Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Indie kupują ropę od Rosji, ale patrzą też na Zachód
Świat zachodni odsądza Indie od czci i wiary, Waszyngton wręcz grozi im sankcjami, choć są zbyt ważnym elementem jego azjatyckiej polityki, by wprowadził je w życie. New Delhi zwiększa natomiast zakupy rosyjskiej ropy i zapowiada rozszerzenie importu o inne produkty. Dlaczego? Bo to się Indiom najzwyczajniej w świecie opłaca.
Prezydent Rosji Władimir Putin i premier Indii Narendra Modi podczas spotkania w 2020 r. (Shutterstock)
Premier Indii Narendra Modi i prezydent Rosji Władimir Putin odbyli piątą rozmowę telefoniczną od momentu inwazji na Ukrainę. Według oficjalnych informacji przywódcy rozmawiali o dalszej współpracy w zakresie energetyki, rolnictwa i logistyki. Modi miał także pytać o rosyjskie działania w Ukrainie, swoim zwyczajem podkreślając oczywiście, że dialog to jedyna droga naprzód. Indyjska prasa określiła tę rozmowę jako namiastkę dorocznego szczytu Indie–Rosja, którego gospodarzem w tym roku miała być Moskwa. Dlaczego szczyt się nie odbył? Ponoć – bo oficjalnie nic nie wiadomo – wystąpiły „problemy z harmonogramem”. Indyjskie media sugerują, że rozmowa zamiast osobistego spotkania to sposób na wyjście Modiego z twarzą z mocno niezręcznej dyplomatycznie sytuacji.
Dziesięć miesięcy wojny, zbrodnie rosyjskich żołnierzy, ataki na infrastrukturę krytyczną i cele cywilne, szantaż żywnościowy – a Indie nie potępiły agresji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Zaraz po inwazji New Delhi wyraziło „ubolewanie” i „zaniepokojenie”. Potem, mimo nacisków międzynarodowych, następowało już tylko powtarzanie mantry o konieczności pokojowego rozwiązania konfliktu. Indie były jednym z 35 państw, które wstrzymały się od głosu nad niewiążącą rezolucją Zgromadzenia Ogólnego ONZ potępiającą inwazję Rosji i domagającą się natychmiastowego wycofania jej wojsk z Ukrainy. 3 marca, na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Gubernatorów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA), Indie wstrzymały się od głosowania nad projektem rezolucji wzywającej Rosję do „natychmiastowego zaprzestania wszelkich działań przeciwko czarnobylskiej elektrowni jądrowej i wszelkich innych obiektów jądrowych w Ukrainie, w celu zachowania lub szybkiego odzyskania przez właściwe władze ukraińskie pełnej kontroli”.
Co istotne, Indie to jedyny członek QUAD-u (Czterostronnego Dialogu Bezpieczeństwa, czyli sojuszu USA, Australii, Indii i Japonii), który rosyjskiej agresji nie potępił, co nie ułatwiło obrad podczas wirtualnego szczytu tej organizacji zorganizowanego jeszcze wczesną wiosną, co może być dowodem na niestabilność sojuszu. Zachowanie Indii bardzo dobrze oddają określenia stosowane przez analityków; powszechnie mówi się o „neutralności promoskiewskiej” (terminu tego używa m.in. Happymon Jacob z Jawaharlal Nehru University) czy „strategicznej ambiwalencji” (w ten sposób pisze chociażby Murali Krishnan, publicysta współpracujący z Deutsche Welle).
Pod koniec września Rada Bezpieczeństwa ONZ opracowała rezolucję potępiającą aneksję przez Rosję Doniecka, Ługańska oraz obwodów chersońskiego i zaporoskiego po tzw. pseudoreferendach. Rezolucja wzywała Federację Rosyjską do „natychmiastowego, całkowitego i bezwarunkowego wycofania wszystkich swoich sił zbrojnych z terytorium Ukrainy w jej granicach uznanych przez społeczność międzynarodową”, a wszystkie inne państwa oraz organizacje międzynarodowe, by nie uznawały żadnej zmiany statusu ukraińskich obwodów Ługańska, Doniecka, Chersonia czy Zaporoża na podstawie bezprawnych działań Rosji. Spośród liczącej piętnastu członków Rady za przyjęciem rezolucji opowiedziało się dziesięć państw: Albania, Francja, Ghana, Irlandia, Kenia, Meksyk, Norwegia, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, cztery wstrzymały się od głosu. Wśród nich były Indie, co wielu zachodnich komentatorów i dziennikarzy określiło mianem haniebnego momentu dla tego kraju – w Polsce dziennikarz telewizyjny Jan Mikruta napisał na Twitterze: „haniebna chwila dla Indii […] I kolejny dowód, że ONZ dramatycznie wymaga reformy”.
Ruchira Kamboj, stała przedstawicielka Indii przy ONZ, powtórzyła dotychczasową narrację swego rządu: porządek globalny jest zakotwiczony w zasadach Karty Narodów Zjednoczonych, prawa międzynarodowego oraz poszanowania suwerenności i integralności terytorialnej wszystkich państw. New Delhi szczerze liczy na szybkie wznowienie rozmów pokojowych, aby doprowadzić do natychmiastowego zawieszenia broni i rozwiązania konfliktu. Najcięższą „krytyką” Władimira Putina były słowa Narendry Modiego podczas wrześniowego spotkania w Samarkandzie. Indyjski premier stwierdził wówczas, że „obecna era nie jest czasem wojny”, co zachodnie media – zdecydowanie zbyt pochopnie – zinterpretowały jako odcięcie się Indii od Rosji. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a dwuznaczne – w opinii wspólnoty międzynarodowej – relacje polityczne są nadal utrzymywane.
Ropa non olet
Tyle polityka, a co z gospodarką? Indie nie dołączyły do zachodnich sankcji wobec Rosji. Podczas gdy Unia Europejska, USA i Japonia starają się uniezależnić od niej gospodarczo – zwłaszcza w zakresie importu węglowodorów – od 24 lutego 2022 roku import rosyjskiej ropy do Indii wzrósł pięciokrotnie. Przed 2022 rokiem Rosja nie była znaczącym źródłem paliw kopalnych dla Indii, w ciągu ostatnich miesięcy awansowała natomiast na drugie po Chinach miejsce – w dużej mierze wpływ na to ma globalny kryzys energetyczny oraz nałożenie przez USA sankcji na sprzedaż ropy naftowej i produktów petrochemicznych przez Iran. Jeszcze kilka miesięcy temu bowiem to Irak oraz Iran były głównymi dostawcami ropy dla Indii. We wrześniu import tego surowca z Rosji wzrósł do rekordowego poziomu 23% z niespełna 2% przed inwazją na Ukrainę. Ostatnie dane przytaczane przez Reutersa pokazują, że oznacza to 908 tysięcy baryłek dziennie w listopadzie, tymczasem import ropy z Iraku do Indii spadł w ubiegłym miesiącu do najniższego poziomu od września 2020 roku, a z Arabii Saudyjskiej – do najniższego poziomu od 14 miesięcy.
Mamy więc sytuację, w której Indie z jednej strony krytycznie odnoszą się do zabijania ludności cywilnej i wzywają do poszanowania suwerenności i integralności terytorialnej wszystkich państw, z drugiej natomiast nie potępiają publicznie rosyjskiej agresji na Ukrainę oraz kontynuują zakupy przecenionych rosyjskich surowców energetycznych, wspomagając tym samym rosyjską machinę wojenną. Ta postawa, konsekwentna od 24 lutego, zyskała Indiom niechlubne miano rosyjskiego sojusznika. Sprawa nie jest jednak tak prosta.
W październiku minister spraw zagranicznych Indii Subrahmanyam Jaishankar po spotkaniu ze swoim odpowiednikiem Siergiejem Ławrowem zapowiedział, że New Delhi nadal będzie kupować rosyjską ropę. Dlaczego? Powód jest oczywisty: bo to się Indiom opłaca. Rząd Narendry Modiego na pierwszym miejscu stawia interesy swego kraju, a jednym z nich jest opanowanie inflacji. Choć bowiem w październiku jej poziom spadł do najniższego od trzech miesięcy i wyniósł 6,8%, to wciąż pozostaje na poziomie wyższym niż jest to skłonny akceptować Bank Centralny. Kilka tygodni temu indyjska ministra finansów Nirmala Sitharaman powiedziała wprost, że import rosyjskiej ropy jest częścią krajowej strategii zarządzania inflacją. W momencie, gdy Rosja desperacko szuka odbiorców dla swoich produktów energetycznych, Indie, będące trzecim co do wielkości konsumentem i importerem ropy naftowej na świecie, korzystają z obniżki cen.
5 grudnia zaczął obowiązywać uzgodniony przez Unię Europejską limit ceny na rosyjską ropę transportowaną drogą morską. Do porozumienia od razu dołączyły państwa G7 oraz Australia, jednocześnie zachęcając inne kraje do pójścia w ich ślady. Z zachęt tych – co nie stanowi raczej niespodzianki – nie zamierzają skorzystać Indie. Zamierzają natomiast rozszerzyć współpracę z Rosją w zakresie handlu surowcami energetycznymi, takimi jak ropa naftowa, produkty ropopochodne, skroplony gaz ziemny, węgiel i nawozy. Owszem, Indie dywersyfikują źródła dostaw, Narendra Modi – od kilku miesięcy walczący z kryzysem wizerunkowym spowodowanym fatalnymi decyzjami podczas pandemii koronawirusa, protestami rolników oraz trudnościami ekonomicznymi – nie przejdzie jednak obojętnie obok konkurencyjnych cen Federacji Rosyjskiej. Dla premiera stojącego na czele nacjonalistycznej partii BJP istotniejsze od sytuacji w Europie Wschodniej jest utrzymanie wysokiego poparcia społecznego.
Bez wątpienia celem nie jest natomiast jakiekolwiek uzależnienie gospodarcze od Moskwy, przynajmniej na poziomie deklaracji. Wprawdzie Rosja od wielu lat jest czwartym co do wielkości rynkiem dla indyjskich farmaceutyków, a rozmowy na temat zacieśnienia współpracy gospodarczej trwają od początku lutego. Przy zwiększonych zakupach na rynku paliw New Delhi uznało, że deficyt handlowy jest zbyt duży, by można go było tolerować. Od momentu wybuchu wojny w Ukrainie do końca listopada indyjski import z Rosji wzrósł prawie pięciokrotnie – z 6 miliardów dolarów w tym samym okresie rok temu do obecnych 29 miliardów dolarów, tymczasem eksport spadł z 2,4 do 1,9 miliarda dolarów. Indie zamierzają tę sytuację zmienić i to na dwa sposoby.
Na początku grudnia Jaishankar przekazał Moskwie listę indyjskich produktów, które powinny zyskać dostęp do rosyjskiego rynku. Jak podaje Reuters, tydzień wcześniej Moskwa wysłała Indiom listę ponad 500 produktów do potencjalnej dostawy, w tym części do samochodów, samolotów i pociągów. Rząd Modiego ma nadzieję, że w ten sposób w najbliższych miesiącach zwiększy eksport do Rosji do 10 miliardów dolarów. Jest tylko jeden problem: to, czego chce rząd, niekoniecznie pokrywa się z chęciami indyjskich przedsiębiorstw. Nie wszystkie podchodzą z entuzjazmem do eksportu swych produktów do Rosji w obawie przed zachodnimi sankcjami. Z tego samego powodu największe instytucje bankowe niechętnie przetwarzają bezpośrednie transakcje handlowe w rupiach z Rosją – rząd Narendry Modiego wprowadził taką możliwość w reakcji na wprowadzone jeszcze w marcu unijne sankcje wykluczające niektóre rosyjskie banki z systemu SWIFT.
Długa historia
Obecne relacje gospodarcze to kontynuacja związków Indii z ZSRR, od lat 50. XX wieku będącym największym partnerem handlowym Indii. Obejmowały takie dziedziny jak energetyka, górnictwo i wojskowość. Przez lata to właśnie Indie były największym importerem broni z Rosji, odpowiadając za prawie jedną trzecią całego rosyjskiego eksportu militariów. Dziś ta zależność nie jest już aż tak wielka, New Delhi stara się bowiem dywersyfikować dostawców, zawierając umowy m.in. z Francją i Izraelem, niemniej wciąż 49% broni kupuje od Rosji. Państwo Putina dostarcza Indiom m.in. myśliwce odrzutowe, helikoptery, okręty podwodne systemy obrony przeciwrakietowej S-400.
Wielka gra to określenie dyplomatycznej i wojskowej rywalizacji Wielkiej Brytanii i carskiej Rosji o dominację w Azji Środkowej w XIX wieku. Oprócz mocarstw ważną rolę odgrywała też Persja i Imperium Osmańskie. Kluczowymi epizodami rywalizacji były trzy wojny brytyjsko-afgańskie.
Współpraca gospodarcza przekładały się również na szczególne relacje kulturalne i społeczne między dwoma krajami. Carska Rosja postrzegana była przez indyjskich intelektualistów i działaczy niepodległościowych z zauważalną sympatią. Wszak w czasie toczącej się w Azji „wielkiej gry” była ona głównym przeciwnikiem znienawidzonych Brytyjczyków. Myślenie o Rosji właśnie w takich kategoriach – „wroga naszego wroga” – stało się w Indiach powszechne.
Nasiliło się ono wraz z nastaniem w Rosji komunizmu. Intelektualiści indyjscy, pisarze i filozofowie, ważne postaci ruchu antybrytyjskiego, byli zafascynowani sowiecką antymonarchią, komunizmem uderzającym w nierówności klasowe, społeczne, rasowe – we wszystko to, co było elementem życia w Azji skolonizowanej przez Brytyjczyków. Wystarczy wspomnieć przede wszystkim pierwszego premiera Indii Jawaharlala Nehru, ale też wyrażających ogromny podziw dla Lenina i idei sowieckiej rewolucji starszych działaczy niepodległościowych i społecznych, takich jak jeden z ojców indyjskiego ruchu antybrytyjskiego Swaraj, edukator i publicysta Bal Gangadhar Tilak czy pisarz, reformator i porywający niepodległościowymi hasłami mówca Bipin Chandra Pal. Jak wielki wpływ był socjalizmu – a zatem i mitu ZSRR – na indyjskie realia polityczne niech świadczy fakt, że Indie po uzyskaniu niepodległości w 1947 roku same siebie określały jako państwo socjalistyczne właśnie, a myśl ojców niepodległych Indii z Jawaharlalem Nehru na czele jest przesiąknięta lewicowymi ideami. Sympatia ideologiczna i relacje gospodarcze sprawiały, że w indyjskiej kulturze Rosja jest obecna jako przyjaciel.
Ogromną popularność w Rosji zyskała (i cieszy się nią do dziś) chociażby piosenka Moje buty są japońskie (Mera joota hai japani) z filmu Shree 420 (reż. Raj Kapoor, 1955 rok) nie tylko o tytułowych japońskich powojennych butach, które zalały swego czasu indyjskie ulice, ale też o „czerwonej rosyjskiej czapeczce”. Piosenka nadal jest puszczana masowo w indyjskich restauracjach w Moskwie, a jej rozpoznawalność w świecie poradzieckim jest tak duża, że bywa odgrywana w czasie oficjalnych wizyt centralnoazjatyckich – wychowanych przecież w ZSRR – dygnitarzy w Indiach.
Fani komercyjnego kina indyjskiego spod znaku Bollywood niejednokrotnie trafiają na modelki rosyjskiego pochodzenia, które robią karierę w kinie indyjskim. Nie jest to zjawisko nowe, bowiem już w latach 60. i 70. rosyjskie aktorki – ze sławną tancerką baletową Ksenią Riabkiną na czele – występowały w filmach bollywoodzkich, promując w Indiach międzypaństwowe partnerstwo i bliskość, w Rosji zaś indyjską „egzotykę”.
Uprzywilejowane partnerstwo
Gospodarka i kultura to jednak nie wszystko. Jak pisał Kreml po wspomnianej na początku rozmowie telefonicznej Modiego i Putina, współpraca indyjsko-rosyjska rozwija się „w oparciu o szczególnie uprzywilejowane partnerstwo strategiczne”. O prawdziwie bliskich relacjach, które zaowocowały najbardziej udaną ze wszystkich sowieckich prób zacieśnienia stosunków z krajami Trzeciego Świata, można jednak mówić od lat 50. XX wieku, a konkretnie od wizyty premiera Jawaharlala Nehru w Związku Radzieckim w czerwcu 1955 roku i rewizyty pierwszego sekretarza partii komunistycznej Nikity Chruszczowa do Indii jesienią. Podczas pobytu w Indiach Chruszczow ogłosił, że Związek Radziecki wspiera indyjskie roszczenia do terytorium Kaszmiru i – należącego wtedy jeszcze do Portugalii – Goa. W antypakistańskiej polityce ZSRR wspierał Indie także później: w 1957 roku jako jedyny kraj zawetował rezolucję wzywającą do interwencji ONZ w Kaszmirze. Ponownie miało to miejsce w 1962 i 1971 roku.
W sierpniu 2019 roku natomiast Rosja jako pierwszy kraj P-5 (tzw. Permanent Five, czyli grupy stałych członków Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych, w skład której wchodzą USA, Rosja, Chiny, Francja oraz Wielka Brytania) uznała działania Indii w sprawie Kaszmiru jako sprawę czysto wewnętrzną. Chodziło wówczas o odrzucenie artykułu 370 indyjskiej konstytucji, który sankcjonował szczególny status stanu Dźammu i Kaszmir w zakresie autonomii i zdolności do formułowania praw dla stałych jego mieszkańców. Rząd Narendry Modiego uznał ten artykuł za „niefunkcjonujący” i uchylił jego działanie. Ponadto jeszcze w 1974 roku Moskwa poparła Indie w „pokojowej” próbie nuklearnej, a rok później wsparła aneksję Sikkimu. Indie – rzecz jasna – odwdzięczały się za te dyplomatyczne przysługi, choćby zachowując milczenie m.in. po brutalnym stłumieniu rewolucji węgierskiej w 1956 roku, podczas radzieckich działań w Afganistanie w latach 70. XX wieku, w czasie głosowania nad rezolucją ONZ potępiającą inwazję na Czechosłowację w 1968 roku oraz po aneksji Krymu przez Federację Rosyjską w 2014 roku. W 2000 roku prezydent Rosji Władimir Putin i ówczesny premier Indii Atal Bihari Vajpayee podpisali „Specjalne i strategiczne partnerstwo” między ich krajami.
Oddać jednak należy też sprawiedliwość relacjom amerykańsko-indyjskim, chociaż nie mówi się o nich często. Dowodami na ich jasną stronę jest chociażby znaczna pomoc USA (w tym żywnościowa) dla Indii na początku ich historii po uzyskaniu niepodległości, militarne i polityczne wsparcie Waszyngtonu dla New Delhi w okresie wojny chińsko-indyjskiej w 1962 roku czy też niezwykle istotna umowa o cywilnej współpracy nuklearnej między USA a Indiami z ostatnich lat.
Świat zachodni odsądza Indie od czci i wiary, przez pewien czas Waszyngton groził nawet New Delhi sankcjami. Z czasem jednak złagodził retorykę, co dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem. Indie to wciąż najważniejszy partner USA w regionie Indo-Pacyfiku, niezbędny do skutecznego przeciwdziałania rosnącym wpływom Chin w Azji Południowo-Wschodniej. I chociaż okazuje się, że poglądy władz Indii i USA rozmijają się, gdy chodzi o niektóre aspekty globalnego porządku i równowagi światowych sił żadna ze stron nie może sobie pozwolić na pogłębianie tego rozdźwięku. Teraz, po tym jak Joe Biden nie zdołał przeciągnąć na swoją stronę ASEAN-u (Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej), New Delhi jest Waszyngtonowi tym bardziej niezbędne. Nie jest to jednak potrzeba jednostronna – rosnące wpływy Chin w regionie sprawiają, że Indie muszą szukać sojusznika, który będzie w stanie przeciwstawić się Pekinowi. Dla New Delhi problemem są sporne obszary przyhimalajskie – Aksai Chin na obszarze Kaszmiru oraz tzw. Północno-Wschodni Obszar Graniczny obecnie w stanie Arunaćal Pradeś.
Obszary te są dla Chin istotne w kontekście szlaków komunikacyjnych (przeprawa przez góry Karakorum, połączenie drogowe Tybetu z chińskim interiorem). W 1962 roku doszło do otwartego konfliktu, w wyniku którego Aksai Chin jest realnie kontrolowany przez Chiny (chociaż sprawa nie została międzynarodowo ostatecznie uregulowana). Od maja 2020 roku napięcia między armiami indyjskimi i chińskimi narastają do tego stopnia, że konflikt zbrojny wydaje się bardzo prawdopodobny. Przez długi czas Indie mogły żywić nadzieję, że w sporze Chinami wesprze je Rosja, wojna w Ukrainie pokazała jednak coś, czego świat – głównie zachodni – zdawał się nie dostrzegać, a mianowicie, że w relacjach Moskwa–Pekin to ten drugi jest stroną dominującą. Państwem, które realnie może się dziś przeciwstawić Chinom – zarówno gospodarczo, jak i militarnie – są wyłącznie Stany Zjednoczone. Oznacza to, że Waszyngton jest New Delhi potrzebny, co może prowadzić do rozluźnienia – choć nie całkowitego porzucenia w krótkiej perspektywie czasowej – więzów Indii z Rosją.
Ukraina jest za daleko
Indyjscy politycy są świadomi zagrożeń towarzyszących ich obecnej publicznej neutralności wobec Rosji. Neutralności, która w oczach USA i Europy stawia Indie po stronie Rosji. Co więcej sprawia, że tracą zaufanie jako partner, który w rzeczywistości może nie zaangażować się w ochronę opartego na obecnym konsensusie międzynarodowym porządku w regionie Indo-Pacyfiku. Chociaż akurat ten ostatni niepokój jest nieuzasadniony, gdy zrozumiemy, że to właśnie na zachowaniu status quo w Azji Indiom zależy. Europejski problem Ukrainy jest dla Indii zbyt odległy.
Norman Davies w książkach Boże igrzysko oraz Europa walczy 1939–1945 wyjaśniał brak stosownej reakcji Europy Zachodniej na atak hitlerowskich Niemiec na Polskę między innymi faktem, że Polska dla pokolenia Churchilla nie stanowiła bytu obecnego na mentalnej (i przez długi czas rzeczywistej) mapie politycznej Europy. Polacy walczący z wielkimi mocarstwami byli jednym z narodów reprezentującym swoisty separatyzm wobec uznanych politycznych organizmów. Warto się zastanowić, czy dla polityków indyjskich – wychowanych i wyedukowanych przed rozpadem ZSRR – Ukraina nie jest takim właśnie bytem: enigmatycznym i efemerycznym, w zasadzie wydzielonym z Rosji na niezrozumiałych dla nich zasadach. Z pewnością nie usprawiedliwia to milczenia indyjskich elit w sprawie inwazji na Ukrainę, ale jest być może pewnym wyjaśnieniem takiej postawy.
Dr Blanka Katarzyna Dżugaj, publicystka, orientalistka, założycielka Kulturazja. Gospodyni programu AzjaIncognita i Świat od Południa TV NEWS 24.
Amerykanie i Europejczycy powinni być świadomi tego, że Indie mogą odmiennie określać swoją pozycję strategiczną i że rzeczywistość międzynarodowa dla Indii – tak jak dla bardzo wielu państw Azji, Afryki i Ameryki Południowej – nie jest tak oczywista i jednoznaczna jak w zachodniej narracji polaryzującej świat na demokratycznych przeciwników Rosji i jej autorytarnych sojuszników.