Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 05.12.2022
Wojciech Konończuk

Wojna i nowa Ukraina. Rezultat będzie miał fundamentalne znaczenie dla Europy

Podczas trwającej wojny ukraińsko-rosyjskiej w przyspieszonym tempie hartuje się nowe ukraińskie państwo i społeczeństwo. Nie ma wątpliwości, że Ukraina już obroniła swoją suwerenność. Otwarte jednak pozostaje pytanie, za jaką cenę i w jakich granicach.
Foto tytułowe
(Shutterstock)


24 lutego wybuchła wojna, która – choć zapowiadana – okazała się ogromnym szokiem i najprawdopodobniej punktem zwrotnym w pozimnowojennej historii naszej części świata. Przewidywały ją służby amerykańskie. Europa początkowo była sceptyczna. Ukraińcy widzieli, że wojna wisi w powietrzu, i jej nie wykluczali. Ale nawet oni do końca wątpili, że rosyjska inwazja możliwa jest na tak wielką skalę. Dowodem niech będzie szczery wywiad Andrija Jermaka, szefa Biura Prezydenta, udzielony dwa tygodnie po rozpoczęciu konfliktu. Ukraiński polityk numer dwa bez ogródek stwierdził: „Szczerze mówiąc, do samego końca nie wierzyliśmy, że to [rosyjska agresja – przyp. W.K.] się stanie. Mieliśmy wiele informacji od naszych partnerów, ale mimo to nie wierzyliśmy”. Na wszelki wypadek Ukraińcy czynili jednak przygotowania do odparcia agresji.

Król jest nagi

Putin zdecydował się na, zdawałoby się, irracjonalną napaść, wywołaną kompletnie wykrzywionym postrzeganiem ukraińskiego państwa i narodu. Jego decyzja wpisuje się w długą tradycję rosyjskiego niezrozumienia Ukraińców. W jakiś zadziwiający sposób Rosjanie na przestrzeni swojej – carskiej, sowieckiej i putinowskiej – historii ich nie doceniali i ignorowali. Odmawiali prawa do tożsamości, niejednokrotnie próbując doprowadzić do eksterminacji. Można mieć wrażenie, że Rosja ma największy problem ze zrozumieniem narodu, którego odrębności i podmiotowości nie uznaje.

Zarazem Rosjanie zachowywali podejrzliwość wobec Ukraińców. Gdzieś głęboko czuli, że „małorosyjska” część ich imperium jest niepewna, trzeba mieć na nią pilne baczenie, zachować ostrożność. Jeszcze w 1919 roku Lew Trocki pisał w instrukcji do bolszewickich agitatorów: „Towarzysze, wyruszacie na Ukrainę. Pamiętajcie, że nie ma pracy agitatorskiej bardziej trudnej aniżeli na Ukrainie. Po raz trzeci wysyłamy tam silne kadry i za każdym razem z coraz to nową taktyką, z coraz to nowymi chwytami (…). Nie narzucać chłopu ukraińskiemu komuny dopóty, dopóki nasza władza tam się nie utrwali (…). Jako przeciwwagę wobec niepodległościowego Petlury i innych – twierdzić, że Rosja również uznaje niepodległość Ukrainy, lecz pod warunkiem istnienia tam władzy sowieckiej”. Trocki, w odróżnieniu od Putina, świetnie znał Ukraińców, urodził się we wsi pod Chersoniem i wychował wśród ukraińskich chłopów. Jednak jego instrukcje okazały się nieskuteczne, skoro po niedługim czasie Sowieci, chcąc ostatecznie spacyfikować ukraińską wieś, wywołali Wielki Głód, jaki pociągnął za sobą zagładę niemal czterech milionów Ukraińców.

Może to brak krytycznej autorefleksji w rosyjskiej myśli politycznej i kulturze sprawił, że przez liczne pokolenia przetrwało przekonanie – by odwołać się do haniebnego artykułu Putina z lipca 2021 roku – że Ukraina to „historyczne ziemie rosyjskie” i sztucznie stworzona przez obcych „anty-Rosja”. Był to jeden z głośniejszych wystrzałów zapowiadających, że rosyjskie obsesje będą miały wymierne konsekwencje. Jak ze strzelbą u Czechowa – skoro wisi w pierwszym akcie, to wiadomo, że w którymś z kolejnych musi wypalić.

Ukraińskość w swoim niemałorosyjskim wymiarze – w dominującej w Rosji percepcji – podważa rosyjskość, stanowi wielką zadrę, która dotyka samego sedna tożsamości i tradycji Rosjan. Kolejne pokolenia intelektualistów rosyjskich – od Michaiła Bułhakowa po Josifa Brodskiego i Aleksandra Sołżenicyna – propagowały antyukraińskość, przyczyniając się walnie do jej pozostawania w głównym nurcie rosyjskich dyskusji. Po stu latach niezmiennie aktualne są słowa przypisywane Wołodymyrowi Wynnyczence (1880 – 1951), przewodniczącemu Ukraińskiej Republiki Ludowej, że „rosyjska demokracja kończy się tam, gdzie zaczyna się kwestia ukraińska”.

Putin okazał się pilnym spadkobiercą rosyjskiego antyukrainizmu, który uwspółcześnił i rozwinął, nie rezygnując zarazem z kluczowego celu, jaki przyświecał jego poprzednikom – zawładnięcia Ukrainą i sprawienia, że jej suwerenność stanie się pozorna. Popełnił zarazem klasyczny rosyjski błąd niedocenienia Ukraińców. Rosyjska „specjalna operacja wojskowa” miała doprowadzić do przejęcia kontroli nad Kijowem i resztą kraju w ciągu kilku dni. Armia ukraińska miała zostać rozbita i złożyć broń, instytucje państwowe rozsypać się (w Rosji dość powszechne było postrzeganie Ukrainy jako państwa niemal upadłego, którego przeżarte przez korupcję władze są w istocie zachodnimi marionetkami). Wystarczy zmienić elity polityczne, aby na pierwszy plan wyszła „zdrowa”, prorosyjska część narodu. Tak w skrócie można zobrazować przekonanie Putina o Ukrainie. Jak wiemy, okazało się, że nie mógł się bardziej pomylić.

Mówi się, że stan armii jest odzwierciedleniem stanu państwa. Do 24 lutego pewną aberracją było przekonanie o absolutnej potędze rosyjskich sił zbrojnych, której wizerunek skutecznie wzmacniała rosyjska propaganda. A przecież jednocześnie sama Rosja powszechnie jest postrzegana jako państwo z zacofaną, surowcową gospodarką, przeżarte przez korupcję i chronicznie niezdolne do modernizacji. Pierwsze tygodnie wojny pewnie nie obaliły mitu potężnej armii rosyjskiej (wciąż jest na to zbyt wcześnie), ale z pewnością poważnie nim zachwiały.

Kluczowy test Ukrainy

Wojna wywraca do góry nogami przyjęte stereotypy na temat dysfunkcjonalności państwa ukraińskiego. Pełnoskalowa agresja rosyjska stała się ogromnym szokiem dla społeczeństwa i jego władz. Kluczowe jest jednak to, że od pierwszych dni inwazji najważniejsze instytucje nie tylko nie zostały sparaliżowane, ale działają zadziwiająco efektywnie. Funkcjonują ministerstwa, Rada Najwyższa, gdzie – poza kilkunastoma deputowanymi prorosyjskiej Opozycyjnej Platformy – Za Życie – nikt nie ratował się ucieczką, oraz władze lokalne, co tylko potwierdza, jak potrzebna była reforma samorządowa. Państwo wypłaca emerytury i pensje sferze budżetowej. System energetyczny funkcjonuje poza bezpośrednimi obszarami walk wojennych. Nieprzerwanie działa system bankowy mimo rosyjskich prób ataków cybernetycznych na banki i szereg instytucji. Dija, czyli „państwo w smartfonie”, ogólnoukraiński portal oferujący usługi administracyjne online, pokazała swoją ogromną przydatność w warunkach wojennych. Podobnego poziomu cyfryzacji nie mają niektóre kraje unijne.

W warunkach wojennych, które pod każdą szerokością geograficzną są najważniejszym sprawdzianem dla państwowości, Ukraina – ku zaskoczeniu nie tylko Moskwy – pokazała zadziwiającą siłę i odporność. Jakby na powierzchnię wyszły jakieś ukryte siły witalne. Stało się to nie tylko dzięki wielkiej mobilizacji społeczeństwa, ale dlatego, że w chwili najpoważniejszej próby w historii niepodległości instytucje państwowe zadziałały tak, jak powinny. Jest to zresztą wielkim kontrastem w porównaniu z sytuacją z wiosny 2014 roku, gdy państwo ukraińskie okazało się niezdolne do wykonania swojej podstawowej funkcji, czyli obrony przed agresją. Wówczas ciężar ten wzięły na siebie sformowane naprędce bataliony ochotnicze, ale ten konflikt – jak wiadomo – skończył się zmuszeniem Kijowa do zawarcia dwóch kolejnych, niekorzystnych porozumień w Mińsku.



W 2022 roku Ukraina nie tylko skutecznie obroniła stolicę i zniwelowała plany rosyjskie rozłożenia na łopatki jej państwowości, ale również w sposób niezwykle skuteczny zaczęła prowadzić politykę informacyjną skierowaną zarówno do własnego społeczeństwa, jak i do świata. Byłoby to trudniejsze bez prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, którego heroiczna postawa w newralgicznym okresie po 24 lutego miała wielkie znaczenie mobilizujące, co tylko potwierdziło starą prawdę o roli przywódcy w momencie kryzysu. Jednak żaden lider nie zdziałałby wiele bez sprawnego otoczenia, a okazało się, że ono istnieje. Rosyjska machina propagandowa ma niewiele do powiedzenia, co samo w sobie jest znaczące. Ukraiński sposób komunikowania w tej wojnie, jego wiarygodny przekaz i ciekawa forma znajdą miejsce w tej części podręczników sztuki wojennej, które dotyczą polityki informacyjnej.

Ostateczne starcie


Nie należy mieć złudzeń – wojna prawdopodobnie będzie długotrwała. Trudno sobie wyobrazić, że Putin przyzna się do porażki, zrewiduje swoje plany i wycofa wojska. Bardzo szybko stało się jasne, że stawka tego konfliktu daleko wyszła poza samą Ukrainę i dotyczy również kształtu porządku międzynarodowego w Europie oraz przyszłości reżimu w Rosji. Wszystko wskazuje na to, że przed Ukraińcami jeszcze wiele trudności i ogromnych wyzwań, bo Kreml odpuszczać nie zamierza. Choć uważam, że obecny przebieg tej wojny już oznacza, że Ukraina obroniła swoją niepodległość, ostatecznie i trwale wpisując się do grona państw europejskich. Jedynie pytanie o przebieg ukraińskich granic na wschodzie i południu pozostaje otwarte. Do wyobrażenia jest scenariusz, w którym Kijów nie będzie w stanie odzyskać kontroli nad utraconymi terytoriami. Czy będzie to cena, jaką będzie musiała zapłacić Ukraina w tej wojnie? Niewykluczone. Ale zarazem można przewidywać, że nawet te wymuszone straty terytorialne są czasowe i będą obowiązywały tak długo, jak na Kremlu będzie zasiadać jego obecny władca. Rosja nie będzie bowiem w stanie skutecznie zintegrować, nawet za cenę represji, okupowanych obecnie obwodów chersońskiego i części zaporoskiego, które skutecznie zrosły się z państwem ukraińskim, w szczególności po 2014 roku. Zachodzący od 1991 roku proces powolnej, ale postępującej integracji zróżnicowanych regionów ukraińskich, rozwoju nowoczesnej tożsamości, pomimo słabości instytucji państwowych, przyspieszył w wyniku serii błędów popełnionych przez Rosję w jej polityce wobec Ukrainy. W obliczu zagrożenia z zewnątrz ukraińskość zaczęła krzepnąć. Rola czynnika rosyjskiego w konsolidacji narodu i tożsamości ukraińskiej, choć Rosjanie wciąż nie w pełni zdają sobie z tego sprawę, była i pozostaje nie do przecenienia.

Trwająca wojna w każdym wariancie stanowi klamrę zamykającą wielowiekową politykę Rosji wobec narodu ukraińskiego. Pierwsze miesiące agresji pokazują bowiem, że rosyjskie zwycięstwo – tak, jak je sobie wyobrażał Kreml – jest niemożliwe do osiągnięcia. Rosja nie jest bowiem w stanie zapanować nad Ukrainą. I to niezależnie od tego, ile jeszcze rosyjskich zbrodni zostanie popełnionych na Ukraińcach. Jest smutnym paradoksem historii, że doświadcza ich ponownie ziemia, która – jak chyba żadna inna w Europie – została tak mocno dotknięta przez totalitaryzmy i ludobójstwa XX wieku. A mimo to naród ukraiński zachował zadziwiająco silne zdolności regeneracyjne i trwałe korzenie narodowe (tkwiące bynajmniej nie tylko w zachodniej części kraju). Oczywista odrębność ukraińskiej kultury politycznej od rosyjskiej sprawia, że z każdym rokiem tytuł książki Leonida Kuczmy z 2003 roku Ukraina to nie Rosja (nie przypadkiem napisanej po rosyjsku) coraz bardziej potwierdza swoją aktualność.

Wojna jako nowy mit założycielski

Agresja rosyjska stała się egzystencjalnym wyzwaniem dla państwa ukraińskiego, ale jak każda wojna o wolność daje również możliwość otwarcia nowej epoki, przynosi nowy mit założycielski. Z toczonej wojny wyłoni się bowiem inna Ukraina, która wprawdzie będzie musiała się zmierzyć z wieloma problemami, jednak wszystko wskazuje na to, że doprowadzi do ostatecznego zamknięcia epoki postkomunistycznej, niezwykle trudnego okresu w ukraińskiej historii, który przyniósł między innymi liczne kryzysy polityczne, ekonomiczne i demograficzne. Ta nowa Ukraina ma szanse na stworzenie bardziej sprawiedliwego społeczeństwa, które potwierdziło swoją podmiotowość, przełamanie wcześniejszej niemocy i zbudowanie nowoczesnej gospodarki, w tym dzięki oczekiwanym międzynarodowym środkom na odbudowę oraz pozbyciu się wpływów oligarchicznych, stanowiących hamulec rozwojowy. Nowe państwo będzie miało też nowych bohaterów, niektóre spory z przeszłości przestaną mieć znaczenie, zaś działania wojenne toczone głównie na wschodzie i południu Ukrainy będą ostatecznym momentem jego unifikacji.

W ostatnich latach Ukraina podjęła w różnych dziedzinach wysiłek związany z reformami – często niekonsekwentnymi, zbyt powolnymi, ale – mimo ciągłych problemów z systemową korupcją – postępującymi. W sytuacji wojny oczywistym adresatem działań modernizacyjnych jest armia, zaś dostarczycielem know-how stał się Zachód. Trwający konflikt będzie jeszcze przedmiotem niezliczonych analiz, ale już widać, że decentralizacja dowodzenia przeprowadzona według wzorców natowskich jest jedną z przyczyn skutecznej obrony ukraińskiej. Można oczekiwać, że w najbliższej przyszłości Siły Zbrojne Ukrainy staną się najnowocześniejszą instytucją państwa oraz źródłem modernizacji wpływającym na inne wymiary życia państwowego i gospodarki. Silna armia zawsze jest czynnikiem politycznym, oddziałującym na pozycję danego kraju w stosunkach międzynarodowych.

Inna będzie powojenna polityka ukraińska. Pewnie nie oznacza to znacznej transformacji kultury politycznej, ale z pewnością wyeliminowana została opcja prorosyjska, która do 24 lutego mogła liczyć na kilkanaście procent głosów w wyborach. Bycie prorosyjskim stało się jednoznaczne ze zdradą. Trudno dzisiaj powiedzieć, ile dekad – gdy w końcu skończy się wojna – zajmie doprowadzenie do rosyjsko-ukraińskiego pojednania. Wzorce europejskie są tu słabym punktem odniesienia, bo Rosja to nie Niemcy, a szukanie analogii zaczerpniętych z innych tradycji w przypadku rosyjskim zwykle okazuje się zawodne.

Ta wojna, której znaczenie i konsekwencje daleko wykraczają poza region, to również powrót Ukrainy do Europy. Utrzymanie ukraińskiej suwerenności z hukiem otwiera nowy rozdział w stosunkach ukraińsko-unijnych. Kijów liczy na szybką ścieżkę do członkostwa w Unii Europejskiej i bez wątpienia się… rozczaruje. Ukraina, europejski neofita, jakim dwie dekady wcześniej była Polska, idealizująca wszystko, co europejskie, przekona się, że unijna polityka to trudna i ciężka walka o własne interesy. A jednak bez Ukrainy projekt europejski nie może być skończony, nawet jeśli w wielu głowach zachodnioeuropejskich elit podobna myśl wciąż nie może się zmieścić. I uczynią one wiele, by proces ten możliwie długo odraczać. Ukraiński entuzjazm, asertywność, innowacyjność i „kozacka fantazja” w końcu jednak doprowadzą do „wyrąbania” sobie miejsca w Unii Europejskiej, choć – patrząc realistycznie – zajmie do dużo czasu. Z pewnością wojna i styl jej prowadzania przez siły ukraińskie – z troską o życie zwykłych żołnierzy (co jest wielkim kontrastem w porównaniu z działaniami przeciwnika), potwierdza, że Ukraińcy należą do przestrzeni wartości europejskich. Ukraina, ze swoimi bezalternatywnymi aspiracjami europejskimi, zmienia również Unię Europejską, choć szczegółowy zakres i głębokość tych zmian póki co są trudne do przewidzenia. Wybiegając w przyszłość, już teraz można powiedzieć, że ukraińskie członkostwo gruntownie przebuduje układ sił w Europie.

Wreszcie starcie Rosji z Ukrainą zmieni również obszar posowiecki. Już widać, że reakcje państw Azji Centralnej, Kaukazu i Mołdawii na rosyjską agresję są mniej lub bardziej zawoalowanym dystansowaniem się do Kremla. Ich elity zainteresowane są utrzymaniem suwerenności, dalszą budową państw narodowych, a nie ponownym wejściem w orbitę dominujących interesów Moskwy. Wyjątkiem jest łukaszenkowska Białoruś, której pole do prowadzenia suwerennej polityki dramatycznie się skurczyło. Widać jednakże, że nie może być niepodległej Białorusi bez niepodległej Ukrainy. Zmiany, jakie generuje wojna nad Dnieprem i – co będzie kwestią czasu – również w Rosji, w końcu wpłyną także na transformację Białorusi.
Wojciech Konończuk jest dyrektorem Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Zajmuje się problematyką polityczną i gospodarczą Europy Wschodniej oraz polityką historyczną państw regionu. Jest autorem książki Sztuka przetrwania. Deportacje sowieckie z powiatu bielskiego 1940-1941.

Opisane powyżej diagnozy raz jeszcze pokazują, jak fundamentalne znaczenie dla Ukrainy, Europy i – w oczywisty sposób – dla Polski będzie miał wynik trwającej wojny. Państwo ukraińskie w końcu wyjdzie z niej z wieloma bohaterami, traumami i ruinami, które będzie musiało odbudować, ale zarazem ze wzmocnioną tożsamością narodową, silniejszą podmiotowością międzynarodową oraz nowym kamieniem węgielnym swojej państwowości.