Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Jedwabny Szlak > Czajnik / 19.10.2021
Dominik Derlicki

Czwartek w Bejrucie. Powtórka z libańskiej wojny domowej?

14 października w Bejrucie doszło do strzelaniny. Od lat wojny domowej nie widziano na dachach snajperów. Komu mogło zależeć na sprowokowaniu konfliktu między chrześcijańskimi Siłami Libańskimi a muzułmańskim Hezbollahem?
Foto tytułowe
Port w Bjerucie po wybuchu w sierpniu 2020. Od tego czasu ludzie żądają rozliczenia winnych tragedii (fot. Shutterstock)

W czwartek 14 października 2021 roku pojechałem – jako stacjonujący w Libanie pracownik humanitarny – na spotkanie robocze do jednej z południowych dzielnic Bejrutu, Sin el-Fil, co po arabsku oznacza „ząb słonia”. Było poświęcone obecnemu kryzysowi w kraju, najgorszemu od czasu zakończenia w 1990 roku trwającej 15 lat wojny domowej.

Obradowaliśmy przy otwartych oknach, ponieważ ze względu na przerwy w dostawie prądu nie było sensu włączać klimatyzacji. Nawet nie przerwaliśmy spotkania w momencie, w którym usłyszeliśmy odgłos wystrzałów dobiegających z kierunku znajdującego się nieopodal Pałacu Sprawiedliwości. Wszyscy w Bejrucie przyzwyczailiśmy się do tego charakterystycznego dźwięku. Po zakończonym spotkaniu staraliśmy się przeczekać strzelaninę w piwnicy budynku, aż w końcu rozeszliśmy się do domów. Dopiero gdy doświadczony bejrucki taksówkarz odmówił zabrania mnie do mojego mieszkania w centrum, uświadomiłem sobie, jak poważna jest sytuacja.

Śledztwo w sprawie wybuchu w porcie

4 sierpnia 2020 roku w magazynie portowym nr 12 w Bejrucie doszło do jednej z najsilniejszych eksplozji nienuklearnych spowodowanych przez człowieka. Składowano tam 2750 ton saletry amonowej, którą skonfiskowano jeszcze w 2013 roku z pokładu mołdawskiego statku. Rząd Libanu nie reagował na prośby służb portowych, żeby ten ładunek zutylizować lub przekazać wojsku. Wieloletnie zaniedbanie doprowadziło do zaprószenia ognia i wybuchu, w wyniku którego ponad 200 osób zginęło, tysiące zostało rannych, a dziesiątki tysięcy straciło dach nad głową.

Na czele śledztwa, które miało wyjaśnić, jak doszło do wybuchu, stanął doświadczony sędzia Fadi Sawan. Już w grudniu 2020 roku oskarżył byłego premiera Hassana Diaba i trzech byłych ministrów o prowadzące do tragedii zaniedbanie. W efekcie sam usłyszał zarzuty o łamanie konstytucji i szybko zastąpiono go kolejnym sędzią, Tarekem Bitarem. Ten wezwał na przesłuchania czołowych libańskich polityków, w tym byłego ministra finansów Alego Hassana Khalila, który nie stawił się na przesłuchanie, więc Bitar wydał we wtorek 12 października nakaz jego aresztowania.

Khalil jest politykiem świeckiego ugrupowania Amal, które wraz z religijną partią Hezbollah reprezentuje szyickich mieszkańców Libanu, zamieszkałego przez przedstawicieli aż 18 różnych grup wyznaniowych – od różnych odłamów chrześcijaństwa, poprzez muzułmańskich szyitów i sunnitów, po druzów. Sędzia Tarek jest katolikiem z kościoła maronickiego, więc jego decyzja o aresztowaniu szyickiego muzułmanina Khalila została przez część społeczeństwa uznana za polityczną, a on sam – oskarżony o brak obiektywizmu.

Hezbollah i Amal wezwały swoich zwolenników do stawienia się 14 października przed Pałacem Sprawiedliwości na pokojowej demonstracji w sprawie odwołania sędziego. Gdy pochód przechodził przez rondo Tayouneh, które znajduje się na granicy dzielnicy szyickiej i chrześcijańskiej, a do tego przebiega przez nie dawna linia frontu wojny domowej z lat 1975–1990, do maszerujących zaczęto strzelać z dachów i balkonów otaczających budynków. Siedem osób zginęło (wszyscy to szyici), a ponad 30 zostało rannych. Hezbollah i Amal oskarżyły o atak chrześcijańskie Siły Libańskie (nie mylić z Libańskimi Siłami Zbrojnymi, które są po prostu regularnym wojskiem).
Według danych ONZ aż 82% mieszkańców Libanu jest dotkniętych wielowymiarowym ubóstwem, przy czym 34% – ubóstwem skrajnym. „Wielowymiarowe ubóstwo” to termin, który nie oznacza tylko niskiego dochodu, ale zawiera bardziej nieoczywiste wymiary biedy, takie jak np. dostęp do elektryczności, edukacji czy zatrudnienia. Liban we wszystkich tych kategoriach wypada źle. Bank Światowy szacuje, że bezrobocie w kraju sięga prawie 50%, a UNICEF informuje, że co trzecie z 1,2 mln dzieci w wieku szkolnym nie chodzi do szkoły. W całym kraju brakuje prądu, a jeśli paliwo jest akurat dostępne, to przeciętnego Libańczyka nie stać na jego zakup, ponieważ funt libański od 2019 roku stracił 90% wartości, przy czym wysokość pensji w wielu branżach pozostała na tym samym poziomie.

Główny podejrzany?

Dzisiejsza partia polityczna Siły Libańskie powstała w trakcie wojny domowej jako zbrojne ramię libańskiej Falangi, inspirowanej europejskimi organizacjami faszystowskimi, której założycielem był maronita Pierre Dżumajjil. Urodził się w 1905 roku w Libanie, z wykształcenia był farmaceutą i należał do jednego z głównych rodów libańskiej polityki, które od dawna wpływały na losy regionu i rządziły poszczególnymi częściami kraju jak udzielnymi księstwami, a także dysponowały własnymi bojówkami. Dżumajjil założył Falangę w tym samym roku, w którym wziął udział na czele libańskiej drużyny piłkarskiej w Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie. Jeszcze w latach 80. opowiadał o tym z błyskiem w oku amerykańskiemu dziennikarzowi Robertowi Fiskowi: „Byłem kapitanem libańskiej drużyny piłkarskiej i przewodniczącym Libańskiego Związku Piłki Nożnej. Pojechaliśmy na Igrzyska Olimpijskie do Berlina w 1936 roku. Zobaczyłem wtedy dyscyplinę i porządek. I powiedziałem do siebie – dlaczego nie możemy zrobić tego samego w Libanie? Więc wróciliśmy do Libanu i stworzyliśmy ruch młodzieżowy. Kiedy byłem w Berlinie, nazizm nie miał tej reputacji, którą ma teraz. Nazizm? W każdym systemie na świecie można znaleźć coś dobrego. Nazizm nie był w ogóle nazizmem. To określenie przyszło później. W ich systemie widziałem dyscyplinę. I my tutaj na Bliskim Wschodzie potrzebujemy dyscypliny bardziej niż czegokolwiek innego”.

Baszir Dżumajjil wita się z szefem sztabu armii izraelskiej Rafaelem Eitanem. Czerwiec 1982 roku (fot. Wikicommons)
O ile Dżumajjil jest ojcem chrzestnym Sił Libańskich, to matką są Izraelskie Siły Zbrojne, które wolały tak nazywać swoich chrześcijańskich sojuszników niż używać jednoznacznie kojarzącej się nazwy Falanga. Izrael zaangażował się militarnie w wojnę domową w Libanie pod pretekstem walki z Organizacją Wyzwolenia Palestyny, której siedziba znajdowała się w Bejrucie. W 1982 roku Siły Libańskie przy błogosławieństwie izraelskiego wojska urządziły masakrę w obozach dla palestyńskich uchodźców w Sabrze i Szatili, zabijając setki cywilów. Specjalna komisja powołana w Izraelu do zbadania tego wydarzenia, na czele której stanął przewodniczący Sądu Najwyższego Icchak Kaham, nie doszukała się w całym zajściu bezpośredniej winy Izraela, ale zaleciła zdymisjonowanie ówczesnego ministra obrony gen. Ariela Szarona. Nie przeszkodziło mu to w objęciu funkcji premiera Izraela w 2001 r.

W trakcie wojny domowej Siły Libańskie stały się na tyle potężne, że ich przywódca Baszir Dżumajjil, syn Pierre’a, został w 1982 roku prezydentem Libanu. Nie nacieszył się urzędem długo, bo po trzech tygodniach zginął w zamachu bombowym. Do dziś wielu zwolenników Sił Libańskich i chrześcijan w Libanie otacza go kultem i wspomina jako męczennika.

W środku z białą brodą przywódca Sił Libańskich, wojownik-filozof Samir Dżadża na spotkaniu z b. sekretarzem stanu Mikiem Pompeo (fot. Wikicommons)
Obecny przywódca Sił Libańskich, wojownik-filozof Samir Dżadża, potępił czwartkową przemoc i zaapelował o pokój. Dżadża jest weteranem wojny domowej, którego ze względu na naciski Syrii nie objęła powojenna amnestia (m.in. dlatego, że nie przyjął teki ministerialnej w rządzie, co można było potraktować jako sprzeciw wobec stacjonowaniu w Libanie wojsk syryjskich). Po zakończeniu wojny został zamknięty na 11 lat w celi o powierzchni 6 m2 w podziemiach gmachu ministerstwa obrony. Spędził ten czas na zgłębianiu tekstów chrześcijańskich, muzułmańskich, hinduskich i buddyjskich mistyków. Jak sam mówi, była to „podróż dookoła świata”. Organizacja Amnesty International oceniła jego proces jako polityczny i niesprawiedliwy. Dżadża odzyskał wolność dopiero w 2005 roku, gdy wojska syryjskie w końcu wycofały się z Libanu. O czwartkowej strzelaninie powiedział, że „głównym powodem tych wydarzeń jest swobodny i powszechny dostęp do broni, która jest zagrożeniem dla obywateli w każdym miejscu i o każdym czasie”.

Była to oczywista aluzja do tego, że po wojnie domowej Hezbollah nie rozbroił się w przeciwieństwie do innych grup zbrojnych przestrzegających porozumienia z Taif.

Geneza niekończącego się konfliktu

Podziały religijne między mieszkańcami Libanu były głównym budulcem i paliwem dla trwającej piętnaście lat wojny, a ich źródła należy szukać w samej genezie państwa libańskiego, której współczesne granice wyznaczyła Francja po I wojnie światowej w ramach mandatu Ligii Narodu. Wcześniej te tereny znajdowały się pod panowaniem tureckiego Imperium Osmańskiego, w którym poszczególne wspólnoty wyznaniowe, czyli millety, miały szeroko zakrojoną autonomię, w tym do ustalania własnego prawa i zbierania podatków, co nie sprzyjało integracji między poddanymi różnych wyznań.

Francja chciała swój mandat uczynić chrześcijańskim przyczółkiem na Bliskim Wschodzie i dlatego faworyzowała maronitów należących do kościoła katolickiego. Z tego względu władze mandatowe były podejrzewane o sfałszowanie spisu powszechnego z 1932 roku, który wykazał że chrześcijanie rzekomo stanowią większość w Libanie (51% mieszkańców).
E. Macron w Bejrucie, dzień po wybuchu spotkał się z mieszkańcami miasta (fot. Shutterstock)
Spisu nigdy nie powtórzono ze względów politycznych. Na podstawie jego wyniku zarezerwowano jednak najważniejsze funkcje w państwie, takie jak fotel prezydenta czy dowódcy Libańskich Sił Zbrojnych, dla maronitów. Inne urzędy państwowe również zostały rozdzielone według klucza przynależności wyznaniowej, np. premierem będzie zawsze sunnita, wicepremierem grecki prawosławny, przewodniczącym parlamentu szyita itd. Rozwiązanie to, zwane paktem narodowym, wydawało się idealne dla tego zróżnicowanego i młodego państwa, które uzyskało niepodległość w 1943 roku. Po okresie względnego pokoju i dobrobytu w 1975 roku doszło do wybuchu wojny domowej, która stała się tragicznym dowodem na to, że Libańczycy czują się przede wszystkimi członkami swoich grup wyznaniowych, a dopiero w dalszej kolejności obywatelami jednego narodu.

Po prawie piętnastu latach walk w 1989 roku w Taif w Arabii Saudyjskiej wynegocjowano warunki pokoju, które następnie ratyfikował libański parlament. Warunki zakładały rozbrojenie wszystkich grup zbrojnych biorących udział w konflikcie, a także wycofanie się wojsk syryjskich z kraju, co stało się dopiero w 2005 roku na skutek cedrowej rewolucji, która była społeczną reakcją na śmierć byłego premiera Rafika Haririego w zamachu bombowym. Symbolem rewolucji stał się cedr, który widnieje na fladze Libanu. Protestujący domagali się demokratycznych zmian, wycofania wojsk syryjskich z kraju, a także rzetelnego śledztwa w sprawie zabójstwa. Tylko część tych postulatów spełniono.

Gdzie dwóch się bije…

Dość szybko po tym, jak w czwartek 14 października padł ostatni strzał, bejrucka ulica zaczęła szeptać, że sprowokowanie konfliktu między Hezbollahem a Siłami Libańskimi byłoby w najlepszym interesie prezydenta Michela Aouna, który zostałby dominującą siłą na libańskiej scenie politycznej po osłabieniu lub społecznym zdyskredytowaniu rywalizujących ze sobą ugrupowań. Używanie przemocy w celach politycznych nie byłoby dla niego niczym nowym, ponieważ sam jest weteranem wojny domowej, generałem i byłym dowódcą Libańskich Sił Zbrojnych. Pod koniec wojny walczył nawet przeciwko Samirowi Dżadżie, mimo że obaj są katolikami z kościoła maronickiego. Po 1990 roku pojednał się z dawnymi rywalami, w tym z Hezbollahem i Syrią, co po 15 latach azylu politycznego we Francji pozwoliło mu na zdobycie fotela prezydenta w 2016 roku. Przez ostatnie 13 miesięcy blokował proces powołania rządu, pogłębiając pośrednio obecny kryzys, ponieważ chciał zapewnić teki określonych ministerstw chrześcijanom, w tym swojemu zięciowi i doradcy Gebranowi Bassilowi.
Dominik Derlicki - Szef misji Caritas Polska w Libanie i Syrii. Absolwent etnologii UW, prowadził badania etnograficzne w Turcji i na Bałkanach. W latach 2016-2021 kierował projektami humanitarnymi i rozwojowymi w Tanzanii i Zambii, a także walczył z pandemią koronawirusa w Ugandzie. Autor przewodników turystycznych po Bliskim Wschodzie. Obecnie mieszka w Bejrucie.


Gdy po wielu próbach udało mi się w końcu dotrzeć do domu, ulice w mojej dzielnicy były opustoszałe, niczym w niedzielę wczesnym rankiem, a nie po południu w środku tygodnia. Do stolicy weszło wojsko, które wydało komunikat, że będzie strzelać do każdego z bronią na ulicy. Aresztowano łącznie 19 podejrzanych, w tym dwóch Syryjczyków, a nowo mianowany premier Nadżib Mikati ogłosił piątek 15 października dniem żałoby narodowej.