Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 21.01.2021
Kamil Kłysiński

W pułapce iluzji, czyli o "stabilnej" Białorusi

Rozwój wydarzeń po przeprowadzonych 9 sierpnia 2020 roku wyborach prezydenckich na Białorusi zaskoczył wszystkich obserwatorów. Skala demonstracji przeciwko sfałszowanym wynikom, sięgająca nawet 200 tysięcy osób w Mińsku, i brutalność sił porządkowych miały charakter bezprecedensowy, nieprzystający do znanej rzeczywistości „spokojnego” państwa autorytarnego.
Foto tytułowe
(cc)

Przebieg tegorocznej kampanii wyborczej wskazywał na dużą aktywizację społeczeństwa białoruskiego, niezadowolonego z polityki władz i zmęczonego dwudziestosześcioletnimi rządami Aleksandra Łukaszenki. Dlatego też eksperci nie popełnili błędu podobnego do tego z grudnia 2010 roku, kiedy chyba nikt nie przewidział pacyfikacji demonstracji powyborczej. Tym razem środowisko znawców Białorusi w mniejszym lub większym stopniu spodziewało się, że ludzie wyjdą na ulice, by zamanifestować swoje poglądy. Być może dojdzie do starć z milicją. A także że możliwe będą pewne perturbacje w stosunkach Mińska z Zachodem. Jednak nikt nie prognozował (w tym autor niniejszego tekstu) otwartego buntu znacznej części społeczeństwa, który początkowo mógł przerodzić się nawet w krwawą rewolucję, przybierając ostatecznie formę długotrwałego kryzysu politycznego, polegającego na niemal nieustannej konfrontacji obywateli z władzą.

Należy zatem zadać pytanie, niestety nie po raz pierwszy, co sprawiło, że wydarzenia na Białorusi wymknęły się spod analitycznej kontroli i wyszły poza powszechnie stosowaną matrycę interpretacji tamtejszych realiów. Dlaczego już nie sprawdza się myślenie o Białorusi w kategoriach stabilnego, skutecznie zarządzanego przez autorytarną władzę kraju, zamieszkanego przez pokornych, unikających konfliktów obywateli? Na pewno pomocne w tym zadaniu może być wyjaśnienie kluczowych iluzji, które w ostatnich latach mogły wypaczać odczytanie białoruskiej specyfiki.

Elastyczna polityka Łukaszenki