Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Marszrutka / 09.02.2021
Kacper Wańczyk

Czy Łukaszenka się wyżywi?

Demonstrujący Białorusini nie wysunęli żądań ekonomicznych i socjalnych, ale protesty i tak mają znaczący wpływ na gospodarczą sytuację kraju. Czy półki w sklepach zaświecą pustkami i dojdzie do ekonomicznego krachu? Albo czy reżimowi braknie pieniędzy i nie będzie już mógł utrzymywać „porządku”?
Foto tytułowe

Spróbujmy przeanalizować, czy Łukaszenka ma wystarczająco dużo ekonomicznego pola manewru, by przetrwać masowe protesty i się wyżywić. To pytanie o makroekonomiczną stabilność kraju. Odpowiedź na nie może przynieść analiza sytuacji w Białorusi, gdzie panuje gospodarka o charakterze (neo)patrymonialnym. Dobry kontekst do rozważań stanowi także porównywanie obecnej sytuacji z realiami ekonomicznymi dwóch wcześniejszych kryzysów: w 2011 i 2015 roku (który był także rokiem wyborów prezydenckich).

Pod rosyjską kroplówką

Od początku 2020 roku w Białorusi panowała stagnacja. Poprzedni rok zakończył się wzrostem PKB na poziomie 1,2 procent. Analitycy spodziewali się, że w 2020 roku wskaźnik ten będzie podobny, ale warunki wpływające na rozwój sytuacji gospodarczej zaczęły się pogarszać.

Po raz kolejny problemem stały się relacje z Rosją, konflikt dotyczył ropy naftowej: w związku z odmową uczestnictwa Mińska w projekcie „pogłębionej integracji” rosyjscy dostawcy podnieśli (znów, bo sytuacja do złudzenia przypomina konflikt z końca 2010 roku) ceny surowca sprzedawanego białoruskim rafineriom. To uszczuplało dochód białoruskiego budżetu. Białoruś odmówiła uznania nowych cen, co doprowadziło do ograniczenia dostaw na początku roku, spadła produkcja (rafinerie pracowały jedynie w jednej czwartej). Nie zaskakuje, że strona białoruska odmawia uznania nowej stawki. Łukaszenka wielokrotnie ignorował żądania Moskwy w tej kwestii, na przykład płacił za dostawy gazu tyle, ile uznawał za stosowne.