Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Majdan / 09.03.2022
Ludwika Włodek

Rosja ciągnie swoich sojuszników na dno. Azja Środkowa nie poparła wojny z Ukrainą

Kilkanaście lat na Ukrainie, świetnie działające biznesy. Tadżykowie, Kazachowie, Uzbecy czy Kirgizi wyjechali ze swoich krajów by ułożyć sobie życie. Wojna zrujnowała wszystko co osiągnęli. Teraz są uchodźcami a wielu Kazachów uważa, że jeśli Ukraina przegra, kolejnym państwem, na które napadnie Rosja, będzie Kazachstan.
Foto tytułowe
Uchodźcy na granicy w Korczowej (fot. Shutterstock)

Abdufatto miał w Charkowie fabryczkę słodyczy. Kupował sezam, rodzynki, suszone figi i pistacje, głównie z Turcji i Iranu, czasem z Tadżykistanu, po czym przerabiał je na chałwy, batony i inne specjały. Sprzedawał na miejscowy rynek i eksportował. Mieszkał w Ukrainie 18 lat. Skończył tam licencjat z prawa, a potem zrobił jeszcze magisterkę z zarządzania. Urodziły mu się dwie córki, dorobił się i ustatkował. W wolnych chwilach uczył się online angielskiego. Miał zamiar podróżować po świecie, więc język był mu potrzebny.

Spotkałam go, jak leżał na rozkładanym łóżku, takim samym jak setki innych łóżek w wielkiej hali targowej w Młynach, koło przejścia granicznego w Korczowej. Tydzień temu, kilkadziesiąt godzin po tym, jak Putin zaatakował Ukrainę, hala została przerobiona na centrum przyjmowania uchodźców. Obok Abdufatta na identycznym łóżku leżał jego ojciec. Abdufatto sprowadził go kilka lat temu z Tadżykistanu, żeby staruszek nie był sam. Razem z nimi z bombardowanego Charkowa uciekła jeszcze żona i córki Abdufatta oraz kilka osób z dalszej rodziny. Prawie wszyscy mieli na Ukrainie karty stałego pobytu, dobrze im się żyło. Na samą myśl, że mieliby wracać do Tadżykistanu – a to właśnie proponują im polskie i tadżyckie władze – ogrania ich przerażenie.
Uciekinierzy na dworcu w Charkowie. Miasto jest pod ostrzałem rosyjskiej artylerii (fot. Twitter)

– Jestem bardzo wdzięczny Unii Europejskiej i w szczególności Polsce, że nas przyjęły. Ale chciałbym tu zostać, dopóki nie skończy się wojna, dopóki nie będziemy mogli wrócić do Charkowa. W Tadżykistanie nie ma dla nas żadnej przyszłości. Nie po to wyjechałem stamtąd i ściągnąłem rodzinę, żeby tam teraz wracać. Takich jak Abdufatto w samej tylko hali targowej w Młynach jest kilkaset osób – i będzie więcej. Duszanbe szacuje, że w Ukrainie pracowało około 4 tysięcy tadżyckich migrantów. Głównie na budowach i w rolnictwie.

Wątpliwy czar Walentiny Matwijenko

Ukraińcy ewakuowani z ogarniętej wojną Ukrainy zwykle jadą dalej, w głąb Polski albo i nawet Europy. Często mają w Polsce jakąś rodzinę albo znajomych, chętniej też przyjmujemy ich w gościnę. Na ogół przyjeżdżają już z jakimś planem na kolejne dni, a nawet tygodnie. Mieszkańcom państw Azji Środkowej brakuje tego kapitału społecznego. Lądują w Młynach i nie wiedzą, co robić.

– Wrócimy rządowym samolotem do Duszanbe – tłumaczy mi Zarina, która w czwartek, 3 marca, stała przy wejściu do hali z kawałkiem tektury, na której flamastrami napisała nazwę i narysowała flagę Tadżykistanu. Z Tadżykami kontaktował się już konsul, powiedział, że mają czekać na bezpłatne autobusy do Warszawy, a potem na samolot do ojczyzny. Zarina z własnej inicjatywy zbiera nowoprzybyłych i mówi im, jaki jest plan. Chce choć trochę pomóc ludziom, którzy są już i tak wystarczająco przerażeni tym, co się stało.

Zarina spędziła w Ukrainie tylko pół roku, ale chętnie zostałaby na zawsze. Pracowała jako kelnerka w barze, w Kijowie. Pracę załatwili jej znajomi z rodzinnego Kanibadamu. W ostatnich latach coraz więcej osób jeździło stamtąd do pracy na Ukrainę zamiast do Rosji. – Ukraińcy są bardzo mili. Byłam zadowolona, i z pracy i z życia tam – opowiada mi. – Nigdy nie myślałam, że Rosja może zaatakować. Przecież Ukraińcy nic złego nie zrobili.

W historie, które opowiadał Putin przed inwazją, Zarina ani Abdufatto nie wierzą. O tym, że ukraiński nazistowski reżim dręczy rosyjskojęzycznych mieszkańców, można kłamać tylko komuś, kto nigdy tam nie mieszkał. Jeśli chociaż połowa ewakuowanych z Ukrainy Tadżyków wróci do swoich rodzinnych miejscowości i opowie o tym, co Rosja robi w Ukrainie, po kilku tygodniach będzie o tym wiedział cały Tadżykistan.


Na razie na tamtejszych stronach internetowych zdania są podzielone. W miarę niezależne media piszą o inwazji Rosji na Ukrainę i nie owijają w bawełnę. W rządowej telewizji króluje temat ewakuacji, ale o wojnie wywołanej przez Rosję ani słowa. Władza nabrała wody w usta, ale Putina też nie poparła.

Walentina Matwijenko, przewodnicząca rosyjskiej Rady Federacji odwiedziła Tadżykistan już po inwazji, najwyraźniej starając się załatwić uznanie separatystycznych republik Donieckiej i Ługańskiej przez Duszanbe. Spotkała się z typowanym na następcę prezydenta Emomalego Rahmona jego synem Rustamem, który pełni funkcję przewodniczącego tadżyckiego parlamentu. Czarowała go jak mogła, ale tego, po co przyjechała, nie dostała.

Podobnie postąpiły wszystkie inne byłe sowieckie republiki w Azji Środkowej.

Bezpieczne slogany

Uzbecy, których spotkałam w Młynach, są tak zastraszeni, że wolą nie mówić o polityce. Ale wyjeżdżać z Ukrainy im żal. Było ich w tym kraju nawet jeszcze więcej niż Tadżyków, według danych uzbeckiego MSZ blisko 4,5 tysiąca. Murod miał stragan z szałyrmą (czyli kebabem) na jednym z Kijowskich osiedli, które już w pierwszych dniach wojny dostało się pod rosyjski obstrzał. Mimo to, kiedy go pytam, jak ocenia politykę Rosji wobec Ukrainy, odpowiada sloganem: – Nie ma złych narodów, są tylko źli ludzie. – A Putin jest złym człowiekiem? – dopytuję, ale Murod prosi, żeby nie ciągnąć tematu, bo może mieć kłopoty, gdy wróci do kraju.

Jego prezydent, podobnie jak sąsiedzi, nie uznał sterowanych z Kremla rzekomych separatystycznych republik za niepodległe państwa. Jednak w uzbeckim internecie na jednego ganiącego Putina trafia się kilku wychwalających jego troskę o zwykłego człowieka. Niewykluczone, że część z tych peanów to działalność kont rosyjskich trolli. Na początku wojny uzbeckie władze wezwały na przesłuchanie kilku niezależnych dziennikarzy i blogerów za używanie tego słowa. Rządowe media w zasadzie nie mówią o tym, co dzieje się na Ukrainie.

Paradoksalnie najmniej na lep rosyjskiej propagandy łapią się członkowie tych społeczeństw poradzieckiej Azji Środkowej, wśród których najwięcej jest Rosjan – czyli Kazachowie i Kirgizi. Działa u nich najwięcej niezależnych mediów dających realny obraz sytuacji. Zarówno w Ałmaty, jak i w Biszkeku właściwie od 24 lutego odbywają się antywojenne demonstracje. 26 lutego, na uzgodniony jeszcze przed wojną z władzami protest w sprawie czystego powietrza w Ałmaty, ludzie przyszli z proekologicznymi hasłami wypisanymi na żółto-niebieskich planszach. A na koniec demonstracja przeniosła się pod pomnik Tarasa Szewczenki. W niedzielę, 6 marca, odbył się kolejny antywojenny kazachski protest. Jego uczestnikom pozwolono spokojnie demonstrować.

Rząd Kazachstanu oświadczył, że wyklucza możliwość wysłania armii w ramach Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, słusznie zaznaczając, że umowa stanowiąca tę organizację pozwala jedynie wysyłać wojska do państwa będącego stroną układu. Ukraina do niego nie należy.

Kazachowie boją się, że będą następni

W Kazachstanie trwa zbiórka pomocy dla Ukrainy. Jedna z organizatorek, o imieniu Togżan, powiedziała radiu Azattyk, że kiedy na jej rachunek zaczęły masowo spływać datki, bank wystosował pytanie, co się dzieje. Kiedy odpowiedziała, że zbiera na lekarstwa dla rannych i chorych Ukraińców, pozwolono jej działać dalej. Władze nie niepokoją kwestorów, a ludzie są hojni jak nigdy.

„Pytam ich, dlaczego przesyłają pieniądze – mówiła dziennikarzom Togżan. – Część odpowiada, że ma rodzinę w Ukrainie, inni mają tam znajomych albo tam studiowali czy byli w wojsku. Ale większość mówi, że jeśli Ukraina przegra, kolejnym państwem, na które napadnie Rosja, będzie Kazachstan. Kazachowie są o tym przekonani”.

W Kazachstanie mieszka blisko 24% etnicznych Rosjan. Kreml jeszcze oficjalnych pretensji do kraju nie zgłasza, ale już na przykład dyżurny awanturnik rosyjskiej polityki tak. Władimir Żyrinowski, o którym często się plotkuje w Rosji, że mówi to, co Kreml chciałby powiedzieć, ale mu nie wypada, już kilka razy w ciągu ostatnich 30 lat przebąkiwał o tym, że Kazachstanowi należy odebrać północne, rosyjskojęzyczne obwody.

Plotka o wysyłaniu wojsk do Ukrainy obiegała również Kirgistan. Drugiego dnia inwazji prokremlowskie media oświadczyły, że Putin rozmawiał przez telefon z prezydentem Sadyrem Dżaparowem i ten „wyraził solidarność”. Kirgiski dziennikarz Bektur Iskander, który od jakiegoś czasu mieszka we Lwowie, napisał wtedy dramatyczny post. Wyznał, że jeśli kirgiskie wojska wezmą udział w najeździe na Ukrainę, będzie życzył im śmierci. „Bardzo tego nie chcę. Nie chcę, żeby moi współobywatele ginęli tylko dlatego, że naszym władzom zachciało się kolaborować z rosyjskim reżimem. Najwyższy czas zerwać więzy z Rosją. Czy nasza gospodarka na tym ucierpi? Tak, ale jeśli zostaniemy w tym sojuszu, będzie jeszcze gorzej” – przestrzegał.

Później okazało się, że Kirgistan żadnych wojsk wysyłać nie zamierza ani, podobnie jak sąsiedzi, nie uzna Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Tradycyjne milczenie zachował też Turkmenistan, z którego także migranci zarobkowi wyjeżdżali do Ukrainy.

Szansa, której nie wolno zmarnować

Wszystkie państwa regionu zależą od Rosji. Uzbekistan, Tadżykistan i Kirgistan mają tam miliony pracujących imigrantów. Dodatkowo Rosja jest dla nich głównym partnerem strategicznym. Kazachstan i Kirgistan są z nią związane sojuszem wojskowym (Układ o Bezpieczeństwie Zbiorowym) i gospodarczym (Eurazjatycki Związek Gospodarczy). W Duszanbe stacjonuje rosyjska 201. Dywizja Zmechanizowana. Krach finansowy spowodowany nałożonymi przez Zachód na Rosję sankcjami odczuje cała Azja Środkowa, której gospodarka jest ściśle powiązana z rublem. Sam powrót tysięcy migrantów zarobkowych będzie nie lada wyzwaniem dla państw, które nie są w stanie zapewnić swoim obywatelom pracy na miejscu. To, że żadna ze stolic regionu nie poparła inwazji Rosji na Ukrainę, świadczy o tym, że tamtejsze władze są wściekłe na Moskwę, nawet jeśli tego nie mówią wprost.

Kazachstan i Kirgistan zaproponowały siebie na mediatorów pomiędzy Rosją a Ukrainą. To bardzo mądre posunięcie. W ten sposób będą zwolnione z popierania którejkolwiek ze stron bez narażania się Moskwie, a jednocześnie bez uznawania – bardzo dla siebie niebezpiecznej – jej precedensowej decyzji o nieszanowaniu poradzieckich granic. Dla wszystkich państw i społeczeństw w regionie jest jasne, że skoro Ukrainę Putin nazwał „Ukrainą imieniem Lenina”, tym bardziej może to kiedyś zrobić z nimi. Pięć środkowoazjatyckich republik powstało jako owoc radzieckiej polityki narodowościowej lat 20. XX wieku.

Sojusz z Rosją był dla nich opłacalny, póki było jasne, że Rosja przestrzega pewnych reguł. Teraz, kiedy pogwałciła podstawową zasadę uznawania suwerenności wszystkich poradzieckich republik, żadna z nich nie może się czuć bezpiecznie. Bomby i rakiety spadające na ukraińskie miejscowości i tysiące obywateli byłych radzieckich republik Azji Środkowej w tłumie uchodźców z Ukrainy są najlepszym dowodem tego, że Rosja przestała być przewidywalnym partnerem.

Ludwika Włodek jest socjolożką i reporterką. Pracuje jako adiunktka w Studium Europy Wschodniej, gdzie kieruje specjalizacją Azja Środkowa.

Inne artykuły i podcasty Ludwiki Włodek

Tadżycy i Uzbecy w hali w Młynach już wolą europejskie porządki od Ruskiego Miru. – Chcę żyć w państwie, które nie zastrasza i nie niepokoi niepotrzebnie swoich obywateli – mówił mi Abdufatto.

Europa nie może całkiem oddać pola tylko czekającym na tę okazję Chinom i zmarnować szansy na przeciągnięcie Azji Środkowej trochę bliżej Zachodu. Pierwszym krokiem powinno być gościnne przyjęcie azjatyckich uciekinierów z Ukrainy w Polsce.