Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Kapitol / 26.06.2022
Karol Janoś

Russlandpolitik. Czy Niemcy zmieniają spojrzenie na Wschód?

Czy można mówić o „epokowej zmianie” w polityce Niemiec po rosyjskiej agresji na Ukrainę? Czy cztery miesiące wojny Rosji z Ukrainą wymusiły radykalny zwrot w polityce bezpieczeństwa i obrony Niemiec wobec Rosji i Ukrainy? Taki, jaki zapowiadał kanclerz Olaf Scholz w Bundestagu, trzy dni po uderzeniu Kremla na Kijów.
Foto tytułowe
22 czerwca w Bundestagu, Olaf Sholz ogłosił wsparcie wojskowe dla republik nadbałtyckich i Słowacji (fot. Twitter)

Ogłoszone przez niemieckiego kanclerza zmiany w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa (przede wszystkim zaostrzenie kursu wobec putinowskiej Rosji, zwiększenie wsparcia militarnego dla Ukrainy oraz wzmocnienie zdolności Bundeswehry w obszarze obrony terytorialnej i sojuszniczej) miały charakter przełomowy, ponieważ zakładały diametralną zmianę kursu Berlina wobec narastających od końca zeszłego roku napięć między Rosją i Ukrainą.

Jeszcze krótko przed 24 lutego 2022 roku nowo powstały rząd koalicji SPD/Zieloni/FDP trzymał się twardo kursu ostatniego gabinetu Merkel. Podobnie jak on zakładał, że kryzys uda się zażegnać dzięki zaangażowaniu dyplomatycznemu, z dystansem też odnosił się do wysuwanych m.in. przez USA propozycji obłożenia Rosji sankcjami w wypadku rozpoczęcia przez nią wrogich działań wobec Kijowa i całkowicie wykluczał możliwość udzielania pomocy wojskowej Ukrainie pod postacią dostaw uzbrojenia i sprzętu wojskowego.

Nie było wówczas mowy o konieczności wzmocnienia potencjału Bundeswehry na wypadek wzrostu zagrożenia ze strony Moskwy. Wręcz przeciwnie: nowa szefowa resortu obrony Christine Lambrecht rozpoczęła urzędowanie od odłożenia na półkę planów modernizacji Bundeswehry przygotowanych pod kierunkiem swojej poprzedniczki, i jak relacjonowała „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, miała długo unikać rozmów z najwyższym dowództwem w sprawie aktualnych potrzeb sił zbrojnych.

Ogłoszona przez kanclerza Scholza „epokowa zmiana” (Zeitenwende) to możliwość rozwoju obrony terytorialnej i sojuszniczej. W przypadku Niemiec to obszar wyjątkowo drażliwy, co w dużej mierze wynika naturalnie z powodów historycznych, ale w odniesieniu do trwającego konfliktu wiąże się również bezpośrednio z tym, jak Niemcy postrzegały i nadal zapatrują się na skalę zagrożenia ze strony Moskwy.

W dotychczasowej polityce Niemiec można jednak dostrzec symptomy wskazujące na to, że „epokowa zmiana” ma charakter selektywny, a pod pewnymi względami w ogóle można mieć wątpliwości, czy rzeczywiście się dokona.

Nowa Russlandpolitik?

Jednym z najważniejszych, a zarazem najbardziej problematycznych wyzwań dla Niemiec pozostaje rewizja polityki wobec Rosji (Russlandpolitik). Wybuch wojny w Ukrainie całkowicie obnażył to, jak błędne były dotychczasowe założenia kursu wobec Moskwy, realizowanego przez kolejne rządy praktycznie bez większych korekt.

Za głównych architektów niemieckiej Russlandpolitik uznaje się przede wszystkim socjaldemokratów, m.in. byłego kanclerza Gerharda Schrödera (ze względu na jego bliskie relacje z Władimirem Putinem i aktywność w rosyjskich koncernach zajmujących się obrotem surowcami energetycznymi) oraz obecnego prezydenta RFN Franka-Waltera Steinmeiera, który w odróżnieniu od swojego byłego przełożonego i partyjnego kolegi już wcześniej przyznał się do błędnej oceny prezydenta Rosji.

Rzeczywiście to socjaldemokraci firmowali w ostatnich latach najważniejsze koncepcje relacji z Rosją. Wszystkie one, począwszy od „zmiany poprzez handel” (Wandel durch Handel), następnie „zmianę poprzez powiązanie” (Wandel durch Verflechtung), na „partnerstwie dla modernizacji” (Modernisierungspartnerschaft) z czasów pierwszego gabinetu Merkel skończywszy, nawiązywały wprost do ukutej na początku lat 60. przez Egona Bahra, uchodzącego za głównego architekta nowej polityki wschodniej (Ostpolitik) socjaldemokratów, formuły „zmiany poprzez zbliżenie” (Wandel durch Annäherung).

Chadecy, początkowo zaciekle negujący to podejście, zwłaszcza w okresie rządów socjalliberalnych gabinetów Brandta i Schmidta, po zimnej wojnie zaadoptowali je do własnej polityki wobec Rosji. I to podobnie jak socjaldemokraci w kolejnych latach, już w jej strywializowanej formie. Całkowicie zaczęto bowiem pomijać jeden z kluczowych elementów tej koncepcji, mianowicie kwestię zaangażowania na rzecz ochrony praw człowieka i obywatela, która odgrywała istotną rolę w trakcie prowadzonych w latach 70. negocjacji w ramach Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.

Zwolennicy zacieśniania relacji z Rosją w Niemczech po upadku żelaznej kurtyny zdawali się ignorować fakt, że sukces Wandel durch Annäherung i polityki odprężenia polegał na kombinacji zachęt i presji, gospodarki i moralności oraz interesów i wartości, a nie wyłącznie na pogłębieniu relacji gospodarczych. Przez przeszło 30 ostatnich lat w myśleniu niemieckich elit rządowych o relacjach z Rosją, oczywiście pod wpływem silnego lobby biznesowego, na pierwszym planie pozostawał aspekt gospodarczy. Coraz mniej uwagi koncentrowano na Wandel (zmianie), liczył się przede już tylko handel, handel i handel albo, jak ujął to 17 marca podczas wystąpienia w niemieckim Bundestagu Wołodymyr Zełeński, Wirtschaft, Wirtschaft, Wirtschaft [niem. gospodarka].

Już kolejne gabinety Kohla po inkorporacji NRD do RFN wykazywały się pełnym złudzeń podejściem do Rosji, upatrując w Borysie Jelcynie lidera prodemokratycznych zmian. W Berlinie przymykano oczy na to, jak rozprawiał się z demokratycznie wybranym parlamentem, ignorowano doniesienia o zbrodniach wojennych w trakcie pierwszej wojny w Czeczeni. Wciąż wierzono, że jelcynowska polityka jest nakierowana na zbliżenie Rosji do świata wartości i standardów Zachodu i zaczęto dostrzegać w Moskwie ważnego partnera w globalnej polityce bezpieczeństwa, który musi być włączony we współkształtowanie europejskiego i światowego ładu pokojowego.

Po końcu ery Jelcyna te same złudzenie dotyczyły Władimira Putina, „krystalicznego demokraty” w ocenie Schrödera. Rok po tym, gdy ten jako szef niemieckiego rządu w jednym z programów niemieckiej telewizji wyraził takie przekonanie na temat prezydenta Rosji, zawarto porozumienie w sprawie Nord Stream, a krótko potem, w 2005 roku, Schröder jako były już kanclerz objął stanowisko przewodniczącego rady nadzorczej w konsorcjum odpowiedzialnym za budowę gazociągu.

Kurs polityki wobec Rosji zasadniczo nie uległ żadnym poważniejszym zmianom także w okresie szesnastoletnich rządów Angeli Merkel. Moskwa nadal była traktowana jak ważny podmiot w sprawach dotyczących globalnych problemów bezpieczeństwa, a przedstawiciele Berlina stawiali się na Kremlu w roli potulnego petenta.

Przykładowo podczas wizyty w Soczi w 2018 roku Merkel, zabiegając o wsparcie Putina w sprawie Syrii, na wspólnej konferencji z nim zapowiadała, że Niemcy będą „jeszcze bardziej intensywnie rozmawiać i prosić Rosję” o wykorzystanie swoich wpływów na reżim al-Asada. Na marginesie warto zaznaczyć, że w kontekście polityki bezpieczeństwa i trwającej wojny w Ukrainie socjaldemokratom często wypomina się frazę z ich programów wyborczych o tym, że „bezpieczeństwo w Europie możliwe jest tylko z Rosją, a nie przeciwko niej”. Slogan ten wielokrotnie powtarzała też sama Merkel.

Podobnie jak we wcześniejszych latach, gdy Rosja dopuszczała się wrogich działań wobec swoich sąsiednich państw, ze strony Berlina wyrażane były krytyczne opinie i dochodziło do chwilowego ochłodzenia w bilateralnej relacjach z Kremlem, nigdy jednak nie towarzyszyła temu próba rewizji Russlandpolitik. Bez większego echa przeszły w Berlinie także aneksja Krymu przez Rosję i inspirowane przez nią secesje samozwańczych republik Donieckiej i Ługańskiej. Niemcy co prawda ostro je skrytykowali i opowiedzieli się za obłożeniem Rosji sankcjami przez UE, jednak kolejny raz nie towarzyszyła temu choćby próba głębszej refleksji nad weryfikacją podejścia w relacjach niemiecko-rosyjskich.

Obserwując reakcję niemieckiego rządu na rosyjską agresję w Ukrainie, można dostrzec, że Berlin nadal częściowo porusza się w koleinach dotychczasowego kursu wobec Moskwy. Dotyczy to przede wszystkim socjaldemokratów z kanclerzem Scholzem na czele. Zieloni, od lat reprezentujący stanowisko najbardziej krytyczne wobec Rosji, wraz liberałami z FDP wskazują jasno na konieczność zmiany podejścia wobec Rosji Putina i potrzebę zwiększenia zaangażowania Niemiec w pomoc militarną dla Ukrainy.
Niemieccy żołnierze na Litwie w Gaiziunai (fot. Shutterstock)

Tymczasem szef niemieckiego rządu i część jego zaplecza partyjnego wykazują ograniczoną wolę do rewizji stanowiska wobec Moskwy. Wciąż najwyraźniej zakładają, że konflikt można rozwiązać wyłącznie na drodze dyplomatycznych negocjacji, w sposób który umożliwi Rosji wyjście z twarzą z sytuacji. Znamienne są w tym w kontekście ostatnie wypowiedzi kanclerza, w których unika sformułowań o możliwym zwycięstwie Ukrainy, a za które jest ostro krytykowany przez media i chadecję. W trakcie debaty generalnej 1 czerwca w Bundestagu lider CDU Friedrich Merz pytał Scholza wprost: „Dlaczego Pan tego nie mówi?”; „Czy jest tutaj jakieś drugie dno?”.

Bez wątpienia dyskusja o rewizji niemieckiej polityki wobec Rosji będzie w następnych miesiącach należeć do głównych tematów debat politycznych. Ważny jej wątek będzie stanowiło rozliczenie dotychczasowego kursu wobec Moskwy. Już kilka tygodni temu pojawił się pomysł ustanowienia w Bundestagu specjalnej komisji w tej sprawie. Jednak nie należy oczekiwać, że w najbliższym czasie dojdzie do poważnego rozrachunku politycznego w sprawie Russlandpolitik, z pewnością czołowego miejsca w tym procesie nie będą zajmować socjaldemokraci.

Zbyt wielkich oczekiwań nie można też wiązać z zapowiadanymi przez kierownictwo SPD pracami nad założeniami nowej Ostpolitik.

Wsparcie militarne dla Ukrainy

Poważne wątpliwości co do „epokowego” charakteru zmian w polityce Berlina wzbudza też kwestia militarnego wsparcia dla Ukrainy. Również w tym wypadku największe rozczarowanie może wzbudzać postawa kanclerza Scholza. Co i rusz podkreśla, że Niemcy należą do państw będących największymi dostarczycielami uzbrojenia i sprzętu wojskowego do Ukrainy, i zapowiada kolejne partie dostaw.

Ostatnia zapowiedź dotyczyła przekazania stronie ukraińskiej systemu obrony przeciwlotniczej IRIS T, najnowocześniejszego tego typu sprzętu, jakim dysponują Niemcy. Wkrótce po tym, gdy kanclerz ogłosił to w Bundestagu, okazało się, że jego obietnica nie była konsultowana z resortem obrony, zapowiedź ta miała być także zaskoczeniem dla Egiptu, który złożył wcześniej zamówienie na dostarczenie tego uzbrojenia. Według doniesień niemieckich mediów Kair miał zrezygnować z części sprzętu na rzecz Kijowa, jednak i tak nie będzie to miało większego znaczenia z punktu widzenia aktualnych potrzeb ukraińskich sił zbrojnych, ponieważ IRIS T nie będzie gotowy do użycia przed końcem roku. Przykładów podobnych sytuacji można przywoływać znaczenie więcej.

Nielepiej wygląda także zapowiadane przez gabinet Scholza wsparcie wojskowe na drodze wymiany uzbrojenia z sojusznikami dysponującymi zasobami broni produkcji sowieckiej, która mogłaby być stosunkowo szybko i bez potrzeby dodatkowych szkoleń przekazana ukraińskiej armii. Berlin podjął w tej sprawie rozmowy m.in. z Grecją, Czechami, Polską i Słowenią. W większości przypadków głównym problemem jest to, że Niemcy nie mają możliwości rychłego dostarczenia partnerom uzbrojenia, którego oczekiwaliby oni w zamian za uszczuplenie swoich zasobów na rzecz Ukrainy.

Abstrahując od zawiłości związanych z realizacją konkretnych dostaw uzbrojenia, zaangażowanie Berlina w pomoc militarną dla Ukrainy jest ograniczone i jego skala nie pokrywa się z deklaracjami rządu. Według danych gromadzonych przez Instytut Gospodarki Światowej w Kilonii Niemcy znajdowały się dopiero na piątej pozycji na liście donatorów pomocy wojskowej. Zestawienie obejmuje wartość sprzętu wojskowego i środki przekazane na zakup uzbrojenia. Wartość uzbrojenia i sprzętu wojskowego przekazanego przez Niemcy Ukrainie w okresie od 24 stycznia do 10 maja szacowana jest przez ten ośrodek na 590 milionów euro, dla porównania w przypadku USA zajmujących pierwszą pozycję w rankingu było to 14 miliardów euro, a Polski, będącej na trzecim miejscu, 1,52 miliarda euro.

100 miliardów dla Bundeswehry

Problematyczne wydaje się określanie przełomowymi zmian odnoszących się do polityki obrony Niemiec. 27 lutego w Bundestagu Scholz zapowiadał ustanowienie specjalnego funduszu na doposażenie niemieckich sił zbrojnych w wysokości 100 miliardów euro. Dzięki takiemu zwiększeniu nakładów na siły zbrojne, jak kanclerz deklarował 30 maja w wywiadzie udzielonym m.in. „Stuttgarter Zeitung”, Niemcy „będą wkrótce dysponować największą w Europie armią konwencjonalną w ramach NATO”. Instrument będzie miał jednorazowy charakter i zostanie umocowany w niemieckiej Ustawie Zasadniczej, a sfinansowany będzie z kredytów zaciąganych przez państwo.

W Niemczech, a także wśród wśród komentatorek i komentatorów w innych państwach kwota zrobiła wywarła duże wrażenie. Przedstawiciele Die Linke mówili w krytycznym tonie o wielkich zbrojeniach. Część obserwatorów w Polsce – na przykład Sławomir Sierakowski na łamach „Krytyki Politycznej” – wieszczyła militaryzację Niemiec.
W rzeczywistości te 100 miliardów nie oznacza ani wielkich zbrojeń, ani nie wskazuje na mającą się dokonać trwałą zmianę podejścia RFN w polityce obronnej. Środki z funduszu pozwolą na zaspokojenie części najpilniejszych potrzeb Bundeswehry, która od lat zmaga się z problemem niedofinansowania i brakiem właściwego zarządzania. Wyrażona we wpisie na portalu LinkedIn w dniu inwazji Rosji na Ukrainę opinia dowódcy wojsk lądowych generała Alfonsa Maisa, że Bundeswehra „jest praktycznie goła” w kontekście możliwości Niemiec do udzielania wsparcia sojusznikom w ramach NATO, nie była przesadą.

W ocenie niemieckich ekspertów kwota 100 miliardów euro odpowiada mniej więcej potrzebom związanym ze sfinansowaniem zakupów niezbędnych do tego, aby Niemcy wywiązały się ze zobowiązań podjętych w ramach NATO. Według szacunków szefa Związku Rezerwistów Bundeswehry Patricka Sensburga kwota, która umożliwiłaby znaczące wzmocnienie potencjału niemieckich sił zbrojnych, powinna być trzykrotnie wyższa.

Przebieg negocjacji nad ustanowieniem specjalnego funduszu dla Bundeswehry i uzgodnień dotyczących finansowanych z niego projektów między koalicją rządową a chadekami wskazują, że trwała zmiana nastawienia Niemiec w odniesieniu do polityki obronnej, a przede wszystkim dowartościowania znaczenia sił zbrojnych, wydaje się niepewna. SPD, Zieloni i FDP potrzebowali poparcia CDU i CSU, ponieważ sami nie dysponowali w parlamencie niezbędną większością do jego ustanowienia.

Jeden z głównych przedmiotów sporu stanowiła kwestia przeznaczenia środków z funduszu. Zieloni domagali się, aby przy użyciu tego instrumentu ‒ poza rozbudową zdolności Bundeswehry ‒ mogła być finansowana pomoc wojskowa dla państw partnerskich oraz zwiększenie odporności Niemiec w zakresie cyberbezpieczeństwa.

Chadecy optowali za tym, aby środki z funduszu były przeznaczone wyłącznie na wzmocnienie zdolności do obrony sojuszniczej i terytorialnej sił zbrojnych. Finalnie ustalono, że kwota 100 miliardów euro będzie wydana tylko na doposażenie Bundeswehry. Wynegocjowana lista projektów zbrojeniowych, które mają być finansowane z funduszu, wskazuje na to, że partie koalicji rządowej były zmuszone do znacznych ustępstw na rzecz chadeków. W praktyce jednym z głównych beneficjentów funduszu staną się niemieckie koncerny zbrojeniowe, w tym przemysł lotniczy w rządzonej od lat przez CSU Bawarii.

Po raz kolejny zatem w ciągu ostatnich lat w odniesieniu do istotnych spraw związanych z Bundeswehrą przeważające znaczenie miały względy stricte polityczne, a nie rzeczywiste potrzeby sił zbrojnych. Po stronie resortu obrony brakowało odpowiedniego planowania wykorzystania dodatkowej puli środków na doposażenie Bundeswehry. Z doniesień niemieckich mediów wynikało, że prace w ministerstwie nad funduszem były prowadzone w sposób chaotyczny, podobnie jak miało to miejsce w przypadku organizacji wsparcia militarnego dla Ukrainy.
Karol Janoś – niemcoznawca i politolog. Absolwent Kolegium Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Zawodowo związany z Instytutem Zachodnim, gdzie zajmuje się niemiecką polityką zagraniczną i bezpieczeństwa oraz Wspólną polityką bezpieczeństwa i obrony Unii Europejskiej

24 maja na łamach tygodnika „Die Zeit” Theo Sommer przypomniał, jak wyglądał proces przygotowań do reform Bundeswehry na początku lat 70., kiedy sam należał do kręgu najbliższych współpracowników Helmuta Schmidta, ówczesnego ministra obrony. Działania resortu obrony były poprzedzone setkami spotkań z personelem wojskowym i cywilnym, dzięki czemu można było dokonać szczegółowej analizy potrzeb sił zbrojnych.

Dziś nie tylko socjaldemokratom, ale też i całym Niemcom, przydałby się ktoś taki jak Helmut Schmidt, nie tylko w roli ministra obrony, ale też kanclerza.