Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Ukraina / 10.11.2021
Ola Hnatiuk
"Gente Polonus, natione Ruthenus". 30 lat temu Polska nie popełniła wobec Ukrainy błędu sprzed wieku
„Austriacka intryga” – tak odnieśli się do ukraińskiej niepodległości polscy delegaci na czele z Romanem Dmowskim w trakcie paryskiej konferencji pokojowej w 1919 roku. Nie byli w tym myśleniu odosobnieni: Rosjanie również twierdzili, że naród ukraiński to polityczny koncept obliczony na rozbicie ich kraju, wymyślony a to przez Polaków, a to w sztabie austriackim, a to w niemieckim. Zwycięska po I wojnie światowej Ententa przyjęła punkt widzenia Rosji, co pogrzebało ukraińską niepodległość na kilkadziesiąt lat.
W grudniu 1991 roku Polska nie popełniła po raz drugi fatalnego błędu z 1919 roku – jako pierwsza uznała niepodległość Ukrainy, a następnie konsekwentnie wspierała ją na forum międzynarodowym. Rosja natomiast do tej pory odmawia Ukrainie prawa do samostanowienia, by przypomnieć enuncjacje Putina („Ukraina to nie państwo, to terytorium”). Były prezydent i wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej Dmitrij Miedwiediew posunął się jeszcze dalej, grzebiąc w pochodzeniu etnicznym urzędującego prezydenta Ukrainy.
Obecność polityków o różnych korzeniach wśród ukraińskich elit w oczach polityków rosyjskich uchodzi za dowód na nieistnienie narodu. W przeszłości zgodnym chórem wypowiadali się w tym duchu i polscy narodowi demokraci, i rosyjscy szowiniści. Wskazywali na niejednorodne pochodzenie etniczne, by dowieść, że Ukraina nie zasługuje na niepodległość. Dowodzi to jednak czegoś wręcz odwrotnego – istnienia ukraińskiego narodu politycznego.
Ojczyzna, nie mała ojczyzna
Od kilku lat słyszy się o nowym ukraińskim narodzie politycznym, zrodzonym na Majdanie. Czy rzeczywiście to aż tak nowe zjawisko? Bynajmniej. Na przełomie XIX i XX wieku, a zwłaszcza w okresie walki o niepodległość (lata 1917–1921) do ukraińskiej elity należeli zrusyfikowani potomkowie starszyzny kozackiej, majętni przedsiębiorcy i mieszczanie, a nawet arystokraci, jak Michał Tyszkiewicz. Narodowości ukraińskiej, polskiej, rosyjskiej, żydowskiej, tatarskiej, niemieckiej.
Na Ukrainie Naddnieprzańskiej, inaczej niż w Galicji, nie brakowało Polaków wśród najwybitniejszych ukraińskich działaczy politycznych. Nie ulegali urokowi romantycznego mitu Ukrainy à la Słowacki, raczej się z nim spierali. W kozakach widzieli nie buntowniczą czerń, jak Sienkiewicz, lecz element narodowotwórczy, czego przykładem są prace Włodzimierza Antonowicza (Wołodymyra Antonowycza), a w jeszcze większym stopniu Wacława Lipińskiego (Wiaczesława Łypynskiego). Jak ukraiński socjolog i działacz socjalistyczny Olgierd Hipolit Boczkowski, wierzyli w ideę sprawiedliwości społecznej i ściśle wiązali ją z ideą niepodległości. Ukraińskiej niepodległości.
Socjaliści, którzy nie wysiedli z czerwonego tramwaju na przystanku niepodległość, bo został on zdewastowany przez bolszewików, kontynuowali walkę o niepodległość w kraju i zagranicą wszelkimi dostępnymi środkami. Walkę tym trudniejszą, że ci, których uważali za sojuszników – polscy socjaliści – również przyłożyli rękę do zniszczenia niepodległego państwa ukraińskiego podczas wojny polsko-ukraińskiej z lat 1918–1919, a po pokoju ryskim mieli niewiele więcej do powiedzenia swoim niedawnym sojusznikom niż „panowie, ja was bardzo przepraszam”.
Dla Polaków, którzy zgłosili akces do ukraińskiego ruchu narodowego, najważniejszą częścią tożsamości była lojalność wobec narodu, wśród którego mieszkali, oraz pragnienie działania dla jego dobra. Ukrainę uważali nie za „małą ojczyznę”, część marzenia o odrodzeniu wielkości dawnej Rzeczypospolitej, lecz za Ojczyznę per se. Innymi słowy, byli nie tylko „budzicielami”, ale i członkami elity rodzącego się ukraińskiego narodu politycznego.
W oczach znakomitej większości polskich ziemian popierających narodową demokrację wybór takiej orientacji oznaczał natomiast jedno: sprzeniewierzenie się polskości. Oprócz nacjonalizmu etnicznego środowisko to kierowało się pobudkami klasowymi, łącząc je z patriotycznymi hasłami „zachowania stanu posiadania”. Charakterystyczną postawą był ekskluzywizm – odrzucenie Innego. Wykluczeniu podlegał nawet „swój”, jeśli dokonywał wyboru w opinii tego środowiska niedopuszczalnego. A jeśli na domiar złego „swój” podejmował działania, które „godziły w stan posiadania”, stawał się on wrogiem publicznym.
Włodzimierz Antonowicz, renegat
Warunki, w jakich rodził się nowoczesny naród ukraiński, nawet w zestawieniu „z nocą Paskiewiczowską” i represjami po powstaniu styczniowym wobec Polaków były niezwykle trudne. Druk w języku polskim nigdy nie został zakazany, w języku ukraińskim – owszem. Polski zawsze uznawano za język, nawet gdy nie stały za nim armia i flota. Ukraiński w imperium rosyjskim został pozbawiony statusu języka, dla Rosjan był (a dla niektórych pozostaje do dziś) śmiesznym narzeczem.
W ukraińskim ruchu narodowym drugiej połowy XIX wieku szczególną rolę odegrali działacze i uczeni związani z Kijowem, członkowie nielegalnej Hromady. Otwartość na inne narodowości sprawiła, że ruch ten stał się zalążkiem ukraińskiego narodu politycznego, budowanego w oparciu o zasadę lojalności obywatelskiej, przypominając bardziej model amerykański niż europejski, w dużej mierze oparty na przynależności etnicznej.
Jednym z niekwestionowanych liderów Hromady był Polak z pochodzenia, Włodzimierz Antonowicz, który wieczorami oddawał się działalności budzicielskiej, a w dzień pracował w stworzonym przez władze carskie na gruzach Liceum Krzemienieckiego kijowskim Uniwersytecie św. Włodzimierza. Wykładało tam zresztą i studiowało wielu Polaków.
Antonowicz jeszcze w trakcie studiów wystąpił z polskiej korporacji studenckiej i włączył się w działalność Hromady. Swoje motywy wyjaśniał dawnym przyjaciołom następująco: „Marzyliśmy z wami, że społeczeństwo polskie zrozumie własny interes i szczerze zechce wejść na drogę uczciwych swych obowiązków względem tutejszego ludu. Razem z Wami przekona¬łem się, że społeczeństwo to głuche i ślepe, że ugrzęzło w sobkostwie, że to wreszcie kasta, a nie rozumne i uczciwe społeczeństwo…”. Od tamtej pory ze strony adresatów tych słów spotykał się z ostracyzmem. W odpowiedzi na zarzuty o renegactwie w 1862 roku Antonowicz napisał programowy tekst Moja spowiedź, w którym stwierdzał: „Tak, sprzeniewierzyłem się i jestem dumny z tego tak samo, jak byłbym dumny w Ameryce, gdybym z plantatora stał się abolicjonistą, czy we Włoszech z papisty stał się uczciwym i pracowitym sługą wspólnej sprawy ludu”.
To właśnie przekonanie stało się powodem, dla którego Antonowicz krytycznie wypowiadał się o trylogii Henryka Sienkiewicza i jej entuzjastycznym odbiorze. Historyk twierdził, że powieściopisarz na wskroś fałszywie przedstawił zarówno szlachtę, jak i kozaków, jednych idealizując, drugich zaś malując w czarnych barwach. Recepcja Ogniem i mieczem – twierdził Antonowicz – źle świadczy o kondycji inteligencji polskiej końca XIX wieku i jej wrażliwości społecznej. Do dziś Polacy i Ukraińcy różnią się w ocenie pisarstwa Sienkiewicza. Ci pierwsi rzadko rozumieją, skąd się bierze aż tak niechętny stosunek tych drugich do powieściopisarza, choć odpowiedź jest tak oczywista: obraz buntowniczej czerni stał się ponadczasową formułą stosunku Polaków wobec emancypacyjnych dążeń Ukraińców. Sienkiewiczowskie formuły wykorzystywano w propagandowej walce z Ukraińcami w 1918 roku i później. Powracają one do dziś w prawicowej i kresowej publicystyce.
Jako uczony Antonowicz tworzył alternatywę nie tylko dla polskiej, ale i dla rosyjskiej narracji. Opowieść o historycznej jedności trzech wschodniosłowiańskich narodów była wówczas i pozostaje do dziś instrumentem polityki rosyjskiej. Antonowicz krok po kroku, w oparciu o źródła, dowodził odrębności Ukraińców, zarówno od Rosjan, jak i od Polaków.
Wiaczesław Łypynski, ukraiński monarchista
O konieczności zerwania kolonialnych więzów z Rosją i Polską pisał także historyk i ideolog konserwatyzmu Wiaczesław Łypynski. Urodzony jako Wacław Lipiński w 1882 roku Zaturcach na Wołyniu, stał się politycznym Ukraińcem lub, jak mówił o sobie, Ukraińcem polskiej kultury. Wykształcenie średnie zdobył w Kijowie, tam też podjął pierwsze działania polityczne. Studia w Krakowie stały się katalizatorem przeobrażenia Lipińskiego w Łypynskiego. Jego Szlachtę na Ukrainie (1908) można uznać za adaptację idei krakowskich konserwatystów do warunków ukraińskich, nade wszystko jednak za alternatywę dla wyrastającej z narodnictwa koncepcji historii Ukrainy Mychajła Hruszewskiego. Od tamtej pory Łypynski jako historyk, publicysta i polityk skupił się na roli elit.
Na początku XX wieku niezbędne było stworzenie programu politycznego umożliwiającego stworzenie elit w narodzie ich pozbawionym. Łypynski chciał ten proces oprzeć na idei lojalności wobec terytorium i ludu ze strony dawnej szlachty, niezależnie od jej aktualnej tożsamości – polskiej czy rosyjskiej. Pragnąc pozyskać sprzymierzeńców, Łypynski wespół z kilkoma innymi Polakami w Kijowie założył „Przegląd Krajowy” (1909–1910). Szybko jednak się okazało, że program wykraczał daleko poza wyobraźnię polityczną jego środowiska. Zdecydowana większość polskich ziemian Naddnieprzańskiej Ukrainy popierała narodową demokrację, a co za tym idzie – odrzucała ideę ukraińskiej autonomii, nie mówiąc już o niepodległości. Program odrzucono w całości, a jego twórcę poddano ostracyzmowi.
Łypynski pozostał wierny swej idei aż do śmierci. Zapłacił za to życiem osobistym, majątkiem i zapomnieniem w kręgu kultury polskiej. Dla Ukraińców – choć nie od razu – stał się natomiast postacią wielkiej rangi. Odwoływali się doń wszyscy ci, którzy uważali ideę silnego państwa opartego na oddanych swemu narodowi elitach za klucz do ukraińskiej niepodległości.
Olgierd Hipolit Boczkowski, element politycznie niepewny
Przełomowym momentem w narodzinach nowoczesnego narodu ukraińskiego stała się I wojna światowa. Dla Ukraińców, podobnie jak dla Polaków była ona szczególnie tragiczna, gdyż znaleźli się w armii rosyjskiej z jednej strony, z drugiej zaś – austriackiej lub niemieckiej. Podejrzanych o sympatie prorosyjskie masowo aresztowano i umieszczano w austriackich obozach koncentracyjnych. Podejrzanych o sympatie austriackie władze carskie wywoziły w głąb Rosji (internowano m.in. metropolitę Szeptyckiego czy Hruszewskiego). Zarazem jednak już na początku wojny Austro-Węgry utworzyły odrębne jednostki narodowe – Legiony Polskie i Strzelców Siczowych.
Ukraińcy – wychodźcy (przeważnie lewicowcy) z imperium rosyjskiego natychmiast po wybuchu wojny założyli w Wiedniu Związek Wyzwolenia Ukrainy. Nie była to jednak „deklaracja lojalności”, lecz świadome tworzenie podwalin pod przyszłe państwo, w teorii pod austriackim protektoratem (w praktyce – czas miał pokazać). Grono to rozpoczęło szeroko zakrojoną działalność propagującą ideę ukraińskiej niepodległości, adresowaną zarówno na zewnętrz, jak i do jeńców wojennych, przebywających w obozach austriackich Ukraińców, którzy później, po 1917 roku, będą stanowić trzon dywizji Ukraińskiej Republiki Ludowej.
W 1915 roku do grona działaczy Związku Wyzwolenia Ukrainy dołączył socjalista, Polak z pochodzenia, syn rosyjskiego urzędnika kolejowego, Olgierd Hipolit Boczkowski. Po rewolucji 1905 roku znalazł się na emigracji, najpierw w Krakowie, potem w Pradze. Na początku wojny został internowany przez władze austriackie jako element politycznie niepewny. Za wstawiennictwem Tomáša Garrigue Masaryka wyszedł więzienia, choć pozostawał z dala od Pragi, pod nadzorem policji.
Jego pierwszą pracą wydaną w 1915 roku nakładem Związku Wyzwolenia Ukrainy była Ukrajina a ukrajinská otázka, napisana pod wrażeniem Česká otázka Masaryka. Rozpoczynała się od apelu do społeczeństwa czeskiego w imieniu zniewolonych przez rosyjskie imperium Ukraińców i przestrogi: „Naiwny jest ten, kto sądzi, że Rosja naprawdę dąży do wyzwolenia wszystkich Słowian, do ich niepodległości czy autonomii”. Boczkowski pokrótce przedstawił w niej historię ukraińskiego ruchu narodowego, przypominając, jak wiele ruch ten zawdzięczał właśnie Czechom. W kolejnych tekstach Boczkowski analizował ruchy narodowe w Imperium Rosyjskim i dowodził, że jedynie porażka Rosji w wojnie może przynieść ciemiężonym narodom wolność. Na początku 1917 roku Boczkowski twierdził, że wskutek wojny ukraińska niepodległość nie jest już tylko marzeniem, lecz całkiem realną przyszłością.
A jaki zapatrywał się Boczkowski na niepodległość Polski? Przede wszystkim negował twierdzenie o wyjątkowości „kwestii polskiej” i jej nadrzędności nad innymi kwestiami Europy Wschodniej. Odrzucał też podejście do przyszłości i granic odrodzonego państwa z historycznego punktu widzenia, twierdząc, że całkowicie uniemożliwia ono porozumienie z ruchami narodowymi Ukraińców i Litwinów i że w gruncie rzeczy stanowi jedynie odmianę rosyjskiej polityki kolonialnej. Używał argumentu etycznego – rozwiązanie kwestii polskiej nie mogło odbywać się według niego ze szkodą dla prawa do samostanowienia wszystkich niepolskich narodów dawnej Rzeczypospolitej. Boczkowski wyśmiewał mrzonki o Rzeczypospolitej jako „przyszłym narodowym Eldorado”, twierdząc, że nawet gdyby Polska stała się najbardziej liberalnym państwem, antagonizmy narodowe będą jej immanentną słabością. Mówił to jako Polak z urodzenia, emigrant z Rosji zamieszkały w Pradze i Ukrainiec z wyboru.
Kiedy w latach trzydziestych Europa zaczęła staczać się ku przepaści, przestrzegał opinię publiczną – czeską, ukraińską, francuską, bo dla polskiej już nie istniał – przed niebezpieczeństwem osi Berlin – Rzym – Moskwa. Pisał o bliźniaczym podobieństwie komunizmu i nazizmu, dwóch zbrodniczych totalitaryzmów.
Dramatyczne rozejście
Te trzy postaci ilustrują nie tylko indywidualne wybory tożsamości dokonywane w epoce tworzenia się nowoczesnych narodów. To świadectwo dramatycznego rozejścia się ukraińskiego i polskiego ruchu narodowego. Pierwszy, o narodnickim rodowodzie, odwoływał się nade wszystko do sprawiedliwości społecznej, argumenty historyczne traktując jako pomocnicze. Drugi natomiast na pierwsze miejsce wysuwał przywrócenie dawnych granic Rzeczypospolitej jako aktu „sprawiedliwości historycznej”. Próba rekonstrukcji została zwieńczona pozornym sukcesem (wschodnie granice wyznaczone przez pokój ryski obejmowały znaczną część ziem Rzeczypospolitej sprzed 1772 roku). W obrębie państwa polskiego znalazło się co najmniej 5 milionów Ukraińców. W dobrze pojętym polskim interesie lepiej było jednak mieć ich poza granicami Polski. Odpowiedzią na to wyzwanie był projekt federacyjny Piłsudskiego, lecz w odróżnieniu od projektu narodowych demokratów nie został urzeczywistniony.
Po 1918 roku kijowscy Polacy, podobnie jak i ziemianie z Naddnieprzańskiej Ukrainy, którzy przeżyli rewolucyjną zawieruchę, ostatecznie opuścili swoje domy i dwory. Osiedli w Polsce. Nieliczni Polacy, którzy opowiedzieli się za ukraińską niepodległością, stali się oparciem dla ukraińskiej emigracji w międzywojennej Polsce, by wymienić tylko najbardziej znanych Henryka Józewskiego czy Stanisława Stempowskiego.
Nowoczesny naród ukraiński w oparciu o zasadę obywatelską, a nie etniczną, tworzyli Ukraińcy wywodzący się z różnych środowisk, w tym także zrusyfikowanych, jak też Polacy, Żydzi, Rosjanie, Tatarzy krymscy, Niemcy. Twórcy niepodległego państwa całkowicie odrzucali ekskluzywizm narodowy. Owocem myślenia w kategoriach narodu politycznego był III Uniwersał Ukraińskiej Centralnej Rady wprowadzający autonomię dla mniejszości narodowych – Polaków, Rosjan i Żydów. Nie był tylko on kawałkiem papieru, powołano bowiem sekretariat do spraw mniejszości (ranga ministerstwa) składający się z reprezentantów mniejszości. A działo się to w warunkach toczącej się wojny o być albo nie być niepodległego państwa ukraińskiego.
Ola Hnatiuk — badaczka i tłumaczka, profesor UW i Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, wiceprezes Ukraińskiego PEN Clubu, autorka m.in. Odwaga i strach (2015), Pożegnanie z imperium (2003)
Dlatego dziś, kiedy czytam lub słucham wypowiedzi o rodzącym się dopiero ukraińskim narodzie politycznym, oburzam się nie tyle na paternalizm czy ignorancję, ile na myślenie w kategoriach narodowego ekskluzywizmu, by nie powiedzieć: szowinizmu.