Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Wyszywanka / 03.07.2023
Nikodem Szczygłowski

Kultura ukraińska walczy o przetrwanie. To część stawki wojny wytoczonej przez Rosjan

Tu zniszczono muzeum, tam uniwersytet, gdzie indziej bibliotekę. Centrum Charkowa ciągle jest bombardowane, a znajduje się na liście kandydatów UNESCO. Są to straty fizyczne, które ponosimy każdego dnia. Każdego dnia też coś się nie odbywa – kolejny spektakl, film, wydanie książki, wernisaż obrazów czy pokaz artystyczny. Jednak wciąż u nas wydają książki, wciąż je kupują i wciąż czytają, co świadczy o naszej niezłomności – Nikodemowi Szczygłowskiemu opowiada ukraińska pisarka Oksana Zabużko.
Foto tytułowe
(Shutterstock)


„Na długo przed swoim przyjściem w 2014 roku, wojna ukazywała się mi dziesiątki razy. Przypominało to trochę sposób, w jaki średniowieczne kroniki wspominają o zarazie, dżumie czy cholerze – jako o żywej istocie, która, zanim spustoszy ziemię, pojawiała się gdzieś w zatłoczonych miejscach, na drogach czy na targach […] Zawsze, zawsze są ostrzeżenia: zanim zadebiutuje – strzałem w Sarajewie, atakiem na Polskę, inwazją na Ukrainę – wojna uczy się, bawi, chodzi do szkoły, zmienia nauczycieli” – użyła pani tego porównania eseju zatytułowanym Kiedy wojna była jeszcze tak młoda. Czym dla pani stała się ta wojna? Zrealizowaną przepowiednią?



Zaczęłabym odpowiedź na to pytanie zastanowieniem się, gdzie ta wojna bierze swój początek. Oficjalnie w Ukrainie mówi się, że początkiem wojny jest 20 lutego 2014 roku, czyli dzień ucieczki Janukowycza oraz początku aneksji Krymu. Ja zaczynam odliczanie od 30 listopada 2013 roku. Była to noc, kiedy pobito studentów na Majdanie w Kijowie. Do dziś nie wiemy, kim byli sprawcy, dotąd ich nie ujęto i nie ukarano.

Rzeczą w pełni oczywistą było to, że byli to jacyś obcy – w Ukrainie dotąd nigdy nie dochodziło do takich brutalnych akcji: ludzi nie zwyczajnie pobito, lecz łamano i miażdżono kości, przypominało to raczej sceny znane już wcześniej z Rosji i Białorusi. Poza tym wiadomo było, że kijowskie oddziały Berkutu zostały wtedy wycofane z miasta. Właśnie to wydarzenie stało się przyczyną wyjścia 2 grudnia na Majdan 2 milionów ludzi. Poprzedniego dnia sama napisałam na Facebooku, że powinniśmy wszyscy wyjść na ulice, musimy być widoczni. Napisałam również, że jest to wojna przeciwko nam wszystkim. Trzymam się więc konsekwentnie tej daty 30 listopada jako początku wojny Rosji przeciwko Ukrainie.

Potem była krwawa noc na Majdanie, kiedy mieliśmy do czynienia z niezaprzeczalną obecnością rosyjskich sprawców, którzy strzelali do ludzi z hotelu Ukraina, następnie była aneksja Krymu i początek wojny na Donbasie.

Jeszcze wcześniej mieliśmy pierwsze ofiary protestów, 22 stycznia 2014 roku na ulicy Hruszewskiego z broni palnej zostali zabici Serhij Nihojan i Michaił Żyznieuski. W przededniu tych wydarzeń do klasztorów Ławry przywieziono autokarami licznych „pielgrzymów” – wysportowanych, krótko ostrzyżonych młodych mężczyzn, jednolicie ubranych i wyposażonych. Był to rosyjski Specnaz, który został tam zakwaterowany, a następnie zaangażowany w akcję przeciwko protestującym.

Do dziś wszystkie wydarzenia tej pamiętnej zimy 2013/2014 nie zostały systematycznie opisane, zwłaszcza dla czytelnika zachodniego. Podjęłam taką próbę, pisząc Najdłuższą podróż, która ukazała się w Polsce.


Gdy mówimy o rozpadzie Jugosławii, często uważa się, że wojna zaczęła się latem 1991 roku w Słowenii, a zakończyła bombardowaniem Belgradu wiosną 1999 roku czy nawet w Macedonii w 2001 roku. W przypadku początku rozpadu ZSRR często wymienia się Litwę i tragiczne wydarzenia w Wilnie 13 stycznia 1991 roku. Czy to, co dzieje się teraz w Ukrainie, to ostatnie stadium upadku imperium sowieckiego?


Osobiście również tę chronologię postrzegam trochę inaczej. Tragiczne wydarzenia w Wilnie jako punkt odliczania to jednak europocentryczny pogląd na procesy, które zachodziły wówczas w ZSRR. Pierwsze wstrząsy miały miejsce w Azji Środkowej. Grudzień 1986 roku, Ałmaty. Represje, które spadły wówczas na Kazachów, były wyjątkowo brutalne. W 1987 roku brałam udział w seminarium dla młodych poetów z całego Związku Radzieckiego, które odbywało się właśnie w Ałmatach. Był to rodzaj Gestaltu ze stron władz radzieckich, mający na celu dobitnie pokazać, że Kazachstan jest „normalną” radziecką republiką, w której nic nadzwyczajnego przecież się nie wydarzało. Przypomnijmy sobie teraz w tym kontekście wydarzenia z zimy ubiegłego roku w Kazachstanie – nic tak naprawdę nigdzie nie znika, nie pozostawiając po sobie śladu. Te ślady w pamięci ludzi zawsze są bardzo wyraźne.

Berkut (ukr. Беркут) – wyspecjalizowana jednostka ukraińskiej milicji podległa Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. Została utworzona w miejsce radzieckich służb OMON po odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości i miała się skupić na walce z przestępczością zorganizowaną, zabezpieczaniem zgromadzeń i manifestacji. Podczas Euromajdanu w latach 2013–2014 Berkut brał bezpośredni udział w pobiciach, torturach i zabójstwach protestujących. 25 lutego 2014 roku jednostkę rozwiązano, część jej byłych pracowników uciekła do Rosji, gdzie sformowano z nich jednostkę o tej samej nazwie, od 2016 roku w składzie Rosgwardii.


W związku z tym ja bym raczej mówiła o stuletnim procesie rozpadu rosyjskiego imperium, który to proces zaczął się już z nadejściem I wojny światowej. Wówczas udało się odłamać się od imperium Polsce, Finlandii i krajom bałtyckim. Nie udało się to natomiast Ukrainie, znamy naszą tragiczną historię Ukraińskiej Republiki Ludowej, pamiętamy też, że Zachód nie był specjalnie zainteresowany pojawieniem się Ukrainy na ówczesnej mapie Europy. Na paryskiej konferencji pokojowej w 1919 roku właśnie nam, Ukraińcom (podobnie jak Kurdom) odmówiono prawa do samostanowienia.



Czasami powtarzam, że gdyby wówczas, sto lat temu, Zachód wykazał się nieco większą przenikliwością i gdyby URL jednak utrzymała się, nieistotne nawet w jakich granicach, prawdopodobnie cała dalsza historia XX wieku potoczyłaby się inaczej i może wymagałaby mniej ofiar. Lenin, którego tak chętnie cytuje Putin, niedaremnie wówczas mówił, że „utrata Ukrainy dla nas [rosyjskich bolszewików] oznacza stracić głowę”. Władza bolszewików w Rosji bez zdobycia i ujarzmienia Ukrainy nie mogła się utrzymać – przy czym należy pamiętać, że ten proces trwał aż do 1933 roku.

Mieliśmy wówczas zaledwie kilka lat w całej historii XX wieku, kiedy ukraińska kultura rzeczywiście mogła się rozwijać z przyzwoleniem – owszem, komunistycznych – władz, ten krótki okres nazywamy czasami „Czerwonym Weimarem”. Oczywiście, był to rozwój mocno ograniczony pod względem ideologicznym, jednak nawet w takiej postaci nastąpił wtedy, w ciągu tych zaledwie kilku lat, potężny wybuch ukraińskiej kultury, i z tego źródła czerpiemy natchnienie do dziś. Ze strony władz komunistycznych była to jedynie próba stworzenia pewnej fasady kulturowej, rodzaj flirtu, skierowanego przede wszystkim do Ukraińców z Galicji i Wołynia, którzy wówczas pozostawali w składzie Polski. Miało to również na celu instrumentalne wykorzystanie licznej ukraińskiej mniejszości w Polsce do destabilizacji jej sytuacji wewnętrznej, czemu przysłużyła się zresztą również niezbyt rozważna polityka ówczesnych władz II RP wobec wszystkich swoich mniejszości.

Po tym krótkim okresie liberalizacji wobec ukraińskiej kultury nastąpiły jednak ponownie brutalne represje, które określane są w naszej historii mianem „rozstrzelanego odrodzenia”. Pacyfikacja ukraińskiej kultury była powolna, ale stanowcza.
Żełtoksan (kaz. Желтоқсан көтерілісі) – protesty, które wybuchły 16 grudnia 1986 roku w ówczesnej stolicy Kazachskiej SRR, Ałma-Acie (obecnie Ałmaty). Bezpośrednią przyczyną protestów było odsunięcie od władzy długoletniego przywódcy Komunistycznej Partii Kazachstanu Dinmuchameda Kunajewa oraz zastąpienie go Rosjaninem Giennadijem Kołbinem na mocy decyzji Michaiła Gorbaczowa. Głównymi uczestnikami protestów byli młodzi ludzie. Według różnych źródeł, w protestach brało udział od 11 do 40 tysięcy osób. Zostały stłumione przez jednostki specjalne KGB 19 grudnia, wielu demonstrantów trafiło do więzień lub straciło pracę. Według niezależnych źródeł w protestach zginęło 168 osób, w większości studentów.

Należy zaznaczyć, że wielu Ukraińców uwierzyło wówczas w intencje komunistów i zaoferowane przez nich możliwości realizacji naszych dążeń emancypacyjnych i potrzeb kulturalnych – w ramach konfederacji z Rosją, oczywiście, i pod czerwonymi sztandarami. „Niech nawet będzie czerwona, byleby była [Ukraina]” – tak brzmiało popularne wówczas między intelektualistami hasło. Zresztą wszystkie ukraińskie ruchy niepodległościowe były w zdecydowanej większości lewicowe.

Imperium jednak pod maską internacjonalizmu i komunizmu pozostało w istocie tym samym, czym było wcześniej. Po upływie 20 lat, zebrawszy ponownie siły, podjęło więc próbę zwrócenia „utraconych ziem” – Finlandii i Polski – z kolei w przypadku krajów bałtyckich ta próba była nawet udana (na 50 lat). Imperium jednak poszło dalej i zagarnęło ziemie, które nigdy nie były w składzie Rosji, dochodząc w ten sposób aż do Elby, gdzie zostało zatrzymane przez Aliantów, z czego wyraźnie nie był zadowolony Stalin, którego plany sięgały znacznie dalej.

Pod koniec lat 80. nikt już nie wierzył w komunizm, więc postarano się jedynie ponownie o zachowanie fasady, chodziło o przegrupowanie sił. Głównym budowniczym tej nowej wersji imperium zostało wówczas KGB, które także zmieniało nazwy i maski, nie zmieniając jednak treści. ZSRR był bankrutem gospodarczym, więc nowa Rosja stanęła na nogi w latach 90. XX wieku jedynie dzięki ogromnej wręcz pomocy Zachodu. Następnie zaczęło się tzw. wstawanie z kolan, którego głównym celem było przywrócenie za wszelką cenę „ziem utraconych” – tym razem chodziło już o terytoria „utracone” w 1991 roku.

W 2008 na szczycie NATO w Bukareszcie imperium otrzymało ciche przyzwolenie Zachodu na tę strategię, a po upływie trzech miesięcy Putin zaatakował Gruzję, co nie wywołało zresztą takich reakcji, jakie powinno było wywołać. W ten sposób doszło do pogwałcenia międzynarodowego prawa i złamania pojałtańskiego ładu – co nie oznacza bynajmniej, że ów ład był czymś wyjątkowo dobrym. Ile istnień ludzkich można było uratować, gdyby Putina spróbowano zatrzymać nie teraz, a jeszcze wtedy, kiedy wojna była jeszcze całkiem młoda, wracając do cytatu, z którego zaczęliśmy naszą rozmowę.

Podsumowując, mamy do czynienia ze stuletnim procesem rozpadu tego samego imperium – procesu, który mógłby zakończyć się już wcześniej, i w ten sposób zaoszczędzić ludzkości krwi i niewinnych ofiar. Chodzi o trwającą ponad sto lat agonię wielkiego smoka. Proces ten jest całkowicie nieunikniony i przebiega w zgodzie z organicznością procesów historycznych.


Drago Jančar powiedział mi kiedyś, że najbardziej zaskoczyła go informacja, że na przełomie XX i XXI wieku w Ukrainie w języku ukraińskim wydawano mniej książek niż w Słowenii. Słoweńcy należą do najmniejszych narodów słowiańskich, a Ukraińcy do najliczniejszych. Jak to się stało, że jeden z największych języków i jedna z największych kultur słowiańskich tak długo leżały odłogiem?


Problem ze wzajemnymi relacjami Ukraińców i Rosjan – zwłaszcza postrzegany z zewnątrz i najczęściej łączony z narracją o „bratnich narodach”, a w związku z tym z całkowitym niezrozumieniem tego, o co w tym wszystkich chodzi – polega przede wszystkim na tym, że charakter tych relacji jest odmienny od charakteru np. relacji polsko-rosyjskich, nie mówiąc już o doświadczeniach, jakie miały inne narody słowiańskie z Rosjanami.

Żeby to zrozumieć, należy zacząć od tego, że pretensje carów moskiewskich do dziedzictwa Rusi Rurykowiczów w Kijowie nie dają współczesnej Rosji absolutnie żadnych podstaw do jakichkolwiek pretensji wobec współczesnej Ukrainy. Imperium rosyjskie jest stosunkowo młodym bytem i należy zaznaczyć, że do przekształcenia moskiewskiego carstwa w Rosję w sposób znaczący przyłożyli również nasi przodkowie, Ukraińcy.

Rurykowicze (ukr. Рю́риковичі, ros. Рю́риковичи) – książęcy ród ruski wywodzący się od legendarnego wodza Waregów (czyli wikingów) Ruryka I, pochodzącego najprawdopodobniej z Półwyspu Jutlandzkiego. Kniaziowie z tej dynastii zdołali skupić pod swymi rządami część Waregów, plemion słowiańskich i ugrofińskich, tym samym dając początek Rusi Kijowskiej. Z czasem ludność wareska uległa całkowitej asymilacji ze Słowianami. Władcy Wielkiego Księstwa Moskiewskiego (później carstwa) również wywodzili swój ród z dynastii Rurykowiczów.


W XVII stuleciu mieliśmy do czynienia z wewnętrznym konfliktem naszych, ówczesnych ruskich i prawosławnych, elit z Warszawą w ramach Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Był to odpowiednik naszej kontrreformacji, który był postrzegany jako walka z ekspansją katolicyzmu w jego jezuickim wydaniu na naszych ziemiach. Jednocześnie na południu trwała wojna z Imperium Osmańskim. Stąd wyrosły idee o prawosławnym imperium, które dziś powtarza Putin – de facto to samo, co pod koniec XVII stulecia Teofan Prokopowicz sugerował Piotrowi I.


Chodziło o ideologię stworzenia prawosławnego imperium, które poszerzyłoby swoje granice po Konstantynopol, a następnie po Grób Pański w Ziemi Świętej. Ideologia ta miała wielki posłuch u naszego kozactwa, które postrzegało siebie jako zakon rycerski walczący z niewiernymi. Kijów zaś w ramach tej ideologii był postrzegany jako centrum wschodniego chrześcijaństwa, a walka z Osmanami pomimo otoczki świętej wojny miała też całkiem praktyczny interes – była nim kolonizacja południowych stepów i stały dostęp do morza.

To wszystko było podstawą wojskowych sojuszy z Moskwą, które nastąpiły w drugiej połowie XVII wieku. Po secesji Chmielnickiego z Rzeczypospolitej w ciągu całego XVIII stulecia wciąż jednak istniał hetmanat, który zachował autonomię jako protektorat w ramach Rosji, i dopiero po jego likwidacji przez Katarzynę II w 1775 roku możemy już mówić o Ukrainie jako kolonii rosyjskiej.


Czyli proces ujarzmiania ukraińskich ziem przez Moskwę trwał całe stulecie?


Owszem, jednak pamiętajmy o tym, że to stulecie cechował też przede wszystkim proces europeizacji imperium – w znacznym stopniu kosztem naszych elit religijnych, intelektualnych etc. Przykładowo, kiedy w Moskwie w 1775 roku powstaje uniwersytet, absolutną większość nie tylko studentów, ale też wykładowców stanowili Ukraińcy. Idea, która została po raz pierwszy wyraźnie wyartykułowana w ukraińskiej literaturze barokowej – o Kijowie jako nowych północnych Atenach, o odrodzeniu greckiej cywilizacji prawosławia – została przejęta i użyta na potrzeby imperium przez Moskwę.

W ten sposób Ukraińcy właściwie własnymi rękoma stworzyli monstrum Frankensteina.
Teofan (ros. Феофан, imię świeckie Jeleazar Prokopowicz, 1681–1736) – prawosławny arcybiskup i mąż stanu w Imperium Rosyjskim. Pisarz, poeta, teolog i rektor Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, jeden z pionierów piśmiennictwa w tworzonym wówczas rosyjskim języku literackim. Był najważniejszym doradcą Piotra I w sprawach Kościoła i jednym z założycieli Rosyjskiej Akademii Nauk. Zwolennik oświeconego absolutyzmu i reform carskich. W licznych traktatach i kazaniach bronił carskiego programu reform jako zgodnego z oświeceniem i z prawem natury.

Można stwierdzić, że imperium rosyjskie jest produktem braku możliwości wzajemnego porozumienia polskich i ukraińskich elit Rzeczypospolitej, na czym zresztą ostatecznie źle wyszły obydwa narody. W wyniku tych procesów Ukraina nadaje moskiewskiemu carstwu europejską twarz i sama staje się jego zasobem: gospodarczym, kadrowym, kulturalnym etc. Można tu przytoczyć wiele przykładów – Gogol należy do tych najbardziej popularnych, ale też mniej znany przypadek ukraińskiego pochodzenia Czechowa. Jego wyraźnie odczuwalna europejskość, największy humanizm spośród klasyków literatury rosyjskich i wyjątkowo nietypowe dla jego ówczesnego otoczenia rosyjskiego spojrzenie na rolę kobiety w społeczeństwie i literaturze – sięgają korzeniami w tradycje ukraińskiego ziemiaństwa, również pod tym względem bardzo odmienne od rosyjskich.

Czyli nawet w skolonizowanej, zabronionej i represjonowanej kulturze ukraińskiej pewne rzeczy wciąż przypominały o swojej odrębności. Proces zawłaszczenia i wchłonięcia kultury ukraińskiej przez rosyjską rozpoczął się na dobrą sprawę za Katarzyny II, która stwierdziła, że „należy na wszelkie możliwe sposoby wykorzeniać w ludzie Małorosji wywrotowe mniemanie o sobie, iż są narodem odmiennym” – i w sposób naturalny znalazł zakończenie dziś w tym, co czyni Putin i jego reżim.

Proces ten konsekwentnie trwał przez ponad 200 lat, co poskutkowało tym, że na Zachodzie nawet sama nazwa „Ukraina” stała się niemal nieznana.

Dlatego też tak wielu ludzi w całej Europie – i nie tylko – z łatwością uwierzyło w powtarzaną tak chętnie i często przez Putina narrację, że Ukraina jest „produktem rozpadu ZSRR” i przed 1991 rokiem „nigdy nie istniała”, gdyż jest jedynie „etnograficznym regionem Rosji”, pozbawionym własnej kultury i historii – odrębnej od rosyjskiej. Do rozpowszechniania i utwierdzania w świadomości tego typu narracji przyczyniały się też w znacznym stopniu ośrodki slawistyczne istniejące w wielu znaczących uniwersytetach zachodnich. W zdecydowanej większości były rusocentryczne i całkowicie zdominowane przez rosyjski punkt widzenia na historię i kulturę Słowian w tej części Europy. Dopiero teraz mamy do czynienia z początkiem rewolucji w slawistyce pod tym względem, chociaż istotne zmiany wybrzmiewały już wcześniej.

Zastanówmy się, jak wielu fachowców przykładowo literatury słoweńskiej pracuje dziś na zachodnich uczelniach? Z kolei dajmy na to bohemistyka stała się popularna na Zachodzie dopiero w latach 70., kiedy raptem „odkryto” Hrabala wskutek potężnej fali czeskiej emigracji po wydarzeniach sierpnia 1968 roku, kiedy nikt zresztą na Zachodzie tak samo „nie chciał wojny”, w obliczu brutalnej agresji ZSRR przeciwko Czechosłowacji.

Zainteresowanie literaturą i kulturą ukraińską rzeczywiście mimo wszystko jednak wzrosło, zwłaszcza w ostatnich latach. W 2004 i 2014 roku ogólne zainteresowanie Ukrainą w związku z ówczesnymi wydarzeniami politycznymi znalazło też odbicie w postaci licznych przekładów, filmów i innych tekstów kultury związanych z Ukrainą.
Hetmanat (ukr. Гетьманщина, 1649–1764), zwany także wojskiem zaporoskim – w Rzeczypospolitej Obojga Narodów system autonomicznych rządów terytorialnych na Ukrainie Naddnieprzańskiej, oparty na systemie demokracji wojennej Kozaków Zaporoskich.
Powstał w wyniku zawartej w 1649 roku ugody zborowskiej wojska zaporoskiego z królem Janem II Kazimierzem Wazą i Rzecząpospolitą oraz został potwierdzony w 1654 roku w ugodzie perejasławskiej pomiędzy wojskiem zaporoskim a carem rosyjskim Aleksym I i ponownie (w rozszerzonej formie) w unii hadziackiej (króla I Rzeczypospolitej z kozaczyzną zaporoską) w 1658 roku.

Po przejęciu Ukrainy Lewobrzeżnej przez Rosję w konsekwencji traktatu Grzymułtowskiego (1686 rok) system autonomii hetmańskiej został utrzymany na podległej carowi Ukrainie Lewobrzeżnej i od czasów hetmana Iwana Mazepy systematycznie ograniczany, aż do całkowitej likwidacji w 1764 roku.

W 2004 roku, podczas Pomarańczowej Rewolucji, Ukraina tak naprawdę po raz pierwszy przebiła się do świadomości ludzi na Zachodzie – dla wielu z nich już samo odkrycie tego, że istnieje i nie jest tożsama z Rosją, było wtedy szokiem. Wówczas na dobrą sprawę zaczęto też tłumaczyć ukraińskich autorów, przykładowo Andrija Kurkowa, który pisze po rosyjsku. To odkrycie zawdzięczamy zresztą zachodnim rusycystom, którzy dotąd byli święcie przekonani, że największym problemem kultury rosyjskiej był komunizm, a nie imperializm. W związku z tym po upadku tego pierwszego z niecierpliwością oczekiwali nowej fali rosyjskiej kultury – pojawienia się nazwisk równych Czajkowskiemu, Dostojewskiemu i Puszkinowi, co nigdy się nie stało. Na tej fali do mainstreamu dostali się więc niektórzy autorzy ukraińscy.

Inny wymowny przykład – przez długie lata na Zachodzie we wszystkich liczących się księgarniach, w bibliotekach czy w sklepach wolnocłowych na lotniskach niemal jedyną dostępną popularną pozycją o Ukrainie była A short history of Tractors in Ukrainian Maryny Lewyćkiej z 2005 roku. Była to jedyna książka, która cokolwiek mogła opowiedzieć o naszym kraju przeciętnemu zachodniemu czytelnikowi. Musieliśmy więc naprawdę dołożyć ogromnych starań, żeby przebić ten mur inercji, pasywności, braku zainteresowania i ignorancji wobec naszej kultury.

Kumulacja błędów systemowych, która trwała kilka pokoleń, spowodowała wykrzywione postrzeganie świata, w tym przypadku przede wszystkim wobec naszej historii i kultury. Cóż, zawsze od czegoś trzeba zaczynać, chociażby od zmiany podręczników.

Są jednak pozytywne zmiany i je dostrzegam. Przykładowo jeden ze znanych niemieckich tłumaczy literatury rosyjskiej powiedział mi na konferencji, w której razem braliśmy udział – już po wydarzeniach 2014 roku – że jest mu ogromnie przykro z tego powodu, że przez całe życie widział Kijów wyłącznie jako trzecie miasto imperium rosyjskiego. Należał do tego pokolenia Niemców, które wyrosło z poczuciem permanentnej winy wobec Rosjan, jednak rosyjska agresja na Donbasie i aneksja Krymu stała się dla niego szokiem, który wywrócił do góry nogami całą jego wizję świata. Większość niemieckiego społeczeństwa i politycy dopiero teraz zaczynają nas rozumieć i weryfikować swoje spojrzenie na Rosję.

Brutalna agresja Rosji na Ukrainę i wojna, która trwa, zmieniła w Europie już bardzo wiele.


Na czym powinna polegać rola kultury w czasie wojny?


Hryhorij Skoworoda (ukr. Григорій Сковорода, 1722–1794), ukraiński filozof, poeta, kompozytor, wniósł istotny wkład do ukraińskiej filozofii i kultury. Jego najbardziej znane słowa – „Świat łowił mnie, ale nie pojmał” – są wyryte na jego nagrobku.
Ukraińska kultura długo była postawiona w sytuacji brutalnej walki o przetrwanie. Teraz z kolei u nas odbywa się potężny proces inaczej rozumianej niż na Zachodzie cancel culture, o czym nie mówi się głośno. Przykładowo na naszej liście obiektów dziedzictwa kultury mamy około 600 pozycji (znaczna część już uszkodzona lub zniszczona): muzeum Hryhorija Skoworody na Charkowszczyźnie, średniowiecznie cerkwie w Czernihowie z XI i XII wieku, które były na liście światowego dziedzictwa UNESCO, wiele innych miejsc, które zostały przekształcone w księżycowy krajobraz na tle przelanej krwi i ogromnego ludzkiego nieszczęścia.

Tu zniszczono muzeum, tam uniwersytet, gdzie indziej bibliotekę. Centrum Charkowa ciągle jest bombardowane, a znajduje się na liście kandydatów UNESCO. Są to straty fizyczne, które ponosimy każdego dnia. Jednak też każdego dnia coś się nie odbywa – kolejny spektakl, film, wydanie książki, wernisaż obrazów, pokaz artystyczny. Jest to w sensie dosłownym cancel culture. Za każdym razem, kiedy otrzymuję pytanie o cancel culture – które tak chętnie w kontekście swojej kultury zadają Rosjanie – odpowiadam, że rosyjska kultura ma się całkiem dobrze, nie potrzebuje walczyć o swoje przetrwanie w sensie dosłownym. W odróżnieniu od kultury ukraińskiej, której wszystkie zasoby teraz są sfokusowane wyłącznie na tym, aby przetrwać. Jednak u nas wciąż wydają książki, wciąż je kupują i wciąż czytają – co właśnie świadczy o naszej niezłomności.


Nikodem Szczygłowski - podróżnik, pisarz, eseista, reporter. Absolwent Archeologii śródziemnomorskiej Uniwersytetu Łódzkiego i CEMI - Central European Management Institute w Pradze. Biegle włada językiem litewskim i słoweńskim, znawca kultury słoweńskiej. Laureat nagrody za osiągnięcia w publicystyce Ministerstwa Kultury Republiki Litewskiej (2020).

Więcej artykukłów Nikodema Szczygłowskiego

Wojna jednak codziennie coś zabiera każdemu z nas. Naszym celem teraz jest ją przeżyć i wygrać.


Oksana Zabużko - ukraińska pisarka, poetka i eseistka. Uzyskała tytuł doktora filozofii na Uniwersytecie Kijowskim. Wykładała filologię ukraińską na uniwersytetach w USA. Na stałe mieszka w Kijowie. W swojej twórczości skupia się na zagadnieniach dotyczących ukraińskiej samoidentyfikacji, problemach postkolonializmu oraz feminizmie. Mówi płynnie po polsku.