Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Kaukaz / 08.03.2021
Shahla Kazimova
Azerbejdżan, Iran, Turcja i Izrael. Pełna problemów układanka po wojnie w Górskim Karabachu
Ostatnia woja karabachska jesienią 2020 roku przywróciła Południowy Kaukaz do jego historycznego obszaru – „przyczółka” Bliskiego Wschodu – odsłaniając przy tym niezwykłe sojusze i szorstkie przyjaźnie w regionie.
Prezydenci Alijew i Erdogan w Baku w grudniu 2020 r. (Shutterstock)
O początku nowej ery na poradzieckim Kaukazie mogła świadczyć obecność prezydenta Turcji Recepa Erdoğana na defiladzie zwycięstwa zorganizowanej przez władze Azerbejdżanu 10 grudnia 2020 r. w Baku. W uroczystości wzięło udział ponad 3 tys. żołnierzy, około 150 jednostek sprzętu wojskowego, w tym instalacji rakietowych i artyleryjskich, systemów obrony powietrznej, a także okrętów wojennych. Przez plac Wolności przemaszerował turecki personel wojskowy, który był namiastką wspólnego rosyjsko-tureckiego centrum obserwacyjnego, otwartego w styczniu tego roku w odzyskanym w listopadzie przez Azerbejdżan Agdamie. Zaprezentowano również drony Harop i samochody opancerzone produkcji izraelskiej, słynne tureckie drony bojowe Bayraktar TB2 oraz część trofeów wojskowych rosyjskiej produkcji, zdobytych w walkach z wojskami ormiańskimi. Ostatni raz azerbejdżańscy i tureccy żołnierze maszerowali razem w ramach powstałej w 1918 r. tzw. Kaukaskiej Armii Islamu, która zapewniła rządowi Azerbejdżańskiej Republiki Demokratycznej zdobycie Baku z rąk sił rewolucyjnych. Wielu komentatorów zwróciło uwagę na tę analogię historyczną.
Parada z udziałem tureckiego prezydenta była ilustracją nowego układu, w którym Rosja traci monopol w zarządzaniu kryzysowym na obszarze poradzieckim, akceptując nowego gracza. Demonstracyjne upublicznienie tego faktu przez Baku wywołało irytację Kremla. Wyrazem tego było przedstawienie 13 grudnia przez Ministerstwo Obrony Narodowej Rosji nowej, odbiegającej według Baku od wcześniej ustalonej mapy rozmieszczenia rosyjskich posterunków w Górskim Karabachu. Sięgając po tradycyjne rozwiązanie, Moskwa wprowadziła zakaz importu pomidorów i innych produktów rolnych z Azerbejdżanu, gdyż wykryła „alarmujący poziom pasożytów” w azerbejdżańskich warzywach i owocach. Do tej pory Azerbejdżan był największym eksporterem pomidorów na rosyjski rynek (31%), więc z pewnością musiał odczuć skutki embargo.
Awantura o poezję
W konkurencji na najbardziej absurdalny pretekst do sprzeciwu wobec obecności na paradzie tureckich wojskowych i prezydenta wygrałby jednak w cuglach Iran. Recep Erdoğan, znany z barwnych wystąpień i umiłowania do poezji, podczas przemówienia wyrecytował azerbejdżański wiersz ludowy Arazı ayırdılar (Araks został podzielony):
Arazı ayırdılar, qum ilə doyurdular,
Araks został podzielony, zasypany piachem
Mən səndən ayrılmazdım, zülm ilə ayırdılar
Jam ciebie nie zostawił, siłą nas rozłączono
Rzeka Araks w tym wierszu symbolizuje podzielony naród azerbejdżański, który wskutek traktatów Gulustańskiego (1813 r.) i ostatecznie Turkmenczajskiego (1828 r.), podpisanych między Iranem i Rosją, znalazł się w dwóch państwach, granice których przebiegały częściowo wzdłuż wspomnianej rzeki. Obecnie w Iranie mieszka około 20 mln etnicznych Azerbejdżan, czyli dwa razy więcej niż w Republice Azerbejdżanu. Wspomniany utwór jest mottem azerbejdżańskich aktywistów walczących o większe prawa w Iranie.
Kontekst przemówienia Erdoğana, który skupiał się wyłącznie na ziemiach okupowanych przez Armenię w wyniku I wojny karabachskiej (z lat 1992–1994), wyraźnie jednak wskazywał, że mówcy chodziło o tęsknotę azerbejdżańskich uchodźców z Karabachu. Tym bardziej, że turecki prezydent do końcówki wiersza dodał słowa z innej ludowej piosenki, Ay Laçın, can Laçın (O Laczynie, duszo moja, Laczynie). Mimo to irańskie władze rozłożyły wystąpienie na czynniki pierwsze i doszukały się aluzji do roszczeń terytorialnych wobec Iranu. Wieczorem, gdy turecki prezydent prawdopodobnie odbywał kolację z azerbejdżańskim partnerem, szef irańskiej dyplomacji Mohammad Dżawad Zarif rozpętał burzę ostrym tweetem: „Prezydent Erdoğan nie został poinformowany, że cytowany przez niego wiersz w Baku opowiada o przymusowym oddzieleniu terytoriów na północ od Araksu od irańskiej ojczyzny. Czy nie rozumiał, że podważa suwerenność Republiki Azerbejdżanu? NIKT [w oryginale wielkimi literami – przyp. S.K.] nie może tak mówić o NASZYM ukochanym Azerbejdżanie”.
Następnego dnia ambasador Republiki Turcji w Teheranie został wezwany przez irańskiego wiceministra spraw zagranicznych, przez którego według relacji rzecznika irańskiego MSZ Saeeda Khatibzadeha został poinformowany, że „czasy roszczeń terytorialnych, wojen i ekspansjonistycznych imperiów minęły”. Wielu polityków i postaci publicznych Iranu dało wyraz oburzenia wobec „neoosmanizmu” tureckich władz, dążących według nich do rozbicia Iranu i podporządkowania Południowego Kaukazu.
Jakby tego było mało, 14 grudnia deputowani irańskiego parlamentu wystosowali list potępiający wystąpienie tureckiego prezydenta. Poseł Mahmud Ahmadi Begash, dając z mównicy upust swoim emocjom i zarazem fobiom teherańskich elit, stwierdził wręcz, że Turcja pomaga Izraelowi w rozczłonkowaniu Iranu, a Turcy – podobnie do swoich przodków – mają na rękach krew tysięcy Syryjczyków, Ormian i Greków. Dodał również, że terytoria współczesnej Republiki Azerbejdżanu, jak i całego Kaukazu Południowego, są historycznymi ziemiami Iranu i powinny wrócić do macierzy.
Politycy mają to do siebie, że uprawiają historię selektywną, omijając niewygodne fakty. Na początku XIX w., kiedy Rosja rozpoczynała podbój Kaukazu Południowego, na terytorium dzisiejszego Azerbejdżanu istniały chanaty (księstwa), z którymi carat dogadywał się i podpisywał z nimi traktaty (jak się stało z chanatem karabachskim i szekińskim na podstawie traktatu Kurakczaj z 14 maja 1805 r.) lub topił je w krwi (taki los spotkał między innymi chanat gandżyński). O tym, że Rosja podbijała niezależne od państwa Kadżarów (irańska dynastia turkijskiego pochodzenia, która panowała w latach 1789–1925) chanaty, może świadczyć fakt, że Kadżarowie sami również je najeżdżali, prowadząc długie wojny. Podpisując traktat w Turkmenczaj, Iran zrzekł się pretensji do tych ziem, uznając je za rosyjskie.
Tak ostry język irańskich parlamentarzystów wywołał oburzenie posłów z mniejszości azerbejdżańskiej, powodując kłótnie w parlamencie. Wystąpienie irańskiego deputowanego z jednej strony obnażyło hipokryzję irańskich elit, które potępiając „neoosmanizm” wpadły w „paniranizm”. Z drugiej strony, jak pokazał przebieg wspomnianego posiedzenia parlamentarnego, ujawniło zupełne oderwanie irańskich polityków od rzeczywistości w kraju.
Wystarczy przypomnieć krwawe zamieszki z maja 2006 r., gdy z powodu karykatury w dziecięcym tygodniku doszło do brutalnych antyrządowych protestów w irańskich miastach zamieszkiwanych przez Azerbejdżan, w wyniku których według irańskich władz zginęło czterech protestujących, a ponad 300 zostało zatrzymanych. Według niezależnych organizacji międzynarodowych liczba ofiar była znacznie wyższa. Karykatura przedstawiała dziecko, który mówiło po persku do karalucha, a tamten mu odpowiedział Nəmənə?, co w dialekcie irańskich Azerbejdżan oznacza „Co?”. Irańscy politycy, jak się wydaje, ignorują rosnącą etniczną świadomość azerbejdżańskiej ludności.
Ostra antyturecka i antyazerbejdżańska narracja wywołała spontaniczne akcje protestu w azerbejdżańskich miastach Iranu. W sieci krąży nagranie z Tebrizu, na którym słychać, jak ludzie w sposób zorganizowany pod osłoną nocy przez otwarte okna krzyczą Azərbaycan var olsun, istəməyən kor olsun! („Niech żyje Azerbejdżan, a kto tego nie chce, niech oślepnie”). Działo się to w okresie represji, gdy toczyły się procesy sądowe nad azerskimi aktywistami, którzy 18 października 2020 r. zorganizowali protesty w Tebrizie i Ardabilu przeciwko transportowi sprzętu wojskowego na terytorium Armenii z Iranu. Według irańskiej agencji informacyjnej HRANA oraz relacji niezależnych obserwatorów irańskie siły bezpieczeństwa zatrzymały kilkunastu protestujących.
Wystarczy przywołać niektóre z haseł protestujących, aby zilustrować nastroje etnicznych Azerbejdżan: Təbriz, Bakı, Ankara, Salam olsun Turana! („Tebriz, Baku, Ankara, niech pozdrowiony będzie Turan [mityczna kraina Turków – przyp. S.K.]”), Gəl qardaşım meydana, silah gedir İrəvana, Azərbaycan yan-yana, Nurduz gərək bağlana („Chodź bracie na majdan, broń idzie do Erewania, Azerbejdżanie są obok siebie, Nurduz [przejście graniczne – przyp. S.K.] musi zostać zamknięty”). O ile podczas I wojny karabachskiej irańscy Azerbejdżanie byli wobec niej ambiwalentni, o tyle jesień 2020 r. uświadomiła Teheranowi, że do głosu dochodzi pokolenie, które wykazuje większe więzi z rodakami z północy. Władze szybko zdały sobie sprawę z tego, że iskrę pod kruchą jednością narodową wywoła nie fragment wiersza, ale sam irański establishment, który zaognił sprawę utworu, przenosząc dyskusję do sieci.
Po kilku dniach Iran zdecydował się zamieść konflikt pod dywan. Szefowie dyplomacji obu państw odbyli rozmowę telefoniczną, po której minister spraw zagranicznych Turcji Mevlüt Çavuşoğlu relacjonował, że zapewniał o uszanowaniu przez Erdoğana suwerenności narodowej i integralności terytorialnej Iranu, ale jednoczenie zganił „obraźliwy język” wymierzony w tureckiego prezydenta. Natomiast irańskie gazety prorządowe doniosły, że Çavuşoğlu stwierdził, iż turecki prezydent „nie był świadom” znaczenia cytowanego wiersza i wręcz przeprasza za zamieszanie. Kropkę nad „i” postawił prezydent Hasan Rouhani, który wytłumaczył, że osobiście zna tureckiego prezydenta i wyklucza z jego strony złe intencje wobec Iranu. Rzecz jasna po tej deklaracji, jak za dotknięciem czarodziejskiej różki, nieporozumienie znikło.
Po szybkim zażegnaniu medialnego skandalu Iran skupił się na propozycji tureckiego lidera o powołaniu Platformy Sześciu, jaką zgłosił z okazji parady w Baku. Idea ta, mająca sprzyjać regionalnej współpracy na Kaukazie Południowym, przewiduje nawiązanie relacji gospodarczych i rozwój projektów infrastrukturalnych Turcji, Rosji i Iranu z trzema krajami Południowego Kaukazu. Iran zdaje sobie sprawę, że zapowiedź przywrócenia połączenia transportów i ładunków z Azerbejdżanu do jego eksklawy, Nachiczewańskiej Republiki Autonomicznej przez terytorium Armenii (co jest jednym z warunków podpisanego trójstronnego porozumienia z 10 listopada) oraz podpisanie w grudniu azerbejdżańsko-tureckiego projektu w sprawie dostaw gazu ziemnego z Turcji do Nachiczewanu (dostawa gazu ziemnego, przepływ ludzi i transportu z Azerbejdżanu do jego eksklawy odbywa się obecnie przez Iran) obniży wpływ Teheranu na Baku.
Iran, który politycznie stracił na rzecz Turcji w regionie, nie chcąc pozostać poza procesami gospodarczymi, próbuje zapewnić swój udział w nowej architekturze geopolitycznej. W tym celu pod koniec stycznia irański minister Mohammad Dżawad Zarif złożył wizyty w Baku, Moskwie, Tbilisi, Erewaniu i Ankarze. Wydaje się, że nie przypadkiem rozpoczął trasę w Baku, wskazując, że wiąże nadzieje uczestnictwa w tranzytowych projektach gospodarczych z udziałem Azerbejdżanu, a ponadto irańskie firmy liczą na udział w odbudowie odzyskanych przez Azerbejdżan w listopadzie 2020 r. rejonów.
Początek 2021 r. przyniósł również zmianę narracji teherańskiego establishmentu. 2 marca w Kom odbyła się międzynarodowa konferencja poświęcona tematyce karabachskiej z udziałem zastępcy Ajatollaha Alego Chamenei, przedstawicieli rządu Iranu oraz ekspertów irańskich i zagranicznych. W końcowym oświadczeniu, przyjętym na konferencji i opublikowanym w irańskich mediach, stwierdzono, że zgodnie z zasadami prawa międzynarodowego i religijnego działania Azerbejdżanu w wojnie karabachskiej były legalne i że „Karabach jest częścią terytorium islamskiego i nie może być oderwany od Azerbejdżanu”.
Muzułmański kraj, gdzie jarmułkę nosi się z dumą
Powstaje zatem pytanie, o co tak naprawdę była burza w szklance wody w sprawie wystąpienia Recepa Erdoğana. Wiersz był najwyraźniej pretekstem do wypuszczenia powietrza z balonu, jakim była rosnąca irytacja Iranu. Za jedną z przyczyn można uważać przegraną Iranu jako państwa, które aspirowało do odegrania roli mocarstwowej w regionie, na rzecz Turcji. W trakcie ostrej fazy wojny w Karabachu na jesieni 2020 r. Teheran zaproponował rolę mediatora, jednak jego propozycja nie została przyjęta przez żadną ze stron. Iran nie miał nic do powiedzenia również przy podpisywaniu trójstronnego rozejmu. Choć Turcja również nie była sygnatariuszem podpisanego dokumentu, zapewniła obecność swoich wojskowych na terytorium Azerbejdżanu.
Azerbejdżan od dawna robił dobrą minę do złej gry z Iranem, od którego również Armenia zaczęła się odwracać po objęciu władzy przez prozachodniego Nikola Paszyniana. Musiało to zawieść Teheran, który od lat wspierał Armenię gospodarczo, a w trakcie wojny zorganizował dla niej transport broni oraz rekrutów z ormiańskiej diaspory w Libanie. Można stwierdzić, że Iran był zakamuflowanym uczestnikiem konfliktu.
Zwróćmy uwagę na kolejny mało znany w Polsce aspekt współpracy irańsko-armeńskiej. Po zakończeniu I wojny karabachskiej, której skutkiem było całkowite wypędzenie ludności azerbejdżańskiej z Górskiego Karabachu oraz Armenii, irańskie firmy podjęły się restaurowania azerbejdżańskich zabytków, między innymi meczetu Govhar Aga w Szuszy (XVIII w.) oraz Błękitnego Meczetu (XVIII w.) w Erewaniu. Pod pozorem troski o szyickie meczety w sytuacji braku wiernych kryła się chęć iranizacji azerbejdżańskich śladów w regionie. Dzięki tym kosmetycznym zabiegom dziś Armenia promuje owe zabytki jako meczety perskie.
Teheranowi doskwiera ponadto, że Azerbejdżan wprowadził do regionu wraz z Turcją jego głównego wroga, Izrael. W dodatku, jak donoszą izraelskie media, te dwa ostatnie kraje odmrażają stosunki za pośrednictwem Azerbejdżanu. 23 grudnia zeszłego roku w mediach pojawił się list byłej minister spraw zagranicznych Izraela Cippi Liwni do prezydenta Azerbejdżanu, w którym izraelska polityczka w samych superlatywach zwraca się do Ilhama Alijewa: „Pańskie oddanie swojemu narodowi, który pan prowadzi z powodzeniem poprzez krajowe i międzynarodowe wyzwania oraz znakomite osiągnięcia, są bardzo doceniane”. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, słowa te wychodzą poza ceremonialny gest. Według „The Jerusalem Post” Alijew zwrócił się do Jerozolimy z propozycją, by Baku pomogło w budowie nowych mostów między Izraelem a Turcją. Wszystko wskazuje na to, że przywrócenie izraelsko-tureckich stosunków dyplomatycznych jest kwestią najbliższej przyszłości.
Sen z powiek teherańskiemu establishmentowi spędza nie tylko sojusz azerbejdżańsko-izraelsko-turecki na szczeblu politycznym, ale rosnące w czasie wojny i po niej nastroje proizraelskie w azerbejdżańskim społeczeństwie po obu stronach Araksu. Azerbejdżanie z Iranu swobodnie poruszają się w Azerbejdżanie, wielu z nich posiada mieszkania w Baku i okolicach, gdzie chętnie spędzają wakacje oraz święta, podczas których mogą sobie pozwolić na większą swobodę niż w islamskiej republice.
Trudno w XXI w. zatrzymać przepływ informacji kanałami pozarządowymi, głównie przez internet. Znaczącą rolę w uzewnętrznieniu wewnętrznych problemów Iranu oraz podtrzymywaniu świadomości narodowej irańskich Azerbejdżan odgrywa niezależny azerskojęzyczny kanał z siedzibą w Chicago, GünAz TV (nazwa pochodzi od zwrotu Güney Azərbaycan – Południowy Azerbejdżan). Założony w 2005 r. kanał był nadawany za pośrednictwem Türksat, jednak po protestach Iranu musiał zmienić nadawcę (obecnie korzysta z anteny satelity Hot Bird). Media umożliwiają szybką transmisję nastrojów z północy na południe, w tym również laickość oraz nastroje protureckie i proizraelskie.
W latach 90. Iran podejmował różne inicjatywy skierowane na zwiększenie ruchu przygranicznego i przepływu ludzi, mając na celu eksport szyizmu do poradzieckiego Azerbejdżanu, którego większość ludności wyznaje szyicki odłam islamu. Głęboka penetracja środowisk religijnych i podporządkowanie instytucji wyznaniowych władzy w Azerbejdżanie uniemożliwia jednak iranizację meczetów. Błędem Teheranu było również zlekceważenie kwestii Karabachu w polityce i nastrojach społecznych Azerbejdżanu. Wojna pokazała, że w hierarchii wartości Karabach okazał się ważniejszy niż szyizm. W ten sposób Iran stracił najliczniejszy kraj Kaukazu Południowego. Państwa, które zrozumiały te schematy, z łatwością skapitalizowały konflikt. Ilustracją tego był widok powiewających flag Turcji i Izraela, wywieszanych przez mieszkańców Azerbejdżanu w oknach domów i przy wejściach do sklepów. „Słychać ją [tolerancję – przyp. S.K.] z góry, ale widoczna jest również na ulicy. Jarmułkę nosi się z dumą. A drzwi do mojej synagogi pozostają otwarte przez cały czas, w czasie, gdy wiele w całej Europie jest zamkniętych ze strachu przed atakiem” – napisał naczelny rabin Azerbejdżanu 27 grudnia 2020 r. na łamach „The Jerusalem Post”.
3 marca GünAz TV przeprowadziło sondę wśród słuchaczy, co myślą o stosunkach azerbejdżańsko-izraelskich na tle współpracy Iranu i Rosji z Armenią w kontekście wojny karabachskiej. Zdecydowana większość dzwoniących Azerbejdżan pochodziła z Iranu i wypowiadała się w samych superlatywach o Izraelu, uważając ten kraj za przyjazny i braterski. Trudno ocenić, na ile trafne jest stwierdzenie założyciela stacji o tym, że „wbrew 41-letniej propagandzie «Śmierć Izraelowi» ponad 30 mln Południowych Azerbejdżan kocha Izrael” (tweet Ahmadi Obali z 5 marca), trudno jednak nie zauważyć ocieplenia wizerunku Izraela wśród Azerbejdżan po obu stronach granicy po wojnie karabachskiej. Niemałe znaczenie odgrywa również misja izraelskich lekarzy zaangażowanych w leczenie azerbejdżańskich żołnierzy rannych w trakcie wojny karabachskiej.
Dr Shahla Kazimova jest wykładowcą Wydziału Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalizuje się w badaniach procesów politycznych i społeczno-kulturowych zmian w Azerbejdżanie na początku XX wieku oraz w azerbejdżańskiej emigracji antysowieckiej.
W sieci krążyło zdjęcie powiewającej nad jednym z mostów w Teheranie flagi Izraela z napisem po angielsku „Dziękujemy”. Ciekawe, ile takich flag byłoby wywieszonych, gdyby nie groziły za to konsekwencje w postaci zarzutów o zdradę rewolucji islamskiej. Odpowiedź musi być niepokojąca dla strażników rewolucji, skoro publicznie wyrażają swoje fobie, że Turcja z Izraelem chcą rozbić ich państwo na części.