Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Jedwabny Szlak > Imperium / 20.09.2022
Blanka Katarzyna Dżugaj

Bunt w prywatnym folwarku. Na Sri Lance nawet Józef Stalin trafił za kraty

Gotabaya Rajapaksa wrócił na Sri Lankę. Nie jest to wydarzenie bez znaczenia, rodzina Rajapaksów już raz oddała bowiem władzę, również nie do końca dobrowolnie. I już raz do tej władzy wróciła. Czy tym razem będzie podobnie? I czy po powrocie do kraju Gotabayi Rajapaksy Sri Lankę czeka zapowiadany już przez nowe władze reset?
Foto tytułowe
Protest w Colombo (Shutterstock)

To, że na Sri Lance źle się dzieje, jest oczywiste. Znaczne mniej oczywiste wydaje się natomiast to, dlaczego tak się dzieje. W zachodnich mediach dominuje pogląd, że to Chiny wpędziły państwo lankijskie w spiralę zadłużenia, z którego – ku uciesze Pekinu – nie jest ono w stanie wyjść. Sprawa nie jest jednak aż tak prosta. W rzeczywistości bowiem obecna sytuacja Sri Lanki to efekt wielu lat złego zarządzania i korupcji, a zarazem historia zrzuconych z piedestału bohaterów.

Początków kryzysu należy upatrywać już w latach 70. XX wieku, gdy ówczesny rząd zaczął zadłużać kraj. Kolejne gabinety zadłużenie to zwiększały, budowały państwo opiekuńcze, choć stan gospodarki na to nie pozwalał, zachwiały też równowagę między importem a eksportem. Sytuacja byłaby jednak do uratowania, gdyby władzę przejęli ludzie faktycznie zainteresowani wyprowadzeniem kraju na prostą, a nie wspomniani wcześniej bohaterowie.

99 lat spłaty

Rajapaksów, bo o nich mowa, niemal otaczał nimb boskości – i nie bez powodu, dzięki ich usilnym staraniom pokonano Tamilskie Tygrysy. W oczach syngaleskiej większości to oni w głównym stopniu przyczynili się zatem do zakończenia wyniszczającej Sri Lankę wojny domowej. Być może właśnie to uwielbienie dało im przekonanie o wielkości i stabilnej pozycji swej rodziny, tak że w 2008 roku, po ponownym zwycięstwie w wyborach prezydenckich Mahinda Rajapaksa zmienił konstytucję, znosząc ograniczenie dwóch kadencji dla głowy państwa. Najważniejsze stanowiska już wcześniej obsadził krewnymi – według szacunków u władzy znalazło się nawet 40 bliższych lub dalszych członków rodziny Rajapaksów. Najważniejsze funkcje prezydent powierzył braciom: Gotabai, Basilowi i Chamalowi – pierwszy z nich został ministrem obrony, drugi ministrem finansów, trzeci natomiast marszałkiem sejmu. I wtedy się zaczęło.

Rajapaksowie traktowali Sri Lankę jak prywatny folwark. Mahinda rządził twardą ręką, a jego brat Gotabaya równie stanowczo rozprawiał się z krytykami jego rodziny, z których wielu zniknęło w tajemniczych, do dziś niewyjaśnionych okolicznościach. Oponenci Basila mówili, że nie ma pojęcia o ekonomii, dopuszcza się korupcji oraz ignoruje ostrzeżenia o nadchodzącym kryzysie gospodarczym. To on postawił na dostarczanie towarów na rynek krajowy, zamiast próbować rozwijać obecność Sri Lanki na rynkach zagranicznych. Próba uniezależnienia się od produktów zagranicznych przyniosła nieurodzaj i kryzys, co przyczyniło się do wzrostu cen i niedoborów, a w dłuższej perspektywie do efektów odwrotnych od oczekiwanych – do uzależnienia od importu.

Jako minister finansów Gotabaya pożyczał na potęgę, a pozyskane w ten sposób pieniądze nie zawsze lokował we właściwych inwestycjach. Owszem, na wyspie powstało wiele nowych dróg, lotnisk, wież telekomunikacyjnych, centrów konferencyjnych i stadionów, nie wszystkie projekty zostały jednak właściwie zlokalizowane, znaczna ich część była po prostu niepotrzebna. Największą porażką inwestycyjną okazał się port Hambantota i otaczająca go olbrzymia strefa przemysłowa, które Sri Lanka będzie spłacać przez 99 lat.

Co więcej, w mediach i na ustach polityków opozycji coraz częściej pojawiały się oskarżenia o korupcję, a nawet pranie brudnych pieniędzy. Sri Lanka wydawała więcej niż „zarabiała” – dotyczy to także obcych walut, kraj uzależnił się bowiem od importu, istotnie zmniejszając eksport. Obecnie wartość importu jest o 3 miliardy dolarów wyższa niż eksportu, w konsekwencji czego rezerwy walutowe stopniały do minimalnego poziomu.

W efekcie Mahinda przegrał wybory prezydenckie w 2015 roku, co nie zmniejszyło jednak apetytu jego rodziny na władzę. W 2019 roku Rajapaksowie wystawili Gotabayę jako kandydata na prezydenta – z sukcesem, chwilowi następcy Rajapaksów również nie wyprowadzili bowiem Sri Lanki z kłopotów, a co więcej, zamachy dokonane przez islamskich terrorystów wzbudziły w Lankijczykach potrzebę silnego przywództwa. Prezydent Maithripala Sirisena nie dotrwał do końca kadencji. Mahinda Rajapaksa został premierem, Basil wrócił na stanowisko ministra finansów. W tym samym roku już i tak osłabioną gospodarkę spotkał cios w postaci zamachów bombowych w Kolombo. Nastąpił masowy odpływ turystów, a turystyka jest jednym z najważniejszych sektorów gospodarki – w 2018 roku stanowiła prawie 5% krajowego PKB, generując blisko 400 tysięcy miejsc pracy. Krótko później pandemia koronawirusa sprawiła, że w 2020 roku udział turystyki w PKB spadł do 0,8%. Teraz swoje robi wojna w Ukrainie, znaczna część turystów zagranicznych odwiedzających Sri Lankę pochodziła bowiem z Rosji, Ukrainy i Białorusi.

Argalaya znaczy „walka”

Topniejący w zastraszającym tempie budżet państwa potrzebował wpływów, tymczasem Gotabaya wprowadził znaczne obniżki podatków, nawet o 7%. W ten sposób Sri Lanka straciła około 2% PKB. Obniżki te zostały niedawno cofnięte – stało się to jednak dopiero po tym, jak wierzyciele obniżyli ratingi Sri Lanki, tym samym zamykając jej możliwość zaciągania dalszych wysokich pożyczek. Jednocześnie Gotabaya istotnie zwiększył wydatki na obronę, drenując już i tak świecący pustkami skarb państwa. Gwoździem do lankijskiej trumny był pomysł uczynienia Sri Lanki pierwszym krajem na świecie, którego rolnictwo będzie w 100% ekologiczne, co jest całkowitą utopią. Wprowadził więc zakaz stosowania nawozów chemicznych produkowanych za granicą, czego efektem był nieurodzaj, strata ogromnej ilości plonów i uzależnienie od importu – Sri Lanka pierwszy raz w historii musiała sprowadzać ryż z krajów ościennych. Z tego pomysłu prezydent również się wycofał, szkody jednak już powstały.

Ministrowie z rządu Gotabai twierdzą dziś, że Basil Rajapaksa przedstawiał im fałszywe dane na temat stanu finansów państwa, a szef Banku Centralnego Ajith Nivard Cabraal zaczął nadmiernie drukować pieniądze, zwiększając już i tak wysoką inflację. Efekt? Sri Lanka jest niebotycznie wręcz zadłużona – w sumie winna jest 51 miliardów dolarów, przy czym od maja tego roku nie jest w stanie spłacać nie tylko samej kwoty, ale nawet odsetek. Głównymi wierzycielami są Azjatycki Bank Rozwoju, Chiny oraz Japonia.

Wartość waluty lankijskiej spadła o 80%, co spowodowało wzrost kosztów importu i dodatkowe zwiększenie inflacji, która obecnie wynosi ponad 60%. W ciągu dwóch lat roczny deficyt handlowy Sri Lanki wzrósł z około 6 do 8 miliardów dolarów, koszty żywności wzrosły o 57%, a rezerwy walutowe, czyli środki gromadzone na wypadek kryzysu, są praktycznie na wyczerpaniu. Wojna w Ukrainie wywindowała ceny paliw o 40% w ciągu jednego tygodnia i zagraża bezpieczeństwu dostaw. Z Rosji i Ukrainy Sri Lanka importuje 45% pszenicy, ponad połowę soi, a także olej słonecznikowy i groch; zarówno Rosja, jak i Ukraina są głównymi importerami lankijskiej herbaty.

Na Sri Lance brakuje paliwa, leków, artykułów higienicznych i niektórych produktów spożywczych – rząd nie ma pieniędzy, by zapłacić za import. A jeśli nawet są, to ich ceny przekraczają możliwości finansowe znacznej części Lankijczyków. Według ONZ dziewięć na dziesięć rodzin rezygnuje z części posiłków lub bardzo mocno je ogranicza, 3 miliony Lankijczyków otrzymuje pomoc humanitarną, a pracownicy rządowi otrzymali dodatkowy dzień wolny raz na trzy miesiące, aby mieli czas na uprawę własnych ogródków warzywnych. Lokalne władze rozdają już nawet na ulicach jedzenie dla rosnącej grupy potrzebujących. Kuchnie społeczne tworzą także organizacje non-profit, związane z kościołami chrześcijańskimi i zakonami buddyjskimi. Ryż, który gotują tam wolontariusze, pochodzi m.in. z darowizn z Chin i Wietnamu. Kolejki na stacjach benzynowych ciągną się kilometrami, a paliwo sprzedawane jest na czarnym rynku po niesamowicie wysokich cenach. Aby uniknąć dodatkowych rozruchów, stacji benzynowych pilnuje wojsko. Lekarze jeżdżą do pacjentów rowerami, a pracownicy biurowi kierowani są na pracę zdalną. Z powodu przerw w dostawie prądu zamknięte są szkoły, a egzaminy przełożono. Na kiedy? Nie wiadomo, władze mają bowiem problem z dostarczeniem papieru na karty egzaminacyjne.

Nic dziwnego, że Lankijczycy wyszli na ulice. Nie bez sukcesów – na skutek trwających od kwietnia zamieszek, określanych mianem Argalaya (syng. „Walka”), znienawidzony przez obywateli premier Mahinda Rajapaksa ustąpił ze stanowiska. Dwa miesiące później demonstranci wdarli się na teren rezydencji prezydenta i nowego szefa rządu, zarzekając się, że opuszczą je dopiero po oficjalnej rezygnacji obu polityków. Premier Ranil Wickremesinghe podał się do dymisji dopiero po tym, jak demonstranci podpalili jego rezydencję, 13 lipca natomiast ze Sri Lanki uciekł Gotabaya Rajapaksa. Zanim odleciał wojskowym odrzutowcem na Malediwy z żoną i dwoma funkcjonariuszami bezpieczeństwa, powołał premiera na pełniącego obowiązki prezydenta. 21 lipca został on zaprzysiężony na prezydenta z kadencją trwającą do 2024 roku. Czy to koniec dramatu Lankijczyków? Niestety, niekoniecznie.

Józef Stalin w areszcie

Nowy prezydent Ranil Wickremesinghe to utalentowany i doświadczony polityk, postrzegany jako zdolny do wyprowadzenia Sri Lanki z kryzysu – w końcu to za jego rządów jako premiera kraj ten wypracował pierwszą od ponad pół wieku nadwyżkę finansową. Wickremesinghe zapowiada wprowadzenie reform, których celem jest zmniejszenie uzależnienia od importu oraz ponowne przyciągnięcie inwestorów (też zagranicznych), obiecuje także zawarcie umowy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym w sprawie pakietu ratunkowego.

Z drugiej jednak strony, to ten sam człowiek, którego kilkanaście dni wcześniej protestujący wyrzucili z jego własnej rezydencji. I który od lat ma opinię człowieka chroniącego Rajapksów przed odpowiedzialnością, rządzący w oparciu o kolesiostwo i nepotyzm. Krytycy są przekonani, że sprytnie wykorzystał polityczne zamieszanie, by zdobyć stanowisko, o którym zawsze marzył. Jego pierwsza decyzja? Wprowadzenie stanu wyjątkowego, co dla demonstrantów oznaczało jedno: chęć siłowego rozprawienia się z zamieszkami, mimo że sam Wickremesinghe zapewniał, że organizatorami Argalayi „zajmie się zgodnie z prawem”.

Już dzień po zaprzysiężeniu prezydent nakazał siłom bezpieczeństwa rozproszyć protestujących i rozbić ich główną siedzibę w centrum Kolombo. W efekcie wojskowej akcji rannych zostało ponad 50 osób. Nowe władze Sri Lanki zaczęły wykorzystywać przepisy nadzwyczajne, by zatrzymywać aktywistów, którzy oczekiwali reform politycznych i rozliczenia winnych za sytuację gospodarczą w kraju. Od czasu zaprzysiężenia Wickremesinghe’a na prezydenta, policja i wojsko ograniczają protesty poprzez zastraszanie, inwigilację i aresztowania demonstrantów, działaczy społeczeństwa obywatelskiego, prawników i dziennikarzy.

Do dziś aresztowano kilkaset osób, w tym Józefa Stalina, sekretarza Związku Nauczycieli Sri Lanki i jednego z czołowych liderów tegorocznych protestów. Ten wywodzący się z politycznie zaangażowanej rodziny (ojciec był aktywistą Komunistycznej Partii Cejlonu) działacz był zaangażowany w kampanie przeciwko militaryzacji i nacjonalizmowi w systemie edukacji, a także walczył z nepotyzmem i brakiem kompetencji wśród urzędników związanych z oświatą. W 2021 roku, gdy Stalin trafił do więzienia za sprzeciw wobec rządów Gotabai Rajapkasy, Ranil Wickremesinghe nie tylko popierał jego działalność, ale też ostrzegał ówczesną władzę przed poważnymi konsekwencjami jego aresztowania.

Międzyuczelniana Federacja Studentów głośno mówi o nałożonych na jej członków zakazach podróżowania, aresztowaniach i wielogodzinnych przesłuchaniach. Jak podaje Human Rights Watch, represji władz nie unikają nawet katoliccy księża i zakonnice oraz buddyjscy mnisi. Te działania budzą kolejny sprzeciw ponownie wyrażany w formie ulicznych protestów. Czy ich efektem będę kolejne zamieszki? Bardzo prawdopodobne.

Mimo oskarżeń HRW i innych organizacji broniących praw człowieka prezydent zapewnia, że nie zamierza ścigać demonstrantów, dodaje jednak, że w przypadku osób celowo łamiących prawo – a tym właśnie jest zmuszanie prezydenta i premiera do dymisji na drodze zamieszek – zostaną podjęte działania prawne. Co więcej, to właśnie demonstrantów oskarża o opóźnienie pomocy, chociażby z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. To prowadzi do kolejnego problemu, związanego z odpowiedzią na pytanie: co dalej?

Sri Lanka desperacko potrzebuje wsparcia finansowego – już na początku roku ówczesny prezydent zwrócił się o pomoc do Indii i Chin. New Delhi przedłużyło linię kredytową o wartości miliarda dolarów, aby pomóc Sri Lance kupować paliwo, żywność i lekarstwa, teraz jednak może nie być w stanie udzielić dalszego wsparcia ze względu na własne problemy gospodarcze. Pekin rozważa restrukturyzację dotychczasowego kredytu i dodatkową pomoc w wysokości 4 miliardów dolarów. Zdaniem prezydenta Sri Lanki wsparcie ze strony Państwa Środka może również przyjąć formę dalszych inwestycji (co jednak grozi postępującym uzależnieniem gospodarczym) oraz napływu turystów, którzy przed wybuchem pandemii koronawirusa chętnie odwiedzali wyspę. Aby omówić wszystkie te kwestie, Ranil Wickremesinghe zamierza osobiście udać się do Pekinu – po ostatnich „zdradach” chińsko-lankijskich stosunków to zapewne dobry krok dyplomatyczny.

O jakie „zdrady” chodzi? Już w 2021 roku Sri Lanka zaczęła nawiązywać bliższe relacje z Indiami, wycofała się z chińskich projektów, które miały być realizowane w Dżafnie w północnej części kraju, a przede wszystkim zwróciła się o finansowe wsparcie do Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Niewykluczone jednak, że prezydent Sri Lanki odniesie sukces, restrukturyzacja kraju jako istotnej części inicjatywy Pasa i Szlaku jest bowiem w interesie Chin. Wprawdzie wiosną Pekin odrzucił wniosek Sri Lanki o zmianę harmonogramu spłat, oferując zamiast tego nową pożyczkę w wysokości miliarda dolarów, ale w lipcu zapewniał już o swej otwartości na współpracę z odpowiednimi krajami i międzynarodowymi instytucjami finansowymi, aby nadal odgrywać pozytywną rolę we wspieraniu Sri Lanki w przezwyciężaniu kryzysu.

Niepewny los kraju, niepewny los Rajapaksów

To jednak nie wystarczy, by wydostać Sri Lankę z zapaści, dlatego prezydent zapowiada wznowienie rozmów z Międzynarodowym Funduszem Walutowym – ma to nastąpić już w sierpniu. Jest jednak pewne „ale”. Międzynarodowe organizacje, w tym Human Rights Watch, naciskają na MFW, by uzależniła przekazanie tak niezbędnej Sri Lance pożyczki od przestrzegania praw człowieka, m.in. zaniechania odwetu na uczestnikach tegorocznych protestów. W pierwszych dniach sierpnia, podczas konferencji o wymownej nazwie „Zresetujmy Sri Lankę”, Ranil Wickremesinghe stwierdził, że rząd i parlament lankijski muszą się zgodzić na wszystkie warunki stawiane przez MFW, a ten, kto będzie przeciw, powinien przedstawić alternatywne rozwiązanie do pożyczki z Funduszu. Pytanie, czy prezydent miał na myśli także potencjalną kwestię praw człowieka, pozostaje – na razie – otwarte.

A co z rodziną Rajapaksów? Już raz oddali władzę i ponownie po nią sięgnęli – czy tym razem będzie podobnie? Władze Singapuru, do którego były prezydent Sri Lanki udał się z Malezji, poinformowały, że Gotabaya Rajapaksa nie ubiegał się o azyl, lecz przedłużył ważność wizy turystycznej. W ten sposób mógł legalnie przebywać w Singapurze do 11 sierpnia. Co potem? Spekulacjom nie było końca – w lankijskich mediach mówiło się m.in. o jego wyjeździe do USA, których niegdyś był nawet obywatelem, bądź Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Okazało się jednak, że zgodnie z zapowiedziami jeszcze z końca lipca, Rajapaksa wrócił do ojczyzny. Teoretycznie ma do czego wracać – Ranil Wickremesinghe obsadził stanowiska rządowe osobami z administracji Gotabai, wszak prezydent od lat jest uważany za stronnika Rajapaksów. Warto jednak pamiętać też, że to właśnie Wickremesinghe w 2014 roku nawiązał porozumienie ze swoim politycznym przeciwnikiem – wspomnianym Maithripalą Siriseną z lewicowej, choć jednocześnie nacjonalistycznej Partii Wolności Sri Lanki, by usunąć Mahindę Rajapaksę ze stanowiska prezydenta. Być może więc teraz nie tylko nie zechce pomóc byłemu sojusznikowi, ale doprowadzi do postawienia mu zarzutów o zbrodnie wojenne i korupcję, czego domagali się demonstranci. Jak do tej pory jednak Rajapaksa otrzymał ochronę i przywileje przysługujące każdemu byłemu prezydentowi.
Dr Blanka Katarzyna Dżugaj, publicystka, orientalistka, założycielka Kulturazja. Gospodyni programu AzjaIncognita i Świat od Południa TV NEWS 24.

Inne artykuły Blanki Katarzyny Dżugaj

Czego potrzebuje Sri Lanka? Przede wszystkim spokoju na scenie politycznej i ponadpartyjnej współpracy w zakresie reform. Nie będzie to łatwe, zważywszy na głębokie polityczne podziały. Równie ważne jest uzyskanie międzynarodowego wsparcia na korzystnych warunkach. „Jesteśmy gotowi do rozpoczęcia kolejnej bitwy” – zapewniają liderzy protestów. Oby nie musieli faktycznie jej staczać.