Wschód. Nasza strata
- Uznawano –
w sposób zresztą naturalny – że kto
jak kto, ale Polacy muszą się znać na
Wschodzie. Dziś to straciliśmy - mówi Aleksandr Kwaśniewski, były Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej w rozmowie z Łukaszem Grzesiczakiem i Urszulą Pieczek.
Aleksander Kwaśniewski (Shutterstock)
Chcemy rozpocząć od pytania
o osobiste doświadczenia Pana
Prezydenta. Poznał Pan prezydenta
Białorusi – jakim człowiekiem
jest Aleksander Łukaszenka
w bezpośrednim spotkaniu?
Nie spotykałem się często z Aleksandrem
Łukaszenką, ale kilka razy
owszem. Po raz ostatni widzieliśmy
się w 2014 roku podczas zaprzysiężenia
prezydenta Ukrainy Petra
Poroszenki w Kijowie. Spędziliśmy
prawie trzy godziny, siedząc razem
przy stole i rozmawiając. Reprezentujemy
to samo pokolenie, obaj
urodziliśmy w 1954 roku – on
w sierpniu, ja w listopadzie. Jesteśmy
równolatkami, a to ułatwia
kontakt.
W bezpośrednim spotkaniu
Łukaszenka jest energicznym i swobodnym
rozmówcą. Natomiast
trzeba zwrócić uwagę, że on ma
dwie osobowości. Po pierwsze, przebija
z niego silny macho. Można to
zaobserwować w jego zachowaniu
i wypowiedziach – jest człowiekiem
przekonanym o swojej sile, o tym, że
nikt nie może mu się oprzeć, że ma
zawsze rację, że osiągnie, co chce.
Pamiętam jednak z naszych spotkań
także drugą osobowość – kogoś
sprawnego, realistycznie myślącego,
po prostu pragmatycznego polityka.
Prezydent Białorusi nigdy nie był
ideologiem, to człowiek, który potrafił
do polityki podchodzić w sposób
praktyczny – wiedział, co można
osiągnąć i jakie są ograniczenia.
Sądzę, że w czasie, kiedy ja miałem
z nim okazję rozmawiać, te dwie
osobowości były mniej więcej równoważne.
Dziś odnoszę wrażenie, że
przeważa maczyzm, który prowadzi
go do takich, a nie innych decyzji.
Wciąż wierzę jednak, że nutka
pragmatyzmu i realizmu w nim
została. Tylko na tym można opierać
nadzieję na rozwiązanie konfliktu na
Białorusi.
A gdyby miał Pan Prezydent
możliwość spotkać się teraz
z Aleksandrem Łukaszenką, to co
by mu Pan powiedział? Do jakich
decyzji próbowałby go przekonać?