Kochankowie świni
Historia kiły to glosa do dziejów ludzkości, pełna artefaktów i map. Ta
historia ciągle się pisze i jeden z tematów – od pięciu wieków na skrzydle
ołtarza mariackiego – czeka na wyjaśnienie. Czyżby pandemia ex oriente ze
stolicą w Krakowie?
Fragment ołtarza mariackiego (MSZ, CC)W
Piosence o Wicie Stwoszu rzeźbiarz i jego matka rozmawiają na odległość. „Lampę
tak późno świecisz./ A może jesteś w biedzie?/ Oj, ulicą koń pędzi,/ jeszcze mi
cię przejedzie” – pędzą też skojarzenia troskliwej kobiety. Syn odgaduje je i od razu
uspokaja: „Matko, rękę mi podasz./ Ja teraz rzeźbię ołtarz” i „Matko, matko, mój
skarbie,/ koniam wyrzeźbił także”. A dalej Konstanty Ildefons Gałczyński – bo to on
jest autorem liryku – nakazał Stwoszowi opowiedzieć o detalach, jakie zamieścił na
swym ołtarzu – „a te szaty wiatr targa,/ bo wiatr też wystrugałem”. Rzekłby ktoś:
licentia
poetica, ale znawcy są zgodni: każdy element tego późnośredniowiecznego
dzieła, może z wyjątkiem postaci piekielnych, miał swoje realne odwzorowanie. Tak
więc nie tylko cielesna forma boskich protagonistów, ale i drugo- czy trzeciorzędnych
bohaterów została zapożyczona od krakowian. Odbicie rzeczywistości jest tak wierne,
że działający w pierwszej połowie dwudziestego stulecia dermatolog i historyk
medycyny Franciszek Walter dopatrzył się w płaskorzeźbie faryzeusza objawów kiły.
Realizm profetyczny
Aby potwierdzić hipotezę, przeprowadził rozpoznanie różnicowe z inną, doskonale
znaną w średniowiecznym Krakowie chorobą: „Przyjmując, że zmiany w budowie
czaszki i twarzy faryzeusza nie są następstwem kiły, lecz trądu, musielibyśmy
przyjąć, że w danym przypadku artysta przedstawił postać trądu wyleczoną, trudno
bowiem przypuszczać, aby Stwosz, mając zamiar przedstawić trędowatego, nie
nadał mu innych, rozwijających się przede wszystkiem w skórze twarzy, charakterystycznych
cech, które z pewnością znał” – pisał Walter.