Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Moscoviada > Kreml / 11.12.2022
Agnieszka Bryc

Pokojowe Nagrody Nobla przeciwko reżimowi Putina

W sobotę, 10 grudnia w Oslo uroczyście wręczono Pokojowe Nagrody Nobla. Choć oznaczają one najwyższe możliwe uhonorowanie obrońców praw człowieka sprzeciwiających się reżimom Władimira Putina i Alaksandra Łukaszenki, zostały przyjęte ze smutkiem, pomimo wspaniałej oprawy ceremonii rozdania. Życie i pracę laureatów co najwyżej utrudnią.
Foto tytułowe
Ceremonia wręczania nagród. Smutek na twarzach Natalii Pinczuk, żony Alesia Bialackiego, Jana Raczyńskiego oraz Ołeksandry Matwijczuk (fot. za Twitter)

Co łączy daty 7 października i 10 grudnia? Pokój oraz prezydent Rosji.

7 października 2022 roku Komitet Noblowski przy norweskim parlamencie wyróżnił w tym roku obrońców praw człowieka sprzeciwiających się dyktaturze Putina. A stało się to w dniu 70. urodzin Władimira Władimirowicza.

Nie to jednak wpłynęło na decyzję Komitetu, a wojna. Laureatów wybrano w ósmym miesiącu rosyjskiej napaści na Ukrainę. W tym czasie zdążyły się wydarzyć zbrodnie wojenne, jak mord cywilów w Buczy, armia rosyjska zrównała z ziemią Mariupol, miliony przechodziły przez obozy filtracyjne, a doniesienia o torturach na ukraińskich jeńcach były codziennością.

10 grudnia, w rocznicę śmierci Alfreda Nobla, laureaci jego nagrody uczestniczyli w uroczystej ceremonii wręczenia medali.

Komitet Noblowski uhonorował instytucje i działaczy z trzech państw, których dzieli dzisiaj front, a łączy walka o prawa człowieka. Rosyjskie stowarzyszenie „Memoriał”, ukraińskie Centrum Wolności Obywatelskich oraz białoruski więzień polityczny i założyciel Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiosna” Aleś Bialacki. „Reprezentują oni społeczeństwo obywatelskie w swoich krajach. Przez lata promowali prawo do krytyki władz i obrony podstawowych praw obywateli. Podjęli wybitne wysiłki w celu udokumentowania zbrodni wojennych, łamania praw człowieka i nadużywania władzy. Razem pokazują znaczenie społeczeństwa obywatelskiego dla pokoju i demokracji” – uzasadnił decyzję Komitet Noblowski.
(fot. Twitter)

Laureaci

7 października Jan Raczyński, prezes zarządu „Memoriału” wraz ze znaczną częścią swojego zespołu znajdował się w moskiewskim sądzie, gdzie zapadł wyrok o wywłaszczeniu na rzecz państwa budynku w centrum Moskwy, w którym organizacja przez wiele lat miała swoją siedzibę i gdzie znajduje się unikalne archiwum dokumentów ponad 3 milionów ofiar terroru stalinowskiego. Nie bez powodu „Memoriał” powszechnie był określany mianem „sumienia Rosji” – przez ponad 30 lat przypominał o zbrodniach stalinowskich, gułagach, Katyniu, a także o współczesnych zbrodniach wojennych w Czeczenii. Jednym z jego założycieli był akademik i laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 1975 roku Andriej Sacharow. „Memoriał” przeżył więc upadek imperium radzieckiego, nie przetrwał próby odbudowy imperium Putina.

Prawie dekadę temu stowarzyszenie trafiło na czarną listę władz jako „zagrożenie dla społeczeństwa”. W 2014 roku Centrum Praw Człowieka „Memoriału” otrzymało status agenta zagranicznego, a dwa lata później ten wątpliwy zaszczyt spotkał całe Międzynarodowe Stowarzyszenie Historyczno-Oświatowe, Dobroczynne i Obrony Praw Człowieka „Memoriał”. Status agenta zagranicznego służy władzom w zasadzie wyłącznie po to, aby etykietować wrogów państwa. Otrzymują go wszyscy, którzy czerpią jakiekolwiek dochody z zagranicznych źródeł. W przypadku „Memoriału”, który niejednokrotnie zdobywał zagraniczne granty naukowe na badania historyczne i promowanie praw człowieka, a także otwarcie mówił o zbrodniach stalinowskich i putinowskich, zderzenie z Kremlem było jedynie kwestią czasu.

Ostateczna likwidacja decyzją Sądu Najwyższego nastąpiła w grudniu ubiegłego roku. W dwa miesiące przez inwazją na Ukrainę i równolegle ze sfingowanym procesem jednego z historyków „Memoriału”, szefa karelskiego oddziału Jurija Dmitrijewa, który w procesie na zlecenie polityczne został oskarżony o pedofilię i skazany na 15 lat ciężkiej kolonii karnej. Sąd Najwyższy uznał zarzut prokuratora, że „Memoriał” „tworzy kłamliwy obraz ZSRR jako państwa terroru, uniewinnia i rehabilituje nazistowskich przestępców”. Prokurator pytał też retorycznie: „Dlaczego my, potomkowie zwycięzców, mamy oglądać próby rehabilitacji zdrajców ojczyzny?”.

Likwidacja „Memoriału” pozwoliła Putinowi nie ukrywać, że wraca do totalitaryzmu. Jeszcze wcześniej maska opadła u jego sojusznika, czyli Alaksandra Łukaszenki. W sierpniu 2020 roku tak bardzo sfałszował wyniki wyborów prezydenckich, że Białorusini masowo sprzeciwili się, wychodząc na ulice. W protestach wziął udział także Aleś Bialacki, który „poświęcił swoje życie na rzecz promocji demokracji i pokojowego rozwoju w swoim kraju”, jak swoją tegoroczną decyzję uzasadniał Komitet Noblowski.

Bialacki to jeden z inicjatorów ruchu demokratycznego jeszcze w połowie lat 80., a więc w czasach pieriestrojki Michaiła Gorbaczowa (zresztą laureata Pokojowej Nagrody Nobla z 1990 roku). W dwa lata po objęciu fotela prezydenta przez Łukaszenkę pomagał założyć organizację broniącą więźniów politycznych „Wiosna” i badającą zbrodnie reżimu wobec własnego narodu. Władze wielokrotnie próbowały uciszyć Bialackiego, był więc więziony od 2011 do 2014 roku, a po masowym zrywie w 2020 roku ponownie trafił do aresztu, gdzie jest jednym z prawie 1400 więźniów politycznych.

Wątpliwa trójca

„Poprzez swoje konsekwentne działania na rzecz wartości humanistycznych, antymilitaryzmu i zasad prawa, tegoroczni laureaci ożywili i uhonorowali wizję Alfreda Nobla dotyczącą pokoju i braterstwa między narodami – wizję najbardziej potrzebną w dzisiejszym świecie” – skomentował swoją decyzję Komitet Noblowski. W odróżnieniu od jego członków, braterstwo to z trudem dostrzegają sami laureaci. Z perspektywy ukraińskiej pozostaje gorzki smak tego, że działacze w ich kraju – znajdującym się na zupełnie innej, demokratycznej trajektorii politycznej aniżeli Moskwa i Mińsk – są wciąż wrzucani do jednego worka z działaczami zajmującymi się reżimami prezydenta Rosji Władimira Putina i Białorusi Alaksandra Łukaszenki. W ten sposób Komitet „promuje destrukcyjną tezę o osławionej «trójcy narodów słowiańskich», o której rosyjska propaganda nieustannie mówi globalnej opinii publicznej” – pisał na swoim twitterze Mychajło Podolak, doradca Szefa Kancelarii Prezydenta Ukrainy.
Ołeksandra Matwijczuk, szefowa Centrum Wolności Obywatelskich (fot. Twitter)

Olga Rudenko, redaktorka naczelna „Kyiv Independent”, uważa za błąd, że Komitet nie zdecydował się przyznać nagród indywidualnie. „To wyjątkowo nieczułe w czasach, gdy Rosjanie zabijają Ukraińców z pomocą Białorusinów” – mówiła. Stanowiska Komitetu broniła jednak jego szefowa Berit Reiss-Andersen, podkreślając, że nagroda nie jest przyznawana państwom: „Czasami wysiłek na rzecz pokoju leży po stronie społeczeństwa obywatelskiego, a nie tylko ambicji państwowych. Pokój jest życzeniem i osiągnięciem, które wiąże się z wartością, na którą pracują wszyscy laureaci: przeciwdziałanie okrucieństwom, zbrodniom wojennym i praworządności” – mówiła. Natomiast „lekceważenie tych wartości jest również częścią przyczyny tej wojny i agresji. Właśnie w tych czasach jest to bardzo ważne przypomnienie” – podkreślała.

Centrum Wolności Obywatelskich, które od 2007 roku zajmuje się promowaniem praw człowieka i demokracji w Ukrainie, po inwazji Rosji w lutym 2022 roku skoncentrowało się na dokumentowaniu rosyjskich zbrodni wojennych przeciw ukraińskim cywilom. Szefowa Centrum, Ołeksandra Matwijczuk, przyznawała, że całkowicie rozumie wątpliwości swoich rodaków, którzy bronią się przed agresją Rosji oraz Białorusi, a dla których przyjęcie nagrody wraz z Białorusinami i Rosjanami może być postrzegane jako forma zdrady Ukrainy. „Rozumiałam reakcję ludzi. To zbyt bolesne dla nich […] Musimy jednak wykorzystać każdą okazję, każdą nagrodę, by mówić o Ukrainie, by zaprowadzić sprawiedliwość” – mówiła 9 grudnia w rozmowie z „Politico”. Zwłaszcza, że – jak podkreślała następnego dnia w wywiadzie dla Radia Swoboda – „w ciągu tych wszystkich ośmiu lat wysłaliśmy dziesiątki raportów do ONZ, OBWE, Rady Europy i Parlamentu Europejskiego, ale oni nas nie słuchali”. Dopiero inwazja zmieniła u społeczności międzynarodowej rozumienie rozwoju sytuacji na Ukrainie i jej terytoriów okupowanych przez Rosję.

Pocałunek śmierci

Podczas ceremonii wręczania nagród cała trójka – Natalia Pinczuk, żona Alesia Bialackiego, Jan Raczyński oraz Ołeksandra Matwijczuk – była głęboko smutna. Mimo dzielących ich różnic, mówili prawie unisono. Pinczuk nazwała kulturową zależność Białorusinów od Rosji zagrożeniem dla ich tożsamości; Raczyński podkreślał, że „Memoriał” obserwował zbrodnie imperialne Rosji już w Czeczenii, a dziś dostrzega dokładnie te same w Ukrainie. Za źródło aktualnej tragedii uznali imperializm rosyjski, a także – co podkreślał Raczyński – 70 lat niszczenia poczucia wspólnoty międzyludzkiej. Zbrodnie bowiem – jak mówił – nie biorą się same z siebie. Dlatego ważnym przekazem stało się wezwanie Matwijczuk do solidarności z ofiarami zbrodni rosyjskich: „Nie trzeba być Ukraińcem, żeby wspierać Ukrainę. Wystarczy być człowiekiem”.

Słowami pełnymi nadziei skończyła swoje wystąpienie Natalia Pinczuk, zapewniając że „jeszcze przyjdzie wiosna”. Lecz nie jest to takie pewne. Pokojowa Nagroda Nobla to w Rosji pocałunek śmierci. Literacka z 1970 roku nie uchroniła Aleksandra Sołżenicyna przed aresztowaniem i zesłaniem cztery lata później, a pokojowa z 1975 roku nie zabezpieczyła Sacharowa przed aresztowaniem i zesłaniem po pięciu latach. Nie pomogła także w ubiegłym roku redaktorowi naczelnemu „Nowoj Gaziety” Dmitrijowi Muratowowi uniknąć represji. W marcu najważniejszy niezależny dziennik w Rosji został zawieszony. Choć w jego miejsce dziennikarze uruchomili nowy projekt, „Nowaja Gazieta. Europa”, lecz serwis nie jest dostępny w Rosji.

Muratow był wielokrotnie atakowany, pod drzwi jego mieszkania podrzucano świński łeb z wiadomością rodem z Ojca chrzestnego, a w kwietniu w pociągu relacji Moskwa–Samara został oblany czerwoną farbą zawierającą aceton, co do złudzenia przypominało ataki tzw. zielonką (zielonym żrącym związkiem chemicznym) na Aleksieja Nawalnego. Nie pomogło mu też wystawienie noblowskiego medalu na aukcję i fakt, że cały dochód (103,5 miliona dolarów) przekazał na międzynarodowy fundusz UNICEF, aby pomóc dzieciom uchodźcom z Ukrainy i ich rodzinom, które ucierpiały w wyniku rosyjskiej inwazji.

Nic nie pozwala mieć nadziei, że Kreml pozwoli „Memoriałowi” pracować. „Usłyszeliśmy radę od naszych władz, aby odrzucić nagrodę, ponieważ współlaureaci są nieodpowiedni” – Raczyński przyznał 10 grudnia w programie HARDtalk BBC. „Memoriałowi” pozostaje trwanie, pielęgnowanie pamięci zbiorowej, a więc praca w podziemiu. Zresztą w czerwcu 2022 roku zwolennicy Centrum Praw Człowieka „Memoriał” ogłosili, że założyli nową organizację pozarządową Centrum Obrony Praw Człowieka „Memoriał”, które nie posiada jednak osobowości prawnej.

Szanse na uwolnienie Alesia Bialackiego są także nieznaczne. Jest więźniem politycznym numer jeden w Białorusi. Dopiero niedawno – po 17 miesiącach – jego żona uzyskała możliwość „widzenia” z mężem, telefoniczne i tylko przez godzinę. Aleś pozostanie zakładnikiem Łukaszenki do czasu negocjacji z państwami Zachodu po zakończeniu wojny w Ukrainie. Najprawdopodobniej będzie kartą przetargową, być może zachętą do rozmów w zamian za zniesienie sankcji bądź złagodzenia odpowiedzialności Białorusi za współagresję na Ukrainę.

Nie można jednak zapomnieć, że „Alesiów” jest na Białorusi prawie 1400, wszyscy aresztowani po protestach po sfałszowanych wyborach. Ich los może zmienić masowa, lecz niepokojowa tym razem rewolta społeczna albo militarna porażka Putina, a przy tym też Łukaszenki. Niewiele jednak pozwala sądzić, że opozycja białoruska jest gotowa zapłacić ofiarę krwi w walce o wolność od Łukaszenki. Nawet Natalia Pinczuk w noblowskim wystąpieniu opowiedziała się za w pełni pokojową zmianą władzy. Choć oczywiście nie można oczekiwać, aby Pinczuk, obierając nagrodę pokojową w imieniu więzionego męża, wzywała swoich rodaków do radykalnych działań, trudno jest obalić dyktatora z różami w dłoniach.

Długa też droga do sukcesu ukraińskiego laureata. Gromadzenie dowodów zbrodni wojennych Rosjan będzie trwać, nie wiadomo też kiedy, jak i czy w ogóle powstanie specjalny trybunał osądzający agresję rosyjską.
Dr Agnieszka Bryc - adiunktka na Wydziale Nauk o Polityce i Bezpieczeństwie UMK w Toruniu. Była członkini Rady Ośrodka Studiów Wschodnich. Specjalizuje się w problematyce międzynarodowej aktywności Rosji.

Inne artykuły Agnieszki Bryc

Najdłuższa jednak droga wiedzie do pojednania narodów. Zawierzyć należy jednak zasadzie, że Pokojowa Nagroda Nobla jest zawsze inwestycją w przyszłość i że rację ma Jelena Żemkowa, pełniąca obowiązki dyrektorki „Memoriału”, która w wywiadzie dla telewizji Nastojaszczije Wriemia na dzień przed ceremonią rozdania nagród mówiła: „W tych koszmarnych czasach Komitet Noblowski mówi do nas: wy, społeczeństwo obywatelskie, trzymajcie się i razem stańcie przeciw złu”.