Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Wyszywanka / 27.07.2021
Wojciech Szot

Emigracyjne piekiełko Białorusinów. Recenzja Pieśni o Cimurze Andreja Adamowicza

Porywająca groteska kryminalna, satyra na codzienność białoruskiej emigracji w Polsce, do tego powieść z kluczem. Za pomocą gorzkiej ironii Andrej Adamowicz w Pieśni o Cimurze pokazuje emigracyjne piekiełko i polsko-białoruskie problemy z tożsamością.
Foto tytułowe
Swiatłana Cichanouska podczas protestu przeciwko reżimowi w Mińsku. Warszawa 3 lipca 2021 (fot. Shutterstock)

„Gniew, Bogini, opiewaj Chomicza” chciałoby się trochę niedokładnie zacytować Homera. Cimur Chomicz, niemal już zapomniany poeta białoruski, jest przedmiotem szeroko zakrojonego śledztwa Pawła Kopiejkina, agenta (oczywiście białoruskiego), który postanowił odnaleźć ukrywającego się w Warszawie twórcę. Nie będzie łatwo Kopiejkinowi dotrzeć do Chomicza, postaci legendarnej i znanej w narodzie białoruskim dzięki bogatej frazeologii („Chomicz to głowa, a ty dupa wołowa”, mawiają ponoć białoruskie babcie równie białoruskim wnukom) i obecności w niezwykle popularnych tomach z materiałami konferencji naukowych organizowanych przez Instytut Językoznawstwa.
Poeta to wybitny, zwłaszcza, że konkurencja trochę niedomaga – „ten grafoman, ten pokręcony, ten kulawy”, pisze Adamowicz obrazowo o białoruskich pisarzach. Narrator, będący „Witoldem i Mendogiem, i szambonurkiem w kanałach” zaprasza nas do wspólnej przygody, podczas której opozycjoniści będą wciągać koks, przyjmować na salonach agenta KGB i w „odwiecznej stolicy Białorusi Warszawie poszukiwać wiecznego życia”, jak mówi w Pieśni o Cimurze Wital Ryżkow, postać jak najbardziej rzeczywista.
Jak przystało na tekst łączący w sobie parodię poematu heroicznego ze współczesnym kryminałem i postmodernistyczną zabawą Pieśń o Cimurze to wyprawa czytelniczo niełatwa. Przerzucani między salonem fryzjerskim w Warszawie, kopalnią w Soligorsku, sklepem Żabki i prawdziwie polskim Białymstokiem czytelnicy odkryją całą plejadę postaci, które co prawda niezbyt zbliżają ich do poznania odpowiedzi na pytanie, gdzie jest Cimur, ale przybliżają dylematy związane z emigracją, co przecież doskonale znamy z polskiej historii. I to wydaje mi się w Pieśni o Cimurze najcenniejsze – ten krytyczny, sowizdrzalski, ale też brutalny w swojej szczerości opis emigracyjnej rzeczywistości, w której nie wiadomo, kto swój, a kto wróg, zatem wobec każdego trzeba być trochę ostrożnym. W ironii Adamowicza kryje się smutna prawda o ludziach uwielbiających toczyć bezsensowne często dysputy o tożsamości. „Chodźmy do baru i pospierajmy się z Polakami o narodową tożsamość Czesława Niemena, ty będziesz ochraniał moją szczękę, a ja będę Polakom walił argumenty w twarz!” – nawołuje Jakuszew, twórca operowy, który zmęczony wymyślaniem muzyki do kolejnego dzieła, wstawił do niego polonez Ogińskiego. Cały.
"Pieśń o Cimurze" wydawnictwo Kolegium Europy Wschodniej

Znajduję coś wyzwalającego w tej opowieści, coś dającego nadzieję, że zanim wszyscy pogrążymy się w opozycyjnym micie, nauczymy się z niego śmiać. Inną sprawą jest fakt, że dwie książki z wydawnictwa KEW, która miałem przyjemność czytać w ostatnich latach, ironicznie i parodystycznie opowiadają o… literaturze i pisarzach. Ričardas Gavelis w Wileńskim pokerze (tłum. Kamil Pecela) równie bezlitośnie chłoszcze „oficjalnych” pisarzy i ich zakorzenienie w minionej epoce. U Adamowicza poznacie choćby kompozytora Andreja Jakuszewa, który „z komponowaniem nowego materiału” nie miewa problemu, ale z wystawieniem napisanych przez siebie oper – już tak. Niewielu jest przecież widzów, których przyciągnie do opery Trzech skrzypków podczas odbudowy Teatru Wielkiego Opery i Baletu.

Adamowicz jest bezlitosny wobec wszystkich, w tym samego siebie, i chłoszcze satyrą program Gaude Polonia, którego jest beneficjentem, Jarosława Kaczyńskiego oraz… Słowaków. Ale najbardziej bezlitosny jest jednak wobec białoruskiego reżimu, który sprawił, że tysiące osób opuściły kraj, uciekając przed prześladowaniami i niepewną przyszłością. Agent KGB we fragmencie zatytułowanym Spowiedź kapitana Kopiejkina zdradza swoje sekretne plany. W jednym z nich „podaruje wam kwiaty, obrazy i zje z wami lody”, w innym zamierza „wkraść się w wasze łaski, zdobyć waszą ślepą miłość, zgnieść waszą wolę”. I to już nie jest zabawne, to przypomnienie o tym, że z Warszawy do Mińska wcale nie jest tak daleko. Kopiejkin uważający się za człowieka „o kruchej konstrukcji duchowej, osobę twórczą jak wszyscy” jest w swojej szczerości przerażający.

Na pierwszej stronie Pieśni o Cimurze pojawia się Mickiewicz, bo to dobrze powołać się na wspólne dziedzictwo. Gdyby chcieć napisać Pieśń o Adamowiczu, trzeba by zacząć od Gombrowicza, bo ten – podobnie jak białoruski pisarz – w swoich dziełach był bezlitosny wobec polskiego mitu, przy czym, jak to zawsze bywa z ironią i satyrą – ujawnia ona tęsknotę za demokratyczną, suwerenną ojczyzną, w której znajdzie się miejsce dla każdego. Także dla kapitana Kopiejkina.

Powieść z kluczem, jak zauważył w Mężczyźnie w czerwonym płaszczu Julian Barnes, ma dwie zasadnicze wady. Rozumieją ją tylko ci, dla których jest napisana i staje się nieczytelna, gdy umierają wymienieni i ich rodziny. W pewnej mierze dotyczy to również książki Adamowicza: polskiemu czytelnikowi z pewnością umknie wiele złośliwostek i ironii wobec konkretnych osób z białoruskiego – opozycyjnego i reżimowego – świata kultury, choć tłumacz książki, Bohdan Zadura, bardzo się stara nam pomóc i zamieszcza kilka biogramów w przypisach. Mimo tych trudności i formalnej niejednorodności książki Adamowicza jest to lektura pociągająca, a autorowi można tylko pozazdrościć bezkompromisowości i ostrości dowcipu oraz niezrównanej wyobraźni przywodzącej na myśl parareporterskie fikcje Ziemowita Szczerka, a ostatnio – Ijasza Tomasza Różyckiego, który to poemat całkiem udanie parodiuje poemat heroiczny, łącząc go z powieścią drogi.

„Tę pieśń śpiewam dla ciebie, polski podatniku!”, pisze Adamowicz, przypominając o tym, że białoruska literatura tworzy się teraz w Polsce, z naszą pomocą i wsparciem przy szczególnej roli tłumaczy takich jak Zadura, którego pracowitość w przekładach i językowa giętkość od lat robi na mnie niezwykłe wrażenie. Pieśń o Cimurze kończy przejmująca odautorska refleksja: „głównym wrogiem jest pragnienie stworzenia czegoś wielkiego, napisania powieści wszech czasów i narodów”.
Wojciech Szot - krytyk literacki, autor bloga "Zdaniem Szota", prowadzi "Godzinę bez fikcji" w Resecie Obywatelskim, nagrywa podcasty i pracuje nad kilkoma książkami.
Dlatego historia, którą opowiada Adamowicz, rozpada się, prowadzi na manowce i tylko to potworne wrażenie, że to, o czym pisze, wcale nie jest śmieszne, trwa uporczywie w czytelniku przez całą lekturę. A co z Chomiczem? Niech Państwo sami sprawdzą.