Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Bazylika / 29.03.2021
Mariusz Sawa

Ofiary Sahrynia. Trudna karta historii

9 i 10 marca 1944 r. około dwóch tysięcy żołnierzy Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich uderzyło na kilkanaście wsi w powiecie hrubieszowskim zamieszkałych głównie przez Ukraińców, w tym Sahryń. Akcja miała na celu zastraszyć banderowskie podziemie i rzeczywiście była dla niego szokiem. Przeważającą większość ofiar stanowili jednak cywile.
Foto tytułowe
Cmentarz w Sahryniu (arch. prywatne autora)

Od rana 9 marca kilkuletnia Hanna Słomińska przygotowywała się do wieczoru poświęconego pamięci największego ukraińskiego poety Tarasa Szewczenki. Miała deklamować fragment Kobzara. Odbyła kilka prób pod okiem Serafymy Laszenko, żony prawosławnego kapłana Wasyla. Mama Kateryna przygotowała jej soroczkę (wyszywaną bluzkę), fartuszek i wianek z kokardami. Rodzice Hani angażowali się w działalność organizacji kulturowo-oświatowej Ridna Chata, wychowywali dziewczynkę w szacunku dla tradycji. Po latach Hanna wspominała, że miłością i rodzinnym ciepłem darzyli ją zwłaszcza dziadkowie. Jeden z nich, Iwan Prytuła, przed wojną pracował ponad osiem lat w Ameryce. Za zarobione pieniądze zbudował we wsi młyn, kupił ziemię i las. Swoim córkom, Anastazji Szufel z Adeliny i Katerynie Słomińskiej w Sahryniu, pobudował domy. Drugi dziadek, Jewstachij Słomiński, prowadził gospodarstwo pszczelarskie złożone z osiemdziesięciu uli. Gdy Hania go odwiedzała, zajadała się miodem aż do mdłości.

W tym samym czasie, gdy w domu Hani panował świąteczny nastrój, z pobliskiego lasu Zenon „Wiktor” Jachymek ze swoimi żołnierzami obserwował wieś. Miał wówczas 32 lata, urodził się pod Zamościem. Przed wojną studiował weterynarię we Lwowie. W 1939 r. walczył przeciwko Niemcom w szeregach Wojska Polskiego. Po klęsce wrześniowej wstąpił do Służby Zwycięstwu Polski. Wiosną 1944 r. został dowódcą tzw. wschodniego odcinka obrony przeciwukraińskiej. W „akcji na Sahryń” dowodził tomaszowskimi oddziałami Armii Krajowej.
Żołnierze AK w Sahryniu (Wikicommons)

Napastnicy

Jachymek był jednym z kilku dowódców, których oddziały uderzyły w kilkanaście wsi położonych na wschodniej Lubelszczyźnie, zamieszkałych w przeważającej większości przez Ukraińców. Oddziały hrubieszowskiej AK podlegały Marianowi „Sterowi” Gołębiewskiemu oraz Stefanowi „Wiktorowi” Kwaśniewskiemu, zaś oddziały Batalionów Chłopskich Stanisławowi „Rysiowi” Basajowi. Historycy wciąż spierają się, co było przyczyną tej bezprecedensowej akcji oraz jaki miała charakter. Część z nich nie bez podstaw uważa, że w wyniku banderowskiego ludobójstwa dokonanego na ludności polskiej Wołynia w 1943 r. lubelska AK postanowiła uprzedzić banderowską czystkę, której pierwsze przejawy stały się widoczne na Lubelszczyźnie w początkach 1944 r. Niektórzy zaś twierdzą, że miała ona zastraszyć Ukraińców lub po prostu wypędzić. Jeszcze inni dowodzą, że była to kontynuacja antyukraińskich represji sprzed wojny o charakterze ludobójczym.

Atak

Wieczór pamięci Tarasa Szewczenki nie odbył się. Późnym popołudniem mieszkańcy Sahrynia zobaczyli na horyzoncie łuny pożarów. Paliły się między innymi pobliskie Turkowice. Dziadek Hani, Iwan, ukrył ubrania i zdjęcia w schowku przy piecu. Strzały we wsi obudziły ich o godz. 4:30, gdy jeden z sahryńskich patroli natknął się na atakujących. Walka rozgorzała najpierw na cmentarzu, potem przy budynku Ukraińskiej Policji Pomocniczej i w cerkwi. Wielu spośród kilkudziesięciu uzbrojonych, w tym część policjantów, uciekło od razu w stronę Hrubieszowa. Większość cywilów schroniła się w wybudowanych przez siebie wcześniej ziemiankach. Polacy wypędzali ich dymem. Ci którzy wychodzili, po wylegitymowaniu i stwierdzeniu na podstawie kenkarty, że są Ukraińcami, byli rozstrzeliwani. Ci, którzy zdecydowali się pozostać w ukryciu, ginęli od wrzucanych do ziemianek granatów. Uciekinierów partyzanci polskiego podziemia mordowali na polach i pod lasem. Taki los spotkał Serafymę Laszenko z jej kilkuletnią córeczką Stefanią, które po kilku dniach, uduszone, z ranami postrzałowymi i połamanymi kończynami, odnalazł ks. Wasyl.

Egzekucje

Iwan Prytuła wybudował na podwórku dwa schrony. Do jednego z nich uciekł on sam, jego żona, córka Anastazja z córką, kuzyn męża Anastazji, sąsiad i osiemdziesięcioletnia komornica z dwuletnim dzieckiem pod opieką. Kryjówkę partyzanci podpalili i kazali wszystkim wychodzić.

„Moja 12-letnia córka na widok bandytów zemdlała – zeznała kilka tygodni później przed Ukraińskim Komitetem Pomocowym w Hrubieszowie Anastazja Szufel. – Bandyci kazali ojcu polać ją wodą. Ojciec uczynił to i doszła ona do siebie. […] Prosiła, by darowali jej życie, bo jest młoda i chce żyć. […] błagałam, by nie zabijali mojego dziecka; [mówiłam] że nic złego nie zrobiliśmy, że to nie nasza wina, iż tu żyjemy. Jeden z oprawców odpowiedział: «Idziemy do was kilkaset kilometrów, żeby wszystkich was tu wymordować, co do nogi». Wtedy bandyci strzelili do mojego ojca, który szybko skonał, potem do mojej mamy. Po matce zabili kuzyna mojego męża, a sąsiad zdążył uciec. Zaraz po tym zabrali się za moją córeczkę, która […] jeszcze raz zwróciła się do napastników i błagała o litość. Wtedy dostała kulę w szyję. Rzuciłam się jej na ratunek, ale bandyci zaczęli strzelać do mnie. Dostałam trzy kule, dwie w ramię, jedną w palce. Dziewczynka szybko skonała. Bandyci myśleli, że ze mną już koniec i rzucili się do babci […] i zabili dziecko, które było pod opieką staruszki”.
Hanna Słomińska i jej strój (@novovolunsk.museum)

Duma

Gdy Hania wraz z częścią rodziny ukrywała się w drugim schronie, Jachymek atakował posterunek ukraińskiej policji i świątynię. Po latach z dumą pisał: „Ostrzeliwujemy cerkiew. Zatracam się jako dowódca. Zamieniam się w żołnierza jak inni. Ta różnica od innych żołnierzy, że posiadam inicjatywę większą od innych i wszystko odbywa się z mą wolą”. Prawdopodobnie miał już wówczas świadomość, że giną niewinni ludzie. Twierdził, że ponowił wówczas rozkaz o oszczędzaniu ludności cywilnej i sobie przypisał ocalenie pozostałych przy życiu: „wysłane rozkazy oszczędzania ludności cywilnej uratowały masie mieszkańców życie”. Był ponadto zadowolony z efektów ataku: „Około godziny 10-tej Sahryń nie istnieje” – wspominał.

Perspektywa

Jak wynika z powojennych wspomnień polskich kombatantów, uczestników akcji, była to zemsta za zbrodnie banderowskie na Wołyniu, ewentualnie za morderstwa popełniane przez podległych Niemcom ukraińskich funkcjonariuszy sahryńskiego posterunku, tudzież uderzenie uprzedzające banderowski atak. W podobny też sposób tłumaczyli to im ich dowódcy. Tylko nieliczni wiedzieli, że we wsiach nie było Ukraińskiej Armii Powstańczej, lecz dezerterzy z SS Galizien, funkcjonariusze 5. pułku policji SS, członkowie Chełmskiego Legionu Samoobrony, Ukraińskiej Samoobrony Ludowej i wspomniani już policjanci.

Perspektywa zwykłego ukraińskiego chłopa, który o wydarzeniach na Wołyniu wiedział niewiele (lub nie wiedział w ogóle), również nie była szersza. Dla niego atak na Sahryń mógł być kontynuacją wieloletniej eksterminacji Ukraińców Chełmszczyzny, która na tym terenie przejawiała się burzeniem prawosławnych świątyń w 1938 r. i przymusowym nawracaniem na katolicyzm w pobliskich Turkowicach rok później.

Obie perspektywy stały się źródłem dwóch narracji, heroicznej i martyrologicznej, które do dzisiaj dominują wśród spadkobierców i kontynuatorów obu społeczności. Rzadko uwzględniają one wpływ polityki niemieckiej na działania polskiego i ukraińskiego podziemia oraz polityki międzynarodowej, w tym posunięcia Stalina, którego sołdaci znajdowali się wówczas zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Sahrynia.

Liczby

W ciągu dwóch dni puszczono z dymem kilkanaście wsi. Według ustaleń prof. Igora Hałagidy w Sahryniu i jego kilku koloniach zginęło wówczas ponad 600 osób, z czego prawie 400 kobiet i dzieci. Ogółem w wyniku akcji przeprowadzonej jednocześnie w kilkunastu wsiach życie straciło ponad 1200 ukraińskich cywilów, w tym 500 kobiet i 300 dzieci. W Sahryniu po stronie atakujących zginął tylko jeden żołnierz Armii Krajowej, rozstrzelany zresztą przez samego Zenona „Wiktora” Jachymka pod zarzutem rażącego naruszenia dyscypliny wojskowej.

Pamiątki

Hania z rodzicami i dziadkami ze strony ojca ocalała w schronie. Wszystkie ule jej dziadka Jewstachija zostały zniszczone. Zapamiętała, że gdy opuszczali zniszczoną wieś, spotkała go siedzącego na pieńku w sadzie: „Nic nie mówił, nawet do mnie, tylko zasłoniwszy rękami twarz, gorzko płakał”. Dzięki zaradności dziadka Iwana wyszywane ubrania Hani udało się ocalić. Po wypędzeniu przez komunistów za Bug, już po wojnie, siadywała wieczorami ze swoim ojcem przy starym kufrze i wyciągali rodzinne pamiątki. On długo oglądał w milczeniu zdjęcia ze swojej służby w Wojsku Polskim, ona swoją wyszywaną soroczkę. Tyle im zostało z dawnych czasów.

Losy

Zarówno Hania, jak i „Wiktor” stali się ofiarami komunistów. Słomińskich wypędzono na wschód, a Jachymek w 1945 r. wyjechał do Szwecji z zamiarem organizowania przerzutu członków Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość na Zachód.
Mariusz Sawa - dr historii, zajmuje się problematyką stosunków polsko-ukraińskich w XIX-XX w. na terenie Chełmszczyzny, stypendysta Fundacji "Kalyna", publikował m.in. w "Kulturze Enter", "Tygodniku Powszechnym", "Karcie", "Ukraińskim Almanachu", w 2016 r. wydał książkę pt. Ukraiński emigrant. Działalność i myśl Iwana-Kedryna Rudnyckiego (1896-1995). W 2015 r. zainicjował prace renowacyjne na prawosławnym cmentarzu w Werbkowicach.
Powrócił w maju 1946 r. i jesienią został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa. Skazano go na karę śmierci, po czym na mocy amnestii wyrok zamieniono na 15 lat więzienia. Wyszedł na wolność po odwilży 1956 r. Już podczas pierwszych przesłuchań podkreślał swoje zasługi w walce z „ukraińskim faszyzmem” w Sahryniu: „w wyniku tej akcji padło ofiarą przeszło 1000 Ukraińców, to znaczy od ognia i od kul”. Zmarł w 1986 r., ciesząc się opinią bohatera. W Tomaszowie Lubelskim jedną z ulic nazwano jego imieniem. Hanna dożyła starości na Ukrainie.

Artykuł powstał w ramach stypendium Polsko-Ukraińsko-Kanadyjskiej Fundacji Stypendialnej KALYNA