Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Międzymorze / 18.12.2022
Tomasz Otocki
Dyneburg: ostatni w dekomunizacji, pierwszy w odwecie?
Dyneburg nie ma ostatnio dobrej prasy za sprawą mera Andrejsa Elksniņša, który od czerwca ociągał się ze zdemontowaniem dwóch sowieckich pomników wskazanych przez rząd do rozbiórki, później zaś kontrowersyjnie się wypowiadał na temat przynależności Krymu i wojny rosyjsko-ukraińskiej. Gdy zniszczono pomnik przedstawiający m.in. marszałka Piłsudskiego i gen. Rydza-Śmigłego, w mediach społecznościowych pojawiły się pytania, czy Elksniņša nie warto odsunąć od władzy.
Demonstracja przeciwko pomnikom armii radzieckiej w Rydze. Maj 2022. (fot. Shutterstock)
Miał wątpliwą reputację jako adwokat, a gotowość do zrobienia wszystkiego, aby osiągnąć cel, zabrał ze sobą do świata polityki – mówił mi latem o Andrejsie Elksniņšie politolog Filips Rajevskis z największej agencji PR na Łotwie Mediju tilts (łot. Most Medialny). Dyneburg już wtedy znalazł się na językach łotewskich polityków i dziennikarzy. W czerwcu tego roku, w wyniku inwazji Rosji na Ukrainę, sejm Łotwy uchwalił ustawę, która przewidywała likwidację sowieckich upamiętnień w całym kraju. Ministerstwo Kultury przygotowało następnie specjalną listę.
Nie znalazły się na niej wszystkie pomniki, bo p.. we wspomnianej stolicy Łatgalii nikt nie zamierza (na razie) burzyć pomnika bolszewika broniącego Łotwy w 1919 roku przed „obcymi interwentami” stojącego na lewym brzegu Dźwiny. Podobnie jak w Windawie nikt raczej nie tknie (do czasu) łotewskiego dowódcy Armii Czerwonej Jānisa Fabriciussa, dumnie stojącego w samym środku miasta. – Przestań, przecież to nie ruski – śmieje się ze mnie mój windawski znajomy. Że niby łotewskich komunistów będą oszczędzać bardziej niż rosyjskich, wzorem pomnika strzelców łotewskich z Rygi? Nie bardzo znajomemu wierzę, choć później się nad tym zastanawiam.
Jeszcze w 2017 roku Elksniņš był niezbyt znanym politykiem Socjaldemokratycznej Partii „Zgoda”, ugrupowania, na które od lat głosowała mniejszość rosyjskojęzyczna. O wiele bardziej byli kojarzeni „starzy wyjadacze” tacy jak Jānis Urbanovičs, Borys Cylewicz czy Andriej Klementiew. Z młodych wybijali się Nił Uszakow, ówczesny mer Rygi, względnie Nikita Nikiforow, który w tym samym roku wywalczył stanowisko wicemera nadmorskiej Jurmały. W samorządzie bardzo długie doświadczenie miał Aleksandrs Bartaševičs, od 2009 roku mer łatgalskiej Rzeżycy (ona także trafiła w 2022 roku na nagłówki jako miasto „ociągające się” z dekomunizacją, ale nie w takim stopniu jak Dyneburg).
Andrejs Elksniņš, z pochodzenia Łotysz (w wieku trzech lat zamieszkał z rodzicami w Dyneburgu), po raz pierwszy w Sejmie pojawił się w 2011 roku. Był absolwentem studiów prawniczych w Łotewskiej Akademii Policyjnej, miał wtedy 28 lat i doświadczenie adwokackie – „Zgoda” nominowała go na ministra sprawiedliwości w swoim „gabinecie cieni”. W Sejmie niczym ciekawym nie zasłynął, zresztą nie bardzo też mógł w sytuacji, gdy „Zgoda” trzymana była w przedpokoju – mimo że wygrywała wszystkie kolejne wybory aż do 2018 roku, żadne inne ugrupowanie nie chciało z nią wchodzić w koalicję (dopiero rok wcześniej partia zerwała porozumienie o współpracy z putinowską Jedną Rosją).
Trzy razy wybierany na mera
W 2017 roku „Zgoda”, chcąc umocnić swą pozycję w samorządach, wymyśliła hasło: „posłowie do samorządu”. To wtedy Nikiforow został wicemerem Jurmały, zaś kandydującemu na mera kurlandzkiej Lipawy Walerijowi Agieszynowi nie powiodło się. Elksniņš miał więcej szczęścia. Radni Dyneburga byli już zmęczeni poprzednim, sprawującym wiele lat (2009–2011 i 2013–2017) ten urząd merem Jānisem Lāčplēsisem, wobec którego pojawiły się zarzuty o korupcję, i jego Partią Łatgalską. Radni zaufali 34-latkowi.
W tej kadencji Elksniņš dwa razy odchodził i dwa razy był ponownie powoływany na mera z powodu niestabilnej większości w radzie miasta. Już wtedy zaczął budzić kontrowersje, wrzucając na Facebook zdjęcia z miłośnikami rosyjskiej formacji Wojsk Powietrznodesantowych, broniąc mniejszościowych przedszkoli przed „łotyszyzacją”, względnie lekko sobie podchodząc do ustawy o języku państwowym (używał publicznie rosyjskiego w sytuacjach, gdy było to zabronione). Kiedy go spotkałem w 2019 roku, mówił mi, uśmiechając się: – Jeśli trzeba, mogę mówić nawet po polsku.
W 2021 roku Elksniņš wywalczył sobie drugą kadencję w fotelu mera, tym razem jego Socjaldemokratyczna Partia „Zgoda” zyskała 42,3% głosów. Do rządzenia potrzebowała tylko jeszcze bardziej radykalnego polityka, członka Rosyjskiego Związku Łotwy (jego liderka Tatiana Żdanok jeździła na Krym i do Syrii). Obrany wicemerem Aleksiej Wasiliew w trakcie kampanii wyborczej narzekał, że w Dyneburgu jest „za dużo polskich upamiętnień”, a „za mało rosyjskich”. Później jednak spuścił z tonu, ostatnio dyrektorka polskiej szkoły im. Piłsudskiego Halina Smułko z jego rąk odbierała dyplom uznania.
Tymczasem Elksniņš w nowej kadencji wszczął wojnę z centroprawicowym rządem Krišjānisa Kariņša urzędującym w Rydze. Chodziło nie tylko o rozwój Dyneburga, pandemię czy koszty energii. W momencie wybuchu wojny w Ukrainie na porządku dziennym znów stanęła dekomunizacja, a raczej desowietyzacja. Jej symbolem było obalenie pomnika Zwycięstwa na Zadźwiniu w Rydze. Według ustawy i późniejszego rozporządzenia rządu Dyneburg był zobowiązany zburzyć dwa pomniki sowieckie (na Skwerze Sławy oraz pomnik 360. dywizji strzelców Armii Czerwonej). Mer zapowiedział, że tego nie zrobi, bo samorząd nie ma pieniędzy, a on nie będzie ciął wydatków socjalnych. Dwukrotnie zaskarżył ustawę do Sądu Konstytucyjnego.
Ten już raz orzekał nie po myśli Elksniņša, wciąż czekamy na kolejną decyzję.
Odmienna pamięć historyczna
Dlaczego mer podjął wojnę? Czy chodziło tylko o ambicje byłego adwokata i niedoszłego ministra sprawiedliwości, czy o coś więcej? – Sytuacja w Dyneburgu jest zgoła odmienna niż w Rydze, bo tam mieszka więcej rosyjskojęzycznych, od dawna większy jest też wpływ propagandowych kanałów telewizyjnych – tłumaczył mi latem Filips Rajevskis. O pamięć historyczną mieszkańców Łatgalii zapytałem jesienią profesora Henrihsa Somsa z Uniwersytetu Dyneburskiego:
– Pamięć historyczna jest inna w Łatgalii niż w reszcie Łotwy pod wpływem co najmniej trzech czynników: zróżnicowanego środowiska etnicznego, zróżnicowanego środowiska wyznaniowego i odmiennego doświadczenia historycznego. Wielka, nieskrępowana migracja z innych republik sowieckich po 1945 roku zdeformowała strukturę etniczną Łatgalii. Migranci i ich potomkowie nie integrowali się ze środowiskiem łotewskim, nadal byli zorientowani na rodinę, konsumując jej kulturę i przekazy medialne. Przykładem jest stosunek do wydarzeń II wojny światowej, czy „jedynych słusznych zwycięzców – wyzwolicieli” – komentuje dla „Nowej Europy Wschodniej” Soms.
Dyneburg to Łatgalia par excellence. Skład etniczny miasta jest następujący: 52% Rosjan, 18% Łotyszy, 14% Polaków, przy czym nawet Polacy są tutaj rosyjskojęzyczni, o ile nie trzymają się Związku Polaków na Łotwie. Gdy kraj przystępował do Unii Europejskiej, jego południowo-wschodni region (w dużej mierze pokrywający się z Łatgalią) był przeciwko. – „Nie” powiedziało 67% mieszkańców Dyneburga, 56% Rzeżycy, 50% okręgu Krasław, 49% okręgu Lucyn – wylicza prof. Soms. O nastroje antyunijne podejrzewa przede wszystkim Rosjan i rosyjskojęzycznych, choć wtedy nikt takiej statystyki nie przeprowadził.
Założy własną partię?
– Prawdziwy zuch – komentowali mieszkańcy Dyneburga, głównie na Facebooku mera, gdy Elksniņš walczył z rządem Łotwy, a także z ministrem rozwoju regionalnego i ochrony środowiska Artūrsem Tomsem Plešsem, wielkim zwolennikiem desowietyzacji (sam Łotewskiej SRR nie pamięta, bo jako pierwszy w historii Łotwy minister urodził się w 1992 roku). Młodych dyneburżan dekomunizacja mniej zajmuje. Najlepszym dowodem jest to, że gdy w listopadzie zaczęto jednak demontować pomniki sowieckie w Dyneburgu, „pożegnać” je przyszło niewiele osób, głównie w starszym wieku (jeśli za niewielką liczbę uznać kilkaset mieszkańców Dyneburga, kładących kwiaty, znicze czy nawet obrazki z Jezusem). Więcej niż w Rydze i na pewno więcej niż w innych łotewskich miastach, ale wciąż nie były to masy. – Rosjanie są teraz bardzo bierni – mówi mi jeden z politologów łotewskich, który chce pozostać anonimowy. Najlepszym dowodem jest fakt, że w wyniku październikowych wyborów rosyjsko-łotewska Socjaldemokratyczna Partia „Zgoda” wypadła z Sejmu XIV kadencji.
Ostatnio mer Elksniņš znów zabłysnął. W rozmowie z dziennikarką łotewską nie był w stanie jednoznacznie powiedzieć, kogo popiera w wojnie na Ukrainie, a Krym uznał za część Federacji Rosyjskiej. Politycy w Rydze znów złapali się za głowę, niektórzy zaczęli głośno się zastanawiać, jak zgodnie z prawem usunąć mera ze stanowiska. Była prezydentka Vaira Vīķe-Freiberga stwierdziła, że Elksniņš nie zasłużył na tak wysokie stanowisko. Swojego samorządowca jednoznacznie potępiła „Zgoda”, która jeszcze raz podkreśliła negatywny stosunek do wojny, wyrażony wiosną. Przewodniczący Jānis Urbanovičs zaczął mówić o konieczności wykluczenia Elksniņša z ugrupowania. – Możliwe, że będzie chciał zbudować nową partię, przyłączy się do „Stabilności” albo do radykalnej partii Tatiany Żdanok – mówi mi anonimowo wspomniany politolog. Na razie mer o swoich planach milczy.
Pomnik Piłsudskiego i Rydza-Śmigłego zbezczeszczony
Romuald Gibowski jest w mieście znanym rzeźbiarzem. To według jego projektu w 1992 roku na Słobódce ustawiono ogromny krzyż upamiętniający polskich żołnierzy walczących o wyzwolenie Łatgalii w styczniu 1920 roku. Wcześniej na tym terenie był cmentarz wojenny, zniszczony przez Sowietów w latach 60.
Później Gibowski projektował w Dyneburgu jeszcze inne polskie upamiętnienia, choćby pomnik Stefana Batorego, który miastu nadał prawo magdeburskie, pomnik Władysława Raginisa, urodzonego jeszcze w rosyjskim Dźwińsku obrońcy Wizny. W końcu, z okazji stulecia „kampanii łatgalskiej”, wspólnego polsko-łotewskiego wyzwolenia wschodniej Łotwy spod okupacji bolszewickiej, odsłonięto Pomnik Dowódców Ofensywy Dyneburskiej (marszałka Józefa Piłsudskiego, gen. Edwarda Rydza-Śmigłego oraz dwóch Łotyszy: gen. Pēterisa Radziņša i gen. Jānisa Balodisa).
W nocy z 20 na 21 listopada 2022 roku pomnik został zdewastowany. Jak powiedział dziennikarzowi Polskiego Radia Kamilowi Zalewskiemu prezes Związku Polaków na Łotwie Ryszard Stankiewicz, sprawę zgłoszono na policję. Prowadzi ona teraz postępowanie dotyczące przestępstwa przeciwko cudzemu mieniu, politycy dopytują zaś, czy przypadkiem nie jest to „przestępstwo z nienawiści”. „Usunąć Elksniņša” – domaga się na Twitterze Andrejs Faibuševičs, okalny przedsiębiorca i polityk. Z kolei minister spraw zagranicznych EdgarsRinkēvičs wyraża nadzieję, że „sprawcy otrzymają surową karę”. Prezes Stankiewicz mówi: –Wydaje mi się, że była to banalna zemsta za usunięte rosyjskie pomniki sowieckie. – Dodaje jednak także, że nie wyklucza po prostu zwykłego aktu chuliganizmu.
Tomasz Otocki - zastępca redaktora naczelnego Przeglądu Bałtyckiego, członek zarządu Fundacji Bałtyckiej. O krajach bałtyckich pisze od 2010 roku, związany m.in. z Programem Bałtyckim Radia Wnet, Nową Europą Wschodnią, a także polskimi portalami na Litwie. Współpracuje również z drukowaną prasą polonijną (Wilno, Dyneburg, Brześć n/Bugiem). Najbardziej interesuje go tematyka łotewska. także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.[\postit_r]
Wiązanie wszystkiego z Elksniņšem, jak robi to wspomniany twitterowicz, i jego kampanią na rzecz pozostawienia w mieście sowieckich pomników, jest pozbawione podstaw. Mer zapowiedział już, że miasto zapłaci za remont pomnika. Wcześniej wiele razy mówił, że Dyneburg jest domem dla wielu narodowości. Z drugiej strony nie pojawił się na miejscu zdarzenia, nie poświęcił mu także uwagi w mediach społecznościowych, choć chętnie pisze o innych sprawach politycznych, nie unikając kontrowersji. – On nie chce rozdmuchiwać tego aktu wandalizmu – mówi mi jedna z kobiet mieszkających w Dyneburgu, która akurat z merem sympatyzuje.
Pytanie tylko, czy to wciąż wandalizm, czy coś więcej?