Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Jedwabny Szlak > Imperium / 26.08.2021
Agnieszka Bryc

Rosjanie i talibowie 2.0. Porażka Waszyngtonu wywołuje uśmiech satysfakcji w Moskwie

Nic nie daje Moskwie większej satysfakcji niż upokarzająca ewakuacja Amerykanów z Kabulu. Własne wojska musiała wycofać stamtąd 32 lata temu. Przez ten czas odrobiła lekcje, pozostaje więc w afgańskiej grze.
Foto tytułowe
Talibowie w Kabulu 18 sierpnia 2021 (fot. Shutterstock)

Chaos na lotnisku w Kabulu, flaga amerykańska na kolanach żołnierza powracającego do USA czy afgańska armia szkolona przez Amerykanów poddająca kraj bez jednego wystrzału. Te obrazy leczą traumę Rosji sprzed ponad trzech dekad. W 1989 r. interwencja w Afganistanie skończyła się dla ZSRR nie tyko porażką, lecz była preludium do rozpadu imperium dwa lata później. Rana jest głęboka, a „syndrom afgański” przez lata pozostał niewyleczony. Do Afganistanu porównywano więc dramatyczną pierwszą wojnę czeczeńską (1994–1996), miała ją zmazać udana interwencja w Syrii (2015), a dziś ma ją zaleczyć przekonanie, że na Afganistanie zęby wybili sobie również Amerykanie.
Zdjęcie wykonane przez rodzinę uciekającą z Kabulu. Przejście na lotnisko zwane "ściekiem". (fot. Nilofar Ayoubi)


Amerykański plaster na rosyjską traumę

Rosjanie ulegli mudżahedinom (arab. dosł. „wojownikom”) czynnie wspieranym przez Amerykanów. Podkreślają jednak – ustami swojego ambasadora w Kabulu Dmitrija Żirnowa – nie bez satysfakcji, że po wycofaniu ich sił reżim popierany przez Moskwę przetrwał jeszcze trzy lata. W odróżnieniu od władz afgańskich wspieranych przez USA, które poddały się, zanim talibowie przejęli w pełni władzę.

„Przeceniliśmy Amerykanów” – mówił w radiu Echo Moskwy Zamir Kabułow, specjalny przedstawiciel prezydenta FR ds. Afganistanu. W wywiadzie przyznawał, że strona rosyjska była zaskoczona nie błyskawicznym tempem ofensywy talibów, lecz faktem, że 300-tys. armia afgańska, świetnie wyposażona i szkolona przez Amerykanów, nie stawiała oporu czterokrotnie mniejszym siłom talibów. Nie powinien być tak zaskoczony, ponieważ niejednokrotnie siły afgańskie zmieniały front, kiedy nabierały przekonania, że nie wygrają. By później – dokładnie jak przed laty ludzie Masuda – okopać się na swoim terenie, wylizać rany, zmobilizować się i podjąć znowu walkę.

Wejście talibów do stolicy zbiegło się z 25. rocznicą słynnej ucieczki rosyjskiej załogi transportowca Ił-76 z Kandaharu. Fakt ten wykorzystał resort dyplomacji do podkreślenia bohaterstwa Rosjan. „Kiedy my musieliśmy uciekać z Afganistanu, zrobiliśmy to w wielkim stylu” – to sugerował tweet MSZ. W sierpniu 1995 r. siedmioosobowa załoga Iła miała dostarczyć 30 ton amunicji dla rządu w Kabulu. W afgańskiej przestrzeni powietrznej przechwycił go jednak talibski myśliwiec, zmuszając do lądowania w Kandaharze. W niewoli Rosjanie przebywali ponad rok, liczyli na ratunek ze strony Kremla, jednak się nie doczekali. Wzięli sprawy w swoje ręce i wykorzystali nadarzającą się okazję: podczas piątkowych modłów pas startowy na lotnisku był słabiej strzeżony. Pod pretekstem sprawdzenia stanu technicznego maszyny udało im się uruchomić silniki i porwać swój samolot. Uciekali w kierunku granicy z Iranem z wyłączonym systemem nawigacji radiowej w obawie przed ponownym przechwyceniem przez myśliwce, ostatecznie wylądowali w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

W Rosji okrzyknięto ich bohaterami i dla upamiętnienia ich historii w 2010 r. nakręcono film fabularny Kandahar. Kapitan samolotu Władimir Szarpatow do dziś nie kryje jednak rozczarowania ówczesnymi władzami Rosji. Historia jego załogi nie wyglądała jak w scenariuszu filmowym. „Częściej wspominał o nas Głos Ameryki niż Rosji” – wypominał w 2020 r. w 25. rocznicę porwania samolotu w wywiadzie dla programu „Tiumenskoje Wremia”. I dodawał: „Władze w Moskwie obiecywały przysłać delegację, ale zamiast nich dwa razy pojawili się negocjatorzy z ONZ i dwukrotnie z administracji Billa Clintona”. Po powrocie do kraju piloci nie chcieli się widzieć z prezydentem Borysem Jelcynem. „Porzucił nas” – tłumaczyli. Oficjalnie jednak spotkanie przełożył Jelcyn, a medale za bohaterstwo wręczał im premier, Wiktor Czernomyrdin.

Afgański urok

Kreml długo odrabiał afgański urok (ros. lekcję) i dziś, podczas gdy z Afganistanu ewakuują się siły Zachodu, Rosja pozostaje na miejscu. A to za sprawą przyswojenia sobie zasady, że w Afganistanie trzeba być elastycznym. Sojusze są tu płynne. Wczorajsi wrogowie mogą być dziś sojusznikami, a jutro znowu przeciwnikami. Rosjanie niejednokrotnie zmieniali alianse w Afganistanie. W ciągu ostatnich czterech dziesięcioleci Moskwa najpierw przez dekadę (1979–1989) zażarcie walczyła z mudżahedinami, by w latach 90. wspierać rząd w Kabulu w powstrzymywaniu ekspansji talibów, a później opozycję (Sojusz Północny) skupioną wokół byłego przywódcy mudżahedinów Ahmada Szacha Masuda. Co ciekawe, jego syn, Ahmad Masud, stoi dziś na czele opozycji antytalibskiej, która jak wcześniej schroniła się w Dolinie Panczsziru.
Ahmad Szach Masud (1953–2001), Tadżyk, charyzmatyczny przywódca mudżahedinów, błyskotliwy strateg. Rosjanie przeprowadzili przeciwko niemu dziewięć nieudanych operacji. Po jednej z nich zyskał przydomek Lwa Panczsziru. Po wycofaniu się armii radzieckiej był ministrem obrony (1992–1996). Podczas rządów talibów przewodził opozycyjnemu Sojuszowi Północnemu, z kwaterą główną w Dolinie Panczsziru. Zginął w zamachu 9 września 2001 r. z rąk członków Al Kaidy podających się za zagranicznych dziennikarzy.

Lekcja druga: nie dopuścić do utraty oczu i uszu na miejscu. A są nimi przede wszystkim placówki dyplomatyczne. „Jeśli nie trzymasz rąk na ich pulsie, oni trzymają je na twoim gardle” mówił w rozmowie z dziennikarzami „Kommiersanta” Andriej Serienko z Centrum Badań Polityki Afgańskiej. Takie komplikacje Moskwa odczuła w trakcie pierwszych rządów talibów. Do maja 1997 r. musiała zamknąć ostatnie ze swoich przedstawicielstw, konsulat w Mazar Szariff. Poza tym, jak większość społeczności międzynarodowej, nie uznała legalności rządów talibów.

Do sierpnia 1999 r. talibowie doszli do granicy z Tadżykistanem. Prezydent Borys Jelcyn zapewniał wówczas: My ich udierżym (ros. „Powstrzymamy ich”). Powstrzymywać było co. Przede wszystkim tysiące ton opium, których jedna trzecia produkcji była przemycana tzw. drogą północną przez republiki Azji Centralnej i następnie Rosję na Zachód. Afganistan był opiumlandem, na które przypadało 83% światowej produkcji tego narkotyku. Z kolei Rosja mierzyła się nie tylko z problemem przemytu, ale też z narkomanią. Według danych National Institute of Drug Abuse uzależnionych od heroiny było tam wówczas od 4 do 6 mln osób.

Lekcja trzecia: nie wiązać sobie rąk. Obecnie pełną swobodę Kremla ogranicza status, jaki przyznał talibom w 2003 r. Są oni wpisani na listę organizacji terrorystycznych, oficjalnie zakazanych w FR. Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow i jego ludzie muszą zatem dokonywać słownej ekwilibrystyki, żeby wytłumaczyć nie tylko kilkuletnie kontakty z talibami, ale i zamiar wykreślenia ich z tej listy. Talibowie trafili na nią nie tylko w oparciu o rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ, lecz głównie z powodu ich zaangażowania w sprawy Czeczenii. W styczniu 2000 r. ich rząd uznał niepodległość czeczeńskiej Republiki Iczkerii, a miesiąc później wezwał świat muzułmański do świętej wojny z Moskwą. Rosyjski wywiad alarmował również, że w afgańskim Mazar Szariff na granicy z Uzbekistanem może powstać baza czeczeńska, gdzie w przypadku porażki Czeczenów w drugiej wojnie z Rosją na znaleźć schronienie czeczeński rząd na uchodźstwie.
Radziecka 5. kompania powietrzno - desnatowa przed wylotem z Kabulu. Wojna jeszcze trwa 1985 rok (fot. Wikicommons)
Gdy minister spraw zagranicznych Igor Iwanow ostrzegał w maju 2000 r., że Moskwa jest gotowa zbombardować obozy czeczeńskie, jeśli te powstaną na terytorium Afganistanu, talibowie zagrozili, że odpowiedzialność poniosą w takim razie Uzbekistan i Tadżykistan. W Azji Centralnej rozwijały się zresztą organizacje terrorystyczne czy ruchy ekstremistyczne, które skutecznie destabilizowały bezpieczeństwo „bliskiej zagranicy” Rosji. Między innymi te czynniki zmotywowały prezydenta Putina do udzielenia Stanom Zjednoczonym pełnego poparcia po zamachach z 11 września. Kreml wyraził zgodę na zainstalowanie baz amerykańskich w Uzbekistanie oraz Kirgistanie, a także na transport wojskowy NATO przez rosyjską przestrzeń powietrzną. Rosji pozostało tylko nie przeszkadzać Zachodowi rozprawiać się z talibami.

Zmiana planów

Aneksja Krymu w 2014 r. i interwencja militarna w Syrii we wrześniu 2015 r. ustawiła Rosję w pozycji adwersarza Zachodu. Miesiąc wcześniej śmierć przywódcy talibów mułły Omara potwierdził rząd afgański oraz szura z Kwety (dowództwo Islamskiego Emiratu Afganistanu). Pojawiła się więc okazja do odblokowania kierunku afgańskiego. Kalkulacje rosyjskie opierały się na założeniu, że całkowite usunięcie talibów z afgańskiej sceny politycznej jest mało prawdopodobne. Po pierwsze, są w znacznym stopniu popierani przez najbardziej tradycyjną część społeczeństwa na prowincji. Po drugie, mają oni wsparcie sąsiedniego Pakistanu, Arabii Saudyjskiej oraz ZEA. Po trzecie, wrogość talibów skupiona była przez lata na wojskach amerykańskich i natowskich, podczas gdy Rosja pozostawała tam dość bierna.

Stąd Kreml liczył na prawdziwość starego afgańskiego powiedzenia, że „nie można ich wprawdzie kupić, lecz można nająć”. Moskwa zaczęła więc działać najpierw na forum ONZ na rzecz zmiękczenia presji sankcyjnej na Afganistan. Później, począwszy od 2016 r., podjęła próbę rozmów z talibami za pośrednictwem państw trzecich, w tym przypadku Tadżykistanu. Nie przyniosły one jednak oczekiwanych przez Ławrowa rezultatów. Szef rosyjskiej dyplomacji zainicjował więc bezpośrednie rozmowy. „Umiarkowani talibowie” kilkukrotnie przybyli do Rosji na rozmowy, w 2018, 2019 i 2021 r.

Gdy rozmowy rosyjsko-talibskie przestały być tajemnicą poliszynela, Zamir Kabułow uzasadniał je w 2018 r. trzema czynnikami: interesami Rosji i jej sojuszników w Azji Centralnej, dążeniem talibów do wyprowadzenia sił NATO z Afganistanu i wreszcie tym, że Rosja jest gotowa przejąć po USA odpowiedzialność za stabilność w regionie. – „W ten sposób daliśmy Amerykanom do zrozumienia, że nie radzą sobie z sytuacją w Afganistanie” – wyjaśniał człowiek numer jeden od spraw afgańskich w Rosji.


Ci z kolei już wcześniej oskarżali Rosję, że dostarcza talibom broń. Zaprzeczali tak talibowie, jak i Rosjanie, uznając oskarżenia za „bezpodstawną i absurdalną fikcję”. W czerwcu 2020 r., czyli cztery miesiące po porozumieniu administracji Donalda Trumpa z talibami i przed wrześniowym rozkazem prezydenta USA o wycofaniu wojsk amerykańskich z Afganistanu dziennik „The New York Times” ujawnił, że rosyjski wywiad wojskowy (GRU) miał płacić talibom za zabijanie żołnierzy koalicji natowskiej. Rosjanie oraz talibowie zgodnie dementowali te rewelacje.

Druga szansa Rosji?

Co oznacza wyjście Amerykanów z Afganistanu dla Rosji? Znika znacząca obecność militarna USA w pobliżu jej granic, władzę przejmują zaś talibowie, z którymi Kreml wyrobił sobie pragmatyczne relacje. Jeszcze w lipcu odwiedzili Moskwę. „To byli wysłannicy przywódców talibańskich, którzy mieli zapewnić nasze władze, że ich cele nie są sprzeczne z naszymi – mówił Kabułow w wywiadzie dla radia Echo Moskwa po spotkaniu z nimi. – Po pierwsze, że nie będą ustanawiać islamskiego emiratu w Afganistanie w sposób siłowy. A po drugie, że nie zamierzają destabilizować Azji Centralnej”.

Jak przekonywał doradca prezydenta, zajęci sprawami wewnętrznymi talibowie nie są zainteresowani ekspansją zewnętrzną. Nie stanowią więc zagrożenia dla Federacji. Poza tym „straż ogniowa jest zawsze gotowa i na miejscu”. Tak obrazowo wyjaśnił powód, dla którego już w trakcie marszu talibów po władzę armia rosyjska prowadziła w pobliżu granicy z Afganistanem wspólne ćwiczenia z siłami Uzbekistanu i Tadżykistanu. Były sygnałem dla republik Azji Centralnej: Riebiata, wsio w pariadkie. Siły u nas jest (ros. „Koledzy, wszystko w porządku, jesteśmy silni”). Poza tym wicepremier FR Jurij Borysow podczas forum „Armia 2021” potwierdził gotowość dostaw broni i techniki wojskowej po preferencyjnych cenach członkom Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (poradzieckiego odpowiednika Sojuszu Północnoatlantyckiego) graniczącym z Afganistanem.

Prezydent Putin odniósł się do sytuacji w Afganistanie podczas pożegnalnej wizyty kanclerz Niemiec Angeli Merkel w Moskwie. „Fakty są takie, że talibowie kontrolują większość terytorium, w tym stolicę. I taki jest punkt wyjścia” – mówił. Logikę tę doceniają talibowie, którzy wykorzystują kanały rosyjskie do przekazywania wiadomości swoim oponentom. 21 sierpnia ambasadę rosyjską odwiedził przedstawiciel biura politycznego talibów z prośbą o przekazanie opozycji (wiceprezydent Amruł Saleh i Ahmad Masud), która wycofała się do Doliny Panczsziru, że liczą na osiągnięcie politycznego rozwiązania problemu. „Nie chcą przelewu krwi i liczą na dialog” – przekonywał ambasador Dmitrij Żirnow. Znawca Azji Centralnej Arkadij Dubnow z think tanku Carnegie Moscow Center nie ma jednak złudzeń: „Talibowie chcą pokazać, że są bieluteńcy i puszyści. Wiedzą dokładnie, jakich obietnic oczekuje od nich świat”.

Jeszcze mniej złudzeń ma Igor Zorin, były oficer GRU służący w Afganistanie. Dostrzega analogię między talibami a Państwem Islamskim. Niemniej – jak konkludował – „to siła, z którą trzeba się liczyć. Należy rozgrywać wszystkie karty. Nie zdziwię się więc, jeśli niedługo przestaniemy uznawać ich za organizację terrorystyczną”. Do takiej decyzji przygotowuje Rosjan nie tyko rzeczniczka MSZ Maria Zacharowa, ale sami dyplomaci. Oficjalnie tłumaczą od dłuższego czasu, że rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ uznająca talibów za terrorystów ani ukaz prezydenta Putina potwierdzająca ten status nie zakazują kontaktu z talibami. Co więcej, w ukazie prezydenta jest nawet zobowiązanie, by MSZ obserwował negocjacje wewnątrzafgańskie. Poza tym w Afganistanie kilkaset osób posiada podwójne obywatelstwo, czyli także paszport FR.

Co najważniejsze, nie tylko Moskwa sygnalizuje otwartość. Jeszcze w latach 90. talibów uznał Pakistan, Arabia Saudyjska oraz ZEA. Obecnie gotowość do nawiązania dyplomatycznych relacji wyraża Pekin, oświadczając dwa dni po przejęciu przez nich Kabulu, że „ChRL jest gotowa na przyjazne stosunki z talibami oraz na afgańskie projekty rozwojowe”.

Dla Pekinu to także doskonała okazja, żeby jeszcze skuteczniej spacyfikować zbuntowanych Ujgurów (Islamski Ruch Wschodniego Turkiestanu) z sąsiadującego z Afganistanem Autonomicznego Regionu Sinciang. Nie można wykluczyć, że z uwagi na Pakistan uczynią to także Indie, dla których zbliżenie pakistańsko-afgańskie jest skrajnie niebezpieczne.

Nie do końca jest jasne stanowisko Turcji, lecz Rosjanie spodziewają się, że Ankara może być dla talibów najwygodniejszym partnerem do rozmów spośród państw natowskich. A to – jak uważa Wiktor Nadiein-Rajewskij z Rosyjskiej Akademii Nauk – duża szansa dla prezydenta Recepa Erdoğana. Pozycję wyczekującą zajął Iran. Z jednej strony wyjście USA z sąsiedniego Afganistanu zmniejsza izolację państwa, z drugiej zaś do władzy dochodzą radykałowie, których Teheran od początku zwalczał. Do dziś pamięta się tu zabójstwo 11 dyplomatów irańskich w Afganistanie w 1998 r. Na kalkulacje władz niewątpliwie wpłynie fakt, że w Iranie zamieszkuje największa liczebnie grupa uchodźców afgańskich: szacuje się, że około 2,5 mln osób. Teheran zdecydowanie nie będzie chciał przyjąć ich więcej.

A może jednak nie

Wydaje się, że na wyjściu USA z Afganistanu zdecydowanie korzysta Rosja. Okazuje się jednak, że konkurencję w układaniu się z nowymi władzami w Kabulu może mieć nie tylko liczną, ale i silną. Moskwa nie jest w stanie konkurować z chińską ofertą rekonstrukcji gospodarczej Afganistanu. Może też w przyszłości znaleźć się w obliczu zagrożenia, którego próbuje nie dostrzegać (a jeśli je dostrzega, to przemilcza).
dr Agnieszka Bryc - adiunktka na Wydziale Nauk o Polityce i Bezpieczeństwie UMK w Toruniu. Była członkini Rady Ośrodka Studiów Wschodnich. Specjalizuje się w problematyce międzynarodowej aktywności Rosji.
Wystarczy przyjrzeć się tempu, z jakim wzrasta potęga Chin i ich wpływy w Azji Centralnej, przede wszystkim jednak temu, że Rosja nie jest dziś dla Państwa Środka partnerem. Co najwyżej może być junior-partnerem, a w czarnym scenariuszu – satelitą lub klientem Pekinu. Otwartym pytaniem jest więc dziś na Kremlu to, czy zmianą w Afganistanie cieszyć się, czy martwić.