Putina trzeba zatrzymać. Inaczej pójdzie dalej
Zachód przegapił moment, w którym mógł powstrzymać Władimira Putina. Linas Linkevičius, były minister spraw zagranicznych Litwy w wywiadzie dla New Eastern Europe przekonuje, że trzeba to zrobić teraz. W przeciwnym wypadku, zachowujący się jak gangster, przywódca rosyjski nie poprzestanie na Ukrainie.
Czołg rosyjski zniszczony w Ukrainie (Twitter)Vazha Tavberidze: Rzecznik Rosyjskiej Rady Federacji ostatnio użył interesującego sformułowania. Mówił, że trzeba „Ukrainę zmusić do pokoju”. Już słyszeliśmy coś podobnego kiedyś na temat Gruzji. Czy to co widzimy w tej chwili jest zagrywką z tego samego podręcznika?
Linas Linkevičius: Mówiłem kiedyś i będę to dalej powtarzał, że Rosja ma swoje własne słownictwo. Tam słowa mają inne znaczenia niż te, do których przywykliśmy. Aneksję nazywają wyzwoleniem. Według tej terminologii Gruzja w 2008 r. została „wyzwolona”. Gdy mówią o negocjacjach to na myśli mają „szantaż”. Oni są najlepszymi
peacekeeperami, bo dla nich oznacza to przejmowanie kolejnych kawałków (
pieces) ziemi i zatrzymywanie ich [Angielskie słowa
peace, pokój, i
piece, kawałek, brzmią tak samo – uwaga red.] Więc kiedy podczas tego ostatniego katastrofalnego wieczoru Putin powiedział, że jest gotowy by szukać rozwiązań dyplomatycznych, powinniśmy byli zrozumieć, że może się wydarzyć coś przeciwnego.
Linas Linkevičius jest Litewskim politykiem i dyplomatą. Był ministrem obrony w latach 1993-1996 i ponownie w latach 2000-2004. Był litewskim ambasadorem przy NATO i w Białorusi w latach 1997-2000. Ostatnio pełnił funkcję ministra spraw zewnętrznych od 2012 do 2020 roku.
Mam poczucie winy i długu, w szczególności w imieniu zachodu, z powodu naszej pobłażliwość. To wyrzut sumienia z powodu pustego dialogu, który prowadził donikąd, w powodu naszych ustępstw i ślepoty, przez które wyhodowaliśmy największego tyrana i najniebezpieczniejszego dyktatora tych czasów. Nigdy nie powinniśmy byli dopuścić by Wladimir Putin i Rosja stali się tym kim są dzisiaj. Nie twierdzę, że takie było moje stanowisko czy stanowisko mojego kraju w przeszłości, ale jeśli ktoś jest dalej zaskoczony tym co się dzieje, to zachęcam do przypomnienia sobie przemówienia Putina ze szczytu w Bukareszcie [Szczyt NATO w Bukareszcie w 2008 r. -przyp. red.] Pamiętam je bardzo dobrze. Putin pytał wtedy wprost liderów NATO czy zdają sobie sprawę z kim negocjują rozmawiając z Ukrainą. Mówił, że nie jest ona ani krajem ani państwowym, tylko jest sztucznie stworzonym tworem. Nikt nie słuchał go wtedy uważnie. Tylko niektórzy twierdzili, że mówić to Putin wyraża swoje rzeczywiste poglądy. Później była wojna w Gruzji i kolejny raz nie chcieliśmy wyciągnąć wniosków mimo tego, że 20 procent gruzińskiego terytorium znalazło się pod okupacją rosyjską. Nic się nie wydarzyło, czyli cena była do uzgodnienia. Potem w 2014 roku był Krym. Teraz Putin stawia kolejny krok i nie zatrzyma się, jeśli dalej będzie zwyciężał.
W jakim stopniu jest Pan zadowolony ze skali i dotkliwości sankcji nakładanych przez Zachód?
Sankcje oczywiście są ważne, choć mogłyby być jeszcze ostrzejsze. Na przykład [odcięcie od systemu transakcji międzynarodowych] SWIFT, co jeszcze się nie stało. Ogólnie rzecz ujmując, dalej kalkulujemy i wyważamy sankcje w momencie, gdy Kijów jest pod ostrzałem i giną ludzie. Może się okazać, że dla Ukrainy sankcje wobec Rosji przychodzą za późno – co nie znaczy, że nie należy ich wprowadzać. Sankcje powinny być szybkie i dotkliwe. Rosja ma być odcięta od cywilizacji, co zresztą się dzieje na jej własne życzenie.
Dlaczego sankcje są wprowadzane teraz, a nie wcześniej, jak prosił Prezydent Wołodymyr Zełeński?
My, Europejczycy, potrzebujemy konsensusu. Zawsze były głosy zwątpienia czy otwartego sprzeciwu. Przykładem był sceptycyzm wobec sektora energetycznego. Jednak to co wydarzyło się w piątek było krokiem we właściwym kierunku. Oczekuję jeszcze więcej. Ukraina powinna być wspierana gospodarczo i finansowo. Powinniśmy dozbrajać Ukrainę. Trzeba było wcześniej przekazać im broń, ale niektórzy uznawali, że to będzie zbyt prowokacyjne. Państwo ma prawo i obowiązek się bronić. Straty, które Ukraina zada okupantom, jeśli będą wystarczająco bolesne, staną się [dla Putina] realnym argumentem. Jeżeli Rosjanom nie powiedzie im się zaplanowany blitzkrieg, to stanie się to argumentem za zakończeniem wojny.
Zełeński mówi, że świat przypatruje się „z daleka,” a Ukraina jest „pozostawiona sama” w walce z Rosją. Czy ta krytyka jest uczciwa?
Jak najbardziej. Mieliśmy urojenia jeśli chodzi o Rosję. Wierzyliśmy, że nie dokona inwazji, że jest zainteresowana dialogiem w ramach Protokołów Mińskich i na tym powinniśmy skupić się w rozmowach. Nawet samo słowo dialog stało się toksyczne. Nie można stosować dyplomacji w odniesieniu do przywódców na Kremlu, ponieważ oni funkcjonują według zasad gangsterskich. Nie wiem co kieruje przywódcami, którzy dzwonią do Putina by dalej z nim rozmawiać. Jest to dla mnie dziwne.
W 2015 r. powiedział Pan, że: „nie możemy ufać ani jednemu słowu wypowiedzianemu przez przywódców Rosji, a rosyjskie oświadczenia są bezwartościowe”. Czemu zachód nie zrozumiał Pańskiego przekazu, który powtarzał Pan przez ostatnie sześć lat?
Jesteśmy ludźmi. Okazujemy innym empatię, gdy spotyka ich coś złego, ale jeśli nie dotyka to nas samych, to nadal mamy urojenia. Wierzymy, że nam się to nie przydarzy i pozostajemy w naszej strefie komfortu. Takie myślenie dominowało przez długi, długi czas. W Holandii nastroje się zmieniły dramatycznie po zestrzeleniu MH17 [lot Malaysia Airllines zestrzelony 17 lipca 2014 r. należącym do Rosji pociskiem rakietowym nad wschodnią Ukrainą. Zginęło 298 osób na pokładzie – uwaga red.] Zatrucie Aleksandra Litvinienki [przez agentów rosyjskich w Wielkiej Brytanii w 2006 r.] było poważne, a Skripala jeszcze większe [W 2018 r. Siergiej Skripal i jego córka zostali otruci przez agentów rosyjskich w Wielkiej Brytanii]. Po otruciu Aleksieja Nawalnego w 2020 r. już wszyscy byli uważni. Wydaje się, że te urojenia zanikają i nawet liderzy, którzy wcześniej z sympatią odnosili się do Putina i Rosji, teraz przyznają, że nie mieli racji. Ale już jest na to za późno.
Co z tego wynika dla Putina i jego ekipy?
Przypomnijmy złożenie wieńca przez Putina pod Grobem Nieznanego Żołnierza 23 lutego w Moskwie. Putin położył wieniec wiedząc, że następnego dnia wyśle żołnierzy na śmierć, tak naprawdę za nic. Mieli ginąć za jego ambicje. Cóż to jest, jeśli nie splunięcie na tych ludzi? Splunięcie na wartość ludzkiego życia? Co robią inni przywódcy, gdy ten człowiek zdecydował się na samobójstwo, postanowił zabić własny naród? Spójrzmy na to przedziwne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ, gdzie każdy po kolei wstawał i odpowiadał na pytania. Te same pytania zostaną im w przyszłości zadane przez sędziów na ich własnych „procesach norymberskich”. Putin pewnie nie będzie już wtedy obecny, tak jak Hitler, ale oni nadal tu będą i będą zmuszeni odpowiedzieć na stawiane im pytania.
Kto może zorganizować taki proces?
Uważam, że na pewno takiego procesu nie zorganizuje ONZ. Bez reformy tej organizacji, nie zdoła ona zrobić tego właściwie. Konflikt w Ukrainie pokazuje, że ONZ jest bezradna, gdy wybucha duży kryzys, a w szczególności, gdy jedną ze stron jest stały członek Rady Bezpieczeństwa.
Dziś Ukraina, ale kto będzie następny? Może Pański kraj?
Jesteśmy częścią NATO. Jeśli Putin zadecyduje się rzucić wyzwanie NATO w krajach bałtyckich, to będzie to szaleństwem oznaczającym wzajemne zniszczenie. Może jest wystarczająco szalony by spróbować? Wydaje mi się jednak, że nawet jeśli szaleństwo nie zna granic, to byłoby to zbyt irracjonalne nawet dla niego. Po co rzucać się na NATO skoro jest tyle innych ciekawych krain w pobliżu? Jest Mołdawia ze swoim Naddniestrzem, Gruzja, Armenia, Kazachstan, który niedawno przecież został po cichu przechwycony. To się zdarzyło tak szybko, że nie mieliśmy nawet czasu by to omówić. Dużo jest jeszcze kawałków tortu geopolitycznego, do których ma dostęp. Ma też wiele możliwości działania bez wywoływania światowej konfrontacji. To się zdarzy, jeśli się go teraz nie zatrzyma.
Vazha Tavberidze jest gruzińskim dziennikarzem i stypendystą dziennikarskim Vaclava Havla. Współpracuje z gruzińskim oddziałem RFE/RL