Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Jedwabny Szlak / 28.04.2022
Ludwika Włodek

Afganistan. Kolejne zamachy na szyitów. Hazarowie symbolizują wszystko, czego fundamentaliści nienawidzą

Od przejęcia władzy przez talibów w Afganistanie mnożą się zamachy na Hazarów. Politycy i działacze tej mniejszości bezskutecznie apelują do świata o powstrzymanie ludobójstwa.
Foto tytułowe
(fot. Twitter)

– Usłyszeliśmy głośny huk, a właściwie dwa. Zaraz potem okazało się, że to wybuchły bomby w szkole im. Szahida Abdula Rahima. Bardzo dobrze znamy tę placówkę. Znajduje się kilkaset metrów od naszego domu, szwagier pracuje tam w administracji. Dlatego teściowa i mój mąż od razu pobiegli do szkoły, zobaczyć, czy wszystko w porządku z ich synem i bratem. Na miejscu już był tłum, krew, ludzie biegali i krzyczeli. Do eksplozji doszło, kiedy starsi uczniowie, z 10., 11. i 12. klasy wychodzili do domu, a do szkoły wchodzili młodsi chłopcy – opowiada mi Nasira, mieszkanka Daszte Barczi, dzielnicy Kabulu, w której 19 kwietnia doszło do zamachu.

Nasira, podobnie jak cała jej rodzina i ogromna większość mieszkańców Daszte Barczi, jest Hazarką. Hazarowie, po Pasztunach i Tadżykach, są trzecią co do wielkości grupą etniczną Afganistanu. Stanowią około 10% społeczeństwa. W odróżnieniu od reszty Afgańczyków są szyitami. Zamach, o którym opowiada mi Nasira, był jednym z ponad trzydziestu, jakie od 2015 roku miały miejsce w dzielnicy. Tego samego dnia, tylko wcześniej, wybuchła tu jeszcze jedna bomba, w położnym nieco dalej od domu Nasiry centrum edukacyjnym Momtaz.

– Pierwsza bomba wybuchła na dziedzińcu szkoły, ale najwięcej ludzi zginęło od tej drugiej, która eksplodowała przy wejściu do szkoły. Wśród ofiar były dzieci i odprowadzający je do szkoły rodzice – opowiada Nasira, która szybko dołączyła do teściowej i męża. – Ciała leżały wszędzie. Na ulicy były kałuże krwi, szczątki, oderwane kończyny, rzeczy rozrzucone wybuchem na kilkaset metrów, takie jak buty czy plecaki szkolne. Nie starczyło karetek, żeby wozić rannych. Ludzie nieśli ich często na własnych plecach do najbliższego szpitala, albo na naprędce skleconych noszach. Szwagrowi na szczęście nic się nie stało, bo w chwili wybuchu był w innej części szkoły. Wrócił do domu, ale był w takim szoku, że przez resztę dnia nie był w stanie się ruszyć. Mój mąż i brat poszli do szpitala, chcieli oddać krew dla rannych, ale nie zostali wpuszczeni do środka. Talibowie nikogo nie puszczali. Nawet rodzice, których ranne albo zabite dzieci były w szpitalu, nie mieli tam wstępu. Każdego, kto próbował się przedrzeć przez ich wartę, talibowie okładali kijami albo strzelali na postrach. Najgorsze było to, jak obchodzili się z ciałami ofiar, na miejscu wybuchu. Wrzucali je do kontenerów, bez żadnego szacunku, jakby to były worki z mąką, a nie ludzkie zwłoki. Strasznie było na to patrzeć.

Wciąż nie wiadomo, jakie żniwo zebrały zamachy na szkołę i centrum edukacyjne. Talibowie przeganiali dziennikarzy i nie dopuszczali nikogo do rannych. Ich oficjalne źródła do dziś nie podały aktualnej liczby ofiar.

Zachodnie media, w tym BBC, napisały o co najmniej sześciu zabitych i kilkunastu rannych. Podobne dane podaje afgańska Tolo TV, ale naoczni świadkowie, tacy jak Nasira, twierdzą, że ofiar było wielokrotnie więcej, dziesiątki, a może nawet ponad setka. Mohammad Mohakik, hazarski polityk związany z poprzednimi władzami, twierdzi, że jego źródła na miejscu podają, że wskutek obu zamachów w Daszte Barczi 19 kwietnia zginęło 126 osób, a rannych zostało 73. Te dane cytuje za nim afgańska gazeta „Ettelaat”.

Doktorka Habiba Sarabi, hazarska polityczka, była ministra ds. kobiet, była gubernatorka prowincji Bamjan, a do 15 sierpnia 2021 roku członkini rządowego zespołu negocjatorów ds. rozmów pokojowych z talibami, też uważa, że ofiar na pewno było więcej niż sześć. – Widziałam nagrania z miejsca zamachu – mówiła mi dr Sarabi. – W szkole, na ziemi leżą ciała, niektóre przypominają krwawą miazgę. Nie wierzę, żeby to było tylko sześć osób.

Talibom zależy na międzynarodowym uznaniu. Zaniżają liczbę ofiar kolejnych zamachów i nie dopuszczają do pracy dziennikarzy. Wszystko dlatego, że ich głównym atutem w rządzeniu miała być poprawa bezpieczeństwa i koniec zamachów bombowych, których wiele zresztą było ich własnego autorstwa. Tymczasem to nie nastąpiło


Od momentu, kiedy przejęli władzę, z rąk terrorystów w Afganistanie zginęło już kilkaset osób. Talibowie winą obarczają Daesz, czyli Państwo Islamskie Chorasanu. Wcześniej obiecali, że będą kontrolować terytorium Afganistanu i nie dopuszczą do działania ugrupowań terrorystycznych. Teraz widać, że to był blef, nastawiony na oczarowanie zagranicznej opinii publicznej.

Do kwietniowych zamachów w Daszte Barczi nikt się nie przyznał. Dzień po wybuchach w zachodnim Kabulu miały miejsce jeszcze eksplozje na północy kraju. Największa, w szyickim meczecie w Mazar-i Szarif, kosztowała życie kolejnych kilkudziesięciu osób. Wszystkie te zamachy były ewidentnie wymierzone w Hazarów.

Potępili je czołowi afgańscy politycy, nawet znajdujący się u władzy talibowie. Były prezydent Afganistanu Hamid Karzaj nazwał zamachy zbrodniami przeciw ludzkości. Hazarscy aktywiści, politycy i artyści idą dalej, mówiąc o ludobójstwie. Kilka dni temu opublikowali list otwarty adresowany do ONZ, Unii Europejskiej i głów państw, które do tej pory były najbardziej zaangażowane w działania pomocowe na rzecz Afganistanu: „My, obrońcy praw człowieka i aktywiści należący do hazarskiej wspólnoty, piszemy ten list, aby wezwać do działania wszystkie kraje niosące pomoc naszemu krajowi, organizacje międzynarodowe i pozarządowe. Oczekujemy, że natychmiast i z całą uwagą przyjrzą się sytuacji Hazarów w Afganistanie i przedsięwezmą odpowiednie kroki w celu ich skutecznej i trwałej ochrony przed ludobójstwem, prześladowaniami i zbrodniami przeciw ludzkości” – zaczynają swój apel i dodają: „Hazarowie od dawna byli najbardziej prześladowaną grupą etniczną w Afganistanie”.

Na potwierdzenie swoich słów autorzy listu przypominają inne zamachy w Daszte Barczi, których celem także byli Hazarowie: na szpital położniczy prowadzony przez Lekarzy bez Granic w maju 2020 roku, na centrum edukacyjne Kausare Donesz w październiku 2020 roku, o dwa lata wcześniejszy atak na inne centrum, imienia Mahdije Maud, oraz masakrę w szkole Saida ul Szuhady, w której w maju 2021 roku zginęła ponad setka dziewcząt i chłopców. Podkreślają, że ofiary wszystkich tych zamachów zostały zamordowane tylko dlatego, że były Hazarami.

Przypominają też, że dotychczas nie ukarano żadnego sprawcy zamachu na Hazarów, a rodziny ofiar nie zaznały zadośćuczynienia. Podkreślają, że wspólnota międzynarodowa na mocy prawa ma obowiązek chronić mniejszości narodowe przed ludobójstwem, a także przed innymi wymierzonymi w nie zbrodniami i prześladowaniami. Po ostatnich zamachach w Daszte Barczi symbolem hazarskiego bolesnego losu stała się kobieta, której mąż zginał w 2016 roku w czasie demonstracji, jaką Hazarowie zorganizowali na placu Deh Mazang w Kabulu. To był protest przeciwko budowie trakcji elektrycznej, która miała przebiegać przez zamieszkane przez Hazarów ziemie centralnego Afganistanu i tysiącom rodzin groziły wysiedlenia oraz utrata majątków. Terroryści z Państwa Islamskiego w dniu demonstracji podłożyli bombę na placu, zginęło ponad 80 osób. Jej córka zginęła w 2018 roku, w czasie ataku na centrum edukacyjne Mahdije Maud, a syn teraz, w szkole im. Szahida Abdula Rahima.

Nasira wspominała też o mniej spektakularnych, ale równie mrocznych przestępstwach przeciwko członkom swojej grupy etnicznej. – W Daszte Barczi, a także w hazarskich dzielnicach innych miast, prawie każdego tygodnia dochodzi do porwań kobiet. Dziewczyny są gwałcone, a następnie zabijane. Często rodziny nawet nie zgłaszają tych przestępstw, bo to, co porywacze robią ze swoimi ofiarami przed śmiercią, jest tak okropne, że konserwatywne afgańskie społeczeństwo aż boi się o tym mówić. Bliscy obawiają się, że narażą honor całej rodziny, opowiadając o tym, co przytrafiło się ich córkom czy siostrom. Ślady po tych zbrodniach zostają tylko w szeptanych historiach albo w mediach społecznościowych.
dr Habiba Sarabi, tutaj jeszcze jako gubernatorka prowincji Bamjan (fot. Wikicommons)

Autentyczność takich zdarzeń potwierdza doktorka Habiba Sarabi, która jest jedną z sygnatariuszek wyżej cytowanego listu. Podkreśla, że mimo iż talibowie potępili większość zamachów przeciwko Hazarom, od czasu przejęcia przez nich władzy ataki przeciwko jej społeczności się nasiliły. – Za większość zamachów odpowiada Daesz, ale jaka jest różnica pomiędzy grupą Hakkanich (frakcja talibów, bardzo obecna w rządzie, znana z wcześniejszej działalności terrorystycznej) a Daesz? – pyta mnie retorycznie Sarabi. – Talibowie, podobnie jak wszyscy inni fundamentaliści, nas nienawidzą. Uważają nas za innowierców, nie mogą znieść naszego liberalnego nastawienia, naszego pędu ku wiedzy i edukacji. Słyszałam taliba, który po 15 sierpnia 2021 roku mówił, że wreszcie uda się oddzielić ziarno od plew. Mówiąc o plewach, miał na myśli właśnie nas, Hazarów.

Hazarowie faktycznie mają średni poziom wykształcenia nieco wyższy niż inne grupy etniczne, zwłaszcza Pasztuni. Więcej wśród nich także wykształconych kobiet. Wszystko dlatego, że od kiedy istnieje nowożytny Afganistan, czyli od połowy XVIII wieku, byli w tym państwie najbardziej dyskryminowaną mniejszością. Jeszcze w XIX stuleciu rządzący państwem pasztuńscy władcy przesiedlali Hazarów z ich tradycyjnych rejonów i sprowadzali na ich ziemie pasztuńskie plemiona.

Jak pisał Sajed Askar Musawi w swojej książce Afgańscy Hazarowie: „Hazarowie tradycyjnie zajmowali najniższe szczeble w społecznej piramidzie Afganistanu. Tymczasem są najprawdopodobniej jedyną grupą, która mogła zakwestionować oraz zagrozić dominacji władzy Pasztunów (Afgańczyków), ze względu na swoją liczebność i geograficzne rozlokowanie na terenie kraju. To dlatego byli zawsze, bardziej od innych grup etnicznych, narażeni na izolację, prześladowani i dyskryminowani. Dopuszczały się tego wszystkie rządzące Afganistanem reżimy. Pozostałe mniejszości etniczne (…) też doświadczały dyskryminacji, ale ponieważ wyznawały sunnizm, to w przeciwieństwie do szyickich Hazarów nie doświadczali przynajmniej dyskryminacji religijnej”. Jedynym sposobem awansu społecznego dla Hazarów stała się więc edukacja. A w ślad za edukacją poszła liberalniejsza postawa co do segregacji płci, roli kobiet w społeczności, a także modernizacji jako idei. To dlatego Hazarowie stosunkowo chętniej niż inne grupy współpracowali z proamerykańską Islamską Republiką Afganistanu. Choć ta też politycznie, podobnie jak wszystkie inne afgańskie reżimy, była zdominowana przez Pasztunów, jednak dawała im możliwości, jakich przedtem byli pozbawieni.

Hazarów zrobiło się więcej w służbie cywilnej, w wojsku i na innych państwowych stanowiskach. Zdaniem Sarabi większość kobiet służących w ciągu ostatnich 20 lat w afgańskiej armii czy policji było Hazarkami. W środowisku działaczek na rzecz praw człowieka i praw kobiet Hazarki też są nadreprezentowane w stosunku do tego, jaki stanowią procent w całym społeczeństwie. To właśnie z tych powodów fundamentalistyczne ugrupowania chcące zepchnąć Afganistan z powrotem w mroki obskurantyzmu tak bardzo nienawidzą Hazarów.
Ludwika Włodek jest socjolożką i reporterką. Pracuje jako adiunktka w Studium Europy Wschodniej, gdzie kieruje specjalizacją Azja Środkowa. Autorka niedawno wydanej książki „Buntowniczki z Afganistanu”.

Inne artykuły i podcasty Ludwiki Włodek

Kiedy zapytałam Habibe Sarabi, co dla niej osobiście oznacza bycie Hazarką, odpowiedziała mi bez wahania: – To znaczy ciągle walczyć o swoje.

Bez wsparcia innych afgańskich grup etnicznych, a także międzynarodowej opinii publicznej, na której uznaniu jednak talibom zależy, Hazarowie mogą jednak nie przeżyć tej walki.