Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 27.09.2022
Remigiusz Falkowski

Bogacze Ukrainy. Co czeka ukraińskich oligarchów po wojnie?

Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Ołeksij Daniłow oświadczył na Telegramie, że zgodnie z pierwszym z czterech kryteriów ustawy antyoligarchicznej przyjętej krótko przed rosyjską inwazją doliczył się w kraju 86 oligarchów. Tym kluczowym kryterium nie są – jak mogłoby się wydawać – pieniądze, a wpływ na politykę.
Foto tytułowe
Oligarcha Wadym Nowiński w 2016 roku tuż po tym jak parlament pozbawił go immunitetu poselskiego (fot. Shutterstock)

– Oligarcha to człowiek, którego działalność opiera się na przenikaniu się interesów gospodarczych i politycznych, który wykorzystuje swoje zasoby finansowe celem wywierania wpływu na politykę oraz media – mówi mi Michał Potocki, dziennikarz „Dziennika Gazety Prawnej” zajmujący się Ukrainą. – Wpływy polityczne zaś przekuwa na maksymalizację zysków.

Innymi słowy, oligarcha rozwija swoje interesy ekonomiczne, wpływając na media i politykę. Dlatego ukraińscy oligarchowie bardzo często tworzą lub przejmują partie oraz podporządkowują sobie polityków. Za przykład może tu posłużyć Ołeh Liaszko, skandalista znany z częstego wszczynania bójek w parlamencie, którego wiąże się z Rinatem Achmetowem, czy grupa parlamentarna „Za Przyszłość” uważana za zaplecze polityczne Ihora Kołomojskiego.

Policy zależni od oligarchów próbują na różne sposoby sabotować zmiany w prawie – główną taktyką jest bombardowanie ważnych projektów ustaw tysiącami poprawek (do nowelizacji prawa bankowego zgłoszono ich rekordowe kilkanaście tysięcy) w celu maksymalnego opóźnienia procedowania albo rozmycia ważnych zapisów tak, by tworzony mechanizm nie działał. Niebagatelna jest w tym miejscu rola kontrolowanych przez oligarchów mediów, których zadaniem jest przekonanie społeczeństwa, że procedowane zmiany w legislaturze mogą mu zaszkodzić.

– Media kontrolowane przez oligarchów nigdy nie miały przynosić im bezpośrednich zysków – uważa Potocki. – Miały kreować przyjazny im przekaz umożliwiający bezpieczne egzystowanie w przestrzeni publicznej.

Tak było chociażby w przypadku ustawy o ziemi pozwalającej na wolny handel tym zasobem, która w mediach sprzyjającym oligarchom została przedstawiona niemalże jak wstęp do rozbiorów Ukrainy.
Za czasów prezydentury Łeonida Kuczmy (1994–2005) ukraińscy oligarchowie podzielili się na dwa konkurujące ze sobą klany: doniecki pod wodzą metalurgicznego giganta Rinata Achmetowa oraz dniepropetrowski na czele z działającym w sektorze finansowym i medialnym Ihorem Kołomojskim. Przez lata grupy te były w stanie wynosić przyjaznych sobie polityków na najwyższe szczeble władzy.

– Podział na klany doniecki i dniepropetrowski już dawno przestał adekwatnie opisywać rzeczywistość – zwraca mi uwagę ekspert warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Konończuk. – Niegdysiejszy klan wywodzący się z Doniecka po Pomarańczowej Rewolucji zaczął rozciągać wpływy na inne regiony Ukrainy.

Podobnie zresztą jak klan dniepropetrowski. Jak będzie wyglądał podział wpływów oligarchów po wojnie, na ile będą silni, które grupy przetrwają – to wszystko pozostaje sprawą otwartą. Sądzę jednak, że w paradoksalny sposób wojna w połączeniu z tzw. ustawą deoligarchizacyjną mogą doprowadzić do głębokiego osłabienia wpływów i znaczenia tzw. starych grup oligarchicznych.

Igrzyska Zełeńskiego

Idąc do władzy, Wołodymyr Zełeński podobnie jak swoi rywale zadeklarował twardy kurs wobec oligarchów. Działania na tym polu zaczął w lutym 2021 roku, gdy za pośrednictwem Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony nałożył sankcje na oligarchę, kuma Władimira Putina i lidera prorosyjskiej opozycji w parlamencie Wiktora Medwedczuka.

Ten były szef administracji prezydenta Kuczmy po wybuchu wojny w 2014 roku zasłynął kolaboracją z agresorem przejawiającą się m.in. czerpaniem zysków z rafinerii położonej w Rostowie nad Donem (która zaopatrywała siły okupacyjne na Donbasie) czy odnowieniem koncesji na wydobycie gazu leżącego pod dnem morza wokół okupowanego Krymu. Przewodził również prorosyjskiej Opozycyjnej Platformie „Za Życie” będącej po 2019 roku drugą siłą w parlamencie, oraz kontrolował trzy prokremlowskie telewizyjne kanały informacyjne: ZIK, NewsOne i 112. Decyzją Rady Bezpieczeństwa kanały zostały zamknięte, konta bankowe oligarchy zamrożone, a część szacowanego na ponad 860 milionów dolarów majątku znacjonalizowana. Tuż po wybuchu wojny został oskarżony o zdradę, po tym jak próbował uciec z Ukrainy. Trafił ponownie do aresztu domowego a we wrześniu wymieniono go na 200 żołnierzy ukraińskich wziętych do niewoli w Mariupolu (wraz z pięcioma dowódcami Pułku „Azow” – tych uwolniono za kolejnych 55 rosyjskich jeńców.)

W kolejnych miesiącach sankcyjne igrzyska przynosiły kolejne ofiary: oligarchów, skorumpowanych pracowników służby celnej, liderów półświatka przestępczego i wielu innych. Finalnie rejestr sankcji wymierzonych w osoby fizyczne na stronie Rady Bezpieczeństwa liczy już 144 strony i z racji trwających działań wojennych może się tylko wydłużyć. Zełeński stworzył superorgan, który łączy cechy sądu, policji oraz rządu.

Szybko pojawiły się polityczne owoce – prezydent i jego partia powrócili na miejsce liderów sondaży, a społeczeństwo z wyraźną aprobatą przyjęło metody stosowane przez głowę państwa.

To paliwo zaczęło się jednak szybko wyczerpywać, a władze zaczęły szukać trwalszego rozwiązania problemu.

Dlatego pod koniec listopada 2021 roku Rada Najwyższa Ukrainy zdecydowała się uchwalić tzw. ustawę deoligarchizacyjną, która miała wprowadzić szereg nowych rozwiązań.

Przede wszystkim stworzyła ona prawną definicję oligarchy, która objęła osoby fizyczne będące beneficjentami monopoli, mającymi znaczny wpływ na media i politykę oraz których aktywa milion razy przekraczają urzędowe miesięczne minimum egzystencji (w 2021 roku wynosiło ono 2270 hrywien, czyli około 340 złotych). Osoba spełniające te warunki zostaje wpisana do tzw. rejestru oligarchów, który odcina ją od jakiejkolwiek działalności politycznej, zabrania uczestnictwa w procesach prywatyzacji oraz nakłada obowiązek składania oświadczeń majątkowych podobnych do tych, które składają urzędnicy.

Akt wywołał wiele kontrowersji – przeciwnicy prezydenta podnosili argument, że Zełeński uzurpuje sobie prawo do osobistego decydowania, kto jest oligarchą. Zwolennicy zaś podkreślali realność proponowanego narzędzia oraz przychylny stosunek zachodnich partnerów. Trudno obecnie ocenić ustawę, szczególnie, że nie mieliśmy okazji obserwować jej działania. Pewnym jest jednak, że nie będzie ona systemowym rozwiązaniem, a raczej jednorazowym narzędziem ograniczenia wpływów konkretnych jednostek.

Oligarchowie w czasie wojny

Trudno polemizować z faktem, że oligarchowie posiadają znaczące środki, które mogą się okazać kluczowe podczas zbrojnego starcia ze znacznie silniejszym przeciwnikiem. Rozumiał to prezydent Zeleński, który w swoim oświadczeniu na tydzień przed rozpoczęciem pełnoskalowej inwazji rosyjskiej wezwał do powrotu osoby kojarzone z wielkim biznesem: „Chciałbym się zwrócić nie do tych, którzy pozostają z Ukrainą i w Ukrainie, a do tych, którzy zdecydowali się uciec w tym kluczowym momencie. Wasza siła nie leży w pieniądzach, nie w samolotach, a w społecznej pozycji, którą możecie pokazać. Powróćcie do swoich ludzi i do swojego kraju, dzięki któremu otrzymaliście swoje fabryki i aktywa. Znieście to z godnością. Niech każdy zrozumie, dla kogo Ukraina jest prawdziwą ojczyzną, a dla kogo placem zabaw do robienia pieniędzy”.

Słowa te nie pozostały bez odzewu – ku zaskoczeniu komentatorów, znacząca większość ukraińskich oligarchów aktywnie wsparła wysiłek obronny państwa. Największą niespodziankę sprawił Rinat Achmetow, dawny sponsor prezydenta Wiktora Janukowycza, który opowiedział się jednoznacznie po stronie Ukrainy. I to pomimo ostrego konfliktu z Zełeńskim, który na kilka miesięcy przed atakiem oskarżył go o przygotowywanie zamachu stanu w kraju. Oligarcha przedstawił swoje stanowisko 25 maja, odpowiadając na pytania przysłane przez portal Nowoje Wremia (bezpośrednie wywiady z oligarchami należą do rzadkości i następują, gdy ci mają w tym jakiś interes): „24 lutego Rosja rozpętała straszliwą wojnę przeciwko Ukrainie. Napadła na nasz kraj bez żadnej przyczyny i powodu, zabijając dziesiątki tysięcy pokojowych obywateli, dzieci, kobiet i ludzi w podeszłym wieku, zrujnowała infrastrukturę naszego kraju. Działania Rosji w Ukrainie to ludobójstwo i zbrodnie wojenne. To nie radykalna, a otwarta i sprawiedliwa pozycja, której bronię i nie boję się zajmować. Bać się trzeba nie służb specjalnych, a własnego sumienia. Nie będę milczeć w tej sytuacji – jest dla mnie nie do zaakceptowania”.

Można spierać się co do tego, dlaczego były sponsor russkiego miru, który jeszcze w 2014 roku prawdopodobnie pomógł w ucieczce Wiktorowi Janukowyczowi, zajął tak jednoznaczne stanowisko, jakiego nie powstydziłby się patriotycznie nastawiony mieszkaniec Lwowa. Najbardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem są pieniądze. Achmetow od lat kojarzony był z Donbasem i wschodnią Ukrainą – to tam zgromadzona była większość jego aktywów. Zakłady Azowstal w Mariupolu, które są symbolem ukraińskiego bohaterstwa, stanowią też własność spółki Metinvest należącej do oligarchy. Zresztą Achmetow wyliczył portalowi Nowoje Wremia, ile stracił na walkach toczonych w Mariupolu: „Według wartości odtworzeniowej straty zakładów przemysłowych im. Ilicza i Azowstali przez rosyjską agresję wynoszą od 17 mld do 20 mld dolarów. Ostateczna suma zostanie ustalona w pozwie przeciwko Rosji”.

Przemiana Achmetowa nie kończy się wyłącznie na słowach. Według jego rzeczniczki prasowej, Anny Terechowej, oligarcha przekazał już 2,1 miliarda hrywien (ponad 270 milionów złotych) na zakup leków, żywności, sprzętu termowizyjnego i zestawów pierwszej pomocy oraz na sfinansowanie ewakuacji ludności cywilnej.

Podobne stanowisko zajęli inni oligarchowie: Konstantyn Żewaho, Wiktor Pińczuk czy Dmytro Firtasz. Nie odnotowano żadnych przypadków otwartej kolaboracji z przeciwnikiem (Medwedczuk został oskarżony o zdradę stanu i umieszczony w areszcie domowym jeszcze przed inwazją). Najbardziej negatywną postawą podczas wojny jest milczące stanowisko, które zajął Ihor Kołomojski, uważany za ojca wyborczego sukcesu Zełeńskiego. Zniknął on z przestrzeni informacyjnej, a wywołany do odpowiedzi przez Radio Wolna Europa na pytanie o pomoc dla Ukrainy w tym trudnym czasie, odpowiedział lakonicznie „po wojnie”.

Chociaż wsparcie oligarchów wydaje się dziś jednoznaczne i pewne, nie należy oczekiwać, że po wojnie nie wrócą oni do działalności korupcyjnej. Ich obecna postawa jest podyktowana przede wszystkim wysokim kosztem, jaki ponoszą w związku z trwającymi działaniami wojennymi. Według wyliczeń „Forbesa” Wadym Nowiński stracił na wojnie 2,2 miliardów dolarów, Petro Poroszenko 900 milionów, Ihor Kołomojski 800 milionów, a Rinat Achmetow 9,5 miliarda. Dlatego podczas powojennej odbudowy należy ze szczególną uwagą obserwować poczynania biznesowej elity, która zapewne będzie się starała ją wykorzystać do podreperowania swoich majątków (choćby poprzez przejęcie kapitału z Zachodu). Kijów jak nigdy wcześniej potrzebuje systemowych rozwiązań, by zabezpieczyć przyszłość swoich obywateli.

Od dekartelizacji do kleptokracji

Najlepszą możliwą opcją dla Kijowa jest kompleksowa reforma obejmująca organy antykorupcyjne, sądownictwo i partnerstwo publiczno-prywatne. Powstałaby wówczas możliwość podziału biznesowych imperiów. Oligarchowie dalej byliby ponadprzeciętnie majętni, jednak zostaliby pozbawieni możliwości politycznego i medialnego nacisku oraz zostaliby zmuszeni do konkurowania na sprawiedliwych zasadach z napływającym do kraju zachodnim kapitałem.
Butelki z piwem i nazwiskiem Rinata Achmetowa. Lwów 2015 rok (fot. Shutterstock)

Jest to scenariusz, w którym mniej lub bardziej wygrywają wszyscy – zarówno dawni oligarchowie, tym razem bogacący się w uczciwy sposób, ukraińska klasa średnia, która ma szeroko otwartą furtkę do bogacenia się, oraz zachodni kapitał, który nie będzie musiał obawiać się o zwrot swoich inwestycji. Wydaje się, że taki dalekosiężny cel przyświecał drużynie Zełeńskiego. Wszystkie dotychczasowe działania otoczenia prezydenta, takie jak chociażby wspomniana ustawa antyoligarchiczna czy nowa ordynacja podatkowa mająca uderzyć w Achmetowa, która nakłada wysokie opłaty na zmonopolizowany przez oligarchę sektor wydobywczy, zmierzały do rozdrobnienia wielkich majątków, a nie ich likwidacji. Sukces takiej operacji pozwoliłby uzyskać trwały wzrost gospodarczy i raz na zawsze rozbić istniejący w kraju system klanowo-oligarchiczny.

Opcją „zero” jest powrót do stosunków między władzami a biznesową elitą sprzed rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji rosyjskiej. Obecnie jest to najmniej możliwy rozwój wypadków z tego względu, że jest nieakceptowalny dla wszystkich – społeczeństwo ukraińskie, ponosząc gigantyczną ofiarę w wojnie, nigdy nie zgodzi się na powrót do dawnego sposobu zarządzania państwem, a oligarchowie, którzy znacznie zubożeli, będą szukali sposobu, by zrekompensować straty. Każda ukraińska władza, która pozwoli sobie na jakiś rodzaj klientelizmu wobec Achmetowa czy Kołomojskiego, nie uzyska już nigdy akceptacji ze strony opinii publicznej. Jedyną realną możliwością jest traktowanie powrotu statusu quo jako etapu przejściowego.

Czarnym scenariuszem jest przejście do państwa mafijnego, gdzie korupcja i utrzymywanie relacji z klanami oligarchicznymi przestają być nadużyciem władzy, a zaczynają się stawać sposobem zarządzania krajem.

Obecnie nie ma symptomów zagrożenia takim rozwojem wypadków. Ukraińscy oligarchowie wspierają wysiłek obronny i nie odnotowano działań wskazujących na próbę wykorzystania przez nich trwających działań zbrojnych. Nie oznacza to jednak, że po wojnie nie będą się imać desperackich sposobów (na przykład zabójstw politycznych, jak miało to miejsce za prezydentury Łeonida Kuczmy) w celu odbudowy swoich majątków i pozycji. O ile determinacja ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego pozostanie niewzruszona, scenariusz ten jest mało prawdopodobny. Ukraińcy już raz otarli się o takie państwo, gdy Janukowycz wprowadzał w styczniu 2014 roku słynne „prawa dyktatorskie” ograniczające prawo do zgromadzeń i rozszerzające uprawnienia milicji.

Oligarchowie po wojnie

Żaden z powyższych scenariuszy nie musi się spełnić. Mogą się też wzajemnie przenikać w zależności od politycznej koniunktury i poczynań ukraińskiej władzy po wojnie.
Remigiusz Falkowski, student V roku prawa i II roku stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Członek Forum Młodych Dyplomatów oraz wice-koordynator przedstawicielstwa regionalnego FMD w Toruniu.

Wysoka determinacja ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego, kapitał zaufania, jaki zdołała zgromadzić władza, oraz sukcesy na froncie skłaniają jednak ku ostrożnemu optymizmowi. Nie wiadomo, jaka jest przyszłość ukraińskich oligarchów. Pewne jest jedynie to, że zwycięstwo Ukrainy w wojnie z rosyjskim najeźdźcą nie będzie pełne bez pokonania nowotworu toczącego ją od 30 lat.