Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Moscoviada > Ikona / 22.04.2021
Zbigniew Rokita

Maniża. Rosjanie mają problem ze swą reprezentantką na Eurowizji

W Europie Wschodniej Konkurs Piosenki Eurowizji wzbudza znacznie większe zainteresowanie niż w Polsce. Imprezie rokrocznie towarzyszą tam kontrowersje polityczne. Nie inaczej jest tym razem.
Foto tytułowe
Maniża (FB @manizhamusic)

– W Rosji na Eurowizję patrzy się jak na zawody sportowe – mówi mi Mark Simon, socjolog z Moskiewskiej Wyższej Szkoły Nauk Społecznych i Ekonomicznych. – Tak było np. w 2008 r., gdy wygraliśmy Eurowizję, mistrzostwa świata w hokeju, byliśmy trzeci na olimpiadzie [pod względem liczby zdobytych medali – przyp. red.] i na mistrzostwach Europy w piłce nożnej. Pokazaliśmy światu, że możemy!

Simon twierdzi, że właśnie z powodu postrzegania Eurowizji jako ważnej międzynarodowej rywalizacji sportowej wynika gniew, jaki część Rosjan odczuwa wobec tegorocznej reprezentantki ich państwa. Jest nią tadżycko-rosyjska piosenkarka Maniża. – Mówią: „Chcesz reprezentować kraj, a w swoich piosenkach ironizujesz na ważne tematy? Eurowizja to zbyt poważna sprawa, ty występujesz na chwałę Rosji” – tłumaczy Simon.
Maniża odpowiada krytykom: „Nie jestem ładną pogodą, żeby się wszystkim podobać”.
W ostatnich latach najwięcej emocji wokół Eurowizji budziły spory ukraińsko-rosyjskie i ormiańsko-tureckie. W 2016 r. reprezentująca Ukrainę krymskotatarska piosenkarka Dżamała wygrała konkurs piosenką 1944 o wypędzeniu Tatarów Krymskich po II wojnie światowej przez Stalina (83% rosyjskich telewidzów w sondażu Lewady stwierdziło, że zwyciężyła z przyczyn politycznych). Rok później, gdy Eurowizja miała się odbyć w Kijowie, Służba Bezpieczeństwa Ukrainy odmówiła wjazdu piosenkarce mającej reprezentować Rosję, gdyż ta występowała na Krymie po jego aneksji, łamiąc w ten sposób ukraińskie prawo. Z kolei Armenia w 2015 r. zgłosiła utwór Don’t Deny (Nie zaprzeczaj), wprost nawiązujący do ludobójstwa Ormian w Turcji sprzed stu lat. Organizatorzy nie dopuścili piosenki do konkursu, uznając ją za manifestację polityczną – podobnie jak w 2009 r. odmówili gruzińskim wykonawcom piosenki We Don’t Wanna Put In (dosłownie: Nie chcemy się wtrącać, ale gra słów jest oczywista), wykonywanej rok po wojnie rosyjsko-gruzińskiej.

W tym roku w Europie Wschodniej polityka znów miesza się z muzyką. Ormianie nie wezmą udziału w konkursie m.in. w związku z niedawną wojną z Azerbejdżanem i kryzysem politycznym. Nie wystartują również Białorusini, choć tu za Mińsk zdecydowali organizatorzy. Kraj miał być reprezentowany przez mało znany zespół Hałasy ZMiesta. Dziennikarz Piotr Pogorzelski komentował na portalu Belsat.eu: „Grupa pojawiła się dopiero jesienią zeszłego roku, jako odpowiedź na sierpniowe protesty po sfałszowanych wyborach prezydenckich. W repertuarze ma zjadliwe piosenki poświęcone manifestacjom, więźniom politycznym oraz liderom opozycji”. Organizatorzy stwierdzili, że piosenka Hałasów nie jest apolityczna i narusza zasady Eurowizji. To kolejne międzynarodowe uderzenie w reżim Łukaszenki po odebraniu Białorusi prawa do organizacji tegorocznych hokejowych mistrzostw świata. Swiatłana Cichanouska zapowiedziała nawet, że będzie rozmawiała z szefami dyplomacji krajów unijnych o odebraniu praw państwowej białoruskiej telewizji do transmisji Konkursu Piosenki Eurowizji.

Największe emocje budzi jednak ostatnio sprawa rosyjskiego uczestnictwa w konkursie.

Z kawalerki pełnej karaluchów do Eurowizji

Rosję w 2020 r. miała reprezentować szalenie popularna grupa Little Big – ich piosenka Skibidi na YouTubie zanotowała ponad pół miliarda wyświetleń. Ubiegłoroczną edycję konkursu jednak przełożono, a w tym roku Little Big odmówiło startu. Pojawili się nowi kandydaci, rozstrzygnąć miało głosowanie SMS-owe Rosjan. I rozstrzygnęło: blisko 40% głosów otrzymała 29-letnia Maniża i jej piosenka Russkaja żenszczina (Rosyjska kobieta).


Maniża to intrygująca postać. Na świat przyszła w tadżyckiej stolicy, Duszanbe, tego samego lata, gdy Tadżykistan miał proklamować niepodległość. Pochodzi z inteligenckiej rodziny, która niedługo po wybuchu wojny domowej w Tadżykistanie (1992–1997) zdecydowała się na emigrację do Moskwy. Portalowi „Meduza” Maniża opowiadała: „Pewnego razu w budynek z mieszkaniem, które moi rodzice dostali z okazji ślubu, trafił pocisk. Mama cudem minutę przed uderzeniem wyszła ze mną na rękach na dwór, rozwieszać pranie. Z domu nie został kamień na kamieniu”.

Wówczas wyjechali. „[W Moskwie] wynajmowaliśmy kawalerkę pełną karaluchów, w której żyliśmy we czwórkę: mama, tata, ja i mój młodszy brat. Potem mama rozwiodła się z ojcem i sprowadziła do mieszkanka jeszcze trójkę dzieci swojego brata” – wspomina piosenkarka.

Matka Maniży jest z wykształcenia psycholożką, ale po przyjeździe do Rosji, żeby wykarmić piątkę dzieci, sprzedawała koszulki w przejściach podziemnych i myła podłogi. Maniża otrzymała obywatelstwo dopiero kilkanaście lat później, dlatego jej matka musiała organizować pieniądze i dawać w przedszkolu i szkole łapówki, aby dziewczynka mogła tam uczęszczać. Ta początkowo nie znała rosyjskiego, inne dzieci wyzywały ją od „czarnych dup” (obraźliwe określenie na migrantów z Kaukazu i Azji Centralnej).

Te doświadczenia odbijają się dziś w jej twórczości. Wielu Rosjanom się to nie podoba. Podobnie jak jej odważne, progresywne poglądy: protest przeciwko patriarchatowi, przemocy domowej, wsparcie środowisk LGBT+ czy uchodźców.

Uraz piękna

– W Rosji nigdy nie brakowało pełnego ksenofobii stosunku do mniejszości narodowych, nawet za ZSRR – mówi mi Abdumalik Kadyrow, były dyrektor krajowy w Internews Network Tajikistan. – Jednak po 1991 r. te postawy się nasiliły, zwłaszcza wobec migrantów z Azji Centralnej. Gdy czytałem w sieci ksenofobiczne wypowiedzi na temat Maniży, mogłem jeszcze pomyśleć, że to zdanie „pojedynczych osób”, ale gdy takie słowa zaczęli wypowiadać politycy w mediach, rozgniewałem się.
Maniża mówi, że po wyborze jej kandydatury na Eurowizję padła ofiarą hejtu. Pewna kobieta napisała jej np., że modli się, aby samolot, którym poleci na konkurs, rozbił się. Dostaje też groźby, że jeśli zaśpiewa, zginie. Pojawiły się nawet głosy, że Maniża jest marionetką Zachodu, projektem, który ma zniszczyć Rosję. Skąd biorą się tak krytyczne reakcje?
– Nie chodzi tylko o to, że ona ma tadżyckie korzenie, ale również o to, jak opowiada o nich i o innych sprawach: o płci czy o tym, co to znaczy być Rosjanką – mówi mi Mark Simon. – Możliwe, że gdyby zamiast Russkoj żenszcziny Maniża wystąpiła ze zwykłą piosenką pop, nikt by nie wypominał jej pochodzenia. A tak denerwują się, że Tadżyczka ma reprezentować rosyjską kobietę.

W Russkoj żenszczinie Maniża prezentuje wizję kobiety wyzwolonej i silnej – różniącej się od tej, którą chciałoby widzieć wielu konserwatystów. Sama mówi, że piosenka dotyczy „przeobrażenia świadomości kobiety w ciągu ostatnich stuleci w Rosji”. Śpiewa np. ironicznie: „Masz już trzydziestkę, halo, a gdzie dzieci? Jesteś całkiem ładna, no przydałoby się ciut zrzucić”.

Mówiła „Meduzie”: „W naszej rodzinie są bardzo silne kobiety (…). Moja prababcia była jedną z pierwszych kobiet w Azji Centralnej, która zrzuciła parandżę [tradycyjną szatę – przyp. red.] i postanowiła pójść do pracy”. Dziadek Maniży – znany pisarz, który doczekał się swojej ulicy w Chodżencie – wydawał za ZSRR dzieła tadżyckich pisarek, babcia była wykształconą w Moskwie psycholożką.

Tak jak prababcia zrzuciła parandżę, tak Maniża zrzuca makijaż. Walcząc z szowinizmem, chętnie sięga po performanse. Np. podczas jednego z koncertów powiedziała: „Nie jestem przeciwna makijażowi. Dziękuję kobietom, które go wymyśliły. Ale chcę, aby każda wiedziała i czuła, że piękną jest również bez niego”. Po tych słowach publicznie zmyła swój make-up i rozdała wilgotne chusteczki do demakijażu chętnym na publiczności. Propaguje femvertising (połączenie słów feminismadvertising), czyli nurt w komunikacji marketingowej przełamujący stereotypy wobec kobiet. Chętnie publikuje na Instagramie – a ma blisko pół miliona obserwujących – zbliżenia swoich krost, fałd, niedoskonałości ciała. Opatruje je hashtagiem #trawmakrasoty (uraz piękna). Chce w ten sposób rozprawić się z mitem, że osoby publiczne są doskonałe. Mediom daje wolną rękę w wyborze jej fotografii, ale stawia jeden warunek: nie mogą być fotoszopowane.

Simon zwraca uwagę, że krytyczne reakcje na jej wybór wiążą się też z nadchodzącymi wyborami do Dumy.

– Wiele sił politycznych dlatego właśnie sięga teraz po kartę nacjonalistyczną. Maniżę krytykował np. Władimir Żyrinowski czy związani z władzami działacze, którzy wnioskowali do podlegającego prezydentowi Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej o przyjrzenie się tekstowi piosenki Maniży – mówi Simon.

Komitet sprawdzi, czy w piosence o emancypacji kobiet nie padają słowa niezgodne z prawem. A Maniża w tym czasie jakby nigdy nic zwraca się na Instagramie z prośbą o przysyłanie jej wzorów ubiorów różnych etnosów zamieszkujących Rosję – zamierza uszyć z nich kostium, w którym wystąpi na Eurowizji.

Zabawa zapałkami

Maniża nie jest stereotypową rosyjską Tadżyczką, ale chętnie upomina się o los uchodźców i migrantów. W piosence Gorod sonca (Miasto słońca) nawiązuje do swojej przymusowej ucieczki z Tadżykistanu i wojny. „Meduzie” mówiła: „80 milionów ludzi dziś jest zmuszonych opuścić swoje domy przez prześladowania i wojny. Jakie będą ich dalsze wspomnienia, nie zależy tylko od nich, ale i od nas. Dalej, bądźmy dobrzy”. Została także rosyjską ambasadorką dobrej woli przy agendzie ONZ ds. uchodźców.



W samej Moskwie żyje ogromna liczba migrantów z Azji Centralnej, głównie z Uzbekistanu, Kirgistanu i Tadżykistanu. Wykonują oni na ogół niskopłatne prace (na budowach, sprzątając itd.). To zupełnie inna migracja niż ukraińska do Polski: wielu z nich pracuje nielegalnie, ma fałszywe dokumenty. Sprawia to, że często padają ofiarą domagającej się łapówek policji, nie posiadają zabezpieczeń pracowniczych i socjalnych.

– Dla tadżyckich władz migracja zarobkowa do Rosji to zbawienie: od konieczności tworzenia miejsc pracy, od społecznych napięć związanych z bezrobociem (zwłaszcza wśród młodzieży), od potrzeby rozwijania gospodarki – tłumaczy mi Kadyrow. – Pandemia wyraźnie wpłynęła na wysokość środków wysyłanych do domu przez migrantów i uwidoczniła zależność tadżyckiej gospodarki od tych pieniędzy. Jeszcze kilka lat temu owe transfery wynosiły ponad 4 miliardy dolarów i odpowiadały 50% PKB, ale już w ubiegłym roku spadły do 37%. Rosja wciąż nie otwiera rynku pracy dla Tadżyków w związku z pandemią, ale eksperci widzą w tym instrument wywierania nacisku na Duszanbe, które nie chce dołączyć do tworzonej przez Moskwę Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej.
Według kwietniowych badań Centrum Lewady połowa Rosjan odnosi się z obojętnością do faktu, że Maniża będzie reprezentować Rosję na Eurowizji, 18% odnosi się „raczej negatywnie”, 17% nie zna sprawy, a 13% odnosi się „raczej pozytywnie”. Jedynie wśród respondentów w wieku 18–24 lat więcej jest głosów popierających Maniżę, niż ją krytykujących. W kolejnych grupach wiekowych przeważają już opinie krytyczne.

Pytam Marka Simona, czy Maniża ma szansę zmienić rosyjski stereotyp Tadżyków i Tadżyczek.

– Statystyczny Rosjanin nie rozróżnia ludzi z Azji Centralnej – dla niego Uzbecy, Kirgizi i Tadżycy to jedna masa ludzi przyjeżdżających tu zarobić – mówi Simon. – Słowa „Tadżyk” być może nie rozpatruje się często nawet w kategoriach etnicznych, a rozumie się przez nie po prostu „robotnika”. Z jednej strony to dobrze, że Maniża mówi o problemach migrantów z Azji Centralnej, ale z drugiej nie jestem przekonany, czy oni sami chcą w niej widzieć swoją ambasadorkę. Jest dla nich nazbyt kosmopolityczna i oderwana od swoich korzeni – tłumaczy socjolog.

Jej własna tożsamość jest ciekawa. W ironicznej i bliskiej duchem filmowi Borat Sachy Barona Cohena (np. gdy w teledysku jej aktor-mąż kieruje samochodem w słowiańskim przykucu) piosence Niedosławjanka w przerysowanym orientalnym anturażu śpiewa: „Ja niedosławjanka, ja niedotadżiczka, żyję według Koranu w murach cerkwi”. Jej dylematy tożsamościowe i zawieszenie „pomiędzy” jest ciekawe, bo charakterystyczne nie tylko dla Tadżyków w Rosji, ale dla milionów ludzi na świecie. W Rosji czy w Tadżykistanie wielu nie podoba się jednak, że o tak „świętych” sprawach jak tradycja czy religia Maniża mówi z humorem i dystansem.


– Niektórzy wysyłają sygnał: chcemy odbudować „ZSRR”, ale bez równości i przyjaźni narodów – mówi Mark Simon. – Rosjanie przywykli już jednak do migrantów z Azji Centralnej, nie myślą o nich przez pryzmat ideologii. Jest ich bardzo dużo, kupuje się u nich chleb, warzywa, siedzi się w ich kawiarniach itd. W pierwszej dekadzie XXI w. ich obecność była gorącym tematem, istniały prawicowe bojówki, które na nich napadały, ale dziś sytuacja się już uspokoiła.

Russkaja żenszczina to opowieść o patriarchacie i wolności, zaś Niedosławjanka stanowi memento dla tych, którzy nie zgadzają się na reprezentowanie Rosji przez nie-etniczną Rosjankę.
Zbigniew Rokita jest reporterem i redaktorem. Specjalizuje się w problematyce Europy Wschodniej. Niedawno nakładem Wydawnictwa Czarne ukazała się jego najnowsza książka Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku.
Maniża jest testem na dojrzałość rosyjskiego narodu politycznego. Oraz spadkiem po imperium i owocem dekolonizacji – mniej zauważalnej w przypadku Rosji niż Francji czy Wielkiej Brytanii. A igranie z nacjonalizmem etnicznym w takim kraju jak Rosja to zabawa z zapałkami na stacji benzynowej.