Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Moscoviada > Kreml / 30.11.2021
Kuba Benedyczak

Japonia i Rosja nie mogą zakończyć wojny. Pieniądze Tokio to za mało

Nierozwiązany od II wojny światowej spór terytorialny między Rosją i Japonią o Wyspy Kurylskie jest jak małżeńska psychoterapia. Wchodzicie do gabinetu z problemem brudnych skarpetek zostawianych na środku pokoju, a wychodzicie z pytaniem, czy w ogóle powinniście być razem.
Foto tytułowe
Demonstracja w Moskwie przeciwko pomysłowi przekazania Kuryli Japonii. (Shutterstock)

W styczniu 1990 roku do Moskwy przybyła delegacja rządzącej Japonią Partii Liberalno-Demokratycznej. Na jej czele stał Shintarō Abe – weteran japońskiej polityki, między innymi były minister spraw zagranicznych oraz handlu międzynarodowego i przemysłu. Krok w krok za panem Abe podążał jego 36-letni sekretarz, któremu Michaił Gorbaczow badawczo się przyjrzał od stóp do głów, po czym orzekł: „Tak, można się pomylić”. Funkcję osobistego sekretarza pana Abe pełnił bowiem jego syn Shinzō, wyglądający jak wierna kopia swego ojca. Półtora roku później Shintarō Abe już nie żył, ale jak to często bywa w Japonii, gdzie zawód polityka przechodzi z ojca na syna – a o wiele rzadziej na córkę – w 2012 roku Shinzō Abe został premierem Japonii.

Oprócz fachu i aparycji Shinzō przejął po ojcu jeszcze jedno: idée fixe uregulowania z Rosją sporu terytorialnego o Wyspy Kurylskie i pojednania rosyjsko-japońskiego. Nazywał to spełnieniem ostatniej woli politycznej ojca. Rok temu z powodu powikłań związanych z koronawirusem Shinzō Abe zrezygnował z funkcji szefa rządu, ale ponieważ był premierem charyzmatycznym, utalentowanym i długoletnim, idée fixe ojca i syna nie może zostać po prostu zignorowane przez jego następców. W tym przez nowego premiera Fumio Kishidę, który zajął fotel na początku października tego roku.

Sprzyjające okoliczności przyrody

We wrześniu 1945 roku armia ZSRR zajęła południowy Sachalin i 56 Wysp Kurylskich. Na mocy traktatu z San Francisco podpisanego sześć lat później Japonia zrzekła się tych terenów z wyjątkiem wysp Iturup, Kunaszyr, Szykotan i Habomai. Wszystkie cztery nazywa do dziś Terytoriami Północnymi i uznaje za integralną część swojego państwa, powołując się na rosyjsko-japoński traktat graniczny z 1855 roku. Z kolei Rosja stoi na stanowisku, że są one częścią Federacji Rosyjskiej, oskarżając Japonię o nieuznawanie wyniku II wojny światowej oraz odwołując się do japońsko-rosyjskiej Deklaracji Moskiewskiej z 1956 roku, podpisanej przez przewodniczącego Rady Ministrów ZSRR Nikołaja Bułganina – niegdyś zaufanego człowieka Stalina – i premiera Japonii Ichirō Hatoyamę, współzałożyciela Partii Liberalno-Demokratycznej. Dokument zakończył stan wojny między dwoma krajami, a władze ZSRR zadeklarowały w nim gotowość przekazania wysp Szykotan i Habomai, czyli 7% spornego terytorium. Japonia i Rosja nie znajdują się zatem w stanie wojny, ale od 1945 roku nie zawarły traktatu pokojowego oraz nie uregulowały wspólnej granicy.
Kuryle (Foto: Peter @Flickr)
Na pierwszy rzut oka nie ma się o co kłócić. Sporny archipelag o powierzchni niewiele większej niż najmniejsze w Polsce województwo opolskie, pokrywają głównie skaliste plaże, torfowiska, tundra, żwirowe rzeki oraz kraterowe jeziora, a i to może ulec szybkiemu zniszczeniu ze względu na osuwiska oraz aktywne wulkany. Cztery wyspy zamieszkuje łącznie około 20 tysięcy ludzi (głównie Rosjan, Ukraińców i Tatarów), z których co trzeci to funkcjonariusz państwa, zazwyczaj wojskowy. Pozostali zajmują się głównie rybołówstwem i przetwórstwem rybnym. Spór o cztery Kuryle to zatem kłótnia o kupę kamieni oddzielających Morze Ochockie od Oceanu Spokojnego, gdzie jak napisał Aleksandr Gabujew z Carnegie Moscow, rosyjskie okręty patrolowe pilnują mintaja i różowego łososia.

Walka dwóch łysych o grzebień?

Skoro Kuryle to „ch..., d... i kamieni kupa”, dlaczego ani Japonia, ani Rosja nie chcą z nich zrezygnować? Kiedy rozmawiałem z Oskarem Pietrewiczem z Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych, złapałem się na tym, że odruchowo sięgam po stereotypy. W przypadku Rosji wskazuję zasadę, że raz zdobytego skrawka ziemi nigdy nie odda, a w przypadku Japonii, że każde najmniejsze ustępstwo oznacza „utratę twarzy”, co nieuchronnie prowadzi do harakiri. Pietrewicz zwrócił moją uwagę, że Japończycy doskonale zdają sobie sprawę z niskiej wartości Wysp Kurylskich, ale nie mogą ustąpić Rosjanom, gdyż prowadzą o wiele ważniejsze konflikty terytorialne z sąsiadami. Z Koreą Północną i Południową o wyspy Dokdo administrowane przez Seul. Z Chinami o wyspy Senkaku, co do których Pekin wysuwa coraz bardziej asertywne roszczenia i coraz częściej narusza wody terytorialne Japonii.

Najbardziej dyplomatyczny dialog Tokio prowadzi z Moskwą i tylko z nią rozmawia o kwestiach terytorialnych. Japonia i Korea Północna nie mają nawet stosunków dyplomatycznych. Niemniej i Shintarō Abe, i Shinzō Abe, i każdy inny premier boi się kompromisu z Kremlem, gdyż zachęciłoby to Koreańczyków i Chińczyków do silniejszych nacisków na Japonię w kwestii ustępstw terytorialnych.

Ponadto rosyjskie warunki przekazania wyłącznie dwóch wysp są dla Japonii nie do przyjęcia, włącznie ze słowem „przekazać”. Przekazuje to się pozdrowienia, a nie coś, co się bezprawnie zabrało – twierdzą Japończycy – tak więc Rosjanie powinni im oddać Kuryle, koniec, kropka. Niestety, jak to zwykle z Rosją bywa, każda sprawa występuje w pakiecie ze Stanami Zjednoczonymi i zasada ta nie omija również trzeciej gospodarki świata, jaką jest Japonia. Amerykańsko-japoński traktat o wzajemnej współpracy i gwarancjach bezpieczeństwa z 1960 roku zapewnia jej ochronę USA w zamian za rozmieszczenie baz wojskowych na jej terytorium. Za przekazanie Szykotan i Habomai Rosja żąda więc gwarancji, że nie pojawią się tam ani amerykańscy żołnierze, ani ich infrastruktura wojskowa, ani – nie daj boże – tarcza antyrakietowa, mimo że w 2020 roku Shinzō Abe wycofał się z planu rozmieszczenia w Japonii tej ostatniej, zwanej Aegis Ashore. Dla państwa nieco już przekwitłej wiśni, ale jednak niedawnego mocarstwa, rosyjskie żądania są nieakceptowalne, ponieważ naruszają jego suwerenność.

Bastiony i te sprawy

A co z Rosjanami? U nich także na Dalekim Wschodzie bez zmian. Kuryle mają dla Federacji Rosyjskiej znaczenie strategiczno-militarne. 3,5 tysiąca żołnierzy, myśliwce Su-35 oraz przeciwlotnicze i przeciwrakietowe systemy S-300B4 na Iturup i Kunaszyr nie służą przecież ochronie rzadkich okazów modrzewia kurylskiego. A jeśli zostaną tam rozlokowane – co regularnie zapowiadają rosyjscy wojskowi – jeszcze bardziej nowoczesne systemy przeciwlotnicze i przeciwrakietowe niż S-300, czyli ich następca S-400 Triumf, wyspy dołączą do tzw. militarnego bastionu, nazywanego na Zachodzie A2AD (Anti-Access/Aresa Denial). Polega on na tworzeniu „niedostępnych obszarów” o promieniu kilkuset kilometrów poprzez nagromadzenie nowoczesnych środków przeciwlotniczych, przeciwrakietowych, przeciwokrętowych i środków walki radioelektronicznej, co ma miejsce na przykład na Krymie i w Kaliningradzie, ale też w leżących nieopodal Kuryli Władywostoku i na Kamczatce. Rosyjskie systemy osiągają cele oddalone o co najmniej kilkaset kilometrów, więc w razie potrzeby, przy zachowaniu pozorów obrony własnego terytorium, mogą się stać bronią ofensywną.

Rosyjscy wojskowi tłumaczą także, że dzięki Kurylom Rosja wykorzystuje sowiecką taktykę „bastionu” dla obrony swojego wschodniego wybrzeża i zachowania równowagi nuklearnej z USA. Rosyjska Flota Oceanu Spokojnego ma mniej okrętów podwodnych zdolnych do przenoszenia i wystrzeliwania balistycznych pocisków nuklearnych niż jej amerykańska odpowiedniczka. Dlatego też w razie konfliktu zbrojnego nie byłaby w stanie podjąć z nią równorzędnej walki na Oceanie Spokojnym i „schowałyby się” za łańcuchem wysp Iturup i Kunaszyr. W ten sposób utworzyłaby „bastion” na częściowo zamkniętym akwenie Morza Ochockiego, osłaniając wschodnią część Rosji. Ponadto kontrola Kunaszyr uniemożliwia amerykańskim okrętom wpłynięcie na Morze Ochockie przez Cieśninę Kunaszyrską, co stanowi kolejny element obrony. Oczywiście obecnie, w czasie pokoju, okręty Rosji pływają sobie w głębinach Pacyfiku, ale rosyjskie elity myślą o Kurylach przede wszystkim w perspektywie konfliktu zbrojnego.

Innymi słowy Iturup i Kunaszyr służą Rosji do tego, co potrafi najlepiej: oddziaływania politycznego i globalnego poprzez projekcję siły militarnej. Właśnie dlatego Rosjanie nie oddadzą obu wysp i z ich punktu widzenia wcale nie jest to takie nieracjonalne.

Ojcowizna synowizna

Shinzō Abe zapewne wiedział, że Putin nie odda mu wszystkich wysp, jeśli w ogóle odda cokolwiek. Traktat pokojowy był dla niego gonieniem króliczka, używanym do ugłaskiwania i neutralizowania Rosji w świetle rosnącej potęgi Chin prowadzących coraz bardziej roszczeniową polityką wobec sąsiadów. Michito Tsuruoka, profesor Uniwersytetu Keiō w artykule dla Carnegie Moscow z tego roku, cytuje Shinzō Abe, który powiedział, że „decyzja strategiczna opierała się na tym, by nie dopuścić Rosji do opowiedzenia się po stronie Chin”. Moskwa złapała haczyk zbliżenia z Tokio mimo niezadowolenia Pekinu. Złapała go także we własnym interesie, bo jak powiedział Aleksandr Gabujew w debacie Carnegie Moscow „Zmienna azjatycka polityka: nowe wyzwania dla Rosji i Japonii”, Rosja jest bardzo wyczulona w kwestii własnej suwerenności i dlatego będzie robić wszystko dla zbalansowania relacji z Chinami. Co nie oznacza – kontynuuje Gabujew – jednakowego dystansu między Pekinem a Tokio. Japonia nie przyłączy się do powstającej właśnie ententy rosyjsko-chińskiej przeciwko USA, podobnie jak Rosja nie zastąpi Japonii strategicznego partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi. Ale premierowi Japonii chodziło o zbudowanie na tyle trwałych relacji z Moskwą, by ta zachowała neutralność wobec nieuniknionych perturbacji na linii Tokio–Pekin.

Wisienką na torcie wyciągnięcia do Moskwy ręki była komplementarność gospodarek Rosi i Japonii. Zacofana, niedoinwestowana i surowcowa gospodarka Dalekowschodniego Okręgu Federalnego, który zajmuje 40% powierzchni Rosji, potrzebuje japońskich inwestycji i technologii, zwłaszcza wydobywczych. Japonia dąży z kolei do dywersyfikacji energetycznej i zwiększenia udziału gazu w swojej gospodarce, zatem Rosja od ręki oferująca dostawy ropy naftowej i LNG idealnie się do tego nadaje, tym bardziej, że jest w stanie zaspokoić około 20% surowcowego zapotrzebowania Japonii.

Sake czy Bieluga?

Czy Shinzō Abe osiągnął swój cel? Nie ma tu prostych odpowiedzi. Na pewno związał się z Rosją politycznie. Podczas jego ośmioletniej kadencji między dwoma państwami trwała polityczna hossa. Obie strony wyłożyły na stół propozycje rozwiązania sporu terytorialnego co prawda nierealistyczne, ale takie, które pozwoliły na wzajemną politykę małych kroków. Przez osiem lat Putin i Abe odbyli 27 osobistych spotkań, co prawdopodobnie jest rekordem nie do pobicia. Od 2016 roku Abe nie opuścił ani jednego Wschodniego Forum Ekonomicznego we Władywostoku, podczas gdy Xi Jinping pofatygował się jedynie raz w 2018 roku. Wielokrotnie spotykali się też szefowie sztabów generalnych i rady bezpieczeństwa, przewodniczący parlamentów i ministrowie gospodarki. Jednym z niewielu zgrzytów było typowe dla Putina trzygodzinne spóźnienie na spotkanie w Yamaguchi, rodzinnej prefekturze Shinzō Abe, do której nigdy wcześniej nie zaprosił przywódcy obcego państwa. Nie mówiąc już o tym, że w Japonii punktualność jest wysoce ceniona.

Dwa państwa uruchomiły format 2+2, czyli regularne spotkania ministrów spraw zagranicznych i ministrów obrony narodowej. Przez cały czas na straży honoru Rosji stało dwóch Siergiejów – stary, dobry Ławrow i Szojgu, a w latach 2012–2017 szefem japońskiego MSZ był obecny premier Fumio Kishida. Podobno bardzo się z Ławrowem lubił, potrafili godzinami rozmawiać i pić sporo wódki (źródła nie potwierdzają jedynie, czy sake, czy Bielugi). W japońskim rządzie pojawił się minister ds. współpracy gospodarczej z Rosją, a w Rosji – ds. współpracy gospodarczej z Japonią.

W efekcie Japonia jako ostatnie państwo G7 przyłączyła się do sankcji związanych z aneksją Krymu i to w bardzo ograniczonym zakresie. A tak naprawdę ostentacyjnie je łamała, angażując się w rosyjskie projekty energetyczne, kredytując technologie wydobywcze i wpuszczając na swoje terytorium przewodniczącego Dumy Państwowej, Siergieja Naryszkina, obecnie dyrektora Służby Wywiadu Zagranicznego (to wywiad cywilny; GRU, tj. Główny Zarząd Wywiadowczy – wojskowy). W zamian Kreml złożył śluby milczenia odnośnie do konfliktów terytorialnych w Azji i na osiem lat zaprzestał wszelkich prowokacji na Kurylach z wyjątkiem otwarcia zakładu przetwórstwa rybnego na jednej ze spornych wysp Szykotan. Jak na swoje standardy bardzo spokojnie reagował też na niespotykaną w powojennej historii Japonii remilitaryzację w epoce Abe. (Między innymi w 2015 roku japońskie siły zbrojne otrzymały możliwość uczestniczenia w obronie zbiorowej, gdy atakowany jest ich sojusznik. Od zakończenia II wojny państwo to mogło użyć siły tylko w przypadku bezpośredniego ataku na siebie).

Zmień się Rosjo, zmień

Wielkim rozczarowaniem okazała się natomiast współpraca gospodarcza. Co prawda japońskie koncerny posiadają udziały w rosyjskich projektach energetycznych takich Arctic LNG-2, Sachalin-1 i Sachalin-2, ale głównie dlatego, że 75% ceny akcji pokryło państwo. Rosja nie znajduje się nawet wśród dziesięciu największych partnerów handlowych Japonii, ustępując chociażby Hongkongowi. Zawiodła nawet flagowa siła gospodarki rosyjskiej, jaką są surowce. Ich udział w japońskim imporcie węgla wynosi 11%, gazu 9% i ropy 5%.
USA i państwa Europy Zachodniej inwestują w energię słoneczną i wiatrową, natomiast Japonia zamierza zastąpić paliwa kopalne (węgiel, ropę i gaz) wodorem. Powodem jest górzysta geografia Japonii oraz regularne tajfuny, które ograniczają możliwości stawiania instalacji fotowoltaicznych i wiatraków. Ponadto do 2025 roku Japonia chce wyprodukować ponad 200 tys. samochodów wodorowych, które będą konkurowały z elektrycznymi.

To prawda, że z powodu naderwanych przez pandemię koronawirusa łańcuchów dostaw Japończycy są coraz bardziej zainteresowani korzystaniem z transportu towarów koleją transsyberyjską, To prawda, że na dalekowschodni rynek rosyjski wchodzą japońskie firmy medyczne i sieciówki restauracyjne, a ogromny potencjał tkwi w produkcji wodoru, na który stawia Japonia, a który może w przyszłości dostarczać Rosji. Ale to kropla w morzu potrzeb.

W ostatnich latach Chińczycy zainwestowali w Dalekowschodnim Okręgu Federalnym prawie stukrotnie więcej niż Japończycy (140 mld wobec 1,8 mld rubli). Chińskie władze mogą nakazać przedsiębiorstwom państwowym inwestowanie w każdy, nawet nieopłacalny ekonomicznie projekt. W Japonii firmy odpowiedzialne są przede wszystkim przed udziałowcami, nawet sogo shosha, czyli wiodące koncerny, na które częściowy wpływ posiada państwo. Inwestują one zatem tylko w to, co może przynieść zyski. A badanie Japońskiej Organizacji Handlu Zagranicznego pokazało ich dużą niechęć do inwestowania w Rosji ze względu na korupcję, zmieniające się reguły gry, ryzyko walutowe oraz amerykańskie sankcje. Dlatego na przykład japońskie banki pomogły wyemitować Gazpromowi obligacje w jenach, ale już odmawiają uruchomienia linii kredytowych dla rosyjskich banków i firm.

Cytowany już Gabujew skwitował, że aby Mitsui, Mitsubishi i im podobne chciały w Rosji poważnie zainwestować, Rosja musiałaby zmienić swój system polityczny i gospodarczy.

Karuzela przywódców

Pozbawieni charyzmy Shinzō Abe jego następcy, Yoshihide Suga i Fumio Kishida, nie zlikwidowali formatu 2+2 ani stanowiska ministra ds. współpracy gospodarczej z Rosją. Ale Fumio Kishida, wywodzący się z japońskiego korpusu dyplomatycznego bezkompromisowo nastawionego do terytorialnego sporu z Rosją, dość szybko pokazał, że nie chce kontynuować linii swojego dawnego szefa. Podczas rozmowy z Siergiejem Ławrowem przyrównał Wyspy Kurylskie do anektowanego Krymu i nie przyjechał na Wschodnie Forum Ekonomiczne we Władywostoku. Poza tym publicznie stwierdził, że nie rozumie decyzji Abe o usunięciu z Niebieskiej Księgi – corocznie publikowanej doktryny polityki zagranicznej – wyraźnego stwierdzenia, że „Terytoria Północne” należą do Japonii. Nie mówiąc już o tym, że pozostaje gorącym zwolennikiem QUAD, czyli wojskowego dialogu Japonii, USA, Indii i Australii na Pacyfiku, które Moskwa uznaje za sojusz skierowany przeciwko Rosji i Chinom.



Kishida jest jednak przede wszystkim pozbawiony motywacji. I dla społeczeństwa japońskiego, i dla rosyjskiego, sprawa dwustronnych relacji znajduje się pewnie w drugiej dziesiątce problemów do rozwiązania. Większość Japończyków uważa, że rozmowy z Rosją nie przynoszą rezultatu. W badaniach z lutego 2021 roku 74% z nich negatywnie oceniło stosunki rosyjsko-japońskie, a według badania Centrum Lewady sprzed kilku lat 70% Rosjan jest przeciwnych oddaniu choćby jednego kamienia Kuryli. Aż strach pomyśleć, co myśli o tym rosyjska generalicja.

Jedyną nadzieją pozostaje gospodarka. Kishida to zwolennik wykorzystania wodoru i energii jądrowej, co mogłoby go zbliżyć do Rosji. Ale przecież nikt na Kremlu nie wie, czy może go traktować poważnie ze względu na japońską karuzelę premierów. Ośmioletnia kadencja Abe stanowiła rzadkość w japońskim parlamentaryzmie. Od upadku ZSRR było siedemnastu szefów rządu, co daje średnią 21 miesięcy na premiera. Abe zdążył już mieć dwóch następców, a Putin lubi pracować z kimś takim jak Angela Merkel, Viktor Orbán, Narendra Modi czy Shinzō Abe właśnie – z przywódcami długoletnimi, okazującymi mu szacunek i mimo zasadniczych różnic zawsze gotowych do rozmowy o twardych interesach.

Kto nie rozmawia z rosyjską dyplomacją, ten rozmawia z armią

Tuż po ustąpieniu Abe Yoshihide Suga, a zwłaszcza Fumio Kishida, otrzymali od Rosji czytelne sygnały namawiające do kontynuowania linii charyzmatycznego poprzednika. W grudniu 2020 roku Rosjanie zainstalowali na Kurylach systemy S-300. Od odejścia Abe Japońskie Siły Samoobrony już ponad dwieście razy zostały zmuszone do poderwania samolotów z powodu zbliżania się rosyjskich odrzutowców. W lipcu 2021 roku premier Michaił Miszustin jako pierwszy tak ważny polityk od dziesięciu lat odwiedził Kuryle, a we wrześniu Putin głosił tam stworzenie raju podatkowego. Zwłaszcza wizyta Miszustina wywołała ostre protesty japońskich władz.

Jednak dla Japonii o wiele istotniejsze są patrole rosyjsko-chińskie regularnie naruszające jej przestrzeń powietrzną oraz incydent z października tego roku, kiedy to dziesięć rosyjskich i chińskich okrętów przepłynęło na Pacyfik Cieśniną Tsugaru, położoną między japońskimi wyspami Honsiu i Hokkaido. Moskwa chciała w ten sposób powiedzieć Tokio: jeśli nie będziecie z nami rozmawiać w stylu Abe, nici ze sprawy dla was najważniejszej, czyli rosyjskiej neutralności. Jak bumerang wraca stara rosyjska zasada mówiąca o tym, że kto nie będzie rozmawiał z rosyjską dyplomacją, będzie rozmawiał z rosyjską armią.
Dr Kuba Benedyczak, dziennikarz zajmujący się Rosją i Europą Wschodnią. Współpracuje m.in. z Radiem 357 i Nową Europą Wschodnią oraz wykłada na Uniwersytecie Warszawskim.

Inne artykuły Kuby Benedyczaka

Na papierze Japonia i Rosją stworzone są do całkiem zgodnego małżeństwa. Bo komplementarne gospodarki, bo niby błahe problemy do rozwiązania, a szef Carnegie Moscow Dmitrij Trenin mówi nawet o podobnej mentalności. Ale po roku psychoterapii małżeńskiej widać, że maksimum to nudna, platoniczna przyjaźń. A i to nie jest pewne.