Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Barszcz / 20.10.2022
Kuba Benedyczak

Profesjonalista nie bije ludzi bezpłatnie

Boksera Ołeksandra Usyka nie da się nie lubić. Jest fajnym, dojrzałym, inteligentnym mężczyzną. Z dużym poczuciem humoru, który nie wykorzystuje słabości innych. Unika hejtu, internetowych awantur, nawet niespecjalnie reaguje na zaczepki. Jednak i on ma swoje niebezpieczniki.
Foto tytułowe
Ołeksandr Usyk po walce w Polsce w 2016 o tytuł mistrza świata WBO (fot. Shutterstock)

Pod koniec sierpnia, na stadionie Dżuddy – położonego nad Morzem Czerwonym miasta w Arabii Saudyjskiej – odbył się pojedynek o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej w boksie. Była to najważniejsza walka i jedno z najważniejszych wydarzeń sportowych 2022 roku. Z co najmniej dwóch powodów powodów. Łamanych praw człowieka i upadlania kobiet w Arabii Saudyjskiej, co wywołało głosy, że w tym kraju tak ważna walka w ogóle nie powinna się odbyć. Oraz faktu, że naprzeciwko Brytyjczyka Anthony’ego Joshuy stanął Ukrainiec Ołeksandr Usyk, który urósł do rangi symbolu dalece wykraczającego poza sport.

Znaczenie Usyka można porównać do legendarnego amerykańskiego boksera Muhammada Aliego, którego kariera przypadła na okres obalania segregacji rasowej i zdobywania praw obywatelskich przez czarnoskórych Amerykanów, a sam Ali za swą powinność uznał wtedy rolę aktywisty prowadzącego afroamerykańskich braci ku wolności. Najbardziej świetlisty i newralgiczny moment kariery Ołeksandra Usyka przypadł na heroiczną walkę Ukraińców o niepodległość. Usyk wziął na swoje barki misję o wiele ważniejszą niż nokautowanie przeciwników w ringu: rolę ambasadora swego kraju. 35-letni bokser stał się chodzącym neonem ukraińskości.

My, Usyk!

Jeszcze zanim Usyk (100 kg, 191 cm) i Joshua (111 kg, 198 cm) wyszli na ring, ukraiński publicysta portalu sport.ua Walerij Wasilienko napisał artykuł My, Usyk. W pierwszej części tekstu zarzucał bokserowi zagubienie i oderwanie od spraw Ukrainy po aneksji Krymu w 2014 roku: „Na podglebiu aneksji wielu naszych sportowców i funkcjonariuszy państwa nie wahało się pośrednio lub bezpośrednio współpracować z Rosją. Albo wpadało w sieć ich podłego ruskiego miru, który wtedy wydawał się modną religią. Koła młyńskie tego procesu połknęły również Ołeksandra Usyka, który został pozostawiony sam sobie. Urodzony na Krymie i utożsamiający się z Półwyspem, nie mógł nie wiedzieć, co działo się wtedy w jego małej ojczyźnie. A mówiąc obiektywnie, na początku aneksja wywołała wśród Krymczan coś w rodzaju euforii.

Prawdopodobnie stąd wyrastają powiedzenia Usyka takie jak «Krym to Krym» lub «Krym należy do Boga». Nasz mistrz olimpijski trafił również na łono moskiewskiego patriarchatu, a pogłoski o zmianie przez Usyka obywatelstwa ukraińskiego stały się czymś więcej niż tylko pogłoskami”.

Spowodowało to, że Wasilienko oglądał pierwszą walkę Usyka z Joshuą, we wrześniu 2021 roku, bez entuzjazmu. A kiedy wbrew typowaniom – i publicysty, i bukmacherów – Ukrainiec zdecydowanie wygrał, nie popadł w nastrój święta narodowego, tak jak to bywało w przypadku kultowych pojedynków braci Kliczko: „Za daleko był wtedy Usyk od Ukrainy, a Ukraina od Usyka”.
Usyk po walce z Joshuą (fot. Twitter)

Negatywne nastawienie Wasilienki do boksera dotyczyło jednak okresu sprzed rosyjskiej agresji, po której Usyk przeszedł metamorfozę. Zupełnie inne emocje towarzyszyły publicyście, kiedy ukraiński pięściarz pojechał do Arabii Saudyjskiej i przywiózł stamtąd mistrzowski pas. „Dla mnie osobiście druga walka Usyka z Joshuą to coś więcej niż tylko pojedynek bokserski. Znacznie więcej. Teraz stał się symbolem naszego ducha, naszego oporu i naszej woli. Jak dla mnie, jeszcze bardziej oczywistym niż reprezentacja Ukrainy w piłce nożnej lub kijowski [klub piłkarski – przyp. red.] Dynamo. Teraz Ołeksandr jest dla mnie i dla milionów moich rodaków przede wszystkim Ukraińcem, a dopiero potem bokserem”.

Rosyjski wieśniak

Kiedy Usyk zaczynał boksować w 2006 roku, objeżdżając kolejne amatorskie turnieje w państwach byłego sojuza, był typowym rosyjskim wieśniakiem, idealnie wpasowującym się w posowiecki entourage. Zarówno on, jak i jego żona Jekaterina, swą powierzchownością i poczuciem smaku odpowiadali konwencji nowych ruskich lat 90. Zwłaszcza on, wielki facet z typowo rosyjską fryzurą – ogoniastą na tyłach oraz postrzępioną i zachodzącą na czoło. Pod swojski fryz Usyk publicznie wdziewał ortalionowe dresy o żywych barwach, bejsbolówki z napisem „USA”, workowate garnitury albo przetarte jeansy, jakie miewają panowie na techno bibach i koncertach disco polo we Władysławowie. Jeśli dodać do tego, że stukilogramowy Usyk ma mocnego zeza i szalony wzrok postaci z kreskówki, można przypuszczać, że budził respekt w posowieckich knajpach, gdzie zwykło się podawać szaszłyki popijane piwem Baltika.

Wraz z medalami amatorskich turniejów – mistrzostwo Europy wagi półciężkiej w Liverpoolu (2008), mistrzostwo świata wagi ciężkiej w Baku (2011), aż wreszcie mistrzostwo olimpijskie w Londynie (2012) – przeszedł na zawodowstwo i duże pieniądze. Wtedy już za niego oraz za oddaną i obdarzoną idealną figurą żonę Jekaterinę wzięli się zawodowcy – menago, fotografowie, wizażyści i reklamodawcy. Podczas jednej z małżeńskich sesji pan domu w białym szlafroku i z wielkim sikorem na nadgarstku czyta „Financial Timesa”, podczas gdy pani domu w równie śnieżnobiałej co jedwabistej męskiej koszuli – jaką w filmach kobiety zakładają po namiętnym seksie – przystawia do ust męża zdrowe owsiane ciasteczko. Usyk co prawda wypowiada po angielsku zdania pojedyncze złożone, tak więc z pewnością „Financial Timesa” dla przyjemności nie czyta, zdjęcie jednak ma oddawać bogactwo, zdrowie, szczęście, love & passion, a całość ma być wykwintna i sexy. Państwo Usykowie stali się instagramowymi influencerami, choć znacznie mniej nachalnymi – i o dwudziestokrotnie mniejszych zasięgach – niż państwo Lewandowscy.

Od wybuchu wojny oprócz reklam Ołeksandr i Jekaterina wykorzystują swoje konta dla wspierania Ukrainy oraz promowania wszystkiego, co związane z ich krajem. Zwłaszcza ukraińską giełdę kryptowalut.

Pato MMA

Usyk mówi, że po zdobyciu mistrzostwa olimpijskiego odbiła mu palma. „Myślałem, że jestem taki fajny! Nawet pokłóciliśmy się z żoną i rozstaliśmy na moment. Wydawało mi się, że jestem gwiazdą, przybrałem sposób chodzenia i postawę Conora McGregora”. Być może Usykowi na moment woda sodowa uderzyła do głowy, jednak jest dla siebie zbyt surowy, ponieważ diametralnie odróżnia się od irlandzkiej gwiazdy MMA.

McGregor jest tak samo utalentowany, co głupi i szkodliwy. To on uczynił standardem wyzywanie, bójki oraz obrażanie matki, ojca, żony i kraju przeciwnika przed pojedynkiem. To on i jego banda w 2018 roku, przed walką z dagestańskim Rosjaninem Chabibem Nurmagomiedowem, napadli na autobus rosyjskiej ekipy, raniąc kilka osób. Oczywiście McGregor robi to wszystko nie z nienawiści do tych, z którymi ma wejść do oktagonu, lecz dla nakręcania reklamodawców i oglądalności, bo przecież jego Instagram i konferencje prasowe to ruchome reklamy perfum, whisky, odzieży, samochodów, eventów itd. Każda w stylu „jestem bossem i mam wielkiego chuja”. Im więcej osób McGregora zobaczy i o nim usłyszy, tym lepiej dla korporacji i jego konta bankowego.

Styl McGregora spowodował, że dziś ważenie zawodników oraz ich wspólne konferencje prasowe, gdzie podają sobie normalnie ręce, zamiast bić się i wyzywać, stały się wyjątkiem. Publiczność chce widowiska i dopaminy jeszcze przed walką, inaczej wieje nudą, a przecież pan płaci, pani płaci. W dalszej kolejności McGregor i jego naśladowcy zapłodnili takie twory jak freak MMA – gdzie walczą już nie zawodnicy, lecz influencerzy i celebryci – oraz kolejne odmiany pato MMA, czyli walki amatorów-kamikadze z osiedlowych siłowni i szkół walki, którzy okładają się na gołe pięści, w budce telefonicznej albo w ramach pojedynków kiboli pod szyldem klubów piłkarskich, na przykład w formule 4 na 4. Niech o patologii MMA świadczy fakt, że największa i najbogatsza federacja tej dyscypliny UFC ani myśli wykluczać Rosjan po 24 lutego, ponieważ zbyt wielu rosyjskich zawodników znajduje się w czołówce, co naraziłoby federację na straty. Zresztą, skoro UFC nie wykluczyło McGregora po ataku na autobus Nurmagomiedowa, dlaczego mieliby kogokolwiek wydalać z powodu jakiejś tam wojny?

Standardy McGregora i pato MMA wkradły się również do boksu zawodowego, bo i tutaj mamy do czynienia z ogromnymi kwotami pieniędzy. Jednak Ołeksandr Usyk, a wcześniej bracia Kliczko, nigdy się temu nie poddali.

Ukraiński mistrz uwiódł świat ogromnym poczuciem humoru i dystansem do samego siebie. Nigdy nie mówił o sobie jako walczącym lwie czy innym niedźwiedziu, smoku albo tygrysie, ale jako uciekającym króliku. Śmiał się ze swojego zeza oraz wielkiej przerwy między przednimi zębami, i nawet twardym, rosyjskim angielskim na poziomie A2 potrafił rozśmieszyć dziennikarzy z całego świata. Swoich przeciwników, zamiast obrażać, pozdrawiał, szanował i obiecywał im ciężką walkę. Zawsze słowa dotrzymywał. I nigdy, przenigdy nie wywoływał burd ani wdawał się, jak chociażby Andrzej Gołota, w knajpiane bójki, bo jak słusznie zauważył: „Jestem profesjonalistą, nie biję ludzi bezpłatnie”.

Słowem, Usyk nawet jako młody rosyjski wieśniak nigdy nie zatruwał otoczenia toksyczną męskością – odrażającą agrechą jako produktem wizerunkowym i sprzedażowym. A mógłby. Przecież odkąd w 2013 roku wszedł na ring zawodowy, nie przegrał ani jednej walki. Choć podobnie jak bracia Kliczko nie walczy widowiskowo, bo jego siła polega na wytrzymałości, zwinności, doskonałej obronie i nieprzerwanym tańcu na ringu, to znawcy boksu porównują go z najlepszymi w historii dyscypliny. A trzeba dodać, że Usyk nigdy nie walczył uskrzydlony ukraińską publicznością. Zawsze boksował na wrogim terytorium – i zawsze wygrywał. W Polsce zwyciężył Krzysztofa Głowackiego, w USA Michaela Huntera, w Niemczech Marco Hucka, na Łotwie Mairisa Briedisa, w Rosji Murata Gassijewa, w Wielkiej Brytanii Toniego Bellewa, Dereka Chisorę i Anthony’ego Joshuę.

Gdyby przed każdą z tych walk rozkręcał awanturę, jego konto zwiększyłoby się o kolejne zera. Nie reklamowałby ukraińskich kryptowalut, tylko globalne marki samochodów, garniturów i alkoholi. Ale on, przynajmniej na razie, koncentruje umysł na boksowaniu, a nie na rozkręcaniu biznesu.

To wojna tworzy metamorfozy

Skoro Ołeksandr Usyk to szlachetny produkt eksportowy, dlaczego wielu Ukraińców niespecjalnie mu kibicowało? Ponieważ według nich był zbyt blisko Rosji, a przynajmniej nie chciał zrezygnować z rosyjskich powiązań. Jako Krymczanin mówił w języku rosyjskim, twierdząc, że jego ukraiński nie jest dostatecznie czysty. Jeszcze w 2020 roku, kiedy udzielał wywiadu sławnemu ukraińskiemu youtuberowi Dmitrijowi Gordonowi, obaj posługiwali się mową sąsiadów zza wschodniej granicy. Po wybuchu wojny Usyk porzucił jednak język wroga. Podczas wszystkich wywiadów i spotkań z dziennikarzami mówi po ukraińsku. Zrzucił też dotychczasową maskę trefnisia, spoważniał, w końcu mówi o własnym kraju, w którym giną ludzie.
Usyk i prezydent Wołodymyr Zełeński 19.10.22 (fot. Twitter)

Usykowi zarzucano też regularne wyjazdy na Krym i okrągłe formułki na temat Rosji. Faktycznie, po aneksji Półwyspu w 2014 roku i rozpętaniu przez Moskwę wojny w Donbasie, tłumaczenia Usyka stały się absurdalne: „Nie wolno mi jechać na Krym? Jestem tam po każdej walce. Mam tam kibiców, podobnie jak w całej Rosji. W zasadzie nie dzielę naszych narodów, i oni, i my, jesteśmy Słowianami. Nie istnieją między nami przeszkody, te tkwią wyłącznie w ludzkich głowach”. Jeśli dodamy do tego usykowskie aforyzmy w stylu „Krym należy do Boga”, co miałoby „pogodzić” Rosjan i Ukraińców, widać, że Usyk zakłamywał rzeczywistość. O ile jednak trudno usprawiedliwiać zamazywanie tego, że rosyjskie zielone ludziki zamieniają Donbas w dystopię, o tyle trudno mieć pretensje, że chciał odwiedzać rodziców i resztę rodziny mieszkającej na Krymie. A jednak po 24 lutego Usyk zadeklarował, że na Półwysep pojedzie, dopiero gdy ten na powrót stanie się ukraiński.

Jeszcze większa krytyka spadła na niego, gdy w 2018 roku ogłosił, że poleci do Moskwy walczyć z Rosjaninem Muratem Gassijewem o mistrzowskie tytuły czterech federacji. Usyk mówił, że stracił przez to wiele kontraktów i pieniędzy, ale nie żałuje. Z perspektywy czasu widać, że miał rację, ponieważ nie tylko bezdyskusyjnie pokonał Gassijewa. Zakładając mistrzowski pas, ostentacyjnie i prowokująco wobec moskiewskiej publiczności wymachiwał ukraińską flagą, a przecież kampania nienawiści rosyjskiej telewizji wobec „chochłów” szła już pełną parą. Usyk wszedł w sam środek gniazda szerszeni i zaznaczył, kim jest, a do kogo nie należy.

Najważniejszy test przeszedł wraz z wybuchem wojny. Kilka dni po jej rozpoczęciu wrócił z Wielkiej Brytanii do Ukrainy, gdzie bocznymi drogami i z dwoma karabinami w bagażniku przewiózł żonę i trójkę dzieci w bezpieczne miejsce. Następnie wstąpił do armii, gdzie walczył u boku między innymi zawodnika MMA Jarosława Amosowa i boksera Wasyla Łomaczenki. Po miesiącu Usyk, zapewne za sprawą decyzji ukraińskich polityków, wrócił do treningów, aby stoczyć zaplanowaną walkę z Joshuą w Dżuddzie. Można odnieść wrażenie, że otrzymał dwa równorzędne zadania: pokonać Brytyjczyka i robić fejm Ukrainie. Jego nowy image tworzył strój ukraińskich kozaków oraz fryzura atamanów, znana z rycin i filmów, ułożona wedle wzoru: wygolona głowa przykryta niewielkim kosmykiem włosów. Podczas spotkań z dziennikarzami największych mediów na świecie Usyk wyjaśniał, skąd przybywa i co oznacza jego strój, opowiadał o wojnie i cierpieniach swojego kraju. Wszędzie, gdzie się pojawiał, występował „w imieniu swoich ludzi”. Mówił wyłącznie po ukraińsku. Stał się jaskrawo migającym neonem Ukrainy oraz platformą streamingową ukraińskości. 100 kilogramów i 191 centymetrów ukraińskiego soft power.

A przy okazji obronił tytuł mistrza świata.

Zdewociały megaloman

Ołeksandra Usyka nie da się nie lubić. Jest fajnym, dojrzałym, inteligentnym mężczyzną. Z dużym poczuciem humoru, który nie wykorzystuje słabości innych. Unika hejtu, internetowych awantur, nawet niespecjalnie reaguje na zaczepki. Jednak i on posiada swoje niebezpieczniki.

Można się bać o Ołeksandra Usyka za 20 lat. Niepokoi ciągłe trucie o Bogu. Że wszystko to jego wola, że wszystko mu zawdzięcza, i że wszystek marność nad marnościami, a jeśli jutro Usykowie zostaną bez dachu nad głową, to i tak jakoś się ułoży, bo przecież Bóg nad nami czuwa. Zwłaszcza to ostatnie zalatuje kawiorową lewicą, tylko à rebours. Kiedy siedzisz w domu za 300 tysięcy dolarów, łatwo popychać banialuki z ikoną za plecami o tym, że pieniądze nie mają znaczenia. Jeszcze ważniejsze od kawiorowego prawosławia jest to, że za 20 lat Usyk stanie się dewotą. W takiej sytuacji zazwyczaj współczuje się żonie, ale Usyk pozostanie jednak figurą publiczną. Jeśli jego wiara wejdzie w interakcje z manią wielkości boksera, może być nieprzyjemnie. Bo mania wielkości to drugi niebezpiecznik.

Jeśli jesteś geniuszem, a Usyk bez wątpienia geniuszem boksu jest, galaktyczna pewność siebie stanowi twoją nieodłączną cechę. Gdy ukraiński mistrz mówi, że zwycięży niepokonanego mistrza wagi ciężkiej najbardziej prestiżowej federacji WBC, Tysona Fury’ego, który jest od niego o 20 kg cięższy i o 15 cm wyższy, i który pokonał Władimira Kliczkę, to tak musi myśleć geniusz. I musi święcie wierzyć w swoje słowa. Choć jeśli dojdzie do walki, to o zwycięstwo będzie skrajnie trudno.

Jednak kiedy Ołeksandr Usyk zapytany, czy chciałby zostać kiedyś prezydentem Ukrainy, odpowiada przecząco, ale nie z powodu braku kompetencji czy odpowiednich cech charakteru, lecz dlatego, że trzeba sporo jeździć i zostaje niewiele czasu na rodzinę, robi się niezręcznie. Między słowami bokser jasno daje do zrozumienia, że podobnie jak były komik Zełeński byłby doskonałym przywódcą, a to, jak podpowiada doświadczenie ustrojów demokratycznych, prędzej czy później rodzi takich polityków jak Paweł Kukiz, Silvio Berlusconi, Beppe Grillo, Donald Trump czy Jair Bolsonaro. W przypadku Usyka będzie to prawosławny, konserwatywny ultras, niesiony poczuciem własnej nieskończoności. Jeśli tak się stanie, to oby na deputowanym Rady Najwyższej się skończyło.

Poeta, tylko głowa nie ta

Usyk uważa, że podobnie jak Muhammad Ali – także nieustannie trujący o Allahu – boksuje po to, by przekazywać światu ważniejsze rzeczy: słowo boże, filozofię życia, historię Ukrainy czy swoją poezję. I oczywiście każdą z tych rzeczy robi doskonale. Jest kimś więcej niż bokserem i posiada specjalną misję. Jak napisał magazyn „Rolling Stone”, twórczość muzyczną Aliego można potraktować jako pierwsze próby hiphopowe, które potem wpłynęły na Run-DMC, LL Cool J, Kanye Westa, a nawet Jay-Z i Kendricka Lamara, a jego riposty, sentencje i opinie były tak samo zwinne i błyskotliwe, jak Ali w ringu.

Aforyzmy Ukraińca brzmią natomiast jak animistyczno-panteistyczny Paolo Coelho: Gdy wchodzę do ringu, to czuję się wolnym człowiekiem. Jak ptak, który fruwa nad polem, przepięknym polem. Czuję się, jakbym szybował nad Siczą Zaporoską. Z kolei wiersze to coś w rodzaju romantycznej poezji ojczyźnianej na poziomie konkursu dla uczniów szkół średnich w miejskim domu kultury.

Jesteś dla mnie jedyną

niezwykłą matką

Silną i otwartą opiekunką i siostrą

Drogą nam wszystkim

moją Ukrainą

Twój język to śpiewna i swobodna dusza

Ogrzewasz nas wszystkich i trzęsiesz się z zimna

Chcę żebyś żyła wiecznie

I będę się modlił o ciepłe dni dla ciebie

Moja niebiesko-żółta kraino.


Muhammad Ali poświęcił najlepsze lata swojej kariery na sprzeciw obywatelski, czyli odmowę udziału w wojnie w Wietnamie i aktywizm polityczny na rzecz upodmiotowienia czarnoskórych Amerykanów. Przez pięć lat blokowano mu licencję bokserską. Usyk mimo wszystko żyje w dobrobycie, walczy i trenuje. Nie złożył swojej kariery na ołtarzu obywatelskiego nieposłuszeństwa. Szacuje się, że dzięki międzynarodowej działalności filantropijnej Aliego po zakończeniu kariery udało się wyżywić ponad 20 milionów ludzi, głównie w Afryce. Z tego powodu prezydenci USA angażowali byłego boksera w misje dyplomatyczne w krajach muzułmańskich, zresztą bez większego sukcesu, jak choćby w 1991 roku podczas wojny w Zatoce Perskiej, kiedy spotkał się z Saddamem Husajnem.

Kiedy przed wyjazdem do Dżuddy zapytano Usyka o sportwashing arabskiego reżimu, czyli wybielanie dyktatorów za pomocą sportu, uciął krótko: „Jestem tu ze względu na boks. Od mojej drugiej walki z Ruizem otwarto tu 49 nowych sal treningowych, gdzie dzieci mogą boksować”. Otwieranie sal treningowych to, jak wiadomo, potężne wyrzeczenie dla bogatych władz saudyjskich, siedzących na ropie naftowej. Pewnie dlatego, że od ust sobie odejmują, na pięć dni przed walką skazali na 34 lata więzienia aktywistkę Salmę al-Shehab. Za co? Za twittowanie niezgodne z polityką władz. O poćwiartowaniu dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego trzy lata wcześniej nie wspominając.

Oczywiście również Mahammad Ali walczył w kraju krwawych dyktatorów. Jego słynny pojedynek z Georgem Foremanem z 1974 roku odbył się w Demokratycznej Republice Konga Mobutu Sese Seko, którą skorumpowany tyran oglądał z rezydencji, ponieważ w swoim własnym kraju bał się zamachu na życie. Podczas działalności dobroczynnej Ali wielokrotnie spotykał się z dyktatorami krajów islamskich. Zazwyczaj służyło to jednak większej sprawie, jak pomoc humanitarna czy uwolnienie więźniów.

Wąska perspektywa Ołeksandra Usyka kłuje w oczy, bowiem jego kraj został napadnięty przez Władimira Putina, dyktatora podobnego do saudyjskiego władcy Muhammada ibn Salmana. I Putin, i Salman siedzą na petrodolarach, torturują i zamykają ludzi w więzieniach za najmniejszy odruch sprzeciwu, obaj też stworzyli reżimy wobec Europy wrogie.

Z drugiej jednak strony może się okazać, że Usyk znowu miał rację. Działał w imię swojego kraju. Dostał zadanie informowania świata o nieszczęściu Ukrainy. Nawet jeśli jego słowa o otwartych salach treningowych są równie śmieszne jak te o słowiańskim pokrewieństwie Ukraińców i Rosjan, to nie będzie narażał na szwank swojej misji dla nieznanej mu saudyjskiej aktywistki. Tak ostatecznie wygląda dorosłość polityczna, zwłaszcza w czasach wojny. No właśnie, polityka. Byleby on nie szedł w politykę, bo trzeba będzie parafrazować słowa Kisiela o Michniku: „Znany wszystkim, zabawny człowiek, ciekawy, bardzo odważny, z charakterem. Czy jest to wielka głowa polityczna – to mam wątpliwość.

Dr Kuba Benedyczak, dziennikarz i analityk zajmujący się Rosją i Europą Wschodnią. Współpracuje.in.. z Radiem 357 i „Nową Europą Wschodnią” oraz wykłada na Uniwersytecie Warszawskim.

Inne artykuły Kuby Benedyczaka

Natomiast jest błyskotliwy niezwykle, no i odważny, w ringach się nawalczył. Nieustępliwy. Tylko że on się teraz bawi polityką”.

Tymczasem pozostaje życzyć Usykowi powodzenia w walce z olbrzymem Tysonem Furym, nazywanym cygańskim królem. On także pozostaje niepokonanym geniuszem boksu. Tak ciężkiego pojedynku Usyk jeszcze nie przeżył.