Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Jedwabny Szlak > Czajnik / 05.09.2022
Ludwika Włodek

Wojna w Ukrainie dzieli Kazachów, część z nich chce zakazu telewizji z Rosji. Reportaż z Kazachstanu

Według badań społeczeństwo jest podzielone na pół w ocenie wojny Rosji z Ukrainą. Duży wpływ na to ma rosyjska propaganda oglądana w rosyjskiej telewizji, ciągle atrakcyjnej dla wielu Kazachów. Prezydent kraju lawiruje w polityce wobec Kremla, bo stawką jest utrzymanie niepodległości Kazachstanu.
Foto tytułowe
Władimir Putin i Prezydent Kasym Żomart Tokajew na jednym ze szczytów ekonomicznych (fot. Wikicommons)

15 lipca, Ałmaty, dostaję wiadomość na WhatsAppie. To Dualet Abiłkasimow, kazachski prawnik, jeden z organizatorów antywojennej demonstracji, która odbyła się w dawnej stolicy Kazachstanu 6 marca. Jesteśmy umówieni na wywiad następnego dnia: „Może wcześniej powinienem panią uprzedzić: jeśli ma pani prorosyjskie poglądy, to nasza rozmowa może nie być zbyt miła. Jestem jednoznacznie proukraiński i nic dobrego na korzyść Rosji nie mogę powiedzieć. Nie widzę żadnych powodów, żeby usprawiedliwiać jej działania wobec Ukrainy”.

Kiedy uspokoiłam go, że nie mam prorosyjskich poglądów i podobnie jak on potępiam działania Rosji na Ukrainie, odpisał mi: „Niezbyt często, ale zaczynam spotkać ludzi z Europy, którzy używając argumentów gospodarczych i odwołując się do kwestii bezpieczeństwa Rosji, twierdzą że dla niej ta wojna to konieczność. Że Rosjanie po prostu musieli napaść na Ukrainę, żeby bronić własnych granic. Musiałem się upewnić, czy pani nie jest jedną z takich osób”.

24 lipca, wieś Saty, południowo-wschodni Kazachstan, kończę kolację przy letnim stole, na podwórku w domu, gdzie wynajmuję pokój. Przy sąsiednim stole siedzi rodzina Kazachów. Zaczynamy niezobowiązującą rozmowę.

W pewnym momencie głowa rodziny, pan Sarsen, emerytowany pracownik służb (były KGB-ista) z Szymkentu pyta mnie: „A co pani, pani Ljudwigo, sądzi o Ukrainie?”. I kiedy mówię mniej więcej to samo, co odpowiedziałam Dualetowi, atmosfera nagle staje się dużo bardziej rozluźniona. Pan Sarsen przysiada się bliżej, wyraźnie rozwiązuje mu się język. Z ulgą odpowiada: „No to możemy normalnie pogadać”.

Kwestia poglądów na wojnę stała się w Kazachstanie jedną z osi podziału społeczeństwa. W rzeczywistości nie chodzi tylko i wyłącznie o opinię odnośnie do tej jednej wojny. To, czy ktoś mówi o agresji Rosji, czy też używa określenia „operacja specjalna”, czy wyraża sympatię dla zaatakowanej Ukrainy, czy mówi o szerzącym się nad Dnieprem faszyzmie, który zagrażał rosyjskojęzycznej ludności, wiele zdradza o danej osobie. Czy popiera dalszą integrację Kazachstanu z Rosją, czy martwi go lub ją niski poziom znajomości języka kazachskiego w społeczeństwie, a wreszcie – i przede wszystkim – skąd czerpie informacje o świecie.

Ofiary rosyjskiej propagandy

Zdaniem Adila Dżaliłowa, byłego dziennikarza, założyciela niezależnego centrum badania opinii Demoscope, osoby, które sympatyzują z Rosją, unikają słowa „wojna” i wierzą w istnienie niebezpiecznych dla świata ukraińskich faszystów, to przede wszystkim odbiorcy rosyjskich mediów.

„Nasze niezależne media są słabe, docierają do niewielkiej liczy osób – opowiada Dżaliłow. – Na dodatek informacji ze świata, też w tych niezależnych, ale przede wszystkim w publicznych, jest jak na lekarstwo.

Kazachowie słabo znają języki poza kazachskim i rosyjskim. W rezultacie dla ogromnej części społeczeństwa wszystkie informacje o zagranicy pochodzą z rosyjskiej telewizji, która jest u nas powszechnie dostępna i bardzo chętnie oglądana. Ludzie nawet niekoniecznie szukają w niej informacji, często po prostu rozrywki, ale czekając na ulubiony talk show czy serial, zawsze trafią na jakiś urywek informacji, z których obowiązkowo sączy się kremlowska propaganda”.

Zdaniem Dżaliłowa, gdyby tylko ograniczyć oglądalność rosyjskich mediów, poglądy Kazachów natychmiast by ewoluowały. Opozycyjni kazachscy intelektualiści, tacy jak Dosym Satpajew, od dawna apelują, żeby to zrobić.

„Jeszcze w 2014 roku, po aneksji Krymu (której zresztą Kazachstan nigdy nie uznał) domagaliśmy się ograniczenia w nadawaniu rosyjskiej telewizji w Kazachstanie. Nasze władze całkowicie oddały pole informacyjne Rosji, co szkodzi naszej racji stanu” – opowiadał mi Satpajew. Jednak zarówno on, jak i jemu podobni zwolennicy ograniczenia wpływów rosyjskiej propagandy na kazachskie społeczeństwo, mają świadomość, że władze boją się takich gwałtownych ruchów, wiedząc, że spowodowałoby to kroki odwetowe Rosji.

Ci mieszkańcy Kazachstanu, którzy czerpią informacje o świecie z rosyjskiej telewizji, nigdy nie dadzą się przekonać, że Rosja zachowuje się agresywnie, że Putin zaatakował Ukrainę nie po to, żeby broić prześladowanej tam rzekomo rosyjskojęzycznej ludności, a dlatego, że potrzebował wroga zewnętrznego dla wzmocnienia swojej popularności w kraju i że o niczym tak nie marzy jak o odbudowaniu hegemonii, którą Rosja utraciła wraz z rozpadem ZSRR.

Podzielone społeczeństwo

Część mieszkańców Kazachstanu, wśród nich ci lepiej wykształceni lub po prostu niebędący pod przemożnym wpływem Rossji 24 czy NTW, bardzo wyraźnie sympatyzuje z Ukrainą. Na demonstrację 6 marca, jedyną, na którą władze wydały oficjalne pozwolenie, przyszły tłumy, nakładkę z ukraińską flagą na swoich facebookowych awatarach ma wielu kazachskich dziennikarzy, artystów i pracowników organizacji pozarządowych.

W Kazachstanie prawie natychmiast po rozpoczęciu pełnoskalowej rosyjskiej agresji ruszyły rozmaite inicjatywy na rzecz Ukrainy. Togżan Kożalijewa, załozycielka fundacji Haq (kaz. „Prawda”), mówi, że w ciągu dwóch pierwszych dni zbiórki na pomoc dla Ukraińców, którą jej fundacja uruchomiła już 26 lutego, datki wpłaciło 12 tysięcy osób. W sumie zebrali ponad milion dolarów. Wpłacali zwykli obywatele, ale tez kazachscy biznesmeni, na przykład Timur Turłow, Rosjanin, który jakiś czas temu przeprowadził się do Kazahstanu i ma już obywatelstwo tego kraju.

„Ludzie rwali się do pomocy, bo wyobrażali sobie, że Kazachstan mógłby się znaleźć na miejscu Ukrainy. W Końcu mamy najdłuższą granicę z Rosją [7,5 tysiąca kilometrów – przyp. L.W.]. Rosjanie – tamtejsi politycy i dziennikarze – wielokrotnie mówili, że Kazachstan powinien oddać Rosji część swoich terytoriów, że nasza niepodległość to farsa i tak dalej. Mamy też ogromną mniejszość, która mówi tylko po rosyjsku i Rosja już wielokrotnie zapowiadała, że będzie jej bronić” – tłumaczyła mi Togżan.

Za zebrane pieniądze fundacja Haq kupowała lekarstwa i inne artykuły pierwszej potrzeby. Transporty z pomocą początkowo zabierały rządowe samoloty, które leciały po kazachskich uchodźców z Ukrainy, potem swoich maszyn użyczała państwowa spółka Air Astana. „Wszyscy nas popierali – zapewniała mnie Kożalijewa – bo dla wszystkich było oczywiste, że jeśli Ukraina przegra, to Kazachstan będzie następny”.

Jednak w sondażu przeprowadzonym w kwietniu przez ośrodek badania opinii publicznej Demoscope wyszło, że 70% społeczeństwa popiera Rosję w konflikcie z Ukrainą (49% badanych bezwarunkowo, kolejnych 21 z ciut większa rezerwą). 30% badanych trzymało stronę Ukrainy, uważając, że Rosja nie miała powodów, by ją napadać, a robiąc to, złamała prawo i dopuściła się niczym nie usprawiedliwionej agresji.

„Rezultat sondażu nas samych zszokował i bardzo zasmucił. Baliśmy się publikować te wyniki – przyznał w rozmowie ze mną Dżaliłow. – Reakcja dużej części naszego środowiska, czyli liberalnej inteligencji, była straszna. Zarzucano nam, że wspieramy kremlowską propagandę, że ogłupiamy społeczeństwo, wreszcie krytykowano naszą metodologię, twierdząc, że to ona jest winna rezultatów”.

Najbardziej krytykowano to, że 77% respondentów Demoscope’u odpowiadało na pytania po rosyjsku, oraz to, że sondaż przeprowadzono telefonicznie. Inni eksperci, z którymi rozmawiałam, choć przyznają, że wyniki uzyskane przez zespół Dżaliłowa mogą być nieco tendencyjne (wśród posiadaczy naziemnych telefonów nadreprezentowani są starsi ludzie o konserwatywnych poglądach), zgadzają się, że liberalna inteligencja żyje w bańce i nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo jej poglądy różnią się od przekonań reszty społeczeństwa. Jewgienij Żowtis, znany kazachski obrońca praw człowieka, szacuje, że rozkład proukraińskich i prorosysjskich sympatii w społeczeństwie może wynosić 50 na 50. Wszyscy zgadzają się co do tego, że społeczeństwo jest głęboko podzielone, a wojna zadziała jak papierek lakmusowy, który te podziały wydobył na światło dzienne i wyostrzył.

Trudno rozmawiać

Wielu moich rozmówców przyznało, że kazachski konflikt wokół agresji Rosji na Ukrainę jest tak głęboki, że temat wojny w rodzinach stał się tabu.

Wiktor Kowtunowskij, z wykształcenia inżynier, były radny miasta Ałmaty, a teraz głównie niezależny publicysta, którego rodzina od pokoleń mieszka w Kazachstanie, a pochodzi mniej więcej po równo z Rosji i z Ukrainy, dawno przestał z dalszymi krewnymi rozmawiać o Rosji i Ukrainie. „Ja, moja żona i naszych dwóch dorosłych synów jesteśmy przeciwko tej wojnie. Kiedy o świcie 24 lutego dowiedziałem się o pierwszych rakietach spadających na ukraińskie miasta, byłem zły i smutny. Wiedziałem, że Putin często blefuje, ale nie miałam go za szaleńca, jakim się okazał. Przez miesiąc tak byłem przygnębiony tym, co się działo, że nie wychodziłem z domu, z nikim nie rozmawiałem, jakbym dostał ciężkiej depresji”.

Na początku Wiktor próbował tłumaczyć swojej matce i dalszym krewnym, co się dzieje na Ukrainie. Później jednak przestał. „Zacząłem po prostu jak najdalej omijać temat wojny na rodzinnych uroczystościach. Nie ma co dyskutować z ludźmi, którzy przez lata nasiąkania kremlowską propagandą wpoili sobie do głowy, że Rosja jest dobra i wszystko, co dobre, z niej pochodzi. Oni nie są w stanie przyjąć prawdy o tym, że rosyjscy żołnierze gwałcili i strzelali do cywilów, że rosyjskie rakiety umyślnie celują w domy mieszkalne, szkoły i szpitale. Dla ludzi pokroju moich krewnych przyznać coś takiego oznaczałoby zaprzeczyć wszystkiemu, kim są, w co wierzyli i na czym tworzyli sobie porządek świata, w którym Rosja uosabiała siły dobra. To nie jest dyskusja na argumenty, to jakby usiłować przekonywać religijnego fanatyka, że nie ma boga”.

Podobnie ocenia to Andrej Griszyn, podobnie jak Wiktor z mieszanej, rosyjsko-ukraińskiej rodziny, urodzony i mieszkający w Kazachstanie dziennikarz i obrońca praw człowieka. Część jego rodziny uważa go za ukraińskiego szpiega, bo próbował im tłumaczyć, jak faktycznie wygląda ta wojna. Wujek Andrieja mieszka w Rosji, w Barnaule. Jego syn, wojskowy, walczy w Ukrainie. Kiedy wujek przyjechał do Kazachstanu w odwiedziny, Andrej nie wytrzymał i wdał się z nim w dyskusję. Zupełnie jałową, bo ta go tylko utwierdziło w tym, że macki ukraińskich nazistów sięgają bardzo daleko. Matka Andreja, choć zgadza się ze swoim synem i jest przeciwko wojnie, z bratem wolała na ten temat nie rozmawiać. Wie, że to mogłoby doprowadzić do ich całkowitego zerwania.

Po ostrzu noża

Działania Rosji popiera nie tylko część kazachskich Rosjan, także część Kazachów. Wielu z ogląda wyłącznie rosyjską telewizję. Część dlatego, że oferta rozrywkowa rosyjskiej telewizji wydaje im się atrakcyjniejsza, a część dlatego, że rosyjski zna lepiej niż kazachski i rosyjskie media są dla nich łatwiejsze w odbiorze. Według niezależnych źródeł, na przykład ruchu społecznego Memlekttik, swobodnie językiem kazachskim posługuje się około 60% mieszkańców kraju.

Paradoksalnie rosyjską stronę biorą kazachscy konserwatyści, osoby mocno wierzące, które chodzą do meczetu. Adil Dżaliłow tłumaczy to tak, że dla konserwatywnych imamów Ukraina to Zachód, a ten to symbol całego zepsucia, gdzie szerzy się „ideologia LGBT” i umierają tradycyjne wartości. Kazachscy imamowie patrzą na kolegów z Rosji, z Baszkirii, Tatarstanu. Nie znają angielskiego, nie oglądają też mediów spoza krajów byłego ZSRR. Całą wiedzę o świecie czerpią za pośrednictwem Rosji.

W tym wszystkim nie można zapominać o władzach Kazachstanu. Te prowadzą niejednoznaczną politykę. Wynika ona z dwóch przeciwstawnych tendencji. Z jednej strony Kazachstan mocno zależy od Rosji w kwestiach gospodarczych i bezpieczeństwa. Pozostaje w bardzo bliskich relacjach z Moskwą, należy do kilku organizacji, w których Rosja jest liderem i które ewidentnie mają na celu postsowiecką reintegrację (najważniejsze z nich to Eurazjatycki Związek Gospodarczy i Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym). Z drugiej strony niepodległość Kazachstanu i jego integralność terytorialna były wielokrotnie kwestionowane przez rosyjskich polityków i ważne dla rosyjskiej sfery medialnej osobistości. Co kilka lat rosyjscy deputowani czy dziennikarze wspominają o tym, że północne terytoria Kazachstanu są tak naprawdę „prezentem od Rosjan”, a kazachska państwowość jest tak długo tolerowana na Kremlu, jak długo Kazachstan pozostaje jego lojalnym sługą.

Z tych wszystkich powodów władze Kazachstanu mają wiele empatii dla Ukrainy i nie popierają otwarcie Rosji. Prezydent Kasym Żomart Tokajew na słynnym forum w Petersburgu powiedział otwarcie, że Kazachstan nigdy nie uzna niepodległości Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych, ponieważ byłoby to sprzeczne z prawem międzynarodowym. Spotyka się z rosyjskimi politykami, ale także rozmawia przez telefon z prezydentem Wołodymyrem Zeleńskim.

„Władze Kazachstanu doskonale zdają sobie sprawę z rosyjskiego zagrożenia, ale jednocześnie z tego, jak mocno ich kraj zależy od Rosji. Dlatego ich polityka musi być odpowiednio wyważona. To jak stąpanie po ostrzu noża” – mówi mi Serik, kazachski biznesmen, kiedyś aktywny w polityce na lokalnym szczeblu. Nie chce podać do publicznej wiadomości swojego nazwiska. Spotkaliśmy się w Astanie, w centrum handlowym Keruen. Do Serika ciągle ktoś dzwoni. My rozmawiamy po rosyjsku, ale przez telefon Serik przechodzi na kazachski, tylko czasem wtrąca rosyjskie słowa. Za młodu marzył, żeby nazywać się Sergiej, nie Serik. Dziś już mówi o dumie z tego, że Kazachstan jest niepodległy. Uważa, że potrzeba dużo sprytu, żeby tę niepodległość utrzymać „Jako obywatel popieram politykę naszych władz w kwestii tej wojny – tłumaczy mi Serik. – Jest dla mnie oczywiste, ze żadne cywilizowane państwo nie powinno sięgać po bomby w swojej polityce. Wojna jest zawsze zła, bo na wojnie giną ludzie.
Ludwika Włodek jest socjolożką i reporterką. Pracuje jako adiunktka w Studium Europy Wschodniej, gdzie kieruje specjalizacją Azja Środkowa.

Inne artykuły i podcasty Ludwiki Włodek

Z drugiej strony nie możemy jednak zerwać więzów, jakie łączą nas z Rosją. Ona od dawna ostrzy sobie zęby na nasze północne terytoria. Musimy działać mądrze, ostrożnie. Inaczej możemy wszystko przegrać. Proszę pamiętać, że na początku wojny Zachód przybrał wyczekującą postawę. Zaczął pomagać Ukrainie, dopiero jak zobaczył, że ta się broni. A nam kto pomoże?”.