Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Międzymorze / 07.07.2022
Dmytro Rybakow
Pobojowisko. Ukraińskie południe pod rosyjską okupacją
Z okupowanych terytoriów można wyjechać, jeśli uda się przekupić rosyjskich żołnierzy w punktach kontroli papierosami, alkoholem lub kiełbasą. Czasem wystarczy doładować im karty pre-paid na telefon. Jeśli się nie uda, trzeba czekać w samochodach przez kilka dni, aż nastąpi zmiana obsady, bardziej skłonnej do negocjacji.
Rosyjski żołnierz w Enerhodarze (fot. za Twitter)
W strefie okupacji znalazły się nie tylko ziemie w obwodach ługańskim i donieckim, ale także w zajętym w pierwszych dniach wojny obwodzie chersońskim, części obwodu zaporoskiego i azowskiego, co tworzy korytarz lądowy między Krymem a Donbasem. To szczególnie bolesne dla gospodarki Ukrainy. Najpierw straciła kontrolę nad dwoma kluczowymi portami na Morzu Azowskim – Berdiańskiem i Mariupolem, przez które przed wojną przechodziła czwarta część ukraińskiego eksportu zboża.
W Mariupolu działały dwa giganty metalurgiczne: Azowstal i Zakład Iljicza, produkujące jedną trzecią ukraińskiej stali, z czego większość szła na eksport, co w 2021 roku przyniosło ok. 5 mld dolarów dochodu. Funkcjonowały tu też zakłady przemysłu precyzyjnego, zwłaszcza wytwórnie neonu – gazu obojętnego, od którego krytycznie zależy produkcja mikroprocesorów. Odbiorcami trzech czwartych takich produktów były firmy z Tajwanu, Korei Północnej, USA, Niemiec i Holandii.
W związku z zamknięciem dwóch kolejnych ukraińskich firm neonowych, w Mariupolu i Odesie znajdującej się w strefie ataków rakietowych, światowe ceny tego komponentu elektroniki precyzyjnej wzrosły dziesięciokrotnie. Już wpływa to na koszt nie tylko branży high tech, ale także na ceny sprzętu AGD.
W strefie okupacji znalazła się też Kachowska Elektrownia Wodna oraz największa w Europie elektrownia jądrowa w Enerhodarze w obwodzie Zaporoskim. Obecnie znajdują się na jej terenie rosyjscy naukowcy nuklearni. „Interesuje ich technologia koncernu Westinghouse. Wszystkie nasze stacje przestawiły się na amerykańskie paliwo w 2015 roku, które jest prawie o jedną czwartą wydajniejsze od rosyjskich prętów jądrowych” – powiedział mi pragnący zachować anonimowość specjalista z jednego z ukraińskich instytutów badań jądrowych.
Największe szkody wyrządzono jednak rolno-przemysłowemu potencjałowi Ukrainy. Blisko 30% gruntów ornych kraju znajduje się w strefie okupacji i działań wojennych na pograniczu obwodów Charkowskiego, Luhańskiego i Donieckiego. Są to słynne czarnoziemy, a także ogromny fundusz rolny w regionie Chersonia, który tradycyjnie dostarczał ok. połowy krajowej produkcji warzyw i owoców sezonowych oraz 90% upraw melona.
Nawet tam, gdzie grunty pozostały pod kontrolą Ukrainy, prace rolnicze są niezwykle utrudnione ze względu na ich chaotyczny ostrzał amunicją kasetową. Siew w kamizelkach kuloodpornych i hełmach kevlarowych stał się frontem ukraińskich rolników w walce o chleb.
Komunizm wojskowy w akcji
Według Ministerstwa Polityki Społecznej Ukrainy prawie milion osób zatrudnionych w rolnictwie w strefie okupacyjnej nie jest w stanie uprawiać ziemi ani wysyłać zbiorów do przetwórni. Do strat rynkowych dochodzą także systemowe grabieże dokonywane przez administrację okupacyjną.
W niektórych powiatach administracja rosyjska zapowiedziała odbudowę kołchozów. Kiedy właściciel jednego z gospodarstw odmówił w kwietniu „wstąpienia” do kołchozu, mówiąc, że sprzęt jest wypożyczony i musi wyżywić rodzinę, w nocy pod jego podjechał dom transporter opancerzony, którego załoga go ostrzelała. Rolnik przeżył. Niestety inne protesty miały tragiczniejsze konsekwencje.
Lokalni blogerzy wielokrotnie filmowali kolumny ciężarówek ze zbożem jadących z regionu Chersonia na Przesmyk Krymski. Dalej zboże transportowano statkami, jak wynika z informacji serwisu MarineTraffic, do Bejrutu i syryjskiej Latakii. Ponad półtora miliona ton ziarna już zostało skradzione przez Rosję z terenów okupowanych.
W ubiegłym roku Ukraina wyprodukowała 106 milionów ton zboża, z czego kraj zużywa ok. 18 milionów ton. Resztę przeznaczono na eksport, lecz transport morzem jest obecnie niemożliwy.
W niektórych krajach azjatyckich ukraińskie zboże przed wojną stanowiło nawet 90% importu tego produktu żywnościowego, jak np. na Sri Lance, która już ogłosiła stan niewypłacalności z powodu krytycznej inflacji cen żywności.
Sama grabież doprowadziła do katastrofy humanitarnej w niektórych powiatach. Najpierw okupanci zdewastowali magazyny i sklepy spożywcze, a następnie „przejęli kontrolę” nad łańcuchem dostaw leków i paliw. „Odpowiadają za to przedstawiciele różnych organów ścigania, szczególnie FSB i Rosgwardii” – powiedział mi Serhij Daniłow, szef Centrum Studiów Bliskowschodnich, który na bieżąco monitoruje sytuację społeczno-gospodarczą w Chersoniu.
Okupanci nie dbają nawet o formalną legalizację tej grabieży. „Żyjemy według praw dobra, prawdy i sprawiedliwości. (…) Nie ma już ustawodawstwa ukraińskiego i nie ma jeszcze rosyjskiego, więc pracujemy szczerze, uczciwie” – wyjaśnił moralny imperatyw ekspropriacji „zastępca szefa policji” regionalnej Aleksiej Seliwanow, cytowany przez portal Ukraina.ru należący do RT (dawniej Russia Today). Zgodnie z „prawami sprawiedliwości” gauleiter regionu Chersonia Wołodymyr Saldo „przejął kontrolę” nad aptekami (z prywatnymi włącznie).
Na początku maja CNN nadało materiał o tym, że traktory, siewniki i inny sprzęt zmotoryzowany należący do firmy Agrotech-Invest w Melitopolu w obwodzie Zaporoskim nagle znalazł się w Rosji. Sprzęt, którego koszt wynosi 5 milionów dolarów, został zdalnie zablokowany przez producenta, amerykańską firmę John Deere, i nie może zostać uruchomiony.
Naprzód w jasną przeszłość
Nawet w obwodzie Chersońskim, gdzie nie było ostrzału artyleryjskiego jak na Donbasie albo w okolicach Kijowa, miejscowi obywatele podkreślają zmiany. „Te tereny faktyczne się cofnęły w lata 80., kiedy handel detaliczny odbywał się głównie na ulicach. Biznes praktycznie znikł. W małych i średnich sklepach przeważają rosyjskie artykuły spożywcze. Ich jakość i asortyment nie zadowoli miejscowej ludności” – opowiada Dmytro Polupan, który do połowy maja mieszkał z rodziną w miasteczku Hoła Prystań.
„Wiele osób nie kupuje rosyjskich towarów, które są masowo importowane z Krymu. Rosyjskie organy ścigania konkurują o te przepływy, zwłaszcza w niszy alkoholu i papierosów. Wówczas miejscowi szukają produktów ukraińskich z resztek, uruchomili w tym celu kilka kanałów na Telegramie” – dodaje Daniłow.
Część stacji paliw, restauracji i kawiarni kontynuuje działalność gospodarczą, tak jak okupanci wyszukują niepracujące przedsiębiorstwa, po czym zawłaszczają ich zasoby produkcyjne i majątek.
„Upadek farmacji ma znamiona katastrofy humanitarnej. Magazyny apteczne zostały niemal wszędzie splądrowane. Obywatele się samooorganizują, dostarczają najbardziej niezbędne leki dla szczególnie potrzebujących pacjentów” – mówi Tetiana K., koordynatorka siedziby wolontariuszy w Melitopolu w obwodzie Zaporoskim. Ze względów bezpieczeństwa nie chce mi podać nazwiska.
„Leki są sprzedawane na poboczach dróg i na bazarach, z bagażników samochodów pod palącym słońcem lub za pośrednictwem grup na Telegramie. Aby podkreślić, że lek jest o wysokiej jakości, sprzedający robią dopisek «Ukraińskie» lub «Nie Krym»” – napisała na swoim profilu na Facebooku mieszkanka Chersonia, Natalia Wedmedyk.
Drewniane pieniądze
W strefie okupowanej coraz częściej dochodzi do podawania podwójnych cen w handlu detalicznym: dużymi cyframi – w rublach, mniejszymi obok – w hrywnach. Tymczasem na rynkach i w obszarze usług kursują wyłącznie ukraińskie hrywny, co zmusza rosyjskich żołnierzy po wypłacie żołdu do formowania długich kolejek w kantorach.
Jednocześnie hrywny są regularnie przelewane na karty bankowe emerytów i pracowników sektora publicznego za pośrednictwem sieci największego ukraińskiego banku, Privatbanku, który jako pierwsza instytucja finansowa zaprowadził nowoczesny e-banking jeszcze pod koniec 2000. „Będziemy wdzięczni Privatowi na zawsze.
Gotówkę można dostać w biurach, choć kolejki są nieprawdopodobne. Gdy się rozłączyliśmy [z operatorami komórkowymi – przyp. D.R.], serwis wsparcia banku znalazł możliwość zapewnienia uwierzytelnienia transakcji bez SMS-ów” – mówi mieszkanka Chersonia cytowana przez Wedmedyk.
„Krytyczna sytuacja finansowa rozwinęła się w Nowej Kachowce, gdzie cyfrowe klucze z kont emerytów i pracowników urzędów wpadły w ręce kolaborantów i są wykorzystywane przez administrację okupacyjną do szantażowania obywateli” – mówi Serhij Daniłow.
W tej samej Nowej Kachowce hrywna pozostaje praktycznie jako instrument płatniczy bez alternatywy, z wyjątkiem dolara. Mimo zapowiedzi rosyjskich mediów o włączeniu okupowanych terytoriów do strefy rublowej od 1 maja obieg rosyjskiej waluty nie jest dziś potwierdzony nawet na poziomie małych sklepów i stacji benzynowych na granicy administracyjnej z Krymem, który znajduje się w strefie rubla już od ośmiu lat.
Z tego powodu rosyjscy żołnierze czasem zachowują się jak żebracy, ponieważ nie mają możliwości bezgotówkowego płacenia w regionie Chersonia, bo ukraińskie terminale nie akceptują kart wydanych przez rosyjskie banki ze względu na sankcje. Dla Ukraińców działają natomiast jak zwykle. Przynajmniej tam, gdzie działa ukraiński internet.
„Okupanci mają oczywiste problemy z żywnością, dlatego ciągle spotykają się w małych grupach na targowiskach, gdzie próbują coś sprzedać lub wymienić na żywność. Ale nikt u nas nie dba o ruble” – powiedział Serhij Mucha, który na początku czerwca uciekł do Polski przez Gruzję.
Urodzona w Chersoniu Kateryna Zasucha mówi mi, że rosyjscy żołnierze są często zatrudniani do pracy przy melonach i zbiorze truskawek przez rolników, którzy płacą im w hrywnach.
Nie da się uciec
Ze strefy okupacyjnej na południu Ukrainy można uciec na trzy sposoby i żaden z nich nie gwarantuje ominięcia obozu filtracyjnego lub po prostu zniknięcia na jednym z punktów kontroli, które ustawione są niemal co kilometr. Droga do Mikołajowa – najpopularniejsza droga ucieczki w marcu i kwietniu – jest obecnie zablokowana z powodu aktywnych działań kontrofensywnych SZU.
Samochodem można jechać tylko no Zaporoże, jeśli da się przekupić rosyjskich żołnierzy w punktach kontroli papierosami, alkoholem lub kiełbasą. Czasem wystarczy doładować im karty pre-paid na telefon. „Jeśli się nie uda, trzeba czekać w samochodach przez kilka dni, aż nastąpi zmiana obsady, bardziej skłonnej do negocjacji” – opowiada Serhij Mucha.
Zwykle ludzie tworzą kolumny do 200 samochodów i koordynują wszystkie działania przez Telegram. Po drodze dzielą się paliwem, częściami zamiennymi, lekami, troszczą się o sąsiadów. Są też przewoźnicy krymscy, którzy dowożą ludzi do granicy z krajami bałtyckimi czy Gruzją za 600 dolarów od osoby. Obecnie na terytoriach okupowanych to niebotyczne pieniądze.
Nie ma już bezpośrednich protestów, jak w marcu i na początku kwietnia. „Ludzie są po prostu wyłapywani i rozstrzeliwani. Wielu działaczy zniknęło lub zostało inwalidami po torturach, których doświadczyli z rąk rosyjskich żołnierzy, jak w Chersoniu lub Nowej Kachowce. Można się tylko domyślać, co dzieje się na wsiach” – mówi Daniłow.
Zapobiegawczo zamknięto placówki edukacyjne na terytoriach okupowanych. Jak mówi Daniłow, żaden z rektorów uczelni nie zgodził się na współpracę z administracją okupacyjną. Także z 60 dyrektorów szkół w Chersoniu tylko dwóch zgłosiło się na przeniesienie uczniów do rosyjskiego systemu edukacji i wprowadzenie rosyjskojęzycznych podręczników, pisze Natalia Wedmedyk.
Wokół miasteczka Geniczesk, które zostało zajęte pierwszego dnia wojny, żadna szkoła nie przyjęła rosyjskiego programu edukacyjnego, chociaż w samym Geniczesku takie są. „Ale to sami dyrektorzy, a nie nauczyciele w ogóle. Ci, którzy odmawiją, są poddawani ogromnej presji” – powiedział Daniłow.
Rosyjskie media przestały nawet ogłaszać referendum w południowych regionach Ukrainy w ramach scenariusza zrealizowanego na Krymie w 2014 roku. „Nie dostały takiej liczby zdrajców, jakiej potrzebowali do przeprowadzenia referendum i przedstawienia go w telewizji. Nie dostali wsparcia biznesowego przy wprowadzaniu strefy rubla. Żadnego wsparcia przy rozdawaniu paszportów. Nie mają nawet wystarczającej liczby ludzi do sfałszowania plebiscytu” – mówi Jurij Sobolewski, wiceprzewodniczący Rady Obwodowej Chersonia.
Po ogłoszeniu uproszczonej dystrybucji rosyjskich paszportów zaledwie 23 osoby skorzystały z tej usługi w Chersoniu – prawie wyłącznie spośród deputowanych miejskich prorosyjskiej Opozycyjnej Platformy „Za Życie” i ich rodzin, twierdzi Kateryna Zasucha.
Jaka jest perspektywa?
Łączny obszar obwodów chersońskiego, azowskiego i ługańskiego zajętych po 24 lutego na południu i wschodzie Ukrainy wynosi ponad 55 tysiące kilometrów kwadratowych. Razem z terytoriami zajętymi w 2014 roku mają powierzchnię równą Czechom i Słowacji łącznie lub, mniej więcej, Austrii i Szwajcarii łącznie.
Dr Dmytro Rybakow, mieszka w Kijowie. Jest dziennikarzem ekonomicznym. Współpracuje z Mind.ua. Absolwent Instytutu historii Uniwersytetu Jagiellońskiego i oraz Kyiv School of Economics
Ukraińskie władze twierdzą, że ani jeden kawałek tej ziemi nie pozostanie pod okupacją, bez względu na to, jaki będzie koszt dla Sił Zbrojnych i ludności Ukrainy.
Na początku maja prezydent Zełenski powiedział w przemówieniu do Parlamentu Europejskiego: „Ukraińska flaga powróci tam, gdzie słusznie powinna. Powróci wraz z normalnym życiem, którego Rosja po prostu nie jest w stanie zapewnić nawet we własnym kraju”. Ten imperatyw pozostaje aktualny do dziś.