
Dla podlaskich Białorusinów Romuald Rajs był, jest i pozostanie zbrodniarzem. Czy wobec jego publicznej rehabilitacji będą oni mogli dalej czuć się pełnoprawnymi obywatelami Rzeczpospolitej?
– Nie będziemy robić sądu nad „Burym”, bo nie będziemy sądzić bohaterów. Będziemy wynosić ich na piedestały – te słowa wicedyrektora TVP Historia, dr Jędrzeja Lipskiego, padły na zorganizowanej 11 stycznia w warszawskim Przystanku Historia dyskusji wokół filmu Ewy Szakalickiej Podwójnie wyklęty.
Podlaska trauma
Romuald Rajs „Bury” był oficerem Armii Krajowej, m.in. uczestnikiem operacji „Ostra Brama” – wyzwolenia Wilna z rąk niemieckich. W lipcu 1944 roku udało mu się uniknąć aresztowania przez Sowietów. Przedarł się na tereny Podlasia, gdzie przystał do antykomunistycznego podziemia, najpierw poakowskiego, a od września 1945 roku do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego – formacji sympatyzującej z ruchem narodowym.
Gdyby w tym miejscu zakończyć biografię „Burego”, byłby on pewnie oczywistym kandydatem na bohatera. Rajs był zdolnym i odważnym dowódcą, za udział w walkach na Wileńszczyźnie został odznaczony Krzyżem Walecznych i Orderem Virtuti Militari. Nie złożył broni, gdy w Polsce rozpoczęto ustanawianie władzy komunistycznej. Ujęty przez UB został skazany na śmierć i stracony w 1949 roku.
O jego losie przesądziły jednak wydarzenia stycznia i lutego 1946 roku. Jako dowódca Pogotowia Akcji Specjalnej NZW „Bury” ze swym oddziałem przeprowadził pacyfikację kilku miejscowości w okolicach Bielska Podlaskiego, zamieszkałych przez prawosławną ludność białoruską. Pretekstem była rzekoma współpraca mieszkańców z władzami komunistycznymi i organami bezpieczeństwa. Jednak oddział „Burego” nie ograniczył się do likwidacji domniemanych konfidentów. Podpalono gospodarstwa, otwarto ogień do mieszkańców, rozstrzelono także kilkudziesięciu wozaków. Łącznie zginęło 79 osób, w tym kobiety i dzieci.
Sprawę badał pion prokuratorski IPN w Białymstoku: w komunikacie ogłoszonym po zakończeniu śledztwa w 2005 roku stwierdza się, że działań PAS NZW w styczniu i lutym 1946 roku nie można usprawiedliwiać, ani utożsamiać z walką o niepodległy byt państwa, gdyż noszą znamiona ludobójstwa. Zdaniem prokuratury IPN działania „Burego” wpłynęły negatywnie na stosunki polsko-białoruskie na terenie Białostocczyzny i były na rękę władzy komunistycznej, dostarczając jej argumentu o bandyckim charakterze podziemia.
Przez wiele lat, już po 1989 roku, postać „Burego” budziła emocje głównie na Podlasiu, przede wszystkim w społeczności miejscowych Białorusinów. Emocje te nasiliły się w ostatnich latach, wraz z podniesieniem na poziom państwowy upamiętnienia żołnierzy antykomunistycznego podziemia. O ile w skali kraju postać Rajsa nie była jeszcze jakiś czas temu eksponowana w równym stopniu, co na przykład Witold Pilecki czy Zygmunt Szendzielarz, o tyle na Podlasiu już od dłuższego czasu działały inicjatywy na rzecz jego upamiętnienia. Był on popularną postacią w szeregach zwolenników ruchów narodowych, ale pozytywnie o jego działalności w podziemiu wypowiadają się także niektórzy historycy.
Jeden z nich, dr Wojciech Muszyński z IPN, współautor monografii o NZW Przeciwko Pax Sovietica, twierdził w czasie promocji książki, że celem Rajsa nie było spalenie wsi i wymordowanie mieszkańców, tylko „uspokojenie” nastrojów komunistycznych. Zgodnie z argumentacją obrońców dowódcy PAS NZW ofiary wynikały z niezastosowania się przez mieszkańców wsi do poleceń partyzantów. Stoi to w sprzeczności z ustaleniami śledztwa IPN, wedle których Rajs działał w celu wyniszczenia ludności, kierując się przesłankami narodowościowymi i wyznaniowymi.
„Bury” a Bandera
Romuald Rajs nie jest jedyną postacią z szeregów tak zwanych Żołnierzy Wyklętych, która budzi takie kontrowersje. Cień zbrodni na ludności cywilnej pada także na innych dowódców z NZW: Mieczysława Pazderskiego „Szarego” i Józefa Zadzierskiego „Wołyniaka”, odpowiedzialnych za pacyfikacje ludności ukraińskiej. Za zabójstwa osób narodowości żydowskiej i słowackiej na Podhalu ma odpowiadać inny znany dowódca partyzancki, Józef Kuraś „Ogień”. Zwolennicy rehabilitacji takich postaci prawdopodobnie nie dostrzegają potencjalnych zagrożeń dla wizerunku Polski za granicą, jak i dla poczucia wspólnotowości w kraju.
To w jaki sposób kształtowana jest obecnie polska polityka historyczna jest uważnie śledzone na przykład na Ukrainie. W sytuacji, gdy przedstawiciele państwa polskiego domagają się od Ukrainy potępienia zbrodni UPA przeciwko ludności polskiej i krytykują oddawanie honorów Stepanowi Banderze czy Romanowi Szuchewyczowi, próby rehabilitacji polskich zbrodniarzy mogą czynić takie żądania mało wiarygodnymi.
Uhonorowanie „Burego” najbardziej może zaszkodzić stosunkom polsko-białoruskim. Do zbliżenia poglądów na historię między Warszawą a Mińskiem nie dojdzie na pewno dopóty, dopóki w oficjalnej historiografii białoruskiej dominuje narracja sowiecka, w której na przykład żołnierze AK uważani są za bandytów. Ale zbliżaniu stanowisk bez wątpienia nie pomoże także „stawianie na piedestały” postaci takich jak Rajs.
W ubiegłym roku białoruski historyk i deputowany parlamentu dr Ihar Marzaluk w jednym z wywiadów wskazał, że właśnie zbrodnie „Burego” są jednym z grzechów, za które Polska powinna prosić Białorusinów o wybaczenie. Jest to głos historyka kojarzonego z władzami, ale jego poglądy są podzielane także przez część białoruskiej opozycji. W środowiskach niezależnych na Białorusi nie brak opinii, że dalsze honorowanie postaci odpowiedzialnych za zbrodnie na Białorusinach może poważnie zaszkodzić nie tylko stosunkom międzypaństwowym, ale także między społeczeństwami.
W czasie niedawnego spotkania z przedstawicielami mniejszości narodowych i związków wyznaniowych prezydent Andrzej Duda mówił o Rzeczpospolitej jako wspólnocie, „którą stanowimy ponad wszelkimi różnicami”. Tymczasem dla podlaskich Białorusinów Romuald Rajs był, jest i pozostanie zbrodniarzem. Czy zatem wobec jego publicznej rehabilitacji będą oni mogli dalej czuć się pełnoprawnymi członkami tej wspólnoty?
Dominik Wilczewski