Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Bazylika / 04.04.2023
Jacek Hajduk

Po co Homer i intelektualista. Trudno im znaleźć miejsce w Polsce i we współczesnym świecie

Czy w przestrzeni publicznej jest dziś miejsce dla intelektualistów? Jaka jest obecnie rola filozofów, teologów i historyków starożytności? Sebastian Duda, filozof i teolog, opowiada także o etosie intelektualisty i zastanawia się, jakiej edukacji potrzebujemy oraz jak możemy reagować na zmiany cywilizacyjne.
Foto tytułowe
(Shutterstock)



Najsłynniejszy polski filolog klasyczny, Tadeusz Zieliński, podczas wykładu wygłoszonego w Petersburgu w 1901 roku mówił:

„Zakorzeniło się społeczeństwie mniemanie, że starożytność jako pierwiastek kultury współczesnej pozbawiona jest wszelkiego znaczenia, gdyż z dawien dawna prześcignęły ją postępy myśli nowoczesnej. Znawca sprawy natomiast powie wam, że nasza kultura umysłowa i moralna nigdy tak blisko świata antycznego nie stała, nigdy go tak bardzo nie potrzebowała. A i my też nigdy tak do jego zrozumienia i przyjęcia nie byliśmy przygotowani jak właśnie w dobie obecnej. Nastręcza się atoli pytanie, w jaki sposób wykształcenie klasyczne wpływa na umysłowe i moralne udoskonalenie ludzkości”.

Czy słowa te nie brzmią obecnie równie aktualnie jak 120 lat temu? Czy dziś, w 2023 roku – w świecie pandemii i kryzysów władzy, wielkich migracji i wyniszczających wojen – wartości, jakie niesie ze sobą kultura klasyczna, nie stanowią punktu orientacyjnego jeszcze pewniejszego? Czy powrotu do źródeł, do wspólnego europejskiego dziedzictwa, nie potrzebujemy bardziej niż kiedykolwiek? Czy komunikowanie wartościowych treści szerszej publiczności jest dziś możliwe i potrzebne? Do kogo należy to zadanie?

Sebastian Duda, filozof i teolog, gość rozmowy, zaczyna od wspomnienia:

„Niedługo przed śmiercią Tony’ego Judta, publicysty i historyka współczesności, trafiłem do niego do Nowego Jorku i odbyliśmy bardzo osobistą rozmowę. Było to bardzo przejmujące, bo Judt bardzo już chorował. Mówił mi wtedy, że rola public intellectual, czyli coś, co jeszcze niedawno wydawało się naturalne, zanika. Zanika dlatego, że nie tylko akademia się zmienia, ale także świat medialny”.

Jeszcze kilka dekad temu było nie tylko do pomyślenia, ale i na porządku dziennym, że w przestrzeni publicznej pojawiały się takie tematy jak filozofia, teologia, kultura czy dziedzictwo antyku. Dziś jest to niemal niemożliwe. Wydaje się niepotrzebne. Wielu uznałoby to za stratę czasu.


Osłabienie etosu intelektualisty jest związane ze zmianą modelu czytelnictwa. Przed wojną – kiedy stopień alfabetyzacji znacznie już wzrósł – do tematów poważnych zapraszani byli wszyscy, włącznie np. z robotnikami. Czasopisma skierowane to osób pracujących fizycznie stawiały nieraz poprzeczkę tak wysoko, ze dziś bylibyśmy tym zadziwieni. Robotnik, któremu dziennikarze i publicyści komunikowali nieraz bardzo ambitne treści, był poważnym partnerem dla akademika. Dziś wszyscy potrafimy czytać, ale wcale nie przekłada się to na ogólny wyższy poziom wiedzy i świadomości tego, co ważne i co zasługuje na szeroki namysł wspólny.

Nowa rzeczywistość, wciąż się zmieniający świat cyfrowy i zglobalizowany, wymaga od humanistów – filozofów, teologów, filologów – nowego określenia swojej roli w społeczeństwie. Czy możemy zrobić coś będącego w naszym zasięgu, by nie przegapić momentu, kiedy powrót do etosu dobrze, szeroko i klasycznie wykształconego Europejczyka będzie już niemożliwy?

Dzisiaj środowisko akademickie znajduje się w głębokim kryzysie, przede wszystkim tożsamościowym. W pogoni za efektami uniwersytet zgubił ideę, jaka mu przez wieku przyświecała. Kolejne uczelnie prześcigają się w tym, która szybciej i w większym stopniu przeistoczy się w korporację. Dzisiaj od akademików nie wymaga się już tego, by nauczali, inspirowali, pobudzali intelektualnie, przekraczali granice i poszukiwali prawdy, ale by wypełniali tabelki, tworzyli sylabusy i opisu przedmiotów, wymyślali efekty kształcenia, a nade wszystko – by składali wnioski o granty i przynosili swemu pracodawcy konkretne zyski finansowe. Nauka została spieniężona. Od intelektualistów związanych z uniwersytetem nikt nie wymaga obecnie, by pisali mądre i ważne książki. Są natomiast zobligowani publikować specjalistyczne artykuły naukowe w niszowych czasopismach branżowych. Nikt tych czasopism przeważnie nie czyta, mało kto wie o ich istnieniu. Ale dają te publikacje tzw. punkty, a tych uczelnie potrzebują, bo od ich liczby zależy, ile dostaną środków.

Miejsce wychowywanych do swej roli i kształconych w odpowiedni sposób public intellectuals – wypełniając niszę, jaka powstała – zajmują dziś tzw. eksperci, których kompetencje często trudno zweryfikować.

O tym, jak dramatyczna jest sytuacja nauki polskiej, szczególnie dyscyplin humanistycznych, świadczy fakt, że całe to środowisko – od studentów przez pracowników nauki po dziekanów i rektorów – wie, jak bardzo ten system jest szkodliwy, ale nikt nie potrafi temu zaradzić. Panuje paraliż. Każdy kolejny rok osłabia kondycję nauki, ale klincz uniemożliwia jakiekolwiek zdecydowane ruchy, które jakoś by pomogły. Szczególnie szkodliwy system grantowo-punktowy jest właśnie dla humanistyki, której przeliczyć na liczby po prostu się nie da.

Intelektualiści, który swoją rolę, postrzegają się nie jako funkcjonariusze nauki-systemu, ale obywatele samotnych wysp. „Bycie intelektualistą w Polsce jest dużym wyzwaniem – mówi Sebastian Duda. – Znam przypadki funkcjonowania w dwóch światach: w akademii i w mediach. Ale do tego potrzeba dobrych mediów, jak BBC. Mediów, które rzeczywiście realizują misję. Ma to też związek z określoną edukacją. My tego w Polsce nie mamy”.

W krajach Europy zachodniej, choć sytuacja nie jest tak dobra, jak przed kilkoma dekadami, ale szkoły, które uczą łaciny, wciąż są liczne. Uczniowie szkół francuskich, niemieckich czy belgijskich uczą się języków klasycznych, jeżdżą z nauczycielami do Grecji, odwiedzają Ateny i Delfy. Młodzi ludzie z tamtych krajów w nieporównanie większym zakresie są uświadamiani o wartości tej tradycji, uczestniczą w niej, moją się z nią zetknąć, zapoznać, choćby odwiedzając wykopaliska. Kiedy wchodzą w dorosłość, mają już pewien zasób wiedzy, a także kompetencji językowych. Nie wszyscy muszą iść tą drogą, ale wszyscy mają pewną bazę, grunt. Coś, co podnosi ogólny poziom wykształcenia i kultury.

Znajomość języków klasycznych to nie tylko przepustka do świata starożytnego. Mądrość i piękno kultury Greków i Rzymian nie dla wszystkich muszą brzmieć jednakowo kusząco i pociągająco. Ale to przecież także w nie mniejszym stopniu jedyny taki drogowskaz w rozumnym poruszaniu się po świecie chrześcijańskim – od Ewangelii przez Ojców Kościoła czy Marcina Lutra po homilie papieży. Moment, w którym ważność tych zagadnień wymaga argumentowania, należy uznać za dramatyczny i przełomowy. Bezpośrednio prowadzi to nas do pytania o istotę Zachodu i zachodniej cywilizacji, a także o to, na ile świadomymi jej uczestnikami chcemy być.

Jak wobec tego wszystkiego wyglądać powinna edukacja klasyczna? Czy należy się cofnąć, powrócić do dawnych, rygorystycznych modeli? Uczyć więcej i więcej wymagać? A może otworzyć się na studia kulturowe? Wiedzę podawać w formie uproszczonej, ale łatwiej przyswajalnej dla szerszych kręgów uczniów?


Zapraszamy do posłuchania podcastów z cykli Kto zabił HomeraPo co Homer