Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Rosja / 07.02.2022
Kuba Benedyczak
Zachód kocha Dostojewskiego i myśli, że rozumie Rosję. Nic z tych rzeczy
Zachód ubzdurał sobie, że Dostojewski ucieleśnia rosyjską duszę, a następnie wyciągnął z tego wniosek, że można nim tłumaczyć Rosję i Rosjan uniwersalnie i ahistorycznie. Ci kupili tę wersję z dobrodziejstwem inwentarza jako doskonały soft power.
Portret pisarza na stacji Dostojewska w Moskwie (fot. Shutterstock)
Podczas gdy w zeszłym roku przez polskie miasta przechodziły marsze niepodległości, Władimir Putin otwierał Moskiewski Dom Dostojewskiego w budynku, w którym pisarz spędził pierwsze 16 lat życia. Okazją była dwusetna rocznica jego urodzin. Po obejrzeniu muzeum prezydent pozostawił w księdze gości honorowych wpis następującej treści: „Dziękuję organizatorom oraz idealistom za zachowanie pamięci o Fiodorze Michajłowiczu Dostojewskim, genialnym myślicielu i patriocie Rosji”.
W języku rosyjskim akcenty są ruchome w zależności od koniugacji. Ruchoma jest również pamięć władz o Fiodorze Michajłowiczu. Nie ma przypadku w tym, że Putin położył akcent na publicystykę i patriotyzm Dostoja, pomijając jego talent literacki. Z tymi pierwszymi jest mu bardziej po drodze.
Dostojewski, jesteś rosyjską dupą
Przez cały 2021 rok w Rosji odbywały się uroczystości związane z dwusetną rocznicą urodzin Fiodora Dostojewskiego, które zwieńczyło otwarcie wspomnianego muzeum w Moskwie. Nie tylko zresztą w Rosji, bo na przykład UNESCO ogłosił 2021 rokiem Dostojewskiego. Minione dwanaście miesięcy obfitowało w Rosji w artykuły, audycje radiowe i podcasty o „mistrzu z Petersburga”, z których większość zadawała pytanie, ile Dostoja jest we współczesnej Rosji, a w bardziej radykalnej wersji: czy dzisiejsza Rosja jest Rosją Dostojewskiego? Jak to zwykle bywa, nieżyjącego geniusza na swoją stronę próbowali przeciągnąć wszyscy, to znaczy ci, którzy Putina i jego reżim lubią, oraz ci, którzy lubią go mniej albo wcale.
W tych staraniach Dostojewski okazał się być jedynie pozornie żywy, jak zombie lub wampir. Mimo intelektualnej gimnastyki, retorycznych popisów oraz wyciągania z jego spuścizny najmniej znanych wątków i nakładania ich na współczesną rzeczywistość, tłumaczenie Rosji i świata Dostojewskim okazywało się często mało przekonujące. Bo to tak jakby w polski spór z Komisją Europejską dotyczący sądownictwa wtrącić jakiś cytat ze Słowackiego, choćby „Pawiem narodów byłaś i papugą; A teraz jesteś służebnicą cudzą”. Byłoby to niczym więcej jak manipulacją z domieszką głupoty.
Trzeba zacząć od istotnego nieporozumienia. Wielu ludzi na Zachodzie ubzdurało sobie, że Dostojewski ucieleśnia rosyjską duszę – co jest tylko po części prawdą – a następnie wyciągnęło z tego wniosek, że Dostojem można tłumaczyć Rosję i Rosjan uniwersalnie i ahistorycznie, co Rosjanie kupili z dobrodziejstwem inwentarza jako doskonały marketing ich kraju, w stosunkach międzynarodowych zwany soft powerem. A może to Rosjanie napisali równanie „Rosja + Rosjanie = Dostojewski”, zaś Zachód włączył je do swojej matematyki? Nieważne, bo wchodzimy w spór, co było pierwsze, jajko czy kura, a wynik równania pozostaje ten sam: obie strony tkwią w niezdrowej emfazie „Fiodor, ach, Fiodor, tyś duszą rosyjską!”. Wybornie ujął to pisarz Dmitrij Bykow, pisząc w „Nowoj Gazetie”: „Dostojewski, jesteś rosyjską dupą. Jakie to przyjemne, że Europa kocha ją ze strachem całować!”.
W efekcie emfazy Dostojewski, który zmarł 141 lat temu, pozostaje najpopularniejszym rosyjskim pisarzem. Jego powieści, opowiadania i dzienniki zostały przetłumaczone na 170 języków. To więcej niż proza Lwa Tołstoja, ale też znacznie więcej niż twórczość literackich noblistów: Iwana Bunina, Borysa Pasternaka, Michaiła Szołochowa, Aleksandra Sołżenicyna i Josifa Brodskiego. (Rosyjska Izba Książki podaje, że w ojczyźnie według nakładów Dostojewskiego wyprzedzają jedynie rodzima autorka kryminałów Daria Doncowa i Stephen King). Opowiadania i powieści Dostoja zostały zekranizowane 124 razy w 31 krajach, w tym przez Akiro Kurosawę, Roberta Bressona, Bernarda Bertolucciego, Richarda Ayoade i Andrzeja Wajdę. O rosyjskich mistrzach nawet nie wspomnę.
Powierzchowna i dyletancka fascynacja Dostojewskim nieobca jest także politykom i ich doradcom. Na wspólnej konferencji prasowej prezydentów Rosji i Francji w 2019 roku Emmanuel Macron cytował Dostojewskiego, gdy ten przemawiał podczas odsłonięcia pomnika Puszkina w 1880 roku przed carem Aleksandrem II i ówczesną socjetą. Prezydent znad Sekwany chciał powiedzieć Dostojem, że Rosja musi iść razem z Europą: „Rosja będzie bardziej rosyjska, jeśli znajdzie się w Europie”. Po to samo przemówienie sięgnął były włoski premier Giuseppe Conte w wystąpieniu przed swoim senatem, skupiając się na relacjach między elitą a ludem, aby usprawiedliwić populizm własnej partii, a następnie przejść do konstatacji, że Włochy dążą do stworzenia warunków dla zniesienia sankcji wobec Rosji. I nieważne, że w wątkach, które poruszali Macron i Conte, Dostojewski proponował Europie dyrdymały w stylu „wspólna harmonia, braterskie przymierze wszystkich [europejskich] plemion, żyjących zgodnie z ewangelicznym prawem Chrystusa”, co zresztą przyznał sam przemawiający: „Wiem, zbyt dobrze wiem, że moje słowa mogą wydawać się entuzjastyczne, przesadzone i fantastyczne. Niech i tak będzie, ale nie żałuję, że je wyraziłem”. Kiedyś uczestniczyłem w tandetnym coachingu, gdzie prowadząca cytowała Dostoja, że niby człowiek widzi pagórki, ale potyka się o góry. Albo odwrotnie. Nieważne. Chodzi o to, że i coachka, i przywódcy Francji i Włoch z biednego Fiodora Michajłowicza zrobili Paolo Coelho.
Sekretarz stanu w administracji George’a W. Busha, Condoleezza Rice – z wykształcenia rusycystka – podobno w trakcie przygotowań amerykańskiej delegacji do Moskwy w 2002 roku często posługiwała się wątkami i przesłaniem z Braci Karamazow. Być może dlatego prezydent Bush podczas wizyty powiedział, że zajrzał Putinowi w oczy i zobaczył w nich człowieka honoru. Nieprzebrana jest głębia Dostoja i rosyjskiej duszy, a co dopiero głębia oczu Władimira Władimirowicza! O pokrętach z rodziny Karamazowów nie wspominając.
Rosja + Rosjanie ≠ Dostojewski
Oczywiście, że Dostoj był genialnym pisarzem, teologiem, filozofem i myślicielem. Był też ciekawym publicystą, choć bez jego twórczości literackiej publicystyka nie obroniłaby się. Eksperci zajmujący się Rosją, a nieznający Dostojewskiego i literatury rosyjskiej, pozostaną marnymi ekspertami, bo zrozumieją Rosję naskórkowo albo wcale, będą po prostu pisać o rurkach gazowych i rakietach Iskander. W 2014 roku na łamach „Nowej Europy Wschodniej” mówił o tym bez ogródek Krzysztof Zanussi: „Aby zrozumieć paradoksy Rosji oraz «rosyjskie przeklęte problemy», należy sięgnąć w jej głąb oraz do jej dorobku intelektualno-artystycznego. Jeżeli tego nie zrobimy, będziemy poruszać się po powierzchni, niczego nie rozumiejąc (...) Aby uniknąć powierzchowności analiz dotyczących Wschodu, warto znać tamtejszą literaturę, filozofię, język, a przede wszystkim prawosławie”.
To wszystko trafne uwagi, ale trzeba by dosłownie brać hasło z memów „Rosja to stan umysłu”, aby wierzyć, że rozedrgani i polifoniczni w swych wewnętrznych monologach bohaterowie Dostoja, będący na granicy paroksyzmu, psychozy i maligny, są zwierciadłem rosyjskiej duszy i psyche. Właściwie oznacza to uwierzyć, że Rosjanie oderwali się od materii i materialności. Bo przecież materialny byt bohaterów Dostojewskiego jest tylko teoretyczny: mówią, piją, jedzą, poruszają się, ale jakby robili to w innej – czy raczej dla innej – rzeczywistości. Na deskach scenicznych wyimaginowanego teatru, dla wyimaginowanej publiczności.
I żeby było jasne, kiedy Putin i jego koledzy słyszą, że „Rosja + Rosjanie = Dostojewski”, odpowiadają: „Mów do mnie jeszcze!”. Bo skoro Rosjanie są tacy niematerialni, paradoksalni i specyficzni, to wymagają specyficznych metod rządzenia, wielkich czynów matki Rosji i jej egzystencji dla „prawdziwych wartości”, które powinna ofiarować światu. Innymi słowy, jeśli Rosjanie są żywą materią dostojewszczyzny, to Rosja jest predestynowana do wielkich zadań wyznaczanych dostojewszczyzną.
Pozostaje tylko zapytać Putina i zachodnich wielbicieli utożsamiana Rosji z Dostojewskim, dlaczego gospodarz Kremla niemal przy każdym wystąpieniu dorzuca, a to emerytom 2 tysiące rubelków, a to samotnym matkom 10 tysięcy, a to wielodzietnym rodzinom niskooprocentowane kredyty? Pewnie dlatego, że Wania z Kazania i Praskowia z Podmaskowia to tacy nieuleczalni bohaterowie Dostoja: pół ludzie, pół obłoki nirwany, niedojadający, bo wiecznie rozmyślający o Bogu oraz tętniący emocją metaidei.
Rację ma profesor Dmitrij Trawin z Sankt Petersburga, autor książki Osobna droga Rosji. Od Dostojewskiego do Konczałowskiego, który pisze: „Wielu ludzi na Zachodzie szuka Rosji w Dostojewskim lub Tołstoju. Bardzo często Europejczycy szukają jakiegoś niezwykłego, fantastycznego świata. Chcą wierzyć, że gdzieś tam istnieje «piękny kraj», w którym ludzie są bardziej uduchowieni, gdzie istnieje coś tak niezwykłego. Przykładem ostatnich dziesięcioleci jest oczywiście Ameryka Łacińska – od Marqueza do Cortazara. Literatura niezwykle popularna na Zachodzie”.
Banda Raskolnikowów napada na lombard
To teraz zejdźmy na ziemię rosyjską, gdzie w zeszłym roku na pytanie, ile jest Dostojewskiego w putinowskiej Rosji, każdy publicysta, ekspert czy intelektualista odpowiadał wedle własnego widzimisię. Spróbujmy to jakoś uporządkować.
Pierwszy nurt udzielanych odpowiedzi stanowiła krytyka uniwersalna, zapewne najbardziej w duchu Dostojewskiego. Przedstawiła ją chociażby wybitna krytyczka literacka i znawczyni dostojewszczyzny, reprezentantka starej sowieckiej inteligencji, Ludmiła Saraskina. „Dopóki Raskolnikow jest zajęty wyłącznie sobą i idzie do pracy, mamy do czynienia ze Zbrodnią i karą. Kiedy pięciu Raskolnikowów stworzy grupę i podejmie decyzję, że można zabić właściciela lombardu za to, że pobiera procent, to już są Biesy. A kiedy świat brudnych pieniędzy i obrzydliwej rzeczywistości niszczy każdą czystą duszę, która w tej rzeczywistości egzystuje, wtedy czytamy Idiotę. Wciąż żyjemy w atmosferze Dostojewskiego. Od jego czasu nie widzę żadnej poprawy na poziomie społeczno-psychologicznym. Chciałabym, żeby należał wyłącznie do historii literatury. Oznaczałoby to, że Rosja wyzdrowiała. Że odrobiła lekcję Dostojewskiego. Ale ona jej nie przyswaja”.
Ten nurt, choć najbardziej humanistyczny i naiwny, jest jednocześnie najbardziej obecny w Rosji. Doskonale widać go chociażby w dwóch serialach, które odniosły sukces w ostatnich latach. Ukazują one wspinaczkę miejskich (Zwyczajna kobieta) i prowincjonalnych (Cziki) kobiet po turbokapitalistycznej, darwinistycznej drabinie życia społeczno-gospodarczego, gdzie każdy zdany jest wyłącznie na siebie, każdy każdemu wilkiem, i gdzie małymi sprawami wciąż rządzą gangusy zblatowane z lokalną policją i władzą. Państwo – zwłaszcza jego struktury siłowe – występują tu jako odrażające, wrogie i skorumpowane. Kiedy spotka cię krzywda, z dwojga złego nie chcesz mieć z państwem kontaktu, wolisz pokombinować na własną rękę: a to mała firma, a to łapówka i pożyczka, a przede wszystkim żelazna determinacja. W tych mikroświatach jako taki dobrobyt osiągnąć możesz dopiero, gdy staniesz się jednym z pięciu Raskolnikowów napadających na lombard.
Jeszcze dalej idzie wspomniany pisarz Dmitrij Bykow na łamach „Nowoj Gaziety”, którego spostrzeżenia stają się mieszanką najmroczniejszej dostojewszczyzny i smarzowszczyzny: „Dobrze, że Dostojewski napisał Biesy. Powinien stworzyć drugą część pod tytułem Anioły, gdzie napisałby o tajnej policji, informatorach, inwigilacji, nierozstających się z nożem i knutem katach i kapłanach, a także o ideologicznych cerkiewnych śpiewach, o łagrach i zniewolonych sądach, a na końcu o idiocie patrzącym na nich wszystkich z dystansu domu wariatów. Dostojewski zrozumiał wszystkie nasze wieczne wojny, bo sam brał w nich udział: Dostojewski, jesteśmy ciebie godni! Myślę, że wszyscy inni zrozumieli nas tylko częściowo, ale ty po całości. Rozkoszowałeś się upadkiem, podziemiem, funkcjonowaniem człowieka jako robaka, pasożyta i pchły. Tylko ty tak naprawdę nas zrozumiałeś, bo sam jesteś zły i nieocenione jest doświadczenie czytelnicze twojej twórczości – ten twój burzliwy potok słów, zachrypnięty zduszony szept, to uporczywe suchotnicze szeptanie…”.
To bardzo szkodliwe spojrzenie, upatrujące w ludzie kolektywnego potwora z widłami, dokładnie jak w filmach Wojciecha Smarzowskiego. Znamienne zresztą, że inteligent Andriej Zwiagincew, reżyser Lewiatana i Niemiłości, jak sam przyznał psychofan Dostojewskiego, dokładnie w ten sposób widzi Rosjan i Rosję. Jako siedlisko patologii, żałości i bólu. Szpital dla ludzi cierpiących i zagubionych, reprodukujących patologię, poddanych i poddających opresji. Co więcej, Zwiagincew odczuwa strach przed ludem, co widać zwłaszcza w Elenie, gdzie biedota niczym barbarzyńcy zajmuje w finale dom wykształconego i zamożnego Władimira, ponieważ ich reprezentantka – tytułowa Elena (żona Władimira) otruła męża, aby za jego pieniądze uchronić przed wojskiem swego syna – obiboka, durnia i nieudacznika w podkoszulce żonobijce.
Nikt tak jak Dostojewski nie potrafił w swoich opowiadaniach tak sugestywnie pokazać pijaństwa i przemocy chłopa rosyjskiego, ale jednocześnie ten sam Dostojewski po katordze popadł w czułą chłopomanię, wierząc w chrześcijańską prostotę ludu. Nawet jeśli fascynowało go „funkcjonowanie człowieka jako robaka, pasożyta i pchły”, to bez nienawiści i obrzydzenia do ludu rosyjskiego. W przeciwieństwie do Zwiagincewa i Bykowa.
Putin, pierwszy człowiek z podziemia
Ostatni nurt krytyczny widzi w Dostojewskim twórcę donbaskiego bandyty-separatysty. Dmitrij Trawin przypomina, że „Dostojewski był gorliwym imperialistą, który aktywnie propagował wojnę z Turcją w obronie słowiańskich braci i robił to czasami dokładnie tak, jak Kanał Pierwszy państwowej telewizji ze słynnym «ukrzyżowanym chłopcem na Ukrainie»”. (Chodzi o materiał, w którym uciekinierka ze Słowiańska opowiedziała, że widziała ukrzyżowanie trzyletniego chłopca na oczach jego matki). Dostojewski publicysta miał wiele przywar: imperializm, antysemityzm, antypolonizm, szowinizm, autorytaryzm i siłowa obrona Słowian na Bałkanach, za którą – co przewidział – ci Słowianie wcale nie będą wdzięczni. Nie ma wątpliwości, że mistrz z Petersburga poparłby aneksję Krymu i niczym Aleksandr Dugin – który zresztą pragnie awansu dostojewszczyzny do rangi polityki państwowej – namawiałby Putina do aneksji całej wschodniej Ukrainy w obronie etnicznych Rosjan. Ale z drugiej strony Dostojewski publicysta, a już z pewnością Dostojewski pisarz, daleki był od metod „na ukrzyżowanego chłopca”. Kto jak kto, ale Dostoj święcie wyznawał pojęcie prawdy, toteż przyjmował wojnę o ojczyznę z aprobatą, ale pojmował ją na sposób średniowieczno-romantyczny: po rycersku i honorowo. Face to face. Zabijesz albo zginiesz w uczciwym pojedynku. Że sam jako epileptyk nie mógł iść wojować – to trudno, ale zawsze miło posłać na honorową wojnę innych.
Jeszcze śmieszniejsze jest oskarżanie Dostojewskiego o stworzenie bandyty-separatysty. Należy zrobić kwerendę prywatnych poglądów wielkich rosyjskich literatów od XVIII do XX wieku. Wszyscy byli wielkimi humanistami, ale demokraci i antyimperialiści stanowili wśród nich wyjątki. Najlepiej zacząć od twórczości Puszkina i listów Czechowa, a skończyć na spytaniu o Krym antykremlowskich raperów Noize MC i Oxxxymirona.
Trawin nurkuje jednak jeszcze głębiej. „«Człowiek z podziemia» Dostojewskiego odrodził się w Rosji XXI wieku. Nie ma takich granic – geograficznych, politycznych, obyczajowych – których nie byłby gotowy przekroczyć w swoim egzystencjalnym odruchu «sprawdzenia się» (…) nawet w podłości, oszustwie i kradzieży. Prezydent Rosji jest głównym «człowiekiem z podziemia». Undergroundowy człowiek w Dostojewskim obdarzony jest ostrą świadomością swojej osobowości, ale jednocześnie pozbawiony twórczego talentu i dlatego poświęca się wielkim i małym brudnym sztuczkom, utrudniając sobie życie. Rosja jest państwem «podziemnym» i nie bez powodu była pierwszym krajem w XX wieku, który podniósł rewolucyjne «podziemie» na wyżyny władzy. Teraz rzuca wyzwanie wszystkim, drażni, beszta, poniża, ale jednocześnie nie jest w stanie stworzyć własnej cywilizacji, do której chętnie przyciągnęłyby inne narody. Torturuje siebie i innych, i to jest jej istnienie, jej sposób na przypomnienie wszystkim (i sobie), że wciąż żyje”.
Ciężko z Trawinem się kłócić, tym bardziej, że jego spostrzeżenia są błyskotliwe, a on sam mówi porywająco, ale jednocześnie nie sposób przyznać mu racji. Jego interpretacja to naga intuicja i posiada tę samą wadę, co traktowanie Dostoja jako wytrych do rosyjskiej duszy: to tylko część prawdy, i nie wiemy, czy część mniejsza, czy większa. To prawda, że Rosja i Putin to buntownicy, lubią ryzykować i to na ostro. Nieustannie weryfikują własne możliwości, sprawdzają, na ile mogą sobie pozwolić i co jeszcze w geopolitycznej rozgrywce osiągną.
Rosja testuje i męczy Europę, bo czegoś od niej chce, tak samo jak Dario rozwala Warszawę w Ślepnąc od świateł, bo szuka swojego „towarku i pieniążków na rozruch”. Tylko że wbrew polskim wyobrażeniom w Azji, Afryce i Ameryce Południowej nikt nie postrzega Putina i Rosji na sposób „człowieka z podziemia” lecz jako godnego podziwu przywódcę i pełnoprawne mocarstwo o imponującym dorobku, sympatyczniejsze i pozbawione arogancji Ju-es-ej, bo nikogo nie pouczające o demokracji, a jedynie chętne robić biznesy. Czy w ogóle państwo zasiadające w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, o tak wielkim dorobku kulturalnym, wojennym, technologicznym itd., może być podziemne? W tej logice aż strach pomyśleć o Stanach Zjednoczonych Stephena Kinga, które napadają na Irak i Afganistan. Jak rozumiem, USA w obronie swojej hegemonii przed Chinami przybiorą twarz Jacka Nicholsona ze Lśnienia?
Stracone złudzenia
Ostatni nurt odczytywania Dostojewskiego to ten prorządowy, putinowski. W jego ramach dokonywano przeróżnych wygibasów, niekiedy żałosnych. Na przykład w Klubie Wałdajskim powstał artykuł Cykle ekonomiczne Dostojewskiego, którego autor udowadnia, że w Dziennikach pisarza Dostoj postulował „priorytetyzację długofalowych kierunków rozwoju, co należy potraktować jako argument na rzecz stworzenia Funduszu Stabilizacyjnego”. Mnie z kolei się wydaje, że Dostojewskiego ekonomistę należy potraktować dokładnie w tych samych kategoriach, co Wojtyłę ekonomistę z jego encyklik. Jeszcze gorszy był artykuł Klubu Wałdajskiego, w którym Bracia Karazamow mieli być opisem wewnętrznej polityki amerykańskiej, ze wszystkimi powieściowymi konfliktami, psychozami i zbrodniami. Nie przybliżę w szczegółach tej interpretacji, gdyż przypominałoby to relacjonowanie Zagubionej autostrady Davida Lyncha, który od początku założył, że jego film będzie pozbawiony sensu.
Międzynarodowy Klub Dyskusyjny Wałdaj to centrum analityczne zajmujące się polityką wewnętrzną, międzynarodową, a także gospodarką, ekologią itp. W jego corocznych spotkaniach uczestniczy Władimir Putin oraz wielu polityków, urzędników i ekspertów rangi światowej.
Przejdźmy do poważnych interpretacji. Dostojewski przychodzi Władimirowi Putinowi z odsieczą w wielu kwestiach: kontrola Azji Centralnej, konserwatywna ideologia i torpedowanie liberalizmu, wspólny taniec Kremla i Cerkwi prawosławnej, silna autorytarna władza. Liczą się jednak tylko dwie sprawy, Europa i rewolucja. Władimira Putina boli to, co najpierw bolało Puszkina, a potem samego Dostoja, czyli fakt, że Rosja przez wieki pozostawała obca Europie. W Zimowych notatkach o wrażeniach z lata Dostojewski pisał: „Nigdy nie wzbudziliśmy w Europie sympatii, a ona zawsze z werwą organizowała przeciwko nam pospolite ruszenia. Nie mogła tylko odrzucić jednego: naszej siły”. Aż w końcu sam przyznał: „Kiedyś sami siebie karciliśmy, że nie potrafimy się zeuropeizować. Teraz myślimy inaczej. Teraz wiemy, że nie możemy być Europejczykami, że nie jesteśmy w stanie wcisnąć się w jedną z zachodnich form życia”.
Wspomniana już Ludmiła Saraskina, która wie o Dostoju wszystko, tym razem dla pro-rządowej „Rossijskoj Gaziety” pisała: „Dostojewski był zmuszony przyznać, że przez cały XIX wiek europejskich Rosjan prześladował haniebny strach lokaja przed napiętnowaniem ich w Europie jako azjatyckich barbarzyńców. W imię tego wstydu i strachu Rosjanie popełnili kolosalne błędy, za które zapłacili utratą samodzielności duchowej”. Słowa Saraskiny można by spokojnie wstawić do każdego putinowskiego przemówienia na temat polityki zagranicznej, gdzie Władimir Władimirowicz mówi o romansie rosyjsko-zachodnim w latach 90. i wyciąganej do Zachodu rosyjskiej ręce w początkach jego rządów, o przybliżaniu infrastruktury NATO do rosyjskich granic, o suwerennej rosyjskiej polityce polegającej na obronie interesu narodowego i rosyjskich wartości krążących wokół konserwatyzmu, imponderabiliów oraz wielkich idei.
Zawsze byłem przeciwnikiem podchodzenia do „straconych złudzeń Rosjan” wyłącznie z ironią. Zbyt często, jak bumerang, powracają one w rosyjskiej historii i mają bardzo emocjonalny ładunek. Być może jest to kwestia do namysłu w spokojniejszych czasach, o ile kiedykolwiek nadejdą, ale nie wolno jej pomijać. Inna sprawa, że Dostoj wzdychał do Europy, gdy mieszkał w Rosji. Kiedy już się przeprowadził, pracował i tracił forsę w europejskich kasynach, pozostawał kontynentem zdegustowany. Ale jak słusznie zauważył w Radiu Swoboda politolog Stanisław Bielkowski, „znacznie łatwiej jest być mieszkańcem Zachodu, nie opuszczając Rosji. Mieszkając w Europie, nieuchronnie wchodzisz w konflikt z jej burżuazyjnymi zasadami. Przynależność do rosyjskiej cywilizacji daje o sobie znać i nie można się jej pozbyć”.
Dla samego Putina, jego wizji, propagandy i obsesji centralny punkt łączący go z Dostojewskim to nienawiść do rewolucji. Wykładający w USA Dostojewskiego Czesław Miłosz nazywał go genialnym profetą, ponieważ 6 lat przed narodzinami Stalina bohaterowie Biesów, Nikołaj Stawrogin i Piotr Wierchowieński ze szczegółami przedstawili stalinowski system, z jego aparatem przemocy, zniewoleniem i donosami. Dla Putina ostrzeżenie przed rosyjską rewolucją to najważniejsza część spuścizny Dostojewskiego, o której trąbi, jeśli tylko ma ku temu okazję.
Nawet jeśli nie przywołuje samego pisarza, to i tak mówi nim oraz nim myśli. I tak samo jak dla Dostojewskiego związek przyczynowo skutkowy ateizm–socjalizm–rewolucja przyszedł z Zachodu, tak dla Putina kolorowa, demokratyczna rewolucja to produkt made in Europe & America. W sławnym przemówieniu podczas 70. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 2015 roku Putin grzmiał:
„Pamiętamy przykłady z historii Związku Radzieckiego. Eksport eksperymentów socjalistycznych opartych na własnej ideologicznej konstrukcji i próby przyspieszania zmian w obcych krajach często przynosiły tragiczne skutki. Prowadziły nie do postępu, a degradacji. Zdaje się jednak, że nikt nie wyciąga lekcji z cudzych błędów, tylko je powtarza. Kontynuowany jest eksport tak zwanych rewolucji, nazywanych obecnie demokratycznymi. Przyjrzyjmy się sytuacji na Bliskim Wschodzie i w Północnej Afryce (…). Oczywiście, polityczne i społeczne problemy tych regionów dojrzewały od dawna, a ludzie oczekiwali zmian. Ale co otrzymali? Agresywna interwencja z zewnątrz zamiast reform doprowadziła do bezceremonialnej destrukcji państwowych instytucji i układu społecznego. Triumf demokracji i postępu zastąpiła przemoc, nędza i społeczna katastrofa, a prawa człowieka, w tym prawo człowieka do życia, nie są przestrzegane. Wypada spytać tych, którzy tego dokonali, czy chociaż rozumiecie, do czego doprowadziliście?”.
W Radiu Swoboda poeta i filozof Borys Paramonow stwierdził, że polityczny profetyzm Dostojewskiego obniża jego wartość artystyczną, ale to nieprawda. 141 lat po swej śmierci Dostoj pozostaje literackim celebrytą również ze względu na swój dar przewidywania, choć i on jest na Zachodzie sprymityzowany, gdyż nienawiść genialnego profety do rewolucjonistów posiadała znacznie więcej odgałęzień niż tylko antycypacja stalinowskiego terroru – chociażby odrzucenie chrześcijańskiego korzenia europejskiej cywilizacji. Także w swej ojczyźnie Dostoj pozostaje wyrocznią ze względu na swój proroczy dar. A że pomaga mu w tym Putin, propaganda i odpowiednio ukierunkowane programy szkolne, to już inna para kaloszy.
Wysoka temperatura wrzenia
Na koniec pozostaje spytać, czy Fiodor Dostojewski jakkolwiek interesuje Władimira Putina? Do mniej więcej 2015 roku rosyjski prezydent cyklicznie spotykał się z rodzimymi pisarzami. Przestał, ponieważ o wiele bardziej nadają się do tego pisarze martwi. W ich biografiach i twórczości zawsze znajdzie argumenty podpierające jego władzę, nie ma zatem sensu tracić czas na pisarzy żywych, którzy zawsze marudzili mu o pieniądzach i ułaskawieniu więźniów politycznych, a jeszcze inni, jak Władimir Sorokin czy Borys Akunin, demonstracyjnie odmawiali udziału w spotkaniach. Za to Dostoj publicysta, Dostoj myśliciel i nawet Dostoj pisarz idealnie nadaje się do spotkania z Putinem. Nie postawi mu żadnych warunków, zawsze go wesprze i przeciwko niczemu nie zaprotestuje. A dodatkowo pozostaje niekwestionowaną gwiazdą i autorytetem na literackim firmamencie.
Poza tym w Rosji zaszła istotna zmiana. Poeta Osip Mandelsztam powiedział kiedyś do żony: „I co ty tak narzekasz, tylko w naszym kraju zabijają za poezję”. Biedakowi przyszło uwiarygodnić własne słowa, gdyż został zagłodzony na osobiste życzenie Stalina. Jak jednak zwraca uwagę Stanisław Bielkowski, rosyjscy pisarze nie są już siłą społeczną i systemotwórczą, dlatego nikt ich nie zastrzeli za wiersze ani powieści. „Rosja przestała być krajem literaturocentrycznym, tak więc można w niej pisać i publikować, co tylko się chce, w tym całkowicie antyputinowskie rzeczy, których nikt nie ocenzuruje. Towarzysz Stalin uważał Rosję za kraj literaturocentryczny i jeśli coś mu się nie spodobało, mógł wydać rozkaz «rozstrzelać». A kto dziś zastrzeli pisarza? To jest w ogromnej mierze problem, jeśli nie dramat współczesnej literatury rosyjskiej”.
Bez wątpienia temperatura, w jakiej pisarz może przypłacić swoją twórczość życiem, odpowiada temperaturze wrzenia dostojewszczyzny. W Scenach z życia wiejskiego Amos Oz pisał, że „tragedie można rozwiązywać na dwa sposoby: tak, jak robił to Szekspir, i tak, jak Czechow. Na końcu sztuki Szekspira scena jest usiana trupami i może unosi się nad nią duch pewnej sprawiedliwości. U Czechowa wszyscy są na końcu rozczarowani, zgorzkniali, całkowicie załamani, ale żywi. Ja wolę to drugie rozwiązanie”.
dr Kuba Benedyczak, dziennikarz i analityk zajmujący się Rosją i Europą Wschodnią. Współpracuje.in.. z Radiem 357 i „Nową Europą Wschodnią” oraz wykłada na Uniwersytecie Warszawskim.
Gdybym był prezydentem Polski, 11 listopada zeszłego roku wysłałbym do Władimira Putina telegram gratulacyjny następującej treści: „Szanowny Władimirze Władimirowiczu, z okazji dwusetnych urodzin wielkiego rosyjskiego pisarza Fiodora Michajłowicza Dostojewskiego pragnę pogratulować Panu i Pańskiemu krajowi dramatu współczesnej literatury rosyjskiej: wasi pisarze są rozczarowani, zgorzkniali i załamani, ale żywi”.