Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Międzymorze / 19.09.2022
Ihar Melnikau
Polskie „krówki” kontra niemieckie „panzery”. Obrona Twierdzy Brzeskiej
Ten bohaterski epizod zasługuje na osobną salę w Muzeum Obrony Twierdzy Brzeskiej. Użycie starych francuskich czołgów Renault FT-17 w walkach przeciwko Niemcom nad Bugiem było spowodowane trudną sytuacją Wojska Polskiego w drugim tygodniu kampanii wrześniowej. Polscy czołgiści zrobili jednak wszystko, co mogli, aby zatrzymać znacznie przeważającego ich pod względem technicznym wroga.
Polscy żołnierze i czołg Renault FT-17 tuż przed wrześniem 1939
Konstruktorem czołgu Renault FT-17 był francuski generał Jean Baptiste Estienne. Uważa się, że właściciel przedsiębiorstwa inżynieryjnego Louis Renault również przyłożył rękę do procesu tworzenia czołgu. Armii francuskiej spodobała się nowa maszyna i już w 1917 roku rozpoczęła się jej masowa produkcja. W 1918 roku z linii montażowej zjechało 2697 nowych wozów.
W tym czasie był to rewolucyjny sprzęt, z bronią znajdującą się w wieży, która obracała się wokół własnej osi. Do końca I wojny światowej wyprodukowano 3814 czołgów FT-17, jednak produkcję kontynuowano i po niej.
Najczęstsze były maszyny uzbrojone w działo krótkolufowe 37 mm. Istniały również warianty czołgu uzbrojone w karabin maszynowy Hotchkiss 8 mm lub działo Schneider 75 mm albo z radiostacją zamiast uzbrojenia.
Chrzest bojowy pod Bobrujskiem
Pierwsze FT-17 pojawiły się w pułku czołgów Wojska Polskiego formowanym we Francji. Czołgistów szkolili francuscy instruktorzy. Pierwszym dowódcą pułku został Francuz, ppłk Jean Mare. Dowodził on jednostką do listopada 1919 roku, kiedy zastąpił go polski oficer ppłk Adolf Engel. Na wyposażeniu Wojska Polskiego znalazło się około 120 maszyn.
Po raz pierwszy francuskie czołgi Polacy zastosowali w walkach z bolszewikami na terenie Białorusi. W sierpniu 1919 roku front polsko-bolszewicki poruszał się dość szybko na wschód. Po zajęciu przez wojska polskie Mińska Armia Czerwona przygotowywała się do obrony na linii Borysów–Bobrujsk–Szack. Bolszewicka 16. Armia pod dowództwem Mikołaja Sołłohuba otrzymała rozkaz utrzymania miejscowości Dołhinów i Dokszyce. Sowieci przygotowywali się do długiej obrony i nie mogli sobie nawet wyobrazić, jakiej broni użyje przeciwko nim przeciwnik. Polska 2. Dywizja Legionów zajmowała pozycje na linii Plisa–Łużki, a na północ od niej działała Dywizja Wielkopolska pod dowództwem gen. Daniela Konarzewskiego.
24 sierpnia 1919 roku dowódca Frontu Litewsko-Białoruskiego, gen. Stanisław Szeptycki wydał rozkaz, aby rozpocząć ofensywę na Bobrujsk. Już sześć dni wcześniej druga kompania 1. Pułku Czołgów pod dowództwem kpt. Jeana Dufoura wyjechała ze stacji Łódź w kierunku Lidy. Do miasta Jasień czołgi dotarły 27 sierpnia o godzinie 20:30. Natarcie na Bobrujsk planowano w trzech kierunkach. Pierwsza grupa wojsk ppłk. Arnolda Szyllinga miała sforsować rzekę Wołczankę i uderzyć na Bobrujsk przez wieś Paniuszkowicze. Druga zaś grupa pod dowództwem mjr. Oscara Brezany nacierała w centrum przez Kisielewicze i Boguszewki. Trzecia, pod dowództwem ppłk. Władysława Andersa, nacierała na prawym skrzydle i miała zdobyć bobrujskie mosty.
Bobrujska broniły 67. i 68. pułki strzeleckie 8. Dywizji Strzeleckiej Armii Czerwonej, dwa bataliony marynarzy, trzy pociągi pancerne, cztery działa, kilka samochodów pancernych i 25 karabinów maszynowych. Ogółem w mieście nad Berezyną znajdowało się 2500 czerwonoarmistów, którzy zajęli okopy na starych rosyjskich pozycjach obronnych nad Wołczanką.
Czołgi ruszyły z Jasienia o godzinie 23:00. Teren działań wojennych był bagnisty, znaczna liczba rowów melioracyjnych stwarzała trudności francuskim czołgistom. Białoruscy chłopi masowo wychodzili na drogi, aby zobaczyć na własne oczy polsko-francuskie pancerne „krówki” (tak w 1939 roku polscy czołgiści nazywali swoje, stare już wtedy, czołgi). Z Baranowicz czołgi ruszyły w kierunku Kisielewiczów. Gdy kolumna zbliżyła się do Wołczanki, otworzył do niej ogień bolszewicki pociąg pancerny, który znajdował się w pobliżu wsi Biebkowszyzna. Jednocześnie zaatakowali czerwonoarmiści, ostrzeliwując czołgi z karabinów maszynowych. Na wsparcie francuskich maszyn poszła piechota polska z 4. Pułku Strzelców Wielkopolskich.
Pierwszy pluton czołgów ruszył na północ od drogi Baranowicze–Wołożyn, a pozostałe dwa skierowały się na południe. FT-17 ostrzeliwały pozycje artylerii bolszewickiej, a karabiny maszynowe koncentrowały ogień na rowach strzeleckich, w których kryli się czerwonoarmiści. Wkrótce czołgi dotarły do rzeki Wołczanki, jednak urwisty brzeg nie pozwolił na natychmiastowe forsowanie przeszkody wodnej. Maszyny zawróciły i zaczęły ostrzeliwać wycofujących się bolszewików. Jeden z plutonów znalazł jednak dogodne miejsce do przeprawy, przedostał się na drugi brzeg i rozpoczął flankujący ostrzał pozycji czerwonoarmistów. W ten sposób francuskie czołgi przełamały pięć rzędów linii drutu kolczastego i wykonały przejście dla piechoty. Bolszewicy zaczęli się poddawać do niewoli. Polacy kontynuowali pościg za wycofującymi się, jednak czołgi musiały się zatrzymać.
Okazało się, że dwa z nich zostały poważnie uszkodzone, a dwa kolejne weszły pod wodę po samą wieżę.
Podczas gdy czołgiści naprawiali uszkodzone maszyny i próbowali wyciągnąć te zalane, polscy saperzy starali się naprawić most przez Wołczankę. Tu jednak Polaków zaatakowały radzieckie samochody pancerne. Polacy skierowali na most kilka czołgów. Jeden z nich, podjeżdżając, wystrzelił w samochód pancerny. Pocisk trafił dokładnie w cel, pojazd eksplodował. Drugi bolszewicki pojazd wycofał się. Wkrótce most został naprawiony, a FT-17 ruszyły naprzód. 5 kilometrów od Bobrujska zostały jednak zmuszone do postoju z powodu wyczerpania paliwa. Wkrótce Polacy skierowali w ich stronę dwie ciężarówki z paliwem i żywnością.
W czasie, gdy francuscy czołgiści odpoczywali, polska grupa wojskowa mjr. Brezany zbliżyła się do Bobrujska, szybkim uderzeniem zdobyła stację kolejową i zaatakowała bolszewicki garnizon w twierdzy. W ataku polskim żołnierzom pomagała kompania czołgów. Grupa ppłk. Szylinga po ciężkiej przeprawie przez Wołczankę przełamała bolszewicką linię obrony i zaatakowała miasto z innego kierunku. Ostatecznie Grupa ppłk. Władysława Andersa wkroczyła do Bobrujska od strony folwarku Warnowicze, zdobywając stację kolejową Berezyna. Ostatecznie miasto znalazło się w rękach Polaków 28 sierpnia 1919 roku. Wycofując się w kierunku Żłobina i Rohaczewa, bolszewicy zniszczyli mosty, co zmusiło Polaków do rezygnacji z dalszego ścigania przeciwnika.
W wyniku walk o Bobrujsk Polacy wzięli do niewoli 500 jeńców, zajęli dwa działa, kilka samochodów pancernych, 35 wagonów kolejowych, wiele karabinów maszynowych i karabinów. Jednak ponieśli też wymierne straty.
Podczas jednego z kontrataków czerwonoarmistom udało się zdobyć dwa czołgi francuskie. Losy ich załóg nie są znane do dziś. Za udział w walkach o Bobrujsk dowódca 1. Batalionu Pancernego mjr Albert Marchand, dowódca kompanii pancernej kpt. Jean Dufour i dowódca plutonu ppor. Ferdynand Brahne zostali odznaczeni Krzyżem Walecznych. Po walkach nad Berezyną Francuzi brali udział w walkach pod Dyneburgiem. Wkrótce potem francuskie załogi wycofały się, przekazując swoje pojazdy Polakom.
W kampanii wrześniowej
W momencie wybuchu II wojny światowej na stanie Wojska Polskiego znajdowało się około 100 czołgów Renault FT-17 różnych modyfikacji. Część pojazdów Polacy sprzedali już za granicę (do Hiszpanii i Chin). Znaczna ich liczba była na wyposażeniu 2. Batalionu Pancernego w Żurawicy. Chodzi o: 111. kompanię czołgów lekkich pod dowództwem kpt. Bohdana Gadomskiego, 112. kompanię pod dowództwem por. Jerzego Stokłosa i 113.
kompanię pod dowództwem por. Jerzego Ostrowskiego (po 15 maszyn każda). Oprócz tego czołgi znajdowały się w Przemyślu, były także używane jako pancerne pojazdy rozpoznawcze na liniach kolejowych.
Po zmobilizowaniu wszystkich trzech kompanii czołgów lekkich skierowano je przez Brześć nad Bugiem do Warszawy, gdzie miały wejść w skład rezerwy Naczelnego Wodza Wojska Polskiego marsz. Edwarda Rydza-Śmigłego. 9 września 1939 roku pociąg ze starymi francuskimi czołgami został zbombardowany przez Luftwaffe pod Łukowem. 111. kompania została odcięta od reszty transportu, dlatego podjęto decyzję o rozładowaniu czołgów wchodzących w jej skład i skierowaniu ich na pozycje na północ, w lesie. Dwie pozostałe kompanie wróciły do Brześcia nad Bugiem. Resztę Batalionu Pancernego znajdującego się w Żurawicy skierowano do Przemyśla.
12 września 111. kompania pancerna weszła do walki z pododdziałami niemieckiej Dywizji Pancernej „Kempf” pod Łukowem i Radzyniem Podlaskim, w wyniku czego straciła dwa FT-17, jednak niemiecka jednostka nie zdołała się przebić i została zmuszona do wycofania się. Później polskie załogi musiały porzucić swoje czołgi z powodu braku paliwa, a stare francuskie maszyny stały się trofeami 3. Armii Niemieckiej.
11 września 30 FT-17 ze składu 112. i 113. kompanii czołgów lekkich postanowiono wykorzystać w obronie Twierdzy Brzeskiej. Dowódca plutonu 112. kompanii sierżant Zygmunt Nagórski pisał później we wspomnieniach:
„W niedzielę 10 września ponownie wjechaliśmy na dworzec brzeski. Różnił się od tego, co widzieliśmy dwa dni wcześniej. Na przeciwległy peron wjechał pociąg, taki sobie zwykły, z wagonami II i III klasy. Stamtąd wyszło tylko kilka osób. Zapytałem kolejarza: «Skąd?». «Ewakuacyjny, z Warszawy». Po chwili długi sygnał parowozu i karetka pomocy medycznej wjechała na peron. Jedna, potem druga i trzecia. Z pociągu zaczęto wynosić ludzkie ciała, kobiety, dzieci. Jakaś mała dziewczynka z zabandażowaną nogą, przez bandaż przeciekła już krew. Jakiś chłopiec z całkowicie przekręconą głową. Co się stało? Co to jest? Niemiecki samolot ostrzelał ten pociąg po drodze. Pilot prawie zaglądał przez okna wagonów. Oczywiście, aby wyraźnie zobaczyć wyniki swojej pracy.
Dowódca wrócił z miasta: «Kompania jest rozładowywana. Podlega generałowi brygady Konstantemu Plisowskiemu, dowódcy obrony twierdzy. Obrona jest teraz w przygotowaniu, a linia Bugu ma być ostatnią linią obrony. Będziemy walczyć tutaj».
Młoty zaczęły wybijać kliny spod gąsienic i kół. Zaczęto uruchamiać silniki. […] Głuchy dźwięk gąsienic, które biją o kamienie. Ostatnią defiladę przyjmowały rozbite domy, w których okna były zatkane deskami. […] Nasz pluton otrzymał rozkaz zajęcia pozycji na lotnisku. To było niebezpieczne miejsce. Pozycje piechoty, które tam były, zostały wzmocnione przez czołgi. […] Wjechaliśmy do miasta. […] Oczywiście żadnego światła nie można było zapalić, więc kiedy nasze «krówki» uderzały w domy, na ulicach zaczęło się zamieszanie. […] Twierdza była już bardzo blisko. Przed murami brama, która, jak się później dowiedziałem, nazywała się Brama Brzeska. Most, na którym znajduje się tysiąc różnych środków transportu. […] Nic, że «krówki» są już stare, że dawno powinny być na emeryturze. Przeszły przez bramę i stanęły równo pod drzewami, czekając […] Wreszcie przyszedł długo oczekiwany rozkaz. Pluton miał zająć Bramę Saperów, zabarykadować ją i nie przepuścić nikogo bez pisemnego rozkazu. Zadanie: obrona mostu na Bugu, który znajduje się tuż za bramą, a także autostrady prowadzącej na Terespol”.
Niektóre pojazdy zostały zamienione w punkty ogniowe, inne zablokowały bramy twierdzy. „Rozkaz wykonałem dosłownie. Trzy czołgi stały jeden na drugim w taki sposób, że dwa po bokach zostały umieszczone ukośnie. Były z karabinami maszynowymi. A w środku z armatą. Nie tylko nikt nie byłby w stanie przejechać, ale człowiek nie byłby w stanie się przecisnąć. Pozostałe dwa czołgi zamykały dwie drogi, które biegły z wnętrza twierdzy.
Wydawało mi się, że mam przygotowane przedpole. To znaczy jedyna droga, która prowadziła z zewnątrz, droga terespolska, była osłonięta ogniem dwóch karabinów maszynowych i armaty, której pocisk przeciwpancerny łatwo przebijał niemiecki pancerz. Ponadto przed moimi pozycjami znajdowały się inne polskie patrole” – zaznaczył Nagórski. Szereg czołgów miał być wykorzystywanych jako główna siła podczas kontrataków. Pojazdy ze składu 113. kompanii rozlokowano w rejonie parku na północ od cytadeli.
Ostatnia walka
Niemcy zbombardowali miasto i twierdzę. „Około godziny 15:00 wyły syreny. Przylecieli. Było ich wiele. Na ile widziałem, około 25. Rozpoczęła się silna kanonada z twierdzy i okolic. «Grało» prawdopodobnie kilkadziesiąt karabinów maszynowych i kilka baterii przeciwlotniczych. […] Z lotu nurkowego, który początkowo braliśmy za upadek maszyny, Niemcy zrzucali bomby na ulice, domy, ogrody. Trwało to dobre pół godziny […] latali wcale nie wysoko, 1000 metrów, Nie wyżej” – wspominał Nagórski.
14 września jednostki niemieckiej 10. Dywizji Pancernej zaatakowały polski garnizon w twierdzy nad Bugiem siłą 77 czołgów. Jednostka formowała się w okupowanej przez nazistów Czechosłowacji i posiadała na wyposażeniu głównie tamtejsze pojazdy. W walce z 2. batalionem niemieckiego 8. Pułku Czołgów zostało zniszczonych 12 FT-17 ze składu 113. kompanii czołgów lekkich. Jednak Niemcy nie tylko nie przedostali się do twierdzy, ale zostali zmuszeni do odwrotu. „W budynku, ku mojej radości, spotkałem porucznika G., który, gdy Niemcy zaatakowali lotnisko, trzymał ich tak długo, jak tylko mógł, tracąc dwa czołgi. Resztę pojazdów zaprowadził do twierdzy i postawił w jednej z bram” – opisał wrześniowe walki sierżant Nagórski. Tego samego dnia czołgi Renault wchodzące w skład pociągu pancernego nr 55 „Bartosz Głowacki” brały udział w walkach z niemiecką 3. Dywizją Pancerną w rejonie Żabinki. Wówczas polskie FT-17 zaatakowały niemieckie samochody pancerne i zmusiły Niemców do odwrotu.
15 września niemieccy piechurzy napotkali stare francuskie czołgi ze składu 112. kompanii, które stacjonowały na wałach starej twierdzy. Działa 37 mm uderzyły w niemieckie czołgi z niewielkiej odległości i zmusiły Niemców do odwrotu. „Zajęliśmy pozycje obronne w murach starej twierdzy, która w epoce samolotu i czołgu nie stanowiła znaczącej przeszkody. Niemcy zaatakowali od strony miasta. Po prostu podążając linią najmniejszego oporu, wybierając autostradę, która prowadziła do twierdzy. Ściany były grube i bezpieczne, jednak każde uderzenie pocisku, a nawet bliskie wybuchy powtarzały się długim, niekończącym się echem. […] Naszym działom odpowiadali ich działa, ich działom – nasze. Niemcy próbowali się przedrzeć, strzelali długimi seriami, bez odpoczynku, bez wytchnienia atakowali twierdzę. Nasza brama i wieża stale przyjmowała nowe porcje żelaza. Ta dywizja pancerna, która nas zaatakowała, musiała mieć silną artylerię. […] Piechota, wspierana znaczną liczba czołgów i ogniem artylerii, ruszyła do natarcia. Pierwsze linie Niemców były uzbrojone w moździerze, które przynosiły duże straty. Niemcy doszły do samych wałów, ale zderzenie z ogniem naszych karabinów maszynowych zmniejszyło ich chęć i po kilku strzałach wrócili pod skrzydła swoich czołgów.
Próbowano drugi, trzeci, dziesiąty raz i stale ataki odbijały się, a na polu pozostały ciała zabitych i rannych” – podkreślał we wspomnieniach dowódca plutonu 112. kompanii czołgów lekkich.
16 września dowództwo obrony Twierdzy Brzeskiej podjęło decyzję o wycofaniu się. Nagórski wspominał: „Od strony Bramy Brzeskiej ktoś biegł. To był oficer piechoty, którego poznałem przed niemieckim szturmem twierdzy. Poinformował: Niemcy atakują bez przerwy, rzucając coraz większe siły. Nasza lewa flanka przestała istnieć, straty w ludziach są bardzo duże. Niemieckie moździerze zasypują [naszych – przyp. red.] żywcem. To, że jeszcze ich tu nie ma, wynika z ich strachu przed walką w zwarciu i niewiedzy, jak mało mocy pozostało obrońcom. Prawa flanka i środek wciąż się utrzymują, ale walki są bardzo ciężkie i krwawe. Wróg przy każdej próbie natarcia pozostawia dużą liczbę zabitych i rannych. Większość naszych karabinów maszynowych jest obsługiwana tylko przez jednego żołnierza. To samo dotyczy dział. Bronią się bohatersko. Zapytał, dlaczego nie skieruję czołgów do przodu. Wskazałem na powalony most, który nie wytrzyma wagi dziesięciu osób, a co mówić o czołgach. Przez głęboką i szeroką fosę moje «krówki» nie przejdą. […] Rozkaz wysłany do dowódcy batalionu saperów zniszczył nasze nadzieje jak domek z kart. Na rozkaz trzeba było rozpocząć natychmiastową ewakuację twierdzy w kierunku na Terespol. Długo i szczegółowo sprawdzaliśmy prawdziwość tego dokumentu, który niestety okazał się autentyczny”.
Podczas odwrotu zostały zniszczone ostatnie czołgi Renault FT-17. „Byliśmy rozbitą jednostką. […] Dziewięć czołgów poruszało się do przodu. Ich prędkość była minimalna, a paliwo zużywały dużo. […] Nie minęło 15 minut, jak pierwszy czołg z mojego plutonu z powodu problemów z silnikiem przestał się poruszać.
Ihar Melnikau - doktor historii, adiunkt Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego. Zajmuje się okresem międzywojennym na terenie województw północno-wschodnich II RP, przedwojennej granicy polsko-radzieckiej na Białorusi, oraz służby Białorusinów w przedwojennym Wojsku Polskim. Autor 15 monografii historycznych. Laureat nagrody im. L. Sapiehy w 2020 za zachowanie historycznej spuścizny Białorusi.
W listopadzie 2022 roku ukaże się książka Ihara Melnikaua Linia Piłsudskiego. Historia polskich umocnień stałych na granicy polsko-radzieckiej na Białorusi w latach 30. XX wieku.
[…] Poruszaliśmy się całą noc, zostawiając na drogach «okaleczone zwłoki» czołgów. Siedmiu z dziewięciu, które uciekły, nie udało się przejść pierwszego etapu marszu. [Dwa pozostałe zostały porzucone z powodu braku paliwa – przyp. I.M.] […] Zebrały się resztki obu kompanii, naszej i 113. Wynik jest tragiczny. Z 210 osób pozostało kilkadziesiąt, wśród których jedna jest ranna. Czołgów było 30, teraz nie ma już żadnego. Broń zdjęta z czołgów jechała na przypadkowo napotkanych pojazdach. Jedyną naszą bronią były Visy” – tak sierżant Nagórski opisał tragedię obrońców Twierdzy Brzeskiej we wrześniu 1939 roku. Następnie załogi dwóch kompanii pancernych kontynuowały działania bojowe w ramach grupy płk. Tadeusza Kaliny-Zieleniewskiego już jako piechurzy. Później dowódca 112. kompanii czołgów lekkich por. Wacław Stokłos dostał się do niewoli radzieckiej i został rozstrzelany przez NKWD w 1940 roku w Starobielsku.