Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Sotnia / 17.11.2022
Nikodem Szczygłowski

Wolny Chersoń. Koniec snów o Noworosji

11 listopada został wyzwolony Chersoń – jedyne większe miasto obwodowe Ukrainy, które na początku marca udało się zająć Rosjanom. Przeszli tu z Krymu przez przesmyk Perekopski, podobnie jak uczyniła w listopadzie 1920 roku Armia Czerwona podczas tzw. Operacji Perekopsko-Czongarskiej, kiedy bolszewicy zaatakowali Krym i położyli kres Białej Armii generała Wrangla broniącej półwyspu jako swojego ostatniego przyczółku.
Foto tytułowe
(fot. Twitter)

Wydarzenia te opisał w swojej sztuce Ucieczka Michaił Bułhakow – autor m.in. popularniejszej Białej Gwardii, powieści o wydarzeniach 1918 roku w Kijowie, napisanej z punktu widzenia zwolenników rosyjskiego monarchizmu, którzy nieprzychylnie (podobnie jak sam autor) spoglądali na ukraińską rewolucję i próby ustanowienia ukraińskiej państwowości w postaci Hetmanatu czy też Dyrektoriatu Ukraińskiej Republiki Ludowej z Symonem Petlurą na czele.

Rodzina Bułhakowów mieszkała w sercu starego Kijowa, przy ulicy Zjazd Andrijewski, pisarz miał również daczę w podkijowskiej Buczy, znanej ostatnio przez zbrodnię popełnioną tam przez Rosjan na ludności cywilnej. Przy Zjeździe Andrijewskim od lat funkcjonuje muzem Bułhakowa, a na budynku w Buczy wisiała tablica pamiątkowa.

Obecnie, co najmniej od kilku miesięcy w środowisku ukraińskich intelektualistów trwa dyskusja na temat spuścizny literackiej Bułhakowa: czy należy mu się muzeum w centrum stolicy Ukrainy oraz jak należy traktować jego twórczość, przez wielu uważaną za przykład rosyjskiego imperializmu i wielkoruskiego szowinizmu.

We wspomnianej sztuce Bułhakowa, skonstruowanej jako szereg snów, jest epizod, w którym jeden z dowódców armii Wrangla, Roman Chludow, w ten oto sposób komentuje sytuację w tzw. Północnej Taurydzie (czyli ziemiach na lewym brzegu Dniepru na północ od przesmyku Perekopskiego) jesienią 1920 roku: „Sytuacja na froncie? A jak może wyglądać sytuacja na froncie? Co za bezsensowne pytanie? Z dział strzelają, wiecie, a dowódcy frontu kadzący piecyk pod nos podsunęli, posiłki z Kubania mi głównodowodzący podesłał w prezencie, a oni – proszę was – bosi są. Żadnej restauracji ani dziewczynek! Umrzeć można z nudów. Siedzimy więc tu na taboretach, niczym papugi. (Zmienia intonację, syczy). Sytuacja, mówi pan? Panie Korzuchin, proszę pojechać do Sewastopola i powiedzieć tam, żeby gnidy tyłowe już zaczęły pakować walizki! Czerowni jutro będą tutaj!”

Nie wiem, czy zanim dumni z rodzimej literatury dowódcy Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej zaczęli uciekać z Chersonia na lewy brzeg Dniepru, czytali kiedykolwiek Ucieczkę Bułhakowa. Prawdopodobnie marząc wcześniej o zajęciu Ukrainy „w ciagu trzech dni”, oglądali jeden z filmowych projektów propagandowych Agencji Filmowej Federacji Rosyjskiej – serial Biała Gwardia w reżyserii Siergieja Snieżkina z 2012 roku. Korzystając z tekstu Bułhakowa, serial ten uwypukla rosyjską narrację o rzekomej „sztuczności” ukraińskiej państwowości, z kolei ukraińskie walki narodowo-wyzwoleńcze z lat 1918–1920 pogardliwie przedstawia w wyjątkowo czarnym świetle, ustami bohaterów określając je jako „nędzną operetkę” i „śmieszną awanturę”.

Dwa lotniska

Jedną z głównych postaci w serialu – porucznika Myszłajewskiego – zagrał rosyjski aktor Michaił Poreczenkow, który zasłynął podczas walk o lotnisko w Doniecku w 2014 roku. Zjawił się wówczas na linii frontu, po stronie tzw. „separatystów”. Na nagraniu z jego udziałem widzimy aktora z założonym hełmem i kamizelką kuloodporną z napisem „PRESS”, jak z uśmiechem strzela z karabinu maszynowego z pozycji bojowników tzw. DRL do ukraińskich obrońców lotniska.

Bronione przez nieliczne jednostki ukraińskie przez 242 dni lotnisko w Doniecku – aż zostało niemal całkowicie zniszczone w wyniku ostrzału – stało się wówczas symbolem niezłomności i hartu ducha Ukraińców. Obrońców lotniska nazwano „cyborgami”.

Dziś wszystko wskazuje na to, że postawa mieszkańców Chersonia, którzy na wiosnę licznie wychodzili na protesty przeciwko okupacji, stanie się kolejnym symbolem tej tragicznej wojny – podobnie jak przykładowo historia Czornobajiwki, niewielkiej miejscowości na północ od miasta, obok której położone jest chersońskie lotnisko.

24 lutego 2022 roku, czyli pierwszego dnia inwazji rosyjskiej na Ukrainę, nastąpił atak rakietowo-bombowy wojsk rosyjskich na lotnisko pod Chornobajiwką (równocześnie z atakami na inne lotniska w kraju, w tym stołeczny międzynorodowy port lotniczy w Boryspolu). 27 lutego rosyjskie oddziały zajęły wojskowe magazyny zaopatrzenia w Czornobajiwce, a następnie przebrane w ukraińskie mundury wkroczyły do Chersonia, udając żołnierzy Ukraińskich Sił Zbrojnych.

Podczas zaciekłych walk o lotnisko Ukraińcy dwudziestoośmiokrotnie (do 14 sierpnia) przeprowadzali udane uderzenia na pozycje wroga. Według przechwyconych rozmów żołnierzy rosyjskich na samą wzmiankę o Czornobajiwce okupanci masowo odmawiali przejścia do ofensywy na tym kierunku. Ze względu na stale powtarzające się niszczenie rosyjskiego sprzętu na terenie miejscowości, Czornobajiwka stała się ukraińskim memem internetowym, który znalazł szerokie odzwierciedlenie w kulturze popularnej.

Stolica arbuzów

Do wojny Chersoń był znany przede wszystkim z wyjątkowo płodnych ziem przy rozlewiskach Dniepru, na których hodowano prawdopodobnie najlepsze w Ukrainie owoce i warzywa – melony, pomidory, a zwłaszcza arbuzy, które urosły do rangi symbolu miasta i regionu.
Arbuz z Chersonia (fot. Twitter)

Słynne arbuzy z Chersonia były nie tylko cenione na Ukrainie, ale także importowane za granicę – m.in. na Litwę, do Estonii, na Łotwę, do Polski, Niemiec, Rumunii i Danii. W 2019 roku z regionu wyeksportowano 4,7 tysięcy ton arbuzów o wartości prawie miliona dolarów. Znane (również w Polsce) były także lokalne przetwory – chociażby keczupy i sosy firmy Czumak.

Chersońskie arbuzy (obok Czarnobajiwki) również należą do kanonu wojennych memów tworzonych przez Ukraińcow w kontekście walk o Chersoń. Przykładowo prezentowano zdjęcia uśmiechniętego generała Wałerija Załużnego – dowódcę naczelnego Ukraińskich Sił Zbrojnych – z uśmiechem jedzącego arbuza. Przesłanie było aż nadto wymowne.

Utopia Trzeciego Rzymu

Chersoń jako miasto położone w dolnym biegu Dniepru, w pobliżu ujścia rzeki do morza Czarnego powstał w drugiej połowie XVIII wieku, w ramach tzw. „Greckiego projektu” Grigorija Potiomkina. Ten pomysłodawca projektu tzw. Noworosji w 1778 roku nadał prawa miejskie osadzie nad Dnieprem i nazwał ją Chersoniem, nawiązując w ten sposób do dawnej kolonii hellenistycznej Chersones – antycznego polis greckiego na Krymie.

Była to kolonia Miletu, w okresie hellenistycznym prężny ośrodek handlowy. Starożytną nazwę Chersonesu wykorzystywano na określenie całego Półwyspu Krymskiego – stąd też używany później termin Tauryda Chersońska. Antyczny Chersones był także miejscem przyjęcia chrztu w 988 roku przez księcia ruskiego Włodzimierza I Wielkiego, czyli symbolicznego chrztu całej Rusi. Ruiny miasta znajdują się obecnie w granicach administracyjnych Sewastopola.

Twórcy imperialnej narracji Rosji na przełomie XVIII i XIX wieku chętnie sięgali po rozmaite motywy, które z założenia miałyby nadać imperium jak najstarszy i szlachetniejszy rodowód. Podkreślano więc rzekome historyczne związki, które łączyły imperium Romanów – jako „spadkobiercę” Rusi Kijowskiej – z Bizancjum, w ten sposób legitymizując m.in. ich oficjalną teorię o Moskwie jako o „trzecim Rzymie”. W tym sensie ziemie, które Rosja carska zdobyła podczas wojny z Turcją w latach 1768–1774, miały kluczowe znaczenie, gdyż pozwalały sięgnąć po zabytki kultury hellenistycznej, których na terenach jak dotąd będących w posiadaniu carów po prostu nie było. Równolegle intensywnie wymyślano Noworosję, która miała przywrócić „swoje” antyczne dziedzictwo.

Projekt Noworosji Potiomikina zakładał m.in. kolonizację słabo zaludnionych terenów północnego wybrzeża morza Czarnego w celu nadania im „rosyjskiego charakteru” i „integrację z imperium Rosyjskim”. Czasami owo nadawanie „rosyjskiego charakteru” naddnieprzańskim stepom w okolicach Chersonia przybierało dość osobliwe formy. Taki przykład stanowi historia Szwedów z wyspy Dago.

Szwedzi z estońskiej wyspy w nadczarnomorskich stepach

W 1721 roku Rosja ostatecznie przejeła kontrolę nad Liwonią, a tzw. Pokój Nystadski zakończył Wojnę Północną i zatwierdził panowanie Rosji nad wschodnią częścią Bałtyku, kładąc jednocześnie kres szwedzkim snom o potędze i Bałtyku jako „morzu wewnętrznym”. Jednym z tragicznych – i nieznanych szerzej – skutków tego traktatu stał się cichy dramat Szwedów z wyspy Dago (obecnie należąca do Estonii wyspa Hiuma). Do jej przejścia pod panowanie rosyjskie pozostawali oni najliczniejszą grupą etniczną na wyspie, na mocy ukazu carycy Katarzyny II zostali później przymusowo przesiedleni na podbite właśnie przez Rosję ziemie południowej Ukrainy – w okolice Chersonia, w ramach realizacji projektu „Noworosja”.

W 1782 roku rozpoczął się exodus mieszkańców północnej bałtyckiej wyspy w nadczarnomorskie stepy chersońskie. Ponad połowa przesiedleńców nie wytrzymała trudów wędrówki. Reszta zastała na miejscu goły step i palące południowe słońce, klimat, do którego nie byli przyzwyczajeni. Zawziętość, upór, ciężka praca oraz luterańska postawa pozwoliły jednak Szwedom z Dago ułożyć sobie nowe życie na południu, założona przez nich osada została nazwana w dialekcie języka szwedzkiego, którego używali jeszcze na początku XX wieku, Gammölsvänskbi, w języku niemieckim (bowiem później dołączyli do nich także koloniści niemieccy) znana jest również pod nazwą Altschwedendorf.

Przesiedleńcy powrócili do tradycyjnego – za czasów swojego pobytu na wyspie – rybołówstwa, korzystając z pobliskiego sąsiedztwa rozlewisk Dniepru, i czule pielęgnowali tradycje przyniesione z północy, nie zważając na wyjątkowo niesprzyjające okoliczności, brak szkolnictwa we własnym języku, a nawet pastora. Na początku XIX wieku w bezpośrednim sąsiedztwie wsi przesiedlono również Niemców, którzy założyli własne kolonie Schpangendorf, Muhlhausendorf i Klosterdorf, które z czasem, rozrastając się, wchłonęły szwedzką osadę.

W 1862 roku – dzięki pomocy pieniężnej ze Szwecji – w miejscowości, która obecnie nazywa się Zmijiwka (znana również jako Staroszwedśke) – został otwarty luterański zbór szwedzki. Mieszkańcy wsi przetrwali dwie wojny światowe i komunizm, w latach 20. XX wieku część z nich wyemigrowała do Szwecji, gdzie osiedliła się na wyspie Gotland (część rodzin wróciła jednak do Gammölsvänskbi).

W marcu bieżącego roku również Zmijiwka znalazła się pod okupacją rosyjską. Można jedynie sobie wyobrazić, czego doświadczyli mieszkańcy, kiedy do wsi wkroczyli żołnierze rosyjscy, którzy widzieli tablice informacyjne z napisami po ukraińsku i staroszwedzku oraz godło gminy w kolorach błękitno-żółtych (barwach zarówno ukraińskich, jak i szwedzkich). Wójt gminy Zmijiwka Ołeksandr Kozak został porwany przez okupantów i jego los wciąż nie jest znany.

Wyzwolenie

Dziś świat obiegły obrazki z Chersonia i miejscowości regionu, do których wkraczają jednostki Sił Zbrojnych Ukrainy – uradowani mieszkańcy, kwiaty, morze błękitno-żółtych flag; w centrum Chersonia zawisła (obok ukraińskiej) również flaga Unii Europejskiej.

Podobnie jak w przypadku innych terenów, które znajdowały się pod okupacją, o skali zbrodni popełnionych przez Rosjan dowiemy się dopiero po jakimś czasie. Los niektórych mieszkańców miasta już niestety jest znany.

Denys Myronow oraz Witalij Łapczuk – mieszkańcy Chersonia, którzy w pierwszych dnia wojny bronili swojego miasta w szeregach miejscowej Obrony Terytorialnej, 27 marca zostali uprowadzeni ze swoich domów przez Rosjan i przez dłuższy czas ich los był nieznany. Teraz – jak donosi Radio Swoboda – już wiemy, że byli długo i systematycznie katowani, a następnie ich ciała wrzucono do Dniepru. Takich historii zapewne są setki, miasto dopiero czeka na to, żeby każda z nich została opowiedziana, a imiona każdego z zamordowanych przez Rosjan – odpowiednio upamiętnione.

Pozbawione energii elektrycznej, wody bieżącej i łączności miasto musi najpierw wrócić do normalności.

Rosjanie przed wycofaniem się na lewy brzeg Dniepru wywieźli z Chersonia wszystko, co się dało, wysadzili w powietrze obwodowe przedsiębiorstwa energetyczne i wodociągowe, w celu zatuszowania swoich przestępstw spalili areszt śledczy, wysadzili linie energetyczne, zniszczyli także jedyny wciąż istniejący most Antonowa przez Dniepr na północ od miasta. Jednocześnie Federacja Rosyjska wciąż deklaruje, że Chersoń „jest miastem rosyjskim”, jego mieszkańców określa jako „Rosjan”, zaś jako „tymczasową” siedzibę własnej „administracji obwodowej” ogłoszono miasto Geniczesk na południu obwodu chersońskiego nad morzem Azowskim, które zostało zajęte jeszcze w pierwszym dniu inwazji.

Południowa granica Wielkiego Księstwa Litewskiego

Nie zdążyłem przed wojną pojechać do Chersonia. Pod koniec lata 2020 roku byłem we Lwowie, gdzie próbowałem zrozumieć, jak restrykcje pandemiczne i zamknięcie granic wpłynęły na kondycję turystyki ukraińskiej w tym najbardziej turystycznym mieście kraju. Wówczas wydawało się, że COVID-19 to największe wyzwanie, z którym musiała się zmierzyć branża turystyczna, o czym mówili moi rozmówcy – menedżerowie lotnisk i hoteli, właściciele restauracji i biur podróży, przewodnicy turystyczni i piloci wycieczek. Rozmawialiśmy też o możliwościach, których należy poszukiwać. Rzeczywiście, na tle wielu krajów UE sytuacja w Ukrainie wówczas wyglądała nieco inaczej: pomimo braku bezpośredniej pomocy ze strony państwa dla branży turystycznej, hotelarskiej czy gastronomicznej w kraju notowano wzrost połączeń lotniczych, zarówno krajowych, jak zagranicznych. Na lwowskim lotnisku otwierano kolejne połączenia krajowe, m.in. do Chersonia.

Rozmawiałem wówczas z Orestem Zubem – blogerem, podróżnikiem, honorowym ambasadorem miasta, który zalicza się do tzw. cyfrowych nomadów. Pytałem go wtedy, co sądzi o wdrażanym akurat w życie projekcie „Podróżuj Ukrainą” i czy w jakiś sposób to może pomóc rozwinąć turystykę krajową w Ukrainie.

– Jest to oczywiście pozytywne zjawisko, że ludzie zaczynają aktywniej zwiedzać różne miejsca w swoim własnym kraju – w pewnym stopniu zmuszeni do tego przez zaistniałe okoliczności pandemiczne – mówił mi Orest. – Gdyby nie pandemia i zamknięte granice, prawdopodobnie ze Lwowa w dalszym ciągu nie byłoby bezpośredniego połączenia lotniczego do Chersonia i raczej bym tam jeszcze długo nie wybrał. A teraz niespełna godzina lotu i jestem na miejscu. Miałem więc okazję nie tylko zwiedzić samo miasto, ale tez zobaczyć wiele innych ciekawych rzeczy w okolicy, na przykład wybrałem się na wyspę Dżaryłgacz. Na własne oczy nareszcie mogłem też zobaczyć słynne Piaski Aleszkowskie, park narodowy obejmujący rozległy obszar wydm piaszczystych na lewym brzegu Dniepru. Można się tam poczuć jak na prawdziwej pustyni. Z kolei niedaleko miasta Nowa Kachowka znajduje się najwęższe miejsce w dolnym biegu Dniepru, stoi tam pochodząca z XIV wieku wieża obronna, od imienia wielkiego księcia litewskiego Witolda zwana Witowką, która wyznaczała najdalej wysunięte na południe rubieże Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wydaje mi się, że właśnie takie miasta jak Chersoń mogą skorzystać z zainstniałej sytuacji i zacząć również stawiać na rozwój turystyki.

Koniec „Rosji na zawsze”

Czytałem wczoraj ten wywiad i myślałem o miejscach, o których mówił Orest. O zniszczonym lotnisku chersońskim, o Nowej Kachowce, o Dżaryłgaczu, który wciąż jest w rękach Rosjan, o mieszkańcach Zmijiwki, o tym, jak w centrum Chersonia wywieszają ukraińskie flagi i zrywają rosyjskie propagandowe bilbordy oznajmiające, że „Rosja jest tu na zawsze”.
Nikodem Szczygłowski - podróżnik, pisarz, eseista, reporter. Absolwent Archeologii śródziemnomorskiej Uniwersytetu Łódzkiego i CEMI - Central European Management Institute w Pradze. Biegle włada językiem litewskim i słoweńskim, znawca kultury słoweńskiej. Laureat nagrody za osiągnięcia w publicystyce Ministerstwa Kultury Republiki Litewskiej (2020).

Więcej artykukłów Nikodema Szczygłowskiego

Myślałem o tym wtedy, stojąc nad płytą z napisem „Ruski”, myślę o tym również dziś, zastanawiając się nad tym, ilu jeszcze ludzi, wyekwipowanych w archaiczne mundury, kirzowe buty, parciane worki zamiast plecaków, hełmy wzoru czasów II wojny światowej, bez środków ochrony i nieśmiertelników – ilu z nich musi jeszcze zginąć już nie w Galicji, lecz w stepach nadczarnomorskich i nadazowskich oraz wśród hałd Donbasu za „cara” i jego urojone fantazje o „wyzwoleniu” kolejnych Słowian.

Do wojny znaczna część mieszkańców Chersonia mówiła po rosyjsku – podobnie jak w innych miastach południowego wschodu Ukrainy. Po ostatnich ośmiu miesiącach okupacji „Rosja na zawsze”, która przyszła na te ziemie, przynosząc ze sobą kolejne obłudne kłamstwa, zbrodnie, biedę, głód, śmierć i ludzkie nieszczęście, skończyła się tu jednak definitywnie. Oglądając zdjęcia z miasta, które zostało nazwane, aby upamiętnić antyczne dziedzictwo północnych wybrzeży morza Czarnego, w miejscu, które stanowiło kiedyś najdalej wysunięty na południe przyczółek Wielkiego Księstwa Litewskiego, na usta mi się ciśnie komentarz: „Proszę państwa, 11 listopada 2022 roku w Chersoniu skończyła się «Rosja na zawsze»”.