Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Jedwabny Szlak / 18.03.2021
Ludwika Włodek
"By rok nie minął na kłótniach." W Nou Ruz, perski Nowy Rok, warto być miłym
21 marca dzień zrówna się z nocą i nadejdzie perski Nowy Rok. Święto, które dzisiejsi fundamentaliści islamscy potępiają, a abbasydzcy kalifowie obchodzili jako państwowe. W tym roku Nou Ruz Ludwika Włodek spędza w Afganistanie, skąd opowiada o sile kultury perskiej wykraczającej daleko poza granice dzisiejszego Iranu.
Złote rybki są jednym z symboli święta (Sajjadi/Flickr)
Komel nie chciał przyjść na imprezę. W końcu pojawił się wieczorem, ale rano zrezygnował z wycieczki w góry. Musi malować pokój w swoim rodzinnym domu w kabulskiej dzielnicy Cheir Hone. Zohra z Paryża pisze do siostry w Kabulu, prosząc o przepis na haft miwe, rodzaj bakaliowego kompotu. Od razu zastrzega, że nie doda sindżit, tak zwanych perskich oliwek, bo nie ich znosi. Mieszka za granicą, może sobie pozwolić na to małe odstępstwo od tradycji.
Na podwórkach duszanbińskich mahalli, dzielnic o zabudowie przypominającej wiejską, gotuje się w wielkich kazanach, półokrągłych kotłach, sumalak. Z każdą godziną ten przygotowywany z przerośniętej pszenicy budyń staje się ciemniejszy i gęstszy. Stragany na wylotówkach irańskich miast zapełniają się złotymi rybkami. Biedne zwierzątka pływają jak oszalałe w kółko wewnątrz ciasnych słoików albo plastikowych torebek podwieszonych do blaszanych dachów stoisk. W Stambule Eradż szykuje się na przyjęcie gości. Od wczoraj ustala harmonogram, żeby zdążyć odebrać rodzinę z lotniska i otworzyć mieszkanie kuzynowi, który jedzie samochodem z Wiednia.
Wszędzie, gdzie kiedyś sięgały wpływy wielkiego imperium perskiego, trwają przygotowania do Nou Ruz. Świętować będą: Turcja razem z częścią Bałkanów, cały Kurdystan, czyli część Syrii i Iraku, oczywiście Iran, Azerbejdżan i niektóre regiony północnego Kaukazu, pięć środkowoazjatyckich republik powstałych po upadku ZSRR, Afganistan, Pakistan i część Indii.
Złota rybka na stole
Perski Nowy Rok jest obchodzony od trzech tysięcy lat, w pierwszy dzień astronomicznej wiosny. Podobnie jak wiele świąt na całym świecie, jest związany ze słońcem i światłem. Upamiętnia zwycięską walkę, którą mitologiczny król Dżamszid stoczył na polecenie boga Ahura Mazdy z demonami zimy i ciemności. Dosłownie nou ruz oznacza po prostu „nowy dzień”, ale święto symbolizuje w ogóle nowy początek, a w krajach posługujących się irańskim kalendarzem jest faktycznym początkiem nowego roku.
Nou Ruz jest związany ze starożytną kulturą perską i jej religiami: mitraizmem i zoroastryzmem. Korzeniami może jednak sięgać znacznie głębiej, do czasów, kiedy wszystkie plemiona indoirańskie żyły razem.
Ślady obyczajów podobnych do tych związanych z Nou Ruzem odnajdujemy w chrześcijańskiej Wielkanocy (malowane jajka na stołach, talerzyki z kiełkującym zbożem czy tak zwane dżande bolo, udekorowane tyczki obnoszone w szyickich meczetach, do złudzenia przypominające nasze palmy wielkanocne), a nawet w żydowskim Purimie, co może być pozostałością niewoli babilońskiej.
Zwyczaje związane z Nou Ruzem trochę się różnią między krajami, a nawet regionami. Najhuczniej i najdłużej święto obchodzi się w Iranie. Przygotowania zaczynają się znacznie wcześniej. W ostatnią środę przed Nou Ruzem odbywa się święto Chaharszanbe Suri. To wieczór spotkań z przyjaciółmi i palenia ognisk. Młodzi popisują się przed sobą, przeskakując nad płomieniami, co ma symbolizować oczyszczenie i nowe życie.
W sam Nou Ruz Irańczycy szykują tak zwany haft sin, czyli stół, na którym kładą siedem produktów spożywczych, których nazwy zaczynają się na perską literę sin (nasze „s”): sabze – zielone kiełki zboża, samanu – pudding z gotowanych kiełków pszenicy (który w Afganistanie nazywa się samanak, a w Azji Środkowej sumalak), sindżit – brązowe, suche i cierpkie owocki, zwane perskimi oliwkami, serke – ocet, sib – jabłko, sir – czosnek i sumak – kwaskowatą przyprawę z czerwonych kwiatów rośliny o tej samej nazwie. Obok rzeczy na „s” na stołach znajduje się też na ogół lustro, świeczka, monety, złota rybka w okrągłym wazoniku, a czasem także Koran albo tomik poezji Hafeza bądź Firdawsiego.
13 dni świętowania
Pierwszy raz zetknęłam się ze świętem Nou Ruz właśnie w Iranie. Nie miałam wtedy większego pojęcia o perskiej kulturze. Do dziś pamiętam, kiedy podróżując przez ten kraj mniej więcej w połowie marca, ze zdziwieniem natykałam się na coraz liczniejsze stoiska ze złotymi rybkami. Dopiero przemili Irańczycy, którzy zaprosili mnie do swojego domu na kilka dni, wytłumaczyli mi, że to nie nagła miłość do akwarystyki jest powodem tej rosnącej z każdym dniem podaży złotych rybek. Wyjaśnili też, dlaczego w tych dniach w Iranie tak trudno było dostać bilety na autobus, a o locie bardzo tanimi wówczas irańskimi liniami wewnątrzkrajowymi mogłam w ogóle zapomnieć. Irańczycy bowiem masowo w tym czasie odwiedzają krewnych i wszystkie bilety już dawno zostały wykupione.
W Iranie obchody Nou Ruz trwają aż 13 dni. Irańczycy dużo tego czasu spędzają na świeżym powietrzu, niektórzy nawet na cały ten czas jadą gdzieś na łono natury. Do dziś pamiętam zdanie z podręcznika do perskiego, z czytanki o Nou Ruz: w tym czasie jedziemy be daszt o bijobon („w step i na pustynię”). Tę książkę pewnie zna każdy Polak, który kiedyś podjął naukę perskiego. Jej autorem jest nieodżałowany, kochany pan Kaweh Pur Rahnama.
Pan Kaweh był zagorzałym wrogiem islamu i miłośnikiem starożytnej kultury perskiej. Nie byłby sobą, gdyby nie umieścił w swoim podręczniku obszernej relacji o obchodach święta, które jest ucieleśnieniem irańskiego przywiązania do przedislamskich tradycji. Mimo dokonanego przez muzułmanów podboju w połowie VII wieku Nou Ruz przetrwał. W kalifacie Abbasydów miał nawet rangę święta państwowego. Jest obchodzony do dziś, praktycznie we wszystkich muzułmańskich krajach, które w jakikolwiek sposób są związane z kulturą perską. Nawet bangladescy szyici świętują starożytny Perski Nowy Rok.
By rok nie minął na kłótniach
W Afganistanie, gdzie w tym roku przychodzi mi spędzać Nou Ruz, przygotowania do święta też idą pełną parą. Tu wolne są tylko trzy dni, ale Afgańczycy już zaczęli się szykować do obchodów. W domach trwają porządki. Dobre gospodynie na Nou Ruz piorą wszystkie dywany, już teraz na kabulskich ulicach suszą się wyszorowane szczotką ryżową chodniki, firanki i tuszaki – materace służące do siedzenia i spania.
W dzień samego święta wypada mieć wszystko nowe, więc także bazary przeżywają oblężenie, a wieczorami na ulicach pojawiają się stragany z kiełkami pszenicy i nieszczęsnymi złotymi rybkami. Szykuje się też haft miwe, które przywodzi mi na myśl polski wigilijny kompot z suszu. Na haft miwe (dosłownie „siedem owoców”), składają się zalane ciepłą wodą suszone morele, pistacje, migdały, orzechy włoskie, zielone rodzynki, kardamon i sindżit, którego tak nie lubi Zahra. Dziś, jadąc na wywiad, widziałam całe wory sindżitu targanie na bazarowe stoiska.
Przesądy dotyczące Nou Ruz są łudząco podobne do naszych wigilijnych. W Nou Ruz nie wolno się kłócić i trzeba być dla wszystkich miłym, bo inaczej cały rok minie na kłótniach. Na afgańskich wsiach do dziś w ten dzień trzyma się przez kilka godzin otwarte wszystkie okna, żeby całe zło z domów wywiać na zewnątrz.
Znajome Afganki skarżą się, że u nich obchody nie są tak huczne jak w sąsiednich krajach, Iranie i Tadżykistanie. Tutejsi fundamentaliści usiłują przekonać współobywateli, że to święto złe i rozpustne, niemające nic wspólnego z islamem (co akurat jest prawdą) i dlatego niegodne celebracji (co prawdą nie jest).
Nou Ruz za to ukochali sobie środkowoazjatyccy dyktatorzy. W zeszłym roku prezydentów Tadżykistanu i Turkmenistanu od hucznych obchodów nie odwiodła nawet pandemia koronawirusa. W tym roku będzie podobnie. Turkmeńska państwowa agencja informacyjna już podała, że rząd na wczorajszym posiedzeniu przyjął oficjalny plan obchodów, a wicepremierka, odpowiedzialna za kulturę Mahrdżemal Mammedowa, przedstawiła go prezydentowi Gurbangułemu Berdymuchamedowowi. W przeddzień święta w całym kraju odbędzie się masowe sadzenie drzew, a w niedzielę w stolicy i innych miastach rząd zaprosi obywateli na wystawy rękodzieła oraz produktów rolnych. Obchody zwieńczy wieczorny koncert z udziałem prezydenta na audytorium.
Nou Ruz w Polsce
Od 2010 roku Nou Ruz znajduje się na prowadzonej przez UNESCO Liście reprezentatywnej niematerialnego dziedzictwa ludzkości. W tym samym roku 64. sesja Zgromadzenia Plenarnego ONZ ogłosiła dzień 21 marca Międzynarodowym Dniem Nou Ruz. Przed pandemią można było to święto obchodzić także w Polsce. Uroczystości i posiadówki z tej okazji urządzały tak prywatne kawiarnie, jak i państwowe instytucje, na przykład warszawskie Muzeum Azji i Pacyfiku. Po akademikach studenci z Turcji, Iranu i Azji Środkowej szykowali haft sin i płow albo ryż ze szpinakiem.
Ludwika Włodek jest socjolożką i reporterką. Pracuje jako adiunktka w Studium Europy Wschodniej, gdzie kieruje specjalizacją Azja Środkowa.
Być może wprowadzony na nowo lockdown całkowicie uniemożliwi obchody. Ale trzymajcie się tego dnia ciepło i pomyślcie o dzielnym królu Dżamszidzie, który uratował świat przed złymi mocami. Oby Nowy Rok przyniósł nam wszystkim dużo zdrowia, pomyślności i pokoju, który w co najmniej kilku krajach, gdzie świętuje się Nou Ruz, jest niestety dobrem rzadkim.