Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Pionierzy lotnictwa odeszli w zapomnienie. Przed wojną fetowano ich na Białorusi i w Polsce
W innych państwach o takich rodakach wspominano by często i głośno, ale – niestety – nie na Białorusi. Tymczasem historia dwóch braci lotników zasługuje na należyte upamiętnienie. To opowieść o wzlotach i upadkach. Dosłownie i w przenośni. Bracia Adamowiczowie zrealizowali marzenia o lataniu i fetowani byli, jako "pierwsi Polacy, którzy przelecieli nad Atlantykiem." Mogli tego dokonać dzięki fabryczce w USA, która również ich pogrążyła, bo produkowali też bimber.
Samolot braci Adamowiczów w Warszawie (Wikicommons)
Bolesław (ur. w 1898 roku) i Józef (1893) Adamowiczowie urodzili się we wsi Jankowszczyzna koło Krajska w powiecie wilejskim. „Nasz folwark znajdował się 40 kilometrów na wschód od Wilejki i 70 kilometrów na północ od Mińska. […] Było nas trzech synów: Bronisław, starszy, Józef i ja.[…] W domu rozmawialiśmy po polsku, a z mieszkańcami wsi po białorusku. Każdy z nas doskonale znał ten język” – zaznaczał Bolesław we wspomnieniach zamieszczonych w książce Kazimierza Brauna oraz Zofii Reklewskiej-Braun Bracia Adamowiczowie.
Podczas gdy najmłodszy z braci uczył się w Krajsku, średni pracował na poczcie i kształcił się na telegrafistę w Mińsku, zaś najstarszy służył jako oficer rosyjskiego wojska. Gdy w 1904 roku wybuchła wojna z Japonią, Bronisław wystarał się o zwolnienie go z wojska, wyjechał do Ameryki i zamieszkał na Brooklynie.
W 1907 roku za ocean udał się też Józef. Obaj pracowali w cukrowni „Arbockler Brothers” i wysyłali pieniądze do domu. W ciągu kilku lat udało im się przekazać na Białoruś około tysiąca dolarów. W przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze oznaczało to kwotę rzędu 25–30 tysięcy dolarów – astronomiczną na białoruskiej wsi na początku XX wieku.
W 1911 roku do Stanów Zjednoczonych pojechał także Bolesław, a Bronisław powrócił na Wilejszczyznę. Po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej majątek Adamowiczów pozostał jednak po stronie sowieckiej i został szybko – według ówczesnej nomenklatury – rozkułaczony, co zmusiło Bronisława wraz z rodziną do powrotu do USA. Na terenie BSRR pozostała ich młodsza siostra Maria.
Biznes za oceanem
Podczas pracy w cukrowni braciom udało się odłożyć pieniądze, które następnie zainwestowali we własny biznes. W 1918 roku Ben (Bolesław) i Joe (Józef) Adamowiczowie założyli w Nowym Jorku małe przedsiębiorstwo produkcji napojów gazowanych, które przyniosło im zyski pozwalające na realizację jeszcze dziecięcych marzeń.
„Mój brat i ja zawsze interesowaliśmy się wszystkim, co dotyczyło pilotów – wspominał Ben. – Wszyscy mieli ciekawe życie i wiele przygód, a tymczasem byliśmy zwykłymi ludźmi”. W 1928 roku za kilka tysięcy dolarów kupili dwupłatowiec Waco. Chcieli rozpocząć naukę akrobacji lotniczej, ale w tym czasie na popularności zyskały przeloty między państwami lub całymi kontynentami. Gazety w każdym kraju pisały o nowych rekordowych przelotach różnych typów samolotów. Dawni mieszkańcy Wilejszczyzny postanowili przelecieć Ocean Atlantycki.
Za 22 tysiące dolarów Adamowiczowie kupili samolot Bellanca J300 i zaczęli się przygotowywać do lotu. W maszynie nie było radia ani autopilota – zabrakło na nie pieniędzy. Trzeba było liczyć tylko na żyrokompas (elektromechaniczne urządzenie służące do wskazywania kursu). 28 czerwca 1934 roku bracia wystartowali z lotniska w pobliżu Nowego Jorku i skierowali się na Nowa Fundlandię. Następnego dnia polecieli do Europy.
Trudna podróż i piękne spotkania
Wysokość 3 tysięcy metrów, warunki meteorologiczne dobre – wydawało się, że wszystko powinno się obyć bez problemów, jednak instrumenty pokładowe pokryły się szronem i Adamowiczowie musieli zejść na wysokość 1200 metrów. Deszcz i śnieg nie przeszkodziły jednak pilotom w realizacji planu – 30 czerwca wylądowali w Normandii.
Później był krótki postój w Paryżu, Krosno, gdzie zatrzymali się przez problemy techniczne, oraz przystanek w Toruniu, gdzie wylądowali przez pomyłkę. Wreszcie samolot Adamowiczów doleciał do Warszawy. II Rzeczpospolita witała gości zza oceanu jak bohaterów. Bolesława i Józefa Adamowiczów zaproszono do premiera Leona Kozłowskiego i nagrodzono odznaczeniami państwowymi. Piloci byli w wielu polskich miastach, ale najbardziej chcieli odwiedzić rodzinne strony.
W BSRR
Stało się coś nieoczekiwanego – amerykańskich pilotów zaprosił Związek Radziecki. Radziecka agencja turystyczna „Inturist”, która zajmowała się przyjmowaniem zagranicznych gości, przygotowała dla nich program pobytu w „pierwszym państwie robotników i chłopów”. 13 sierpnia 1934 roku piloci odwiedzili ambasadę ZSRR w Warszawie. Pod koniec miesiąca pociągiem z Wilna przyjechali do Stołpców, na przedostatnią polską stację przygraniczną.
„Pasażerowie już w drodze poznali sławnych gości z Polski. W Stołpcach wiadomość o przyjeździe Adamowiczów rozeszła się bardzo szybko, a ponieważ bracia jechali do Rosji Radzieckiej i musieli czekać na pociąg 4 godziny, lokalne władze, o których poinformował szef stacji kolejowej pan Moszczyński, szybko dotarły. Delegacja składała się z komendanta garnizonu kpt. Paczkowskiego i starosty Wierzbickiego” – relacjonowała gazeta „Wiarus”.
Bolesława i Józefa Adamowiczów zaproszono do sali przyjęć w budynku dworca w Stołpcach i poczęstowano obiadem. Przed wyjazdem do Związku Radzieckiego zrobili sobie zdjęcie z mieszkańcami Stołpców. W Moskwie przebywali przez kilka dni, opiekowali się nimi dyplomaci z ambasady RP. W związku z tym, że bracia chcieli odwiedzić rodzinne strony, wkrótce wyjechali do Mińska, do konsulatu generalnego II RP w BSRR. Pracownicy urzędu stanęli przed trudnym zadaniem – trzeba było uzyskać pozwolenie na pobyt obywateli USA w radzieckiej strefie granicznej. Sowieci nie stwarzali jednak trudności.
Samochodem amerykańscy piloci dotarli do Krajska, gdzie odwiedzili siostrę Marię. Wcześniej bolszewicy przywieźli kobiecie krowę oraz produkty żywnościowe (bo wszystko było w kołchozie). Władze BSRR próbowały stworzyć kolejną „wioskę potiomkinowską”. Sowieccy pogranicznicy, strażnica których znajdowała się w Krajsku, byli zszokowani wizytą. Cudzoziemcy ze Stanów Zjednoczonych w strefie, do której nie każdy obywatel radziecki może się dostać!
Podzielona granicą Białoruś z pewnością zadziwiła braci lotników. W tym czasie niewiele osób mogło odwiedzić dwie strony granicy. Adamowicze mieli taką możliwość. Starsi mieszkańcy Wilejszczyzny wspominają dziś, jak w połowie lat 30. znane osobistości „aż z Ameryki” przybyły do Olkowicz i jeździły „za kordon”, którym „sam Stalin zezwolił na wyjazd do Sowietów” (cytaty pochodzą z rozmów autora z mieszkańcami Krajska).
Powrót za ocean
Gdy Adamowiczowie wrócili do Polski, sprzedali swój samolot polskiej Lidze Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej i wyjechali do Stanów Zjednoczonych. Przed wyjazdem bracia rozważali możliwość nabycia działki na Wileńszczyźnie, jednak nigdy do tego nie doszło. Istnieje wiele wersji dalszych losów tego samolotu. Według jednej z nich podczas walk we wrześniu 1939 roku maszyna była używana jako samolot sanitarny, została zestrzelona, wylądowała w Brześciu, a później stała się niemieckim trofeum.
Po powrocie do USA Adamowicze dowiedzieli się, że amerykańska prokuratura przeszukała ich fabrykę i ustaliła, że piloci byli zaangażowani w nielegalny wyrób napojów alkoholowych. Okazało się, że Adamowicze wyrabiali bimber z ziemniaków. Ówczesna prasa amerykańska uważała, że bracia byli również powiązani z mafią.
Ihar Melnikau - doktor historii. Zajmuje się okresem międzywojennym na terenie województw północno-wschodnich II RP, przedwojennej granicy polsko-radzieckiej na Białorusi, oraz służby Białorusinów w przedwojennym Wojsku Polskim. Autor 15 monografii historycznych. Laureat nagrody im. L. Sapiehy w 2020 za zachowanie historycznej spuścizny Białorusi.
W grudniu 1934 roku wszystkich trzech braci z Wilejszczyzny brooklyński sąd oskarżył o nielegalną produkcję alkoholu. Odbyło się kilka procesów sądowych, w wyniku których bracia zostali skazani na 15 miesięcy więzienia. Po wyjściu na wolność dawne legendy lotnictwa stały się bankrutami, bo ich biznes, uznany za nielegalny, został zamknięty. Bracia pracowali w różnych małych przedsiębiorstwach. Podczas II wojny światowej Ben i Joe służyli w służbie pomocniczej. Bronisław Adamowicz zmarł w 1941 roku. Józef zmarł w 1970 roku. Bolesław dziewięć lat później.