Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Bistro / 22.12.2022
Witalij Portnikow, Oleksandr Bojczenko przeł. Nikodem Szczygłowski

Europa Środkowa będzie istnieć, Europa Wschodnia – niekoniecznie

W ramach projektu Institute for Central European Strategy o nazwie Re:Open Ukraina odbyła się publiczna rozmowa Ołeksandra Bojczenki i Witalija Portnikowa. O czym dyskutowali? O tym, że gdzieś w Portugalii można sobie pozwolić na to, aby zbytnio się nie przejmować wpływami rosyjskimi – lecz dla narodów, które były stale poddawane rosyjskim atakom, które znajdowały się pod panowaniem Rosji, a następnie ZSRR, antyrosyjskość jest wręcz kwestią ich przetrwania.
Foto tytułowe
Uniwersytet w Czerniowcach, wpisany w 2011 na światową listę dziedzictwa UNESCO (fot. Shutterstock)

W.P.: Na poprzednim wydarzeniu organizowanym przez Instytut Strategii Europy Środkowej rozmawialiśmy z Jarosławem Hrycakiem. Ta rozmowa miała dotyczyć Europy Środkowej, ale okazało się, że dotyczyła przyszłości Ukrainy. Natomiast dzisiejsza rozmowa została zapowiedziana jako rozmowa o przyszłości Ukrainy, więc może teraz będzie też o Europie Środkowej.

O.B.: Bardzo istotny jest zawsze moment genius loci: gdzie dokładnie jako dziennikarz stwierdzasz rzeczywistość, będąc w którym miejscu ją pojmujesz. O Czerniowcach, o Bukowinie piszę od wielu lat. Bukowinę, skoro mówimy o kontekście środkowoeuropejskim, postrzegam jako całość – co może nie jest do końca zrozumiałe dla tych, którzy mieszkają gdzieś indziej na Ukrainie, ale jest niewątpliwie przejrzyste dla każdego, kto przebywa w tym regionie, z niego pochodzi. Wiadomo przecież, że chodzi tylko o połowę Bukowiny, druga połowa regionu znajduje się poza granicami naszego państwa, ale mimo to nie przestaje być Bukowiną. Kierunek naszego rozwoju powinnien w końcu doprowadzić do powstania Bukowiny jako integralnego regionu europejskiego, w którym między Czerniowcami a Suczawą będą kursowały szybkie pociągi, pokonujące odległość między dwoma głównymi miastami Bukowiny w ciągu trzydziestu minut. Ta odległość jest wręcz symboliczna – w sposób naoczny bowiem pokaże, że tak naprawdę nie jesteśmy tu wcale na obrzeżach, gdzieś przy granicy Ukrainy, ale w centrum starej Europy.

Przypomnijmy sobie w tym kontekście chociażby Triest, który dla mnie jest taka południową repliką Czerniowiec.
Stempel pocztowy z Triestu, z czasów Austro-Węgier (fot. Wikicommons)

Jest to bowiem również austro-węgierskie miasto, które było kiedyś jednym z ośrodków rozwoju, ale z powodu zniknięcia imperium wylądowało gdzieś na obrzeżach Włoch. Kiedy jednak w latach 90. do starej Europy dołączyły Słowenia i Chorwacja, zmieniło to Triest, uczyniło go punktem odniesienia dla wszystkich narodów byłej Jugosławii, nie tylko dla Włochów z sąsiednich regionów. I myślę, że wystarczy chwilę poczekać, a zobaczymy Czerniowce jako zupełnie nowe miasto, w zupełnie nowym sąsiedztwie, w nowych kategoriach istnienia.

W.P.: Skoro poruszyliśmy już temat przyszłości – przyjrzyjmy się jej również w kontekście środkowoeuropejskim. Europa Środkowa: gdzie to jest? Co to jest? Zgodnie z formułą Milana Kundery Europa Środkowa to maksimum różnorodności w minimum przestrzeni, Rosja z kolei to minimum różnorodności na maksimum przestrzeni. I dlatego właśnie, jak stwierdzał Kundera, narody Europy Środkowej należą do najbardziej antyrosyjskich – gdyż są położone najbliżej Rosji i odczuwają na sobie jej jednoczącą, a więc destrukcyjną dla nich, siłę. Gdzieś w Portugalii można sobie pozwolić na to, aby zbytnio się nie przejmować wpływami rosyjskimi – lecz dla narodów, które były stale poddawane rosyjskim atakom, które znajdowały się pod panowaniem Rosji, a następnie ZSRR, antyrosyjskość jest wręcz kwestią ich przetrwania, więc te narody zostały po prostu zmuszone do bycia antyrosyjskimi, do bycia anty-Rosją.

Przy okazji, w 1988 roku w Lizbonie miało miejsce bardzo znaczące wydarzenie. Odbyła się tam zorganizowana przez Amerykanów konferencja literacka, w której udział wzięli pisarze z Zachodu, Europy Środkowej i Rosji.

Gorbaczowowska pierestrojka osiągała właśnie swoje apogeum, Amerykanie byli zainteresowani bliższemu przyjrzeniu się rosyjskiej różnorodności, więc zaprosili zarówno „demokratów”, jak i „apolitycznych” autorów z ZSRR, a także emigrantów, którzy jak dotąd byli uważani za antysowieckich, jak Brodski czy Dowłatow. I co ciekawe, ci rosyjscy pisarze w niektórych sprawach wyrażali dość różnorodne opinie, ale przy okrągłym stole poświęconym Europie Środkowej wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że nie ma czegoś takiego jak Europa Środkowa i że wręcz nie rozumieją nawet tego sformułowania. To z kolei udowodniło, że Kundera miał całkowitą rację.

Krótko mówiąc, z jednej strony mamy wojnę Rosji przeciwko Ukrainie, ale z drugiej strony myślę, że jest to też wojna przeciwko różnorodności, którą Europa Środkowa od dawna oferowała, czyli przede wszystkim przeciwko krajom, które powstały po upadku Austro-Węgier. Choć, być może, obecnie warto nieco rozszerzyć tę przestrzeń, włączając do niej również tych, którzy wspólnie z nami należeli do dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów – a więc także Litwinów, Białorusinów, no i oczywiście nas [Ukraińców – tu i dalej przyp. tłum.].

Ostatecznie przecież właśnie w Czerniowcach można na własne oczy z łatwością przekonać się o tym, czym w praktyce jest Europa Środkowa, w ciągu dziesięciu minut obchodząc spacerem trasę obejmującą nawet pięć tzw. domów narodowych powstałych kiedyś tu, w samym centrum miasta. Tym właśnie jest Europa Środkowa. Ale jednocześnie Europa Środkowa to także terytorium ciągłych zagrożeń, to – mówiąc słowami Timothy’ego Snydera – skrwawione ziemie, gdyż żyło tam tak wiele narodów, które, chcąc lub nie chcąc, żyły bardzo blisko obok siebie i w wyjątkowy sposób wymieszały się między sobą. W niektórych krytycznych momentach narody te mogły się wykazać zadziwiającą zdolnością do pokojowego współistnienia, jak to było w przypadku Czerniowców w okresie panowania tzw. idei bukowińskości, próby stworzenia bukowińskiej tożsamości. Ale w tej samej Europie Środkowej często dochodziło też do najbardziej brutalnego wzajemnego wyniszczania się jednych narodów przez inne.

O.B.: W samej Europie Środkowej wszystko jest jeszcze bardziej skomplikowane niż nam się wydaje.

Znaczna część narodów Europy Środkowej to bowiem narody zamieszkujące małe państwa, które na przemian powstawały i upadały. Mamy duży problem z naszymi sąsiadami, gdzie porażki stały się częścią narodowego mitu. Zadajemy więc sobie pytanie: dlaczego węgierskie społeczeństwo jest takie, jakie jest? Ponieważ społeczeństwo węgierskie przeżyło traumę 1956 roku, kiedy to Węgrzy zbuntowali się i odnieśli porażkę.

Odkłada się to w świadomości w sposób bardzo wyraźny: można pozostawać w dość skomplikowanych relacjach z rosyjskim niedźwiedziem, ale – ich zdaniem – nie należy doprowadzać go do szaleństwa, gdyż byłaby to jedynie droga do kolejnej porażki. Tak samo zresztą wygląda społeczeństwo w Czechach i na (w szególności) Słowacji – ze względu na ich traumę 1968 roku. Zachowania narodów Europy Środkowej są uzależnione od tego, jaką pozycję zajmowały przed upadkiem i w momencie upadku Związku Radzieckiego.

Dostrzegalny jest też – nie wiem, czy możemy to nazwać obojętnością – raczej chłodny stosunek [do Ukrainy – przyp. tłum.] ze strony Rumunii. Rumuni popierają Ukrainę, ale w sposób powściągliwy, jakby z grzeczności. I nic poza tym. Prawie tak samo pozostawali obojętni również wobec Związku Radzieckiego, zawsze starali się od niego zdystansować, nawet w czasach Nicolae Ceauşescu. A teraz z kolei dystansują się od czegoś, co ich zdaniem nie jest częścią ich świata – choć to wygląda dość dziwnie z naszego punktu widzenia, gdyż to właśnie od naszych zwycięstw zależy ich geopolityczne przetrwanie. Lecz oni tak nie uważają. Mają inne doświadczenie niż Węgrzy czy Polacy. Ci ostatni powstawali do walki z Rosją i zwyciężali. Kilka razy przegrywali, ale też kilka razy wygrywali. Ale nawet gdy przegrywali, przegrywali jako równi partnerzy, nie znikali ze sceny całkowicie, walczyli dalej.

Stołypin powiedział kiedyś swoje słynne zdanie вам нужны великие потрясения, а нам нужна великая Россия („wy potrzebujecie wielkich wstrząsów, a my – wielkiej Rosji”), tak hołubione przez wszystkich rosyjskich szowinistów. Skierowane było nie do jakiegoś tam radykalnego rewolucjonisty, który chciał obalić cara, ale do polskiego posła do Dumy Państwowej, który dążył jedynie do tego, żeby w polskich szkołach uczono języka polskiego. Z punktu widzenia takich szowinistów jak Stołypin już samo to stanowiło buntowniczy spisek przeciwko Rosji. Należy to uświadomić i pamiętać o tym: w Rosji nic się nie zmienia. Podobnie jak dziś Rosjanie nienawidzą języka ukraińskiego i twierdzą, że nie istnieje, czy też czynią wszystko, aby doszło do zaniku języka tatarskiego lub udmurckiego, tak samo ponad sto lat temu nienawidzili języka polskiego. Tak więc właśnie to polskie doświadczenie gotowości do walki i zwyciężania, polskie doświadczenie Cudu nad Wisłą, to, że w 1920 roku Polacy pogonili Rosjan aż do Kijowa – wszystko to pozwala im na wspieranie nas bez obaw. Nie można tego jednak powiedzieć o wszystkich narodach Europy Środkowej. Z kolei jeśli spojrzymy na narody bałtyckie, zrozumiemy, że na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku zrewanżowały się one za swoją narodową klęskę w 1940 roku, stały się spustem, który uruchomił upadek Związku Radzieckiego, upadek „historycznej Rosji”. I dlatego też nas popierają – bo pamiętają o tym, że to oni pokonali imperium.
(fot. Shutterstock)

W 1989 roku, podczas pierwszego zjazdu deputowanych ludowych ZSRR, rozmawiałem z Vytautasem Landsbergisem, przyszłym przewodniczącym litewskiego parlamentu, a w tym czasie przewodniczącym ruchu Sąjūdis, który wygrał [na Litwie] w wyborach deputowanych ludowych Związku Radzieckiego i właśnie szykował się do wygrania wyborów również do litewskiego parlamentu. Landsbergis powiedział mi, że pierwszą decyzją, jaką podejmie litewski parlament, jeśli Sąjūdis wygra, będzie decyzja o restytucji niepodległości Republiki Litewskiej. A ja, zafascynowany tym pomysłem, bo nie sądziłem wtedy, że jest to w ogóle możliwe, odpowiedziałem mu: „Ależ panie profesorze, żeby Litwa stała się niepodległa, nie trzeba wcale ogłaszać niepodległości Litwy w Sejmie litewskim, lecz trzeba doprowadzić do tego, żeby Związek Radziecki się rozpadł, inaczej nigdy was nie wypuszczą”. Landsbergis spojrzał na mnie i odpowiedział: „Wobec tego rozwalimy Związek Radziecki”.

Brzmiało to tak dobrze, że w to uwierzyłem. Dekadę później spotkałem go i zapytałem: „Pamięta pan tę pańską odpowiedź? Czy naprawdę zamierzaliście wówczas obalić Związek Radziecki? Bo widzi pan, byłem wtedy dzieckiem, miałem ledwie 21 lat, uwierzyłem panu – ale czy powiedział mi pan wtedy prawdę?”. Landsbergis znów spojrzał na mnie i powiedział: „No, a co byś chciał, żebym ci wtedy powiedział?”. I wydało mi się, że to jest całkiem logiczne. Udzielił mi odpowiedzi, która logicznie wynikała z mojego pytania, bo chodziło o pewien proces historyczny.

Dlatego też zawsze mówię, że powinniśmy myśleć zgodnie z logiką procesu historycznego. Narody Europy Środkowej myślą zgodnie z logiką procesów historycznych, opierając się na swoim doświadczeniu dziejowym.

Musimy zrozumieć, że oto właśnie zdajemy teraz kolejny egzamin o charakterze geograficznym. Obecnie jesteśmy nazywani Europą Wschodnią. W czasach mojego dzieciństwa i młodości Europa Wschodnia to była Polska, Rumunia, Czechosłowacja, Węgry. Teraz nikt nie nazywa tych krajów Europą Wschodnią. W zasadzie mogę zdradzić geograficzną tajemnicę: Ukraina nie jest Europą Wschodnia, Ukraina to Europa Środkowa.

Przecież jak Suczawa może być Europą Środkową, a Czerniowce – należeć do Europy Wschodniej? Jak Debreczyn może być Europą Środkową, a Użhorod – znajdować się w Europie Wschodniej? Dlaczego do cholery Kraków i Przemyśl są Europą Środkową, a Lwów i Iwano-Frankiwsk są zaliczane do Europy Wschodniej? Jest to oczywista głupota geograficzna. Nawet geograficzny środek Europy znajduje się na naszym terytorium – w jaki sposób środek Europy może znajdować się na terytorium Europy Wschodniej?

„Europa Wschodnia” to zatem pojęcie polityczne. Jeśli zaś wygramy wojnę i jeśli zostaniemy poproszeni o dalsze rozmowy o Europie Środkowej, będziemy wówczas rozmawiać o Ukrainie. Ukraina to Europa Środkowa.

Podobnie jak, nawiasem mówiąc, Białoruś. Ale tylko zwycięstwo w naszej wojnie pomoże nam stać się prawdziwą Europą Środkową.

Być może w tej sytuacji – dajmy na to – Czechy będą już uznawane za Europą Zachodnią, tego nie wiem, lecz nie ma to większego znaczenia.


Witalij Portnikow jest ukraińskim dziennikarzem, publicystą i komentatorem politycznym

Ołeksandr Bojczenko ukraiński krytyk i badacz literatury, eseista, tłumacz, kolumnista

Natomiast istotnym jest to, że za Europę Wschodnią zostanie uznane jedno jedyne państwo, którego terytorium rzeczywiście jest wschodnioeuropejskie – czyli Federacja Rosyjska. Myślę jednak, że będzie tam raczej Azja.

I to jest również bardzo interesujące zagadnienie: gdyż Europa Środkowa pozostanie, a Europy Wschodniej może wówczas już w tym układzie nie być, a od razu za centrum Europy zaczynać się będzie Azja. Może to być jeden ze skutków tej wojny.


27 września, Czerniowce, Centrum Kultury i Sztuki im. Iwana Mykołajczuka.
Artykuł ukazał się pierwotnie w języku ukraińskim na portalu Zbruč (https://zbruc.eu/node/113902).