Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Do poczytania: Rodzina, która stworzyła nowoczesny Afganistan
Nazywali króla kafirem, czyli niewiernym, który znieważył cnotę muzułmańskich kobiet, obraził dogmaty islamu i tym samym porwał się na wartości będące podstawą afgańskiego porządku społecznego.
(rys. Andrzej Zaręba)
W połowie września amerykański magazyn „Time” ogłosił swoją słynną listę 100 najbardziej wpływowych osób na świecie. W kategorii „liderzy” jedną z nominowanych była Mahbuba Seradż, działaczka i bojowniczka o prawa kobiet. Trafiła na tę listę jako jedyna Afganka, co było jej wielkim sukcesem, natomiast obnażyło ignorancję albo koniunkturalizm redakcji amerykańskiego czasopisma.
Nie do końca potrafię zrozumieć, czemu akurat ona. Mahbuba Seradż jest niewątpliwie odważna i zasłużona dla afgańskich kobiet. Zasługuje na podziw i szacunek. Po 15 sierpnia zdecydowała się zostać w Afganistanie i nadal robić, co tylko możliwe, żeby bronić Afganek. W Kabulu prowadzi przytułek dla ofiar przemocy domowej. Doskonale zdawała sobie sprawę, że kiedy wyjedzie, jego lokatorki mogą stracić schronienie.
Kłopotliwy sąsiad z listy
Przejęcie władzy przez talibów i zmiana liberalnych – przynajmniej teoretycznie – porządków w Afganistanie wskazuje na co najmniej umiarkowaną sprawczość Seradż i osób do niej podobnych. Już bardziej wpływowy w tej sytuacji wydaje się obecny na tej samej liście co ona, i to w tej samej kategorii, mułła Baradar, jeden z przywódców talibów, główny negocjator z Dohy, który dogadał z Amerykanami ich wycofanie się z Afganistanu, a tym samym umożliwił swojej formacji przejęcie władzy.
Ironia losu polega jednak na tym, że i mułła Baradar wydaje się nie być najbardziej wpływową osobą w obozie talibów. W czasie kiedy „Time” opublikował swoją listę, jej bohater od kilku dni uchodził za zaginionego. Nie pokazywał się publicznie, a afgańskie i światowe media spekulowały, czy przypadkiem nie ucierpiał w czasie wewnętrznej kłótni talibów w pałacu prezydenckim. Miał go postrzelić, a inni twierdzili, że nawet zabić, jeden z Hakkanich, którzy przewodzą najbardziej radykalnym skrzydłem ruchu. Baradar zaś uchodzi za talibskiego gołębia. Wierzy w siłę dyplomacji. Po 15 sierpnia optował ponoć za tym, by powołać rząd nieco bardziej otwarty na inne ugrupowania. Ogłoszony na początku września gabinet składał się jednak z samych twardogłowych, świat zatem uznał, że umiarkowane – jak na talibów – poglądy Baradara są w odwrocie. Został on co prawda ogłoszony jednym z wicepremierów, ale w tym samym gabinecie zasiadło aż trzech Hakkanich. Jego nagłe zniknięcie potwierdziło tylko te domysły. Po kilku dniach Baradar się objawił, tłumacząc w wywiadzie, że był poza Kabulem, w podróży do Kandaharu, nie miał dostępu do internetu i dlatego nie mógł ukrócić pogłosek o swojej śmierci.
Tak czy siak, jego i Mahbuby Seradż obecność na liście wpływowych osobistości „Time’a” świadczy chyba jedynie o tym, że lista jest przygotowywana z dużym wyprzedzeniem i robiona raczej na wyrost. Aby promować osoby uznane przez redakcję wartymi promowania, nie by honorować tych, którzy faktycznie rządzą światem.
Stworzona do przewodzenia
Mimo własnych wątpliwości jestem jednak przekonana, że Seradż musiała być bardzo zadowolona ze znalezienia się na liście i zapewne uważa, że trafiła tam całkiem zasłużenie. W czasie naszej ostatniej rozmowy, już po upadku prozachodniego rządu, a kilka dni przed opublikowaniem listy „Time’a”, przekonywała mnie, że powinna siedzieć przy stole negocjacyjnym, przy którym talibowie ustalali kształt przyszłych rządów z byłymi afgańskim liderami, którzy nie wyjechali z Kabulu, czyli z byłym prezydentem Hamidem Karzajem i z byłym szefem komisji do spraw negocjacji pokojowych doktorem Abdullahem Abdullahem. Seradż żaliła mi się, że mimo iż tak świetnie się do roli reprezentantki afgańskich kobiet – jak sama sądzi – nadaje, jej koleżanki aktywistki nie chcą jej poprzeć.
Szybko się okazało, że udający negocjacje Karzaj i dr Abdullah także w tych rozmowach nikogo poza samymi sobą nie reprezentowali oraz że wszystkie te spotkania były jedynie farsą urządzaną przez talibów, by zyskać sobie przychylność zachodnich dyplomatów, a przede wszystkim – do tej pory wspierających Afganistan darczyńców. Obecność jeszcze jednej negocjatorki, za którą nie stałoby żadne realne poparcie, nic już by nie zmieniła. Tyle tylko, że Mahbubie Seradż nikt nawet tej obecności nie proponował.
Symptomatyczne jest jednak to, dlaczego Seradż uważała, że powinien. Jej poczucie, że ma legitymację do takich pertraktacji, wiele mówi o układach społecznych w Afganistanie. Mahbuba Seradż jest bowiem nie tylko zasłużoną działaczką na rzecz praw kobiet. Jest także afgańską arystokratką. A w tym kraju, który od 1973 roku jest republiką, pochodzenie społeczne i więzy krwi, a zwłaszcza koneksje z potężnymi rodami, wciąż mnóstwo znaczą.
Dziedziczka Amanullaha
– Moja rodzina 300 lat rządziła Afganistanem. I dobrze rządziła – powiedziała mi w czasie naszej ostatniej rozmowy telefonicznej Seradż. Jeszcze gdy widziałyśmy się wiosną w Kabulu, dokładnie opowiedziała mi o swoim pochodzeniu. Wywód zaczęła od słów: – Należę to byłej rodziny królewskiej. Król Amanullah był moim wujem.
Wiedziałam o tym. Nie przyznałam się jej, ale trochę dlatego w ogóle chciałam się z nią spotkać. Właśnie ze względu na jej związki rodzinne z Amanullahem, szachem reformatorem, który rządził Afganistanem od 1919 do 1929 roku i w czasie swoich rządów wprowadził mnóstwo zmian. Większość z nich nie przetrwała niestety jego krótkiego panowania. Ciekawiło mnie, na ile dla Seradż pokrewieństwo z szachem reformatorem jest ważne. Chciałam wiedzieć, czy z niego wywodzi swoją dzisiejszą działalność na rzecz praw kobiet w Afganistanie, czy się odwołuje do tego dziedzictwa.
Historia szacha Amanullaha jest idealną przypowieścią o tym, jak kończą się próby modernizowania Afganistanu. Miałam ją w głowie, wymyślając temat swojej nowej książki, a także później, prowadząc badania, podróżując do Afganistanu, spotykając się z moimi bohaterkami. Potem ta historia upadku reformatorskich rządów i ponownego pogrążania się kraju w odmętach tradycjonalizmu powtórzyła się jeszcze kilkakrotnie. Oczywiście w różnych wariantach, ale zawiera pewne elementy stałe. Za każdym razem fale zmian roztrzaskiwały się o te same, skostniałe układy, od wieków mocno zakorzenione w społeczeństwie Afganistanu.
– To moja rodzina stworzyła historię współczesnego Afganistanu. Gdyby nie ona, nie było by tu żadnej modernizacji. Nie było by żadnej edukacji dla kobiet i wielu innych rzeczy. Ci ludzie byli niezwykle postępowi, wykształceni – przekonywała mnie Seradż, choć w zasadzie nie musiała. Wiedziałam, że ma rację. Zwłaszcza jeśli chodzi o rodzinę jej matki, czyli Tarzich.
Matka Seradż była Tarzi, jej ojciec był Seradż. Pradziadkiem od strony ojca był Habibullah Chan, władca Afganistanu w latach 1901–1919 i ojciec szacha Amanullaha.
Królewska genealogia
Amanullah urodził się w 1892 roku, jako trzeci oficjalny syn Habibullaha, który wówczas był następcą tronu. Habibullah przez całe swoje życie dorobił się jeszcze kilkudziesięciu potomków (w tym dziadka Mahbuby Seradż) i potomkiń, małżeństwa bowiem traktował jako przypieczętowanie sojuszy. Brał sobie za żony córki różnych wpływowych afgańskich (i nie tylko) rodów, zaskarbiając sobie tym samym lojalność ich ojców i braci.
Ponieważ królewskie genealogie do dziś są w Afganistanie pamiętane, a w pół wieku po obaleniu monarchii nadal ma znaczenie, który polityk pochodzi z królewskiego rodu, opowiem trochę dokładniej historię przodków Amanullaha, będących jednocześnie przodkami Mahbuby Seradż.
Ojcem Habibullaha, a zarazem dziadkiem Amanullaha i prapradziadkiem Seradż, był emir Abdurrahman. On z kolei był wnukiem założyciela dynastii Barakzajów, Dost Mohammada. Ten ostatni Afganistanem rządził dwa razy, w latach 1826–1839 i od 1843 roku do śmierci w 1863 roku. Przed nim na afgańskim tronie (który zresztą w początkach państwa znajdował się w Kandaharze, nie w Kabulu) zasiadało aż pięciu (tylko, że jeden dwa razy) reprezentantów pierwszej afgańskiej dynastii Sadozajów.
Rodziny Sadozajów i Barakzajów należały do wpływowego pasztuńskiego plenienia Popolzajów, do klanu Abdali, przezwanego potem klanem Durranich („Perłowych”; jedna z hipotez głosi, że to od perłowych kolczyków, które nosili członkowie klanu Abdali na służbie w straży królewskiej perskiego szacha Nadira). Afganistan jako niepodległe państwo zaistniał na arenie międzynarodowej w połowie XVIII wieku, właśnie kiedy Ahmad Szach Abdali, zwany też Ahmadem Szachem Durranim, ogłosił niezależność podległych sobie pasztuńskich plemion od pogrążonej w kryzysie Persji. Był ważnym wojskowym dowódcą na dworze szacha Nadira i po jego śmierci w 1747 roku uznał, że nastał dobry moment, by się uniezależnić.
Schedę po Ahmadzie Szachu przejął jego syn Timur, a po śmierci Timura jego synowie rozpoczęli krwawą walkę o władzę. Ważną rolę odegrała w niej rodzina wezyra na dworze ich ojca – Pajindaha Chana Barakzaja. Najpierw Pajindah wsparł najstarszego z braci. Ten jednak po kilku latach wykrył, że wezyr spiskuje przeciwko niemu, rozkazał więc go zgładzić.
Jak pisze w Powrocie króla brytyjski historyk William Dalrymple: „Najstarszy syn wezyra Fateh Chan zajął po ojcu miejsce głowy rodu. Z czasem jednak okazało się, że najbardziej zdecydowany i najgroźniejszy jest jego znacznie młodszy brat przyrodni, Dost Mohammad, syn Kyzyłbaszki. Mając zaledwie siedem lat i pełniąc przy wezyrze funkcje podczaszego, widział na własne oczy, jak jego ojca stracono przed obliczem króla, i groza tego wydarzenia odcisnęła na nim niezatarte piętno”.
Kiedy w 1803 roku jeden z synów Timura, Szudża, zdobył władzę, postanowił załagodzić spór z rodziną Barakzajów. Synom wezyra wybaczono, a nowy szach na znak przymierza poślubił ich siostrę, córkę Pajindaha, Wafę Begum. Jej bracia jednak nie do końca wybaczyli Sadozajom śmierć ojca. Gdy uwięziony przez Szudżę przyrodni brat Timura Mahmud uciekł z niewoli, Barakzajowie przyłączyli się do niego i pomogli mu ponownie sięgnąć po władzę.
Diament ratujący życie
Obalony Szudża musiał uciekać z Kabulu. Próbował odzyskać tron, ale jeden z jego dawnych podwładnych uwięził go w swojej twierdzy. Wtedy Szudży przyszła na pomoc żona, Wafa Begum. Historycy i afgańscy poeci są zgodni, że to ona w tym związku grała pierwsze skrzypce i często podejmowała decyzje za swojego dumnego, ale w gruncie rzeczy łagodnego – żeby nie powiedzieć: fajtłapowatego – męża. Dogadała się z ówczesnym władcą Sikhów i sprzymierzeńcem Brytyjczyków rządzących Indiami (ale jeszcze nie sikhjiskim Pendżabem), Randźitem Singhiem, że uwolni jej męża w zamian za najcenniejszy klejnot, który w rodzinie Sadozajów był od 1747 roku – wielki diament Koh-i Nur, Górę Światła.
Koh-i Nur przez pokolenia należał do wywodzących się z Azji Środkowej, ale władających Indiami Mogołów. W XVIII wieku władca Persji Nadir Szach w czasie zorganizowanego przez siebie najazdu na Indie zrabował go z delhijskiego skarbca. Po jego śmierci diament wpadł w ręce Ahmada Szacha, założyciela niepodległego Afganistanu i tak znalazł się w rodzinie Sadozajów.
Diament uratował życie szachowi Szudży, Randźit Singh rzeczywiście odbił go z niewoli, ale natychmiast uwięził u siebie na dworze. Dopiero dzięki interwencji Anglików po kilku latach Szudża mógł przeprowadzić się na tereny kontrolowane przez nich, do położonej tuż pod Lahore Ludhijany. Szudża stał się angielskim rezydentem, a Koh-i Nur zdobił skarbiec Randźita Singha aż do jego śmierci. Kilka lat niej Anglicy zdusili niepodległość Pendżabu, a diament wywieźli do Wielkiej Brytanii. Został włączony do klejnotów koronnych królowej Wiktorii. Do dziś ozdabia brytyjską koronę.
Początek Wielkiej Gry
Zanim jeszcze nastąpiło całkowite podporządkowanie Pendżabu, Brytyjczycy postanowili zdobyć większe wpływy w Afganistanie. Brat Szudży, Mahmud, utrzymał się na kabulskim tronie zaledwie kilka lat. W jego upadku również istotną rolę odegrała rodzina Barakzajów. Mahmud, zanim stracił władzę, chciał ją wzmocnić. W tym celu oślepił i torturował podejrzewanego o nielojalność swojego wezyra Fateha Chana Barakzaja. Bracia Fateha nie mogli wybaczyć okrutnej śmierci jednego z nich i obalili Mahmuda.
Przez kilka lat w Afganistanie panowało bezhołowie, z którego w 1826 roku zwycięsko wyszedł w końcu Dost Mohammad. O jego względy zaczęła zabiegać Rosja, która od dawna była zainteresowana przebiciem się do południowych mórz. Wysłała nawet do Kabulu naszego rodaka, byłego polskiego spiskowca i carskiego więźnia, a w końcu człowieka do zadań specjalnych, Jana Witkiewicza, który miał przekonać afgańskiego władcę do zawarcia sojuszu z carem.
Dost Mohammad nie był tym jednak specjalnie zainteresowany. Za swojego wielkiego przyjaciela uważał konkurującego z carskim posłem Witkiewiczem wysłannika i szpiega Wielkiej Brytanii Alexandra Burnesa. Dlatego bardzo był zdziwiony i rozczarowany, gdy zrozumiał, że Brytyjczycy szykują atak od strony Indii.
Anglicy, wprowadzeni w błąd za sprawą osobistej rywalizacji własnych szpiegów, sądzili, że Dost Mohammad sprzyja Rosji, i dlatego zapragnęli go obalić. W 1839 roku rozpętali konflikt, który przeszedł do historii jako pierwsza wojna anglo-afgańska. Na niecałe dwa lata udało im się przywrócić panowanie Szacha Szudży, którego jednak wielu Afgańczyków, a zwłaszcza wielu pasztuńskich przywódców plemiennych, traktowało jak brytyjską marionetkę. Na przełomie 1841 i 1842 roku wybuchła antybrytyjska rebelia. Okupanci wycofali się z Kabulu, a pozostawiony sam sobie Szach Szudża został zabity. Latem tego samego 1842 roku Anglicy wrócili z wyprawą odwetową. Splądrowali nie tylko Kabul, ale wiele wsi i miasteczek na swojej drodze. Zniszczyli wielosetletnie zabytki, zadeptali uprawy, wycięli w pień sady owocowe i lasy.
Major Claude Wade, brytyjski szpieg-rezydent w Lidhijanie, który nie znosił Burnesa jako błyskotliwszego i szybciej robiącego karierę i był o niego zazdrosny, torpedował i podważał wszystkie jego meldunki z Kabulu, pisząc, że to nieprawda, że Dust Mohammad lubi Anglików, i strasząc, że lada chwila władca zawrze porozumienie z Rosją, na co w rzeczywistości się nie zanosiło.
Dalrymple w swojej książce Powrót króla, która opowiada dzieje pierwszej wojny anglo-afgańskiej, cytuje biorącego udział w tej wyprawie angielskiego dowódcę Neville’a Chamberlaina opasującego zniszczenie położonego pod Kabulem miasteczka Estalef: „nie szczędzono żadnych mężczyzn liczących więcej niż czternaście lat. (…) Niektórzy z naszych żołnierzy (bestie w ludzkiej skórze) chcieli mścić się na kobietach… (…) sceny grabieży były straszne. Każdy dom pełen był żołnierzy. Zarówno Europejczyków, jak i Hindusów, którzy wywracali wszystko do góry nogami (…) Przez cały dzień saperzy zatrudnieni byli przy paleniu miasta, a żołnierze i cywile przy wynoszeniu wszystkiego, co jeszcze mogło się do czegoś przydać. (…) wróciłem do siebie zdegustowany samym sobą, światem, a zwłaszcza swoją okrutną profesją. Nie jesteśmy w istocie niczym innym jak licencjonowanymi zabójcami”.
Historia będzie się powtarzać
Po kilku miesiącach, jeszcze w tym samym 1842 roku, Brytyjczycy ostatecznie wycofali się z Afganistanu. A w kolejnym roku na tron wrócił (zresztą przy ich pomocy) obalony uprzednio Dost Mohammad. Już ta jedna historia pokazuje, jak różne schematy w dziejach Afganistanu lubią się powtarzać.
„Między okupacją Afganistanu w XXI wieku a tą z lat 1839–1842 istnieją niewątpliwie uderzające podobieństwa” – stwierdził Dalrymple w Powrocie króla. Dziś jego słowa wydają się jeszcze trafniejsze. Pisząc tę książkę, nie wiedział jeszcze, że cała jemu współczesna amerykańska awantura w Afganistanie skończy się równie absurdalnie, co przygoda Brytyjczyków: obaleniem wspieranego przez okupantów władcy (Aszrafa Ghaniego) i przywróceniem panowania talibów, od których obalenia przecież cała amerykańska interwencja się zaczęła.
Po śmierci Dost Mohhamada kłóciło się o władzę kilku jego synów. Ostatecznie przewagę zdobył Szer Ali. Bratankiem Szer Alego był Abdurahman. Spędził młodość w Balchu, u angielskiego oficera Willama Campbella uczył się taktyki wojskowej. Potem, po śmierci ojca, próbował przejąć władzę, co mu się nie udało. Skorzystał więc z zaproszenia cara i wyjechał do niedawno podbitej przez Rosję Samarkandy. Tam pobierał od carskiego rządu comiesięczną pensję i czekał na kolejną okazję do sięgnięcia po władzę.
Klęska i triumf pod Gandamakiem
Ta się pojawiła dzięki drugiej wojnie anglo-afgańskiej, która zaczęła się w 1878 roku. W wyniku brytyjskich zabiegów Szer Ali został zdetronizowany, a jego miejsce zajął uchodzący za probrytyjskiego jego syn Jaghub Chan. Nowy władca był zmuszony podpisać bardzo niekorzystny pokój z Anglikami, zwany układem z Gandamaku. Miejsce nie zostało wybrane przypadkowo. W czasie poprzedniej wojny wojska brytyjskie zostały zmasakrowane w pobliżu tej miejscowości. Teraz podpisaniem nowego układu Brytyjczycy nie tylko podporządkowali sobie Afganistan, ale odzyskali symboliczne panowanie nad przestrzenią.
Po 2001 roku w Kabulu istniała bardzo popularna knajpa dla ekspatów, których w pierwszym dziesięcioleciu po obaleniu talibów było w stolicy sporo. Nazywała się Gandamak. Wchodziło się do niej po wylegitymowaniu przez ochroniarza uzbrojonego w karabin, który sprawiał wrażenie, jakby pamiętał drugą, a może nawet i pierwszą wojnę anglo-afgańską. Miejscowi, jeśli nie byli członkami kabulskiej bananowej młodzieży lub nie towarzyszyli jakiemuś ważnemu zachodniemu imprezowiczowi, nie mieli do lokalu wstępu. Zawsze zastanawiało mnie, czy nazwa knajpy jest na cześć pierwszego wydarzenia, jakie rozsławiło Gandamak, czy drugiego. A może obu?
Żelazny Emir
Jaghub Chan nie rządził długo. Po kilku miesiącach został zabity w Kabulu, mimo że Brytyjczycy stłumili bunt, jaki przeciw niemu wybuchł. W lipcu 1880 roku nowym emirem został bratanek Szir Alego i brat stryjeczny Jaghuba – Abdurrahman. Choć przez lata był na utrzymaniu cara, a rządził krajem mocą traktatu z Gandamaku uzależnionym od Wielkiej Brytanii, prowadził na tyle niezależną politykę, na ile mógł. Niektórzy badacze sądzą, że to on dopiero stworzył Afganistan jako państwo, bo wcześniej była to raczej luźna konfederacja plemion.
Jolanta Sierakowska w swojej książce Afganistan – narodziny republiki cytuje fragment ze wspomnień emira: „Musiałem zaprowadzić porządek z tymi setkami drobnych przywódców, rabusiów, rozbójników i rzezimieszków, którzy byli powodem niekończących się kłopotów w Afganistanie. Wymagało to złamania feudalnego i plemiennego systemu i zastąpienia go jedną wielką społecznością podporządkowaną jednolitemu prawu i jednej władzy”.
Abdurrahman starał się scentralizować państwo, unowocześnić je i zapewnić stałe wpływy do skarbca. Wprowadził regularny pobór do wojska na zasadzie zwanej haszt nafari, który polegał na tym, że jeden na ośmiu dorosłych mężczyzn ze wsi służył w wojsku, a pozostali płacili na jego utrzymanie. Zreformował organizację i dowodzenie armią, zmonopolizował kilka najbardziej dochodowych gałęzi handlu.
Upaństwowił wagfy, czyli dochody gmin muzułmańskich, oraz kazał sędziom muzułmańskim zdawać egzamin przed komisją państwową. Tym, którzy tego odmówili, odbierał państwowe dotacje. Znany był z powiedzenia: „Więcej wojen i mordów było spowodowanych przez ciemnych duchownych niż przez jakakolwiek inną klasę ludzi”. Był wrogiem nadmiernych wpływów mułłów na politykę, ale nie przeciwnikiem religii. Zawsze podkreślał, że rządzi z boskiego nadania i w imieniu islamu. To akurat nie było nowe. Jego poprzednicy podobnie legitymizowali swoją władzę. Dost Mohammad nosił tytuł Amir al-mu’menin (Przywódca wiernych), a Szer Ali tytuł Mu’in ad-din (Podpora religii). Abdurrahman w swojej tytulaturze nie odwoływał się jedynie do wspólnoty wiernych, ale też do narodu, co w świecie muzułmańskim stanowiło novum. Kazał się poddanym nazywać Zija al-mellat wa ad-din – „jego wysokość światło narodu i religii”.
Abdurrahman rządził twardą ręką, czym zyskał sobie przydomek Żelaznego Emira. Nie pozwalał w państwie na żadną opozycję, a wszystkich inaczej myślących, w tym swojego liberalnie nastawionego kuzyna (potomka jednego z braci Dost Mohammada – Rahima Dil Chana) Ghulamma Mohammada Chana wygnał z kraju.
Oświecona rodzina Tarzich
Ghulam Muhammad Chan był myślicielem i poetą. Osiadł jako gość tureckiego sułtana w znajdującym się pod osmańskim panowaniem Damaszku. Przybrał tytuł Tarzi – intelektualista. Miał jedenastu synów. Jednym z nich był pradziadek Mahbuby Seradż, dziadek jej matki, innym zaś Mahmud Tarzi.
Kiedy w 1901 roku emir Abdurrahman umarł, władzę, zgodnie z wolą zmarłego, przejął jego najstarszy syn Habibullah.
To on pozwolił wrócić z wygnania wielu afgańskim modernistom, w tym swojemu kuzynowi, Mahmudowi Tarziemu. Ten szybko stał się jedną z ważniejszych osób na dworze i przywódcą frakcji zwolenników unowocześnienia Afganistanu. Fascynowały go idee młodoturkizmu, a ideologia panislamska wydawała mu się świetnym antidotum na kolonialną zależność państw zamieszkanych przez muzułmanów od europejskich mocarstw. Uważał jednak, że islam należy zreformować, aby nadążał za zmieniającym się światem i nie stanowił dla muzułmanów przeszkody w dorównaniu Europejczykom pod względem rozwoju cywilizacyjnego.
Indyjski autor Waseem Raja w książce Modernization, Regression and Resistance. Amir Amanullah Khan’s Afghanistan nazwał Tarziego „wygnańcem napojonym w fontannach młodoturkizmu”. Po powrocie do Afganistanu Tarzi wydawał pismo „Seradż al-Achbar” („Lampa Wiadomości”), które za swoje motto miało zdanie: „Muzułmanie muszą się zmodernizować lub zginą, kolonializm i imperializm muszą zniknąć”.
Tarzi miał ogromny wpływ na królewskich synów, zwłaszcza na Amanullaha. Młody książę interesował się sportem i polowaniem, potem ponoć przerzucił się na tenisa. Jak donoszą jego biografowie, jeszcze jako dziecko zajmował się religią i polityką. Od najmłodszych lat mawiał, że zacofanie narodu afgańskiego sprawia mu przykrość. Poprzysiągł sobie to zmienić. Był też nastawiony antykolonialnie, co w przypadku Afganistanu, uzależnionego wówczas od Londynu, równało się z postawą antybrytyjską. Wszystkie te przekonania wyrobił w sobie najprawdopodobniej pod wpływem obcowania ze swoim mentorem, Mahmudem Tarzim.
W wieku 21 lat młody królewski syn Amanullah poślubił córkę Mahmuda Tarziego i jego syryjskiej żony Asmy – Soraję. Dla niego była to już trzecia żona. Pierwszą narzuciła mu matka, królowa Ulja Hazrat. Amanullah miał w chwili ożenku 15 lat, a małżeństwo po dwóch dniach zakończyło się rozwodem. Druga żona, Szahzada Chonum, zmarła po urodzeniu pierwszego syna Amanullaha – Hedojatullaha.
Z Sorają Amanullah przeżył kilkadziesiąt lat, we względnej, przynajmniej oficjalnej, monogamii. Co prawda jego biografie donoszą, że miał kochanki i liczne nieślubne dzieci, ale żony innej nie miał. Mimo wywieranych na niego nacisków, ale o tym za chwilę.
Afganistan zdobywa niepodległość
Amanullah nie był najstarszym synem Habibullaha, ale od początku był szykowny na następcę tronu przez swoją matkę, kobietę silną i wpływową. Jego ojciec nie wyznaczył za życia następcy, a że zginął nagle, w zamachu zorganizowanym na swoje życie w czasie polowania w Paghmanie, królewskiej rezydencji pod Dżalalabadem, po jego śmierci zaczęła się rywalizacja o władzę.
Głównych pretendentów do tronu, oprócz Amanullaha, było dwóch: jego wuj, brat Habibullaaha, Nasrallah i jego brat, Injatullah. Amanullah miał jednak nad nimi tę przewagę, że w chwili śmierci ojca znajdował się w stołecznym Kabulu. Natychmiast ogłosił, że przejmuje władzę, i podwyższył żołd żołnierzom, co dało mu poparcie wojska i ostateczne zwycięstwo.
Już na tronie Amanullah wypowiedział Brytyjczykom traktat z Gandamaku i oznajmił, że od tej pory Afganistan będzie prowadził niezależną politykę zagraniczną i obronną. To skończyło się wybuchem trzeciej wojny anglo-afgańskiej, którą Amanullah obwieścił świętą wojną przeciwko niewiernym.
Brytyjczycy mieli ogromną przewagę liczebną żołnierzy, ale Amanullah umiejętnie wykorzystał ich słabości. Usiłował podburzać (odwołując się m.in. do idei dżihadu) negatywnie nastawionych do kolonialnej władzy indyjskich muzułmanów i wodzów pogranicza. W końcu Brytyjczycy, bojąc się wybuchu niezadowolenia w samych Indiach, które i tak już kipiały po dokonanej przez nich kwietniowej masakrze w Amritsarze, kiedy to wojsko otworzyło ogień do pokojowo protestujących demonstrantów i zabiło setki ludzi, zgodzili się na rokowania.
Brytyjczycy mieli całkowicie wycofać wojska z Afganistanu i zaprzestać kontrolowania jego polityki zagranicznej i obronnej. W zamian Amanullah zrzekał się brytyjskiej pomocy pieniężnej i uznał wyznaczoną jako granica Afganistanu jeszcze za panowania jego dziadka Abdurrahmana tak zwaną linię Duranda, która pozostawiała znaczną część zamieszkanych przez Pasztunów ziem po brytyjskiej stronie. Do traktatu Afgańczycy dołączyli sporządzoną przez siebie notę o pełnej niepodległości swojego kraju. Brytyjczycy, zgadzając się na jej dołączenie, de facto zaakceptowali jej treść.
Wizjoner czy głupiec?
Tak zaczęło się 10 lat rządów Amanullaha. Śmiało można je nazwać dekadą, która wstrząsnęła Afganistanem. I choć większość wprowadzonych przez tego szacha refom została potem cofnięta, a niektóre, jak prawo głosu dla kobiet, musiały czekać kilkadziesiąt lat na ponowne wprowadzenie, Amanullah już na zawsze stał się symbolem afgańskiego modernizmu, a jego żona – nieformalną patronką wyzwolonych i światłych afgańskich kobiet.
Wielkim wielbicielem Amanullaha był ostatni prezydent Islamskiej Republiki Afganistanu Aszraf Ghani. Przy okazji obchodów 100. rocznicy niepodległości Afganistanu w sierpniu 2019 roku kazał ozdabiać jego podobiznami afgańskie miasta i lotniska, a także odbudowywał postawiony przez niego okazały pałac na zachodzie Kabulu, Darulaman. Zapewne wtedy nie podejrzewał, że wkrótce skończy dokładnie jak on – poddaniem się prawie bez walki i ucieczką z kraju.
Oczywiście nie wszyscy zwolennicy otwartego i nowoczesnego Afganistanu darzą Amanullaha takim uwielbianiem jak Mahbuba Seradż i Aszraf Ghani. Głównie właśnie ze względu na to, jak jego rządy się skończyły. Nawet oni jednak przyznają, że reformy król wprowadzał śmiałe (czasem zbyt śmiałe), a jego wizja Afganistanu wyprzedziła epokę, w której przyszło mu żyć.
Współcześni opisywali Amanullaha jako inteligentnego wizjonera, który chciał, by Afganistan stał się nowoczesnym, uprzemysłowionym krajem. Podkreślali jego szczere zamiłowanie do demokracji i edukacji. Nie brakło jednak takich, którzy krytykowali go za pięknoduchostwo i nieuwzględnianie realiów, w których przyszło mu działać. „Jego poparcie dla radykalnych pomysłów w kraju zdominowanym przez plemienne zależności i układy było bez wątpienia ogromną pomyłką, która bardzo drogo go kosztowała” – pisał jeden z jego biografów. Były współpracownik nazwał Amanullaha „głupcem, który nigdy nie kierował się rozumem i działał na własną szkodę”.
Kontrowersyjne reformy
Amanullah rozpoczął swoje rządy w nimbie pogromcy Anglików i fundatora niepodległości. Bardzo mocno grał na panislamizmie, kreując się na naturalnego przywódcę nie tylko afgańskich muzułmanów, ale także tych żyjących poza granicami kraju. Jednak kiedy zaczął wprowadzać swoje reformy społeczne, szybko zniechęcił do siebie konserwatywnych muzułmańskich liderów i przywódców plemiennych.
Opublikowane przez niego niedługo po przejęciu władzy wytyczne co do ubioru spotkały się z bardzo chłodnym przyjęciem. Amannullah zalecał europejski strój, choć go nie nakazywał. Odtąd źle widziane były na dworze męskie turbany i karakułowe czapki, kobiety zaś przekonywano do zrzucania zasłon. Burki zostały zabronione, ale nie ingerowano w noszenie chust na głowie.
Król zakazał przymusowych małżeństw, podniósł wiek zamążpójścia do 18 lat. Ograniczył też poligamię, wprowadzając nakaz otrzymania zgody sądowej na kolejne małżeństwa.
W stolicy powstały sierocińce, szpitale i centrum szkolenia pielęgniarek-położnych. Dużą wagę para królewska przywiązywała do edukacji. Wprowadzono szkoły ze świeckim programem nauczania, ustanowiono specjalną uczelnię, która miała kształcić urzędników państwowych, i akademię dla policjantów. Pod patronatem królowej Sorai otwarto szkołę dla dziewcząt. Amanullah ponoć mawiał, że on jest co prawda królem, ale jego żona – ministrem edukacji. Państwo wspierało też wysyłanie afgańskiej młodzieży płci obojga na naukę za granicą, głównie do Turcji.
W 1923 roku tradycyjna Loja Dżirga, czyli rada złożona z przywódców plemiennych i innych zasłużonych autorytetów, przyjęła napisaną przez króla i jego doradców, w tym tureckich ekspertów od konstytucjonalizmu, pierwszą afgańską ustawę zasadniczą, Nizamname. Gwarantowała ona wszystkim obywatelom równość wobec prawa, zakazywała dyskryminacji niezależnie od płci, etniczności czy wyznania. Islam miał być religią państwową, ale żydzi, hinduiści i wyznawcy innych religii mieli swobodę praktykowania swoich kultów. Gwarantowano im opiekę, o ile nie zakłócali porządku publicznego.
Po raz pierwszy w Afganistanie prawo świeckie zyskało tak wysoki status: na równi z szariatem miało regulować stosunek pomiędzy państwem i obywatelami i relacje pomiędzy obywatelami.
Nie wolno było nikogo torturować, więzić, rewidować i pozbawiać majątku bez wyroku sądu, podatki musiały być regulowane przez prawo. Państwo miało chronić własność prywatną obywateli.
Konstytucja wprowadzała trójpodział władzy. Król – szach – był głową państwa, powoływał gabinet ministrów, przy pomocy którego rządził. Raz do roku, przed obchodami święta niepodległości, miało się zbierać Najwyższe Zgromadzenie Narodowe. Przewodził mu król, zasiadali w nim wysocy urzędnicy rządowi, starszyzna rodowa, arystokracja i inni wyznaczeni przez władcę członkowie. Każdy z ministrów powinien złożyć przed tym zgromadzeniem sprawozdanie ze swojej pracy.
Oprócz tego ustanawiano Radę Państwową i rady lokalne, które miały dysponować inicjatywą ustawodawczą i głosem doradczym wobec rządu. Połowa członków tych ciał miała pochodzić z mianowania, a połowa miała być wybierana w wyborach powszechnych, w których głos mieli wszyscy obywatele Afganistanu, z kobietami włącznie.
Każdy obywatel zyskiwał prawo, ale też obowiązek, bezpłatnej podstawowej edukacji.
Po rebelii w Choście, jaka wybuchła rok później, król w zamian za poparcie przywódców plemiennych w tłumieniu postania zgodził się na kilka poprawek Loja Dżirgi. Najważniejsza dotyczyła ograniczenia wolności religijnej, co uważa się za ustępstwo wobec autorytetów muzułmańskich, dla których reformy Amanullaha były trudne do przełknięcia.
Zmiany zaordynowane przez szacha dotyczyły też systemu miar i wag – wprowadzono system metryczny, rejestrowania obywateli za pomocą dokumentów osobistych, czy wreszcie cenzusu bydła. Ten przepis szczególnie nie podobał się plemionom, ponieważ bardzo ograniczał ich możliwości wymigiwania się do podatków. Te za rządów Amanullaha wzrosły wielokrotnie. Doszło do tego, że reformy, których pozytywnych skutków nawet nie odczuli, finansowali ubodzy wieśniacy.
Król i królowa jadą w świat
Jesienią 1927 roku król postanowił wyruszyć w wielką podróż. Na pożegnanie zwołał wiec. Kinga Paraskiewicz, autorka książki Amanullah Chan. Historyczna wizyta króla Afganistanu w Europie 1927–1928, przytacza opis tego zgromadzenia, jaki sporządził korespondent brytyjskiej prasy:
„Przed pałacem w Kabulu zgromadził się wielki tłum cywilów i żołnierzy. Król zwracał się do nich «moje dzieci». Zapewnił, że wyrusza w podróż nie dla własnej przyjemności, lecz czyni to w ich interesie. Potem poprosił, by wszyscy podnieśli dłonie na znak, że będą przestrzegać prawa podczas jego nieobecności. Potem chwilę w milczeniu obserwował tysiące uniesionych rąk. Następnie sam podniósł swoją dłoń i obiecał, że będzie przestrzegał zawsze i wszędzie zasad islamu. Po chwili wszedł w tłum. Wybrał z niego czterech przypadkowych reprezentantów wszystkich klas swoich poddanych: żołnierza, urzędnika, studenta i kupca bazarowego. Ze łzami w oczach po kolei uściskał każdego z nich”.
Razem z parą królewską w podróż udało około 20 osób, członków i członkiń rodziny, polityków, wojskowych i oczywiście służby. Pierwszym odwiedzonym krajem były sąsiadujące z Afganistanem brytyjskie Indie. Król był w Kwecie, Karaczi i Bombaju. Szczególnie często spotykał się z indyjskimi muzułmanami. Dla panujących w Indiach Brytyjczyków jego wizyta nie była specjalnie komfortowa, dlatego wynegocjowali prywatny charakter części jej przebiegu. Z Bombaju wypłynął do Egiptu. Tam entuzjastycznie przywitano go jako orędownika antykolonializmu i piewcę muzułmańskiej jedności. Tylko ponoć król Fuad I przyjął go chłodno, bo nie podobało mu się, że afgański władca krytykuje go przed jego własnymi poddanymi za uległość wobec Brytyjczyków. Formalnie Egipt kilka lat wcześniej ogłosił niepodległość, ale faktycznie pozostawał zależny od Londynu.
Sensację wzbudziły konsekwentnie zakładane przez parę monarszą europejskie stroje. Tak ubrani odwiedzili nawet najsłynniejszy na świcie muzułmański uniwersytet Al-Azhar.
Z Egiptu Amanullah popłynął do Włoch, gdzie spotkał się z królem Wiktorem Emmanuelem II oraz Mussolinim, a także z papieżem. Zwiedzał nowoczesne włoskie fabryki i zabytki. Potem pojechał do Francji, gdzie spotkał nie tylko najważniejszych polityków, ale także swojego syna i córkę, którzy uczyli się w tym kraju. Oraz swojego wuja, Nadira, który kiedyś był u niego ministrem obrony, ale nie zgadzając się z tempem i radykalizmem reform Amanullaha, najpierw wyjechał do Francji jako ambasador, a potem w ogóle zrezygnował ze służby. Nadir miał namawiać Amanullaha, żeby odsunął od władzy swoich najwierniejszych współpracowników. Zapowiedział, że gdy to zrobi, on i jego brat wrócą do Afganistanu. Król dyplomatycznie odpowiedział, że są obywatelami afgańskimi i zawsze do kraju mogą przyjechać. Nadir faktycznie potem wrócił. Żeby przejąć władzę.
Oczerniające plotki
W czasie spotkania z prezydentem Francji królowa Soraja podała mu rękę i pozwoliła ją ucałować. Zdjęcia z tego wydarzenia wywołały oburzenie w Afganistanie i stały się pożywką do oczerniających królową plotek i knowań konserwatywnych mułłów, którzy, źli na Amanullaha za uszczuplenie ich władzy nad społeczeństwem, robili wszystko, by go zdyskredytować w oczach bogobojnych poddanych. Już wcześniej nazywali króla kafirem, czyli niewiernym, który, jak cytuje Waseem Raja, „znieważył cnotę muzułmańskich kobiet, obraził dogmaty islamu i tym samym porwał się na wartości będące podstawą afgańskiego porządku społecznego”. Relacje docierające z królewskiego tournée po Europie, przedstawiające króla i królową w sytuacjach nietypowych dla odizolowanych od świata afgańskich bigotów, tylko ułatwiały przeciwnikom oczernianie króla.
Po Francji afgańska delegacja odwiedziła Belgię i Szwajcarię, a następnie Niemcy. Amanullah i Soraja wszędzie byli fetowani. W Berlinie liczono na wielkie zamówienia przemysłowe, ale trochę się rozczarowano, bo Amanullah ponoć chętnie przyjmował prezenty, jakimi obdarowali go niemieccy gospodarze, ale pieniądze wydawał niechętnie.
Po Niemczech przyszedł czas na Anglię. Mimo niedawnej wojny i napiętych stosunków przygranicznych między Afganistanem a brytyjskimi Indiami gospodarze witali króla bardzo hucznie. Rząd zaproponował Afganistanowi pożyczki i wybudowanie linii kolejowej od Kabulu do Peszawaru. W Afganistanie nie było kolei, bo jeszcze emir Abdurrahman podjął decyzję, że nie chce ułatwiać obcym mocarstwom dostępu do wnętrza kraju. Amanullah chciał to zmienić, dlatego w czasie całej swojej europejskiej podróży bardzo interesował się kolejnictwem.
Z Anglii orszak królewski wrócił do Niemiec, a następnym punktem na trasie podróży Afgańczyków była Polska. Amanullah zatrzymał się u nas trzy dni. Waseem Raja twierdzi, że jedynie w celu opóźnienia przyjazdu do ZSRR, aby nie wypadł na 1 maja, bo i dla gospodarzy, i dla niego samego obecność w czasie obchodów tego komunistycznego święta mogłaby być krępująca.
Gdy się czyta opisy przebiegu wizyty, trudno ją jednak uznać za mało istotną czy zaplanowaną na chybcika. Z parą królewską spotykali się wszyscy ważni polscy politycy, od prezydenta Mościckiego, poprzez wicepremiera Bartla, ministrów i wojskowych, w tym Wieniawę-Długoszowskiego, aż po marszałka Piłsudskiego, który w tym czasie sprawował także urząd premiera. Na spotkaniu z tym ostatnim Amanullahowi chyba zależało najbardziej. Piłsudski, mimo że był zaledwie kilka dni po wylewie, poświęcił królowi i królowej popołudnie, goszcząc ich u siebie w służbowym mieszkaniu, a następnie obwiózł gości po Warszawie. Marszałek dostał od króla papierośnicę i srebrną wazę, a jego żona od królowej ogromny dywan.
Podobnie jak w innych krajach, w Polsce para monarsza też dostała liczne prezenty, w tym, jak donosi Paraskiewicz, „samolot szkolno-treningowy dla lotnictwa wojskowego, zaprojektowany przez inżyniera Bartla, oznaczony BM-4b (od nazwiska konstruktora i imienia jego żony Maryli)”. W licznych anegdotach opowiadanych po wizycie szacha, z których kilka przetrwało po dziś dzień, samolot, nie wiedzieć dlaczego, zamienił się w lokomotywę.
Wizyta Amanullaha dla wielu mediów była okazją do kpin. Podkreślano jego obcość, nazywano egzotycznym, mimo że zarówno król, jak i królowa robili wszystko, żeby upodobnić się do swoich europejskich gospodarzy. Krążyły anegdoty, że tuż przed audiencją w Watykanie Amanullah poprosił mistrza ceremonii, by wskazał mu żonę papieża. We Francji natomiast, zwiedzając Musée Grévin, miał się zachwycić gilotyną i koniecznie chciał zobaczyć, jak działa. Jak donosił „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, miał nawet powiedzieć do oprowadzającego go prezydenta Francji: „Jeśli wasze ustawodawstwo nie pozwala na to, proszę wziąć kogoś z mojej świty”. To samo czasopismo utrzymywało, że w Londynie z apartamentów, gdzie nocował szach ze swoją świtą, zginęły cenne przedmioty, bo „król Amanullah dość wydatnie korzystał z tego prawa gościnności wschodniej i wywiózł ze sobą cały szereg wartościowych miniatur”. Co bardzo charakterystyczne, w anegdotach robiących z Amanullaha nieokrzesanego prostaka, przodowała polska prasa.
Dziś takie komentarze nazwalibyśmy idealnym przykładem orientalizacji, czyli dyskursu umacniającego przewagę mitycznego Zachodu nad sztucznie wykreowanym i przedstawionym jako niższy i gorszy Wschodem. Wstrętnego orientalizującego tekściku dopuścił się nawet Antoni Słonimski. Oto fragment całości, którą Słonimski opublikował w „Cyruliku Warszawskim” jako swój rzekomy wywiad z szachem:
– Jakie wrażenie wywarły na waszej królewskiej mości konkursy hippiczne i pokaz wojny gazowej?
– Yamba kochać skakać koń. Yamba nie lubić skakać płot, lubić skakać przez człowiek. W wasza piękna kraj dużo, mocno dużo koń. Więcej koń niż w Londyn. Wasza kraj dużo koń i za dużo człowiek. Yamba radzić puścić gaz na człowiek. Zostawić parę człowiek pilnować koń”.
Z wizytą u przyjaciół
Z Polski Amanullah pojechał do ZSRR. Amannullah był pierwszą koronowaną głową państwa, jaka składała wizytę w Kraju Rad. Na przejściu granicznym witała go brama, na której do zwyczajowego napisu Privet raboczim zapada („Witamy robotników z Zachodu”) dodano drugą inskrypcję: Privet szachu Afganistana.
Z Sowietami Amanullah był w bardzo dobrych stosunkach. Rosja Radziecka szybko uznała niepodległość Afganistanu, a oba państwa od 1921 roku łączył traktat przyjaźni. W ojczyźnie światowego proletariatu przyjęto go nad wyraz serdecznie, co może wydawać się dziwne, zważywszy, że do tej pory bolszewicy raczej trudnili się skracaniem własnych koronowanych władców o głowę. Odpowiadali nie tylko za śmierć cara, także za zabójstwo chana Chiwy. Ostatni emir Buchary, Mohammad Alim Chan, tylko dlatego nie podzielił losu swojego chiwańskiego sąsiada, że odpowiednio szybko zbiegł z kraju. Do sąsiedniego Afganistanu zresztą, gdzie rząd Amanullaha dał mu do dyspozycji skromny, ale wygodny dom w Kabulu i wypłacał mu dożywotnią pensję.
Z ZSRR król pojechał przez Krym do Turcji, kraju, po którym w czasie całej podróży obiecywał sobie najwięcej, od dawna brał bowiem przykład z reform Atatürka. Podobno Mustafa Kemal udzielił Afgańczykowi wielu cennych wskazówek, jak ta, że reformy należy wprowadzać w oparciu o silną armię. Król już nie zdążył wcielić ich w życie.
Z Turcji Amanullah i Soraja pojechali do Iranu. Tam rządził kolejny reformator i zwolennik upodabniania się krajów muzułmańskich do Zachodu – Reza Szach. Z irańskiego Maszhadu król i królowa pojechali nabytym w Europie rolls-roysem przez Herat, Kandahar i Ghazni do Kabulu. Do stolicy przybyli 1 lipca 1928 roku. Na cześć powrotu króla z podróży zarządzono trzydniowe święto państwowe.
Upadek Amanullaha
Po powrocie król miał jeszcze większy entuzjazm dla reform. Pragnął rodakom przekazać jak najwięcej z tego, czego się dowiedział i co zobaczył w Europie.
W Muzeum Narodowym w Kabulu, które zresztą powstało jeszcze z inicjatywy Amanullaha, znajduje się cała sala poświęcona jego osobie, a jego podróży w szczególności. W rogu stoi ogromny, aczkolwiek trochę zdeformowany globus, który król podarował muzeum, zaznaczając na nim uprzednio trasę swojej podróży, aby każdy obywatel Afganistanu mógł się z nią zapoznać.
Król zorganizował też kilka specjalnych odczytów, w czasie których opowiadał o swoich europejskich doświadczeniach. W czasie jednego z takich spotkań tłumaczył: „Pomysł podróży do Europy podsunęła mi rada ministrów. Chciałem zobaczyć postęp nauki, nawiązać przyjacielskie relacje z innymi państwami, aby świat dowiedział się o nas, a my o świecie. Nie można żyć w izolacji. Każdy kraj musi nawiązać stosunki z innymi krajami, musi żyć zgodnie z postępem, korzystać z osiągnięć nauki i techniki naszych czasów. Dziś to Europa jest centrum takiego postępu materialnego. Nie jesteśmy oczywiście gorsi niż inni. Mamy naszą religię, lepszą od innych. W tym nie musimy naśladować nikogo. Jednak co się tyczy postępu w sferze materii i techniki, musimy naśladować bardziej zaawansowane kraje świata” (cyt. za Kingą Paraskiewicz).
Na wdrożenie poznanych w czasie zagranicznych wojaży rozwiązań Amanullahowi nie starczyło czasu. Podczas jego nieobecności opozycja bardzo urosła w siłę. Mimo, że król wyraźnie podkreślał swoje oddanie wobec islamu, właśnie z pozycji islamskich krytykowano go najmocniej. Dla konserwatywnego i niewykształconego afgańskiego społeczeństwa te argumenty były najbardziej przekonujące.
Większość reform, które podczas swoich rządów wprowadził Amanullah, wpłynęła jedynie na życie w miastach. Na wieś wieści o nich dotarły w postaci plotek. Konserwatywne środowiska, które wiedziały, że straciłyby swoje wpływy, gdyby reformy się utrwaliły, obudowały je czarną legendą, starając się przedstawić działania szacha w krzywym zwierciadle. Żądano nawet, by król rozwiódł się z Sorają jako niemoralną i nieprzyzwoitą kobietą, która występując na europejskich salonach nie tylko z gołą głową, ale i z odsłoniętymi ramionami, naraziła swojego małżonka, a wraz z nim cały kraj na śmieszność.
Jeszcze pod koniec panowania, kiedy już tliło się zarzewie buntu, Amanullah, by ratować swoją pozycję, obiecał cofnąć niektóre z wprowadzonych wcześniej zmian. Zgodził się na zamknięcie szkół dla dziewcząt, oświadczył, że już nie będzie się sprzeciwiał, by suficki system zależności między autorytetem religijnym zwanym pirem a jego uczniami zwanymi muridami powielał się w wojsku (co godziło w świecką hierarchię armii). Zgodził się nawet, by działalność w Afganistanie wznowili mułłowie kształceni w bardzo ortodoksyjnej madrasie z indyjskiego Deobandu. Te wszystkie ustępstwa nie zdołały udobruchać potężnej grupy jego przeciwników.
Rebelia wybuchła na dobre w grudniu 1928 roku. Przewodził jej Baczaje Saghao, dosłownie: Syn Nosiwody. Był to tadżycki watażka, dezerter i przestępca, który przesiedział kilka miesięcy w indyjskich więzieniach, bo tam wcześniej też szukał szczęścia i okazji do wzbogacenia się. To, że przejął władzę w Kabulu w ciągu zaledwie kilku dni, wynikało z totalnego chaosu, w jakim pogrążył się Afganistan, i niepopularności króla, a nie z własnych przymiotów Baczaje Saghao, który przybrał imię Habibullah. W Afganistanie do tej pory politycznie dominowali Pasztuni, nikt z potężnych plemiennych wodzów na poważnie nie brał pod uwagę, że mógłby nimi rządzić Tadżyk. Wsparcia uzurpatorowi udzielili natomiast konserwatywni mieszkańcy północy, a także spędzający zimę w Afganistanie, a lato po drugiej stronie Amu-Darii, dowódcy basmaczy, czyli przeciwnicy sowieckich porządków w radzieckiej Azji Środkowej. Kraj pogrążył się w wojnie domowej.
Jeszcze w styczniu 1929 roku król z królową i większością dworu uciekli z Kabulu do Kandaharu. W kwietniu ZSRR wysłał tajną misję wsparcia dla niego. Liczącemu około dwóch tysięcy żołnierzy oddziałowi przewodził kagiebista Witalij Primakow, który miał udawać, że jest tureckim sojusznikiem Amanullaha. Formalnie oddział składał się z afgańskich żołnierzy, ale byli to po prostu opłaceni mieszkańcy sąsiednich republik radzieckich, przebrani w afgańskie mundury. Teoretycznie jednostka podlegała jednemu z generałów lojalnych wobec króla, ale była całkowicie na usługach sowieckich. To w Moskwie decydowano o jej poszczególnych poczynaniach. Oddział zajął nawet położone na północy Afganistanu miasto Mazar-i Szarif. Jednak kiedy stało się jasne, że Amanullahowi nie uda się z Kandaharu dotrzeć z odsieczą choćby do Kabulu, Sowieci dali swoim ludziom rozkaz do opuszczenia Afganistanu.
W maju król razem z żoną wyjechał z Kandaharu do Indii. Chodziły pogłoski o niesamowitych bogactwach, jakie rzekomo ze sobą zabrał, ale jego dalsze losy nie wskazują, by udało mu się wywieźć z ojczyzny wielką fortunę. Z Indii pojechał do Turcji, licząc na przyjaźń Atatürka. Srogo się jednak rozczarował, bo, jak pisze Parskiewicz, turecki przywódca „dał mu 500 funtów i sześć dni na opuszczenie Konstantynopola”. W Szwajcarii, dokąd pojechał później, szach próbował ponoć sprzedawać jakieś kamienie szlachetne, ale okazały się znacznie mniej warte, niż sądził. Ostatecznie osiadł we Włoszech, gdzie mieszkał do końca życia, nie wpływając już bezpośrednio na losy swego kraju. Zmarł w latach 60.
Pod koniec 1929 roku do Afganistanu przybył z Francji Nadir Chan. Zdołał zyskać zaufanie rozproszonej po ucieczce Amanullaha armii, uspokoić rozruchy, przepędzić Baczaje Saghao z Kabulu i objąć władzę. Choć nie był zwolennikiem ślepego hołdowania tradycji i rozumiał potrzebę unowocześnienia Afganistanu, uważał, że Amanullah zbyt daleko posunął się we wprowadzaniu zmian, nie dbając o zapewnienie sobie zaplecza dla reform. Cofnął większość z nich, zwłaszcza tych obyczajowych, dotyczących ubioru, stosunków społecznych i praw kobiet. Żeby je odzyskać, Afganki musiały czekać kolejnych kilkadziesiąt lat, aż do przełomu lat 50. i 60.
Pokłady ignorancji
Mimo że Amnaullah i Nadir Chan wywodzili się od tego samego Pijandaha Chana, ani nowy król, ani potem jego syn Zaher szach, nie życzyli sobie, żeby dawny reformator wracał do ojczyzny. Mahbuba Seradż opowiadała mi o pęknięciu dzielącym potomków nowej i starej rodziny królewskiej. – Panująca w czasach mojej młodości rodzina Mosahibon (czyli rodzina Nadir Chana), nas, jako potomków starych władców, niezbyt lubiła, choć byliśmy przecież spokrewnieni. Było między nami wiele małżeństw, a przez to nieformalnych kontaktów, ale wyczuwało się wzajemną niechęć. Dopiero moje pokolenie stopiło nieco te lody wzajemnych uprzedzeń – tłumaczyła.
Seradż nie da złego słowa powiedzieć o Amanullahu i jego żonie. Kiedy w naszej rozmowie wspomniałam, że reformował kraj, nie licząc się z najbiedniejszymi, którym podnosił podatki, by sfinansować zmiany, z jakich korzystała głównie wielkomiejska klasa średnia, przerwała mi zdecydowanie: – On był absolutnym innowatorem. Wszystko, co robił, było nowe. Może gdyby dali mu dłużej porządzić
, potrafiłby to wszystko ze sobą pogodzić. Trudno osądzać dzieło, które nigdy nie mogło być skończone.
Seradż odpierała też zarzuty o to, że Amanullah zbyt łatwo ustąpił, opuścił kraj prawie bez walki, a potem nie naciskał, by móc do Afganistanu wrócić. – Znał swój naród. Wiedział, że pokłady tutejszej ignorancji są ogromne, znacznie silniejsze niż jego wpływy. Zobacz, złotko – zwróciła się do mnie – jak ta ignorancja wciąż powraca i odnawia się w przeróżnych formach w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat afgańskiej historii. Wiesz dlaczego?
– Nie wiem, dlaczego? – odpowiedziałam pytaniem.
– Bo ma tutaj podatny grunt, aby się rozwijać – odpowiedziała tak dobitnie, że poczułam, że nic więcej nie doda i nie ma co kontynuować tego wątku. Po chwili, żeby przerwać kłopotliwe milczenie, zapytałam ją, czy spotkała szacha Amanullaha osobiście.
– Tak. Byłam wtedy małą dziewczynką. Dał mi lalkę, którą uwielbiałam. On i królowa Soraja mieszkali w pięknym domu, przy via Venetto, w Rzymie. Zatrzymaliśmy się u nich, gdy wracałam z rodzicami z Francji, gdzie mój ojciec studiował medycynę, do Afganistanu. Szach każdego ranka wychodził na przechadzkę. A ja wymykałam się z domu razem z nim, siadałam na schodach przed domem i czekałam, aż będzie wracał i pomoże mi otworzyć drzwi wejściowe, żebym mogła z powrotem wejść do środka. Lubił mnie, okazywał mi wiele sympatii, bo byłam słodziutka, a poza tym byłam przecież wnuczką jego brata. Bardzo też kochał mojego ojca, który był uroczym, młodym człowiekiem i na dodatek spijał każde słowo z jego ust, bardzo go podziwiał i okazywał mu ogromny szacunek.
W pokoju, w którym rozmawiałyśmy, zrobiło się prawie ciemno. W wielkiej kozie ustawionej pod ścianą dogasał ogień. Dwa narożne okna były przysłonięte kotarami, przez które ledwo sączyło się delikatne światło deszczowego, marcowego popołudnia. Biuro Seradż, gdzie mnie przyjęła, mieściło się w sporej willi, w Korte Parwan. To jedna z lepszych kabulskich dzielnic, a willa była naprawdę duża, urządzona jednak bardzo prosto. Na podłodze, zamiast dywanów, jednobarwna, najtańsza wykładzina. Tylko podstawowe meble. W porównaniu z przepychem panującym w biurach wielu afgańskich polityków było to wnętrze wręcz siermiężne. Na pewno różniło się od domu w Los Angeles, gdzie Seradż mieszkała, zanim po kilkudziesięciu latach emigracji wróciła do Kabulu. Wiedziałam, że wierzy w swoją misję służby na rzecz Afgańczyków, zwłaszcza afgańskich kobiet. To, że po 15 sierpnia nie wyjechała, tylko zgodnie z tym, co mi zapowiadała jeszcze w marcu, została, starając się uchronić, co się jeszcze da, świadczyło, że traktuje swoją powinność z największą powagą.
Ludwika Włodek jest socjolożką i reporterką. Pracuje jako adiunktka w Studium Europy Wschodniej, gdzie kieruje specjalizacją Azja Środkowa.