Nowa Europa Wschodnia (logo/link)

The day after. Reżim odejdzie, ludzie zostaną

Białoruski system opiera się na siatce powiązań biznesowo-towarzyskich. Ich rozerwanie nie będzie łatwe, tak jak i zastąpienie łukaszenkowskich biurokratów nową kadrą urzędniczą. Nawet gdyby na Białorusi doszło do szybkich i radykalnych zmian politycznych, to i tak nowe władze będą musiały w znacznym stopniu oprzeć się na starych kadrach, bo innych po prostu nie ma.
Foto tytułowe
Alaksandr Łukaszenka (Shutterstock)

Przed wyborami prezydenckimi w 2020 roku trudno było sobie wyobrazić Białoruś bez Aleksandra Łukaszenki. Wydawał się, jeszcze na lata, niezbędnym elementem każdej układanki politycznej w tym kraju. Ostatnie wydarzenia każą jednak na poważnie zastanowić się nad kwestią, jaką spuściznę i komu zostawi po sobie dyktator. Niewątpliwie odpowiedź na to pytanie będzie zależała w dużym stopniu od czasu i sposobu zmiany władzy, jednak wiele uwarunkowań dotyczących przyszłości jest już znanych. Do najważniejszych należy zaliczyć: ugruntowany system autorytarny, oparty na wzorcach sowieckich, Rosję z jej syndromem postimperialnym oraz społeczeństwo białoruskie – ze słabymi tradycjami demokratycznymi i państwowymi.

Władza

Pierwszy, „dożywotni” prezydent Białorusi był i pozostaje do szpiku kości człowiekiem sowieckim i to determinowało jego politykę, która cały czas opierała się na założeniu, że należy zachować z sowieckiej spuścizny tyle, ile się tylko da. Wydaje się, że rację mają ci eksperci, którzy twierdzą, że współczesna Białoruś to przykład tego, jak mógłby wyglądać obecnie Związek Sowiecki, gdyby ostatecznie się nie rozpadł. Dominujące w społeczeństwie białoruskim sowieckie wzorce zachowań na początkowym etapie pomagały Łukaszence w sprawowaniu władzy. Teraz ten model rządzenia jest raczej obciążeniem. Z tą spuścizną będzie musiał się jednak zmierzyć każdy, kto obejmie ster rządów w Mińsku.