Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk / 02.05.2021
Bartosz Panek

Podcast: Przed wiekiem Lublin pachniał inaczej. Bardziej różnorodnie

Dwa światy, chrześcijański i żydowski. Oba dość biedne i konserwatywne, próbujące żyć razem, ale niepotrafiące tego robić skutecznie. Taki był Lublin po Wielkiej Wojnie.
Foto tytułowe
Pocztówka z widokiem Lublina z 1917 r. (CC polona.pl)



Przekraczanie granic, także tych niewidzialnych, po 1918 roku stało się ważniejsze niż wcześniej. Gdy rozpadły się wielkie imperia, powstały nowe, mniejsze państwa narodowe. Ludzie w większości pozostali ci sami – w większości biedni, niewykształceni, zachowawczy. W nowych warunkach najlepiej odnaleźli się ci, którym zależało na wyjściu ze świata rodziców i dziadków na zewnątrz.
Zaproszenie na bal purimowy w Lublinie (CC)

Na tamten Lublin patrzy się dziś jak na laboratorium, reprezentatywny przykład wielokulturowego miasta w centralnej części ówczesnej Polski. Wielokulturowość oznaczała jednak dwukulturowość – jej dynamikę nadawała polsko-żydowska dychotomia, a nierzadko i asymetria. Pewne miejsce zajmowali w niej ewangelicy, żyjący blaskiem dziewiętnastowiecznych fortun zbudowanych przez przybyszów o niemieckich korzeniach. Widoczna w mieście była również wielowiekowa obecność prawosławnych, którzy zbierali się na nabożeństwa w późnorenesansowej cerkwi przy ulicy Ruskiej. Dziś ta ulica jest granicą dawnych światów.

W tym dość ubogim i zachowawczym mieście powstają aż dwa uniwersytety. Oba jednak silnie odwołują się do religii. Pierwszym jest KUL, zbudowany między innymi z datków wiernych kościoła katolickiego. Drugim – Jesziwa Mędrców Lublina, szkoła rabiniczna, której budowę finansują i biedni Żydzi Lublina, i milionerzy z amerykańskiej diaspory.

Lublin był podwójny, ale w wielu miejscach światy się przenikały – w szkole, na targu, w kamienicy i w półświatku. W końcu do dziś mówimy „melina”, „dintojra” i „hucpa”.