Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Sotnia / 04.05.2021
Piotr Andrusieczko, Kijów

Donbas w objęciach wojny i koronawirusa

Od siedmiu lat Donbas jest rozdzielony linią frontu, a ponad rok temu na wojnę nałożyła się jeszcze pandemia koronawirusa. Dla tych, którzy znajdują się na linii frontu lub w jej pobliżu, głównym problemem pozostaje konflikt zbrojny. Im dalej w głąb kraju, tym bardziej zmienia się ranking zagrożeń.
Foto tytułowe
Wojna i pandemia. Prezydent Zełenski na linii frontu (president.gov.ua)

Po tygodniach rosnącego napięcia związanego z koncentracją rosyjskich wojsk w pobliżu granic z Ukrainą i na Krymie, 22 kwietnia minister obrony Federacji Rosyjskiej Siergiej Szojgu zaanonsował ich wycofanie. Ukraina i Zachód pilnie obserwują, czy Rosja dotrzyma swojej obietnicy. Zresztą zdaniem ukraińskich wojskowych i ekspertów groźba wybuchu „dużej wojny” nie zniknęła całkowicie, raczej została na razie odsunięta. Tymczasem na samym Donbasie nic się nie zmieniło: tam cały czas trwa wojna, a do tego nie ustaje pandemia koronawirusa.

Na opublikowanym też 22 kwietnia w mediach społecznościowych filmie, który szybko nabrał popularności, widać, jak do jednego z marketów w Mariupolu szybkim krokiem zmierza mężczyzna. W ręku trzyma siekierę, za nim idzie kobieta. Mężczyzna wpada do sklepu i zaczyna rąbać ochronne ekrany na kasach i znajdujące się tam witryny z papierosami i innym towarem. Mężczyzna krzyczy, głównie przekleństwa. Po zatrzymaniu okazało się, że zaatakował sklep, bo wcześniej kasjer zwrócił uwagę jego żonie za brak maski przy obowiązujących obostrzeniach sanitarnych. Mężczyzna został aresztowany na dwa miesiące.

W kwietniu obwód doniecki wyglądał jednak jak inny świat, szczególnie, jeśli przyjechało się z Kijowa. I nie chodziło o wojnę i atmosferę spowodowaną koncentracją wojsk rosyjskich. W otwartych kawiarniach i restauracjach siedzieli ludzie. To zupełnie inny obrazek niż ten ze stolicy kraju i innych miast znajdujących się w tzw. czerwonej strefie. Ukraina została bowiem podzielona na cztery strefy kwarantanny: zieloną, żółtą, pomarańczową i czerwoną. W zielonej obowiązują tylko podstawowe ograniczenia, m.in. noszenie masek w środkach komunikacji miejskiej i sklepach. W każdej kolejnej strefie tych ograniczeń przybywa, a w czerwonej zawieszony zostaje nawet transport publiczny.

Obowiązek noszenia masek w sklepach był jedynym z nielicznych widocznych oznak powszechnej kwarantanny. Wiele osób nosi je też na ulicach, ale tyle samo nie zakłada je podczas spotkań. A uściski dłoni są równie popularne, jak przed pandemią.

Hierarchia zagrożeń

Podczas moich trzech ostatnich wyjazdów na Donbas we „frontowych” miejscowościach jak Toreck (obwód doniecki) czy Zołote (obwód ługański) kwestia pandemii raczej nie była tematem rozmów z miejscowymi mieszkańcami, a przynajmniej nie najważniejszym.

W pobliżu Torecka leży wioska Szumy, gdzie znajdują się pozycje ukraińskich wojsk i prorosyjskich bojowników. Odległość jest nieduża, to jedno z gorących miejsc na linii frontu. Od początku roku zginęło tam już kilku ukraińskich żołnierzy.

– Teraz walki słychać znacznie częściej. My to dobrze słyszymy. Jeszcze parę miesięcy temu na naszym terytorium było mniej więcej cicho, zdarzały się tylko sporadyczne walki, ale po Nowym Roku stały się regularne. Wyraźnie słychać też odgłosy ciężkiej broni – mówi przewodniczący organizacji Twoje Nowe Miasto w Torecku Wołodymyr Jelec, który na co dzień zajmuje się m.in. prawami człowieka.

Również dla mieszkańców Zołotego wojenna rzeczywistość w ubiegłym roku była zdecydowanie bliższa od zagrożenia pandemią. Letni spokojny dzień w każdej chwili mógł zostać przerwany przez huk broni automatycznej, odgłosy eksplozji pocisków moździerzowych, a często też świst pocisków bezpośrednio nad głowami. Wprowadzone pod koniec lipca zawieszenie broni dało kilka miesięcy wytchnienia, co w listopadzie potwierdzali mieszkańcy Zołotego. Oczekiwali jednak w każdej chwili wznowienia walk, bo tak było zawsze przez ostatnie lata. Nie pomylili się i tym razem.

Trudno się więc dziwić, że gdy zagrożenie wynikające z ostrzałów i minowania terenu jest czymś bardzo bliskim, to szalejąca pandemia odchodzi na dalszy plan, przynajmniej do momentu, kiedy choroba nie zaatakuje kogoś bliskiego.

Opytne to miejscowość leżąca niedaleko od donieckiego lotniska. Bryłę zniszczonego terminalu dobrze widać, kiedy z dużą prędkością zjeżdża się z drogi prowadzącej z Awdijewki do Doniecka. Jeśli pojechać prosto, to po mniej więcej kilometrze natkniemy się wysunięte pozycje bojowników w graniczącym z Donieckiem Spartakiem. Na początku sierpnia 2020 r. wojskowi pozwolili mi na przejazd tą drogą, bo właśnie weszło w życie zawieszenie broni. Zresztą bezpieczniejsza polna droga została wtedy tymczasowo zamknięta, bo znaleziono na niej miny.

Opytne do 2014 r. było kwitnącym miejscem. Blisko Doniecka, a położone w cichej, zielonej okolicy, przyciągało ludzi, których było stać na budowę dużych domów. Teraz to miejscowość widmo, odcięta od zewnętrznego świata, mimo że do Awdijiwki jest raptem kilka kilometrów. Ale te kilka kilometrów wyznacza odległość między dwoma różnymi światami. W Opytnym od zimy 2014/2015 r. nie ma ani jednego całego budynku. Latem 2020 r. nie było tam też nadal energii elektrycznej. Mimo to wciąż tam mieszkało około 40 osób, głównie starszych. Jedynym źródłem informacji mieszkańców jest radio i przyjeżdżający wolontariusze oraz żołnierze.

Koronawirus przynajmniej latem nie był więc głównym problemem mieszkańców Opytnego. Ważniejsze było to, że zrobiło się ciszej, z nadzieją czekali oni na dalszą normalizację, czyli przede wszystkim wyremontowanie linii energetycznej. Póki co korzystali z paneli słonecznych i generatora, dostarczonych przez organizacje humanitarne. To wystarcza, żeby podłączyć radia i naładować telefony. Lodówki i telewizory od lat stoją wyłączone.

W przeprowadzonych pod koniec marca przez Grupę Rejting badaniach socjologicznych 47% Ukraińców za kluczowy problem państwa uznało konflikt wojenny na Donbasie. Na drugim miejscu znalazł się brak pracy (37%), a na trzecim – koronawirus (35%). Kiedy jednak zapytano o najważniejsze problemy, które są istotne dla samych respondentów, to rozkład wygląda już trochę inaczej. Najbardziej niepokoi ich niski poziom wynagrodzeń i emerytur (38%). Na drugim miejscu znalazła się epidemia koronawirusa (35%) i dopiero na trzecim – konflikt na wschodzie kraju (25%). Jednocześnie niemal 1/3 zapytanych uważa, że środki z budżetu powinny przede wszystkim zostać przeznaczone na walkę z COVID-19.

„Republiki” w jeszcze większej izolacji

Trwająca od ponad roku pandemia przyniosła dodatkowe problemy i znaczne utrudnienia tym, którzy i tak od siedmiu lat cierpią z powodu wojny. Terytorium ORDŁO (Odrębne Rejony Donieckiego i Ługańskiego Obwodu), jak je nazywają Ukraińcy, czyli samozwańcze republiki na Donbasie, uległy jeszcze większej izolacji. Pod pretekstem ograniczeń związanych z kwarantanną ich władze znacząco ograniczyły ruch z terenami kontrolowanymi przez Ukrainę.

Rozwiązywaniem tego typu problemów zajmuje się tzw. Trójstronna Grupa Kontaktowa ds. pokojowego uregulowania sytuacji na wschodzie Ukrainy, która działa od czerwca 2014 r. W jej skład wchodzą przedstawiciele Ukrainy, Rosji i OBWE. W spotkaniach biorą również udział reprezentanci samozwańczych republik. Zgodnie z jej ustaleniami jesienią ubiegłego roku powinny zostać uruchomione dwa nowe przejścia samochodowe w obwodzie Ługańskim, w Szczastii i Zołotych. Po stronie ukraińskiej, po zbudowaniu odpowiedniej infrastruktury, zostały one otwarte, ale bojownicy nie otworzyli przejazdu.

Tym samym z siedmiu kontrolnych punktów wjazdu i wyjazdu pracują tylko dwa. W obwodzie ługańskim jest to jedynie przejście piesze w Stanicy Ługańskiej, a w obwodzie donieckim – Nowotroickie, ale bojownicy ograniczyli tam ruch do tylko dwóch dni w tygodniu. Do tego, aby wjechać na terytorium tzw. Donieckiej Republiki Ludowej lub z niej wyjechać, potrzebne są specjalne przepustki od tamtejszych władz.

Zamknięcie przejść jest dużym problemem dla tych mieszkańców samozwańczych republik, którzy otrzymują w Ukrainie emerytury. Jeśli mają ważne karty płatnicze, mogą za odpowiednią prowizję zlecić pośrednikom wyjęcie pieniędzy. To proceder, który istnieje od lat, ale ostatnio ryzyko wzrosło – pojawiło się więcej oszustów.

Osoby, które otrzymują zezwolenia na przekroczenie „granicy”, po wjeździe na terytorium kontrolowane przez Ukrainę muszą zainstalować w telefonie aplikację W domu, przeznaczoną do kontroli przestrzegania samoizolacji przez osoby przekraczające ukraińską granicę. Problemem jest to, że osoby starsze mają zazwyczaj telefony klawiszowe, więc powinny one odbyć obserwację w jednym z pobliskich ośrodków zdrowia. Z kwarantanny można zostać zwolnionym, uzyskując negatywny wynik testu. I takie darmowe testy można przeprowadzić na przejściu.

Jeśli już uda się wyjechać, kolejnym problemem może się okazać powrót na terytorium kontrolowane przez bojowników. Wiele osób bardzo długo czeka na otrzymanie odpowiedniego zezwolenia. W lipcu ubiegłego roku na wspomnianym przejściu Nowotroickie spotkałem dziewięcioro osób, które od 15 dni czekały tam na możliwość dostania się do Doniecka. Przedstawiciele tzw. DRL nie wpuszczali ich, bo ich nazwiska nie znalazły się na ustalanej przez samozwańcze władze specjalnej liście osób uprawnionych do wjazdu na teren „republiki”, mimo że wysłali oni odpowiednio wcześniej swoje dane. Pomagały im organizacje humanitarne oraz ukraińscy pogranicznicy. W dzień siedzieli przed przejściem, a na noc wpuszczano ich na teren placówki, gdzie spali w namiocie.

Porównanie ruchu sprzed wprowadzenia ograniczeń ze stanem obecnym pokazuje skalę problemu. W marcu tygodniowo przez przejście w Nowotroickiem przejeżdżało ok. 500 osób w dwie strony łącznie. Przed pandemią – kilka tysięcy dziennie.

Ograniczenia dotyczące przemieszczania się w związku z kwarantanną zostały też wprowadzone między tzw. Doniecką i Ługańską Republiką Ludową. Dziennikarze współpracujący z ukraińskim Radiem Swoboda sprawdzili, ze przejście miedzy nimi jest zamknięte. Jedynym korytarzem łączącym DRL ze światem jest przejście z Rosją (Maryniwka). Zostało ono zamknięte na kilka miesięcy na początku pandemii, ale wkrótce zaczęto tam przepuszczać posiadaczy rosyjskich paszportów. Kijów szacuje, że Rosja wydała co najmniej 400 tys. swoich dokumentów mieszkańcom Donbasu. Niektórzy przez jej terytorium jadą do Ukrainy, ale taka podróż jest długa i kosztowna.

Sczepienia: na Donbasie tak jak w całej Ukrainie

– Szczepienia są ważne. Wiem, co to jest COVID-19, ponieważ sam chorowałem. Pomimo tego, że przeszedłem infekcję, poziom przeciwciał jest u mnie bardzo niski. Dlatego każdemu polecam szczepienie – powiedział Wołodymyr Zełenski po otrzymaniu pierwszej dawki szczepionki Covishield w mobilnym szpitalu wojskowym nr 59.

To była ważna PR-owo akcja. Prezydent zaszczepił się wraz z wojskowymi i medykami 2 marca, podczas swojej wizyty w obwodzie ługańskim. Szczepienia żołnierzy w strefie Operacji Połączonych Sił rozpoczęły się 26 lutego. Wkrótce zaczęły napływać informacje, że wielu z nich nie chce się szczepić. „Po co wprowadzać w siebie coś z zewnątrz, jeśli i tak nie jesteś chory? Nikt w mojej rodzinie nie zachorował, ja nie zachorowałem. Po co to robić?” – mówił dziennikarzom Radia Swoboda jeden z żołnierzy służących na Donbasie.

Takie postawy odzwierciedlają opinię ukraińskiego społeczeństwa w kwestii szczepień przeciwko koronawirusowi. Według opublikowanych 17 marca rezultatów badań przeprowadzonych przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii 61% Ukraińców nie było gotowych się zaszczepić. Głównym powodem był brak zaufania do szczepionki (38,3%). W przeprowadzonych wcześniej badaniach Centrum Razumkowa 51% respondentów odpowiedziało, że nie ma zamiaru się szczepić. Jako główną przyczynę również wskazali brak zaufania. Tym samym trudno mówić, że sytuacja wśród żołnierzy na Donbasie różni się od tej w innych grupach społecznych.

Do 29 kwietnia przeprowadzono dopiero niewiele ponad 700 tys. szczepień, z czego w obwodzie donieckim powyżej 25 tys., a w ługańskim ponad 14 tys. Ale szczepienia w Ukrainie dopiero przyśpieszają. Kraj późno otrzymał pierwsze partie szczepionek i dopiero w najbliższych miesiącach oczekuje się znaczące zwiększenie dostaw.
Piotr Andrusieczko – dziennikarz, publicysta specjalizujący się w tematyce ukraińskiej. Współpracuje na stałe z Gazetą Wyborczą, serwisem Outriders i Radio Tok Fm. W konkursie Grand Press w 2014 r. został wybrany Dziennikarzem Roku.

Obserwując od siedmiu lat wojnę na wschodzie Ukrainy, trudno być optymistą. Ostatnia eskalacja pokazuję, że niezakończony konflikt zbrojny na Donbasie może w dowolnym momencie na nowo wybuchnąć z pełną siłą. Z tej perspektywy wydaje się, że nawet przy problemach związanych z powolną kampanią szczepień łatwiej będzie opanować w Ukrainie pandemię, niż zakończyć wojnę.