniem mediów i mówiło się o jej otwarciu przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi w Czechach, sprawa jest nadal rozpatrywana przez MSZ.

Celem białoruskich emigracyjnych organizacji opozycyjnych jest uzyskanie pomocy z zagranicy lub przynajmniej zwrócenie uwagi na to, co się dzieje w kraju oraz zaoferowanie alternatywy w postaci struktur równoległych na wypadek upadku Łukaszenki. Do tej pory udało im się zdobyć znaczący rozgłos.
Teresa Soušková jest związana z czeskim instytutem AMO (Asociace pro mezinárodní otázky) Koncentruje się na regionie Europy Wschodniej, Rosji, Kaukazie i Azji Środkowej.
Jednak na Białorusi nie dochodzi do demonstracji i ustają widoczne represje wobec obywateli (oczywiście nadal trwają te ukryte w więzieniach lub za pomocą środków administracyjnych, które utrudniają codzienne życie), więc uwaga świata zewnętrznego przenosi się na inne problemy. Tymczasem wsparcie dla Białorusinów w ich walce o wolność musi trwać.


Artykuł wsparty przez Forum Czesko-Polskie Ministerstwa Spraw Zagranicznych Republiki Czeskiej. Powstał on w ramach projektu realizowanego przez czeski think-tank AMO (Asociace pro mezinárodní otázky) przy współpracy Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego (KEW).