Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Bistro / 06.05.2022

Kiedyś wyzwoliciele, dziś agresorzy. Łotysze dyskutują o pomnikach Armii Radzieckiej

Jak co roku 9 maja, Dzień Zwycięstwa, stresuje opiniotwórcze elity na Łotwie. Tym razem z powodu wojny w Ukrainie sytuacja jest jeszcze trudniejsza. Łotysze są solidarni z Ukraińcami, a używanie symboliki sowieckiej i związanej z agresją Rosji na Ukrainę jest zabronione. Równocześnie Rosjanie w Rydze chcą upamiętniać zwycięstwo Armii Czerwonej w drugiej wojnie światowej.
Foto tytułowe
Pomnik zwycięstwa w Rydze obrazuje łotewskie dylematy (Shutterstock)

Sejm podjął już decyzję, że świętowanie przy pomniku żołnierzy Armii Radzieckiej – wyzwolicieli radzieckiej Łotwy i Rygi z rąk okupantów niemiecko-faszystowskich (zwanym powszechnie pomnikiem zwycięstwa) na Zadźwiniu, lewobrzeżnej części Rygi, będzie nielegalne. Trwa dyskusja, co zrobić z tym symbolem sowietyzmu, drogim sercu łotewskich Rosjan. Choć decyzja nie została jeszcze podjęta, wszystko wskazuje, że wcześniej czy później nastąpi albo rozbiórka, albo bardzo radykalna przebudowa okolicy, w której znajduje się monument. Chroniony na podstawie umowy łotewsko-rosyjskiej z 1994 roku, był wielokrotnie mazany, np. w 2019 roku pojawił się na nim napis „Okupanci”.

Łotwa po wybuchu wojny na Ukrainie poczuła się do jednoznacznej solidarności z Ukrainą. Samorządy i NGO-sy przy zaangażowaniu zwykłych obywateli zorganizowały centra pomocy, zakwaterowanie dla uchodźców i darmowe posiłki.

Łotysze wykonali też parę symbolicznych gestów wymierzonych w Rosję. Fragment ulicy Antonijas, gdzie znajduje się jej ambasada, przemianowano na ulicę Niepodległości Ukrainy. Pomnik zwycięstwa oblano niebieską i żółtą farbą. A produkująca nabiał firma Cesvaines Piens właśnie zmieniła nazwę sera „rosyjskiego” na „tylżycki”. Większość Łotyszy nie wie, gdzie leży Tylża (czyli Sowieck w obwodzie kaliningradzkim), ale czują się uspokojeni. Inaczej niż miejscowi Rosjanie, którzy po 24 lutego ulegli kompletnej dezorientacji.
Pomnik Wolności w Rydze podświetlony w barwach Ukrainy (Shutterstock)

Bez tabu

Atak Rosji na Ukrainę wpłynął na stosunek do sowieckich reliktów. O ile noszenia wstążki georgijewskiej i paradowania w mundurach z czasów ZSRR zakazano już parę lat temu, o tyle teraz władze Łotwy postanowiły pójść za ciosem. Już pod koniec marca posłowie zatwierdzili zmiany w ustawie o bezpieczeństwie imprez publicznych, które zakazują organizowania uroczystości w odległości mniejszej niż 200 metrów od jakiegokolwiek pomnika gloryfikującego zwycięstwo i pamięć armii sowieckiej lub jej żołnierzy. Zabroniono również używania symboli gloryfikujących agresję militarną, takich jak stosowanych przez rosyjską propagandę liter „Z” i „V”. Ustawa przeszła przy 15 głosach (na 100 parlamentarzystów) sprzeciwu. Posłowie rosyjskiej Socjaldemokratycznej Partii „Zgoda” dopytywali, czy obywatele nie powinni sami zdecydować, czy chcą świętować 9 maja.

Dla „Zgody” 9 maja już wcześniej pełnił funkcję mobilizacyjną i integrującą. Gdy w 2013 roku Łotysze zebrali w internecie 10 tysięcy podpisów za zburzeniem pomnika zwycięstwa, ówczesny rosyjski mer Rygi Nił Uszakow mówił jednoznacznie: „To prowokacja”. Z kolei dla polityków rządzących wtedy krajem centroprawicowych partii łotewskich już wtedy nie był to temat tabu: za wyburzeniem odsłoniętego w 1985 roku pomnika opowiadali się minister sprawiedliwości Jānis Bordāns oraz minister obrony Artis Pabriks. Obaj reprezentowali wtedy umiarkowaną prawicę, skupioną w partii Jedność. W 2019 roku były poseł do Sejmu Veiko Spolītis nazwał pomnik „sowieckim fallusem”. Obecnie obiekt na Zadźwiniu jest ogrodzony i niedostępny, w połowie kwietnia urząd miasta Rygi uznał jego stan techniczny za niebezpieczny dla mieszkańców. „Na ten moment nie ma mowy o jakichkolwiek pracach remontowych”, rozwiał wątpliwości mer Mārtiņš Staķis.

2 maja z udziałem władz miasta pod monumentem otwarto wystawę „Chwała Ukrainie, chwała bohaterom” składającą się z 16 dużych plansz częściowo zakrywających pomnik. Można na nich obejrzeć zdjęcia z okupowanej Ukrainy, w tym ukazujące rosyjskie zbrodnie w Buczy, Hostomelu i Irpieniu. Rosyjscy działacze już piszą w mediach społecznościowych: „Kolejna łotewska prowokacja. Czy nie było lepszego miejsca?”.

To Putin się zmienił, nie my

9 maja to data kluczowa dla rosyjskich mieszkańców Rygi, budująca ich tożsamość. Co prawda „wyzwolenie” miasta z okupacji nazistowskiej nastąpiło 13 października 1944 roku i to właśnie tę datę świętuje się jako dzień wyzwolenia Rygi, jednak obchodzony na terenie całego ZSRR Dień Pobiedy przyćmił inne, ważne daty dla łotewskich Rosjan.

W ten dzień Rosjanie i rosyjskojęzyczni (na Łotwie mieszkają także Białorusini, Ukraińcy, Polacy i Żydzi, dla których ojczystym językiem jest mowa Puszkina; wraz z etnicznymi Rosjanami stanowią 38% mieszkańców kraju) jeszcze niedawno, bo przed pandemią, zbierali się tłumnie wokół pomnika zwycięstwa. W rekordowych latach notowano obecność nawet 200 tysięcy ludzi (Ryga liczy obecnie nieco ponad 600 tysięcy mieszkańców). Składano kwiaty, pito piwo, grillowano szaszłyki. Zabawa trwała do późna w nocy, choć następnego dnia trzeba było iść do pracy.

Skądinąd 9 maja po 1991 roku nigdy nie był już świętem ani nawet dniem pamięci. Jako taki obchodzony jest na Łotwie 8 maja i to wtedy, z okazji końca II wojny światowej, kwiaty pod pomnikiem wolności oraz na cmentarzu Brackie Mogiły składają łotewscy politycy. Nikt z rządzących nie pojawia się na Zadźwiniu. Wyjątkiem są politycy opozycyjnych partii rosyjskich: bardziej umiarkowanej „Zgody” oraz radykalniejszego Rosyjskiego Związku Łotwy.

W tym roku swoją obecność pod pomnikiem zapowiedziała m.in. posłanka „Zgody” Regīna Ločmele. „Zgoda” w minioną niedzielę miała kongres poświęcony wyborom do sejmu planowanych na jesień. Jest oczywiste, że wojna w Ukrainie wpłynie na ich wynik, a umiarkowana „Zgoda”, inaczej niż Rosyjski Związek Łotwy, nie ma powodów do optymizmu. „Zgoda” znów chce wystąpić jako łącząca Łotyszy i Rosjan partia-pomost, ale nie wiadomo, czy jej się uda. Wojny nie akceptuje, choć jeszcze do 2017 roku miała podpisane porozumienie z Jedną Rosją. „To Putin się zmienił, nie my” – mówili w kuluarach delegaci.

Między 16 marca a 9 maja

Z kolei Rosyjski Związek Łotwy nie jest żadnym pomostem, chyba że w kierunku Federacji Rosyjskiej. W 2014 roku poparł aneksję Krymu, jego liderka i europosłanka Tatiana Żdanok jeździła na półwysep, niedawno jako jedna z nielicznych członków Parlamentu Europejskiego głosowała przeciwko rezolucji potępiającej Rosję za wojnę na Ukrainie.

Mirosław Mitrofanow, współprzewodniczący Związku i radny Rygi, zgadza się na rozmowę z „Nową Europą Wschodnią”. Kiedy go pytam, jak będzie obchodzić 9 maja po agresji Rosji na Ukrainę, nie oponuje przeciwko właśnie takiemu określeniu. „Wraz z wybuchem wojny nasze plany się zmieniły. Świadomie postanowiliśmy ograniczyć się do złożenia kwiatów ku pamięci ofiar II wojny światowej pod pomnikami wojennymi i masowymi grobami” – mówi Mitrofanow, który sam ma skomplikowaną historię rodzinną. W 2015 roku zdradził mi, że jego ojciec został zaciągnięty do Legionu Łotewskiego, który walczył u boku Trzeciej Rzeszy. Krytykuje obecne łotewskie władze. „One celowo wchodzą w konflikt z rosyjskojęzycznymi mieszkańcami, blokując dostęp do miejsc pamięci i zakazując wszelkich zorganizowanych imprez. Na przykład zabroniono nam nawet minuty ciszy przy obelisku w Rydze. Jednak przyjedziemy prywatnie i złożymy kwiaty”.

Włodzimierz Reszetow, Polak z Rygi, również należący do osób rosyjskojęzycznych, choć coraz lepiej mówiący po polsku, pod pomnik zwycięstwa na pewno nie przyjdzie. „Nie świętuję ani 9 maja, ani 16 marca” – deklaruje. 16 marca to inna kontrowersyjna data na Łotwie, rocznica pierwszej bitwy Legionu Łotewskiego z sowieckim okupantem, do dziś obchodzona przez nacjonalistów. Co roku 16 marca odbywa się marsz, ostatnio coraz mniej liczny. W porównaniu z 9 maja to impreza mikroskopijna, ale wykorzystywana w propagandzie Kremla, by pokazać Łotwę jako „kraj faszystowski”.

Dla Reszetowa 9 maja to początek okupacji sowieckiej, represji przeciwko mieszkańcom Łotwy. Cztery lata po „wielkiej pobiedzie” nastąpiły wywózki z krajów bałtyckich. Z Łotwy w głąb ZSRR wywieziono wtedy 40 tysięcy mieszkańców.

Czy Łotwie potrzebna uraza rosyjskojęzycznych

W rodzinie zesłańców, w obwodzie tomskim urodziła się europosłanka i była minister spraw zagranicznych Łotwy Sandra Kalniete. Niedawno na Twitterze wezwała do zburzenia pomnika zwycięstwa. Kalniete mówi to samo, co myśli duża część łotewskiej klasy politycznej: „Po wojnie w Ukrainie otworzyło się okno możliwości, by zburzyć pomnik armii sowieckiej, nie wykorzystać tego byłoby brakiem szacunku wobec historii narodu”.

Mirosław Kodis, polskojęzyczny radny Rygi, gdy pytam go, co należy zrobić z pomnikiem, nie chce rozmawiać. Mówi, że to nie jest kwestia samorządu ryskiego, tylko władz Łotwy. Partia, którą reprezentuje – małe, progresywne ugrupowanie Postępowi, które ma największą liczbę radnych w stolicy – nie chce przyczyniać się do rozdrapywania ran między Łotyszami a Rosjanami. Na jego czele stoi Rosjanka Antonina Nienaszewa, która kiedyś działała w „Zgodzie”.

Z kolei według Reszetowa pomnik należałoby zburzyć: „Ten kompleks można zostawić w całości, ale jak na Litwie – w jakimś parku symboli czasów komunistycznych. Obok Lenina i Stučki”. Pēteris Stučka to prawnik, działacz komunistyczny, który przez lata stał na czele działającej w ZSRR Komunistycznej Partii Łotwy. Zmarł w 1932 roku, po II wojnie światowej stał się patronem ulic, uniwersytetu łotewskiego, a także miasta Aizkraukle, które do 1991 roku nosiło nazwę Stučka.

W okręgu Ogre nacjonalistyczny mer Egils Hermanis podjął decyzję o demontażu wszystkich pomników sowieckich znajdujących się w mieście. Rosyjskojęzyczni politycy, dziennikarze i aktywiści załamali ręce, ci mniej radykalni zaczęli się zastanawiać, czy to wszystko przypadkiem nie prezent dla Kremla. Pytany o burzenie pomników Mirosław Mitrofanow odpowiada: „Gdybyśmy byli uważani za równych obywateli kraju, wówczas rządzące partie łotewskie musiałyby odpowiedzieć zaproszeniem do dialogu. Ale nie uważają nas za równych sobie i godnych rozmowy. Oczywiście będą protesty. Jeśli pomnik zostanie zburzony, to tylko zwiększy nienawiść w stosunkach między dwiema społecznościami”, ostrzega.

Co ciekawe, w podobnym duchu wypowiada się jeden z polityków rządzącej większości, który chce pozostać anonimowy. „Możemy wyburzyć pomniki sowieckie, na Litwie także to robią, choć oni mają tylko 6% Rosjan. Rosjanie na Łotwie nie zaprotestują tak, jak mogliby to zrobić jeszcze 20 lat temu. Ale w sercu i tak zachowają urazę. Potrzebne to Łotwie?”.

Możliwy kierunek desowietyzacji

Minął tymczasem 1 maja, inne ważne święto z kalendarza sowieckiego. Nikt go na Łotwie nie obchodzi, a partie polityczne, nawet te lewicowe jak Postępowi, wolą wtedy składać życzenia z okazji rocznicy zebrania się Sejmu Ustawodawczego z 1920 roku, który uchwalił obowiązującą do dziś konstytucję. Łotewscy politycy marzą, by za parę lat również 9 maja był dniem, który się z niczym nie kojarzy, ale wymazanie jego ze świadomości rosyjskojęzycznych będzie bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe.

Co ciekawe, o wiele bardziej krytyczni wobec dziedzictwa 9 maja na Łotwie są emigranci z Federacji Rosyjskiej niż lokalna ludność rosyjskojęzyczna. „Szczerze mówiąc, świętowałam tylko w latach szkolnych, razem ze wszystkimi. Dziadek walczył, dojechał nawet czołgiem do Berlina”, mówi mi pastor kościoła luterańskiego, Rosjanin pochodzący z Syberii, Paweł Lewuszkan. „Tu w Europie obchodzony jest 8 maja, dzień pamięci wszystkich tych, którzy zginęli podczas II wojny światowej. W tym dniu modlę się za wszystkie ofiary i o spokojne niebo nad Europą. Wojna jest zawsze tragedią i wielkim złem. Nie może być okazją do «wściekłości zwycięstwa» i radosnych koncertów na kościach z refrenem «możemy powtórzyć»”, mówi pastor z nowego kościoła św. Gertrudy w Rydze.

Gdy pytam go, co należałoby zrobić z pomnikiem na Zadźwiniu, wzdycha: „Jestem przekonany, że w demokratycznym kraju o takich sprawach powinien decydować parlament, z udziałem społeczeństwa obywatelskiego. Potrzebna jest szeroka dyskusja o przyszłości pomnika w warunkach, gdy zwycięstwo w II wojnie światowej stało się dla naszego geograficznego sąsiada podstawą do rozpętania nowych wojen pod obłudnymi hasłami «antyfaszystowskimi»”, dodaje Lewuszkan. I powtarza to, co mówią historycy znający dzieje Rygi, które nigdy nie były proste: „Pomnik jest całkiem nowy, oddano go do użytku pod koniec reżimu sowieckiego. Wcześniej istniały tam ogrody, a jeszcze wcześniej Park Zwycięstwa, nie sowiecki, ale łotewski, upamiętniający pokonanie wojsk niemieckich w I wojnie światowej”. Być może w takim kierunku pójdzie łotewska desowietyzacja?

Nie „czy”, ale „jak”

3 maja bieżącego roku media łotewskie opublikowały wyniki sondażu przeprowadzonego pod koniec kwietnia przez biuro badania opinii społecznej FACTUM.
Tomasz Otocki - zastępca redaktora naczelnego Przeglądu Bałtyckiego, członek zarządu Fundacji Bałtyckiej. O krajach bałtyckich pisze od 2010 roku, wcześniej związany m.in. z Programem Bałtyckim Radia Wnet, Nową Europą Wschodnią, a także polskimi portalami na Litwie. Współpracuje również z drukowaną prasą polonijną (Wilno, Dyneburg, Brześć n/Bugiem). Najbardziej interesuje go tematyka łotewska. także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.

Inne artykuły Tomasza Otockiego
49% ankietowanych opowiedziało się za demontażem pomnika zwycięstwa, przeciwko – 25%. Jeśli jednak dokonamy rozbicia głosów na Łotyszy i rosyjskojęzycznych, to wśród tych pierwszych prawie nie ma zwolenników pozostawienia pomnika (taką opcję wybrało 4% ankietowanych), a wśród rosyjskojęzycznych raczej nie znajdziemy stronników wyburzenia (tylko 16%, a 70% opowiada się za pozostawieniem). Ta ankieta, jeszcze bardziej niż wcześniejsza, dotycząca wojny na Ukrainie (93% Łotyszy jest jej przeciwnych, ale wśród rosyjskojęzycznych tylko 52%), unaocznia głębokie pęknięcie w łotewskim społeczeństwie.

Dzień przed opublikowaniem wyników sondażu mer Rygi Mārtiņš Staķis, udzielając wywiadu telewizyjnej Porannej Panoramie, podkreślił, że obecnie nie należy dyskutować „czy zdemontować, tylko jak zdemontować pomnik zwycięstwa”.