Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Barszcz / 15.02.2023
Ihar Melnikau

„Nie ma tam Boga i nie ma chleba”. Jak władze sowieckie wywołały głód na Białorusi przed II Wojną Światową

Na początku lat 30. XX wieku z terenu sowieckiej Białorusi rozpoczęły się masowe ucieczki chłopów i mieszczan do Polski. Uciekali przed głodem. Tragedia, która miała wówczas miejsce, pomimo że nie pochłonęła milionów ofiar jak ukraiński Hołodomor, wywołuje dreszcz przerażenia. Nie doczekała się tylu opisów i opracowań historycznych – na naszych łamach przedstawiamy białoruską odsłonę walki sowieckich władz z właścicielami ziemskimi nazywanymi kułakami.
Foto tytułowe
Sowiecki plakat propagandowy: "Wyrzucić kułaków z kołchozów". Zapowiadał tragedię głodu wywołaną kolektywizacją - odbieraniem ziemi właścicielom (fot. Wikipedia)

W sierpniu 1933 roku w rejonie wsi Rogowo pod Zasławiem radziecko-polską granicę nielegalnie przekroczył pracownik Biura Planowania BSRR Mikołaj Orłowski. Mężczyzna przyjechał służbowo do granicznego kołchozu Połymia, z którego uciekł. Po dotarciu do miejscowości Radoszkowicze zapukał do okna pierwszego domu, a mężczyźnie, który wyszedł na ganek, powiedział: „Jestem uciekinierem z Białorusi. Zaprowadźcie mnie do władz i dajcie mi coś do jedzenia. Jestem głodny”. Wkrótce Orłowski siedział na posterunku policji. „Jestem sowieckim urzędnikiem z Mińska. Ze mną papiery służbowe. Specjalnie je wziąłem. Zainteresują polskie władze. Dajcie mi jeść” – mówił. Zapytany przez policjanta, dlaczego jest taki głodny, odpowiedział: „Nie ma tam Boga i nie ma chleba”.

Podczas przesłuchania Orłowski szczegółowo opowiedział o strasznej sytuacji rolnictwa na sowieckiej Białorusi.

„Niedożywienie jest częstym zjawiskiem zarówno wśród robotników z zakładów i fabryk, jak i pracowników biurowych. Wszyscy żyją głównie z rynku prywatnego. […]. Komuniści tłumaczą wszystko nie głupimi działaniami partii, ale nieudolną i tandetną pracą poszczególnych ogniw w aparacie. Wszędzie mówią, że gdyby dyrektywy partii i władzy radzieckiej były wykonywane poprawnie, gdyby nie było wypaczenia linii generalnej partii i walki klasowej, to byłoby inaczej. Robotnicy po otrzymaniu w swoich zakładach i fabrykach produktów przemysłowych, sprzedają je na bazarze, aby natychmiast kupić produkty spożywcze za otrzymane pieniądze.

Ich ceny są bardzo wysokie i można je kupić tylko na bazarze” – zaznaczył urzędnik bolszewicki.
Orłowski opowiedział, że w 1932 roku w Borysowie odbyły się masowe zamieszki chlebowe, gdy władze ogłosiły, że przestają wydawać racje żywnościowe dzieciom robotników i pracowników biurowych. Podkreślił, że głód w BSRR doprowadził ludność do ostateczności. „Na Mozyrszczyźnie i w rejonie lelczyckim zdarzały się przypadki kanibalizmu. Milicja zatrzymała ludzi niosących w workach części ciała zadźganej osoby, aby później je zjeść” – opisywał.

Ofiary kolektywizacji

Polityka kolektywizacji prowadzona przez władze radzieckie doprowadziła do kryzysu białoruskiego rolnictwa. Walka z gospodarzami, których Sowieci nazywali „kułakami”, zniszczyła całą warstwę ciężko pracujących ludzi. W rezultacie w gospodarstwach często nie było nikogo do pracy – znaczna liczba osób zdolnych i chętnych do niej została aresztowana przez Główny Zarząd Polityczny (GPU).
Dokument Mikołaja Orłowskiego
Kierownictwo bolszewickie w Mińsku stale podnosiło wskaźniki produkcji chleba w BSRR mimo złej pogody, która doprowadziła do nieurodzaju. Kołchozy, które z jego powodu nie były w stanie spełnić wyśrubowanych żądań z Mińska, były rejestrowane jako sabotażyści, przeciwko którym stosowano środki represyjne. Wywożono stamtąd zboże (nawet nasiona na przyszłe zasiewy), a ludzi aresztowano. W strukturach rolniczych zaczęto tworzyć wydziały polityczne jak w wojsku, których członkowie mieli czuwać nad przestrzeganiem dyrektyw partii bolszewickiej i walczyć z sabotażystami.

Polityka władz nie mogła nie wywołać oporu wśród białoruskich chłopów. Coraz częściej kradli zboże kołchozowe, aby było co później siać. Zdarzało się też, że palili domy przewodniczących kołchozów. W 1932 roku w rejonie tołoczyńskim kobiety uzbrojone w kije zaatakowały przedstawicieli lokalnej administracji. Część chłopów, zwłaszcza z terenów przygranicznych z Polską, uciekała za granicę. W 1932 roku żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza zatrzymali 14-letniego Dzianisa Hajko. Podczas przesłuchania przyznał, że jego rodzice przenieśli się wraz z nim z Polski do BSRR cztery lata wcześniej. Chłopak uciekł z powrotem, bo od trzech dni nic nie jadł.

Na początku lat 30. ukraińscy chłopi zaczęli masowo przybywać na Białoruś w poszukiwaniu chleba. Sztucznie wywołany przez komunistów głód zaczął się tam wcześniej niż w BSRR. „Ciągnęły się do nas tłumy uchodźców z Ukrainy. Do tego wszystkiego doprowadzała ludzi rodzima władza radziecka” – zauważyła we wspomnieniach opublikowanych w wydanej w Mińsku pod redakcją Iwana Szamiakina książce Pamięć mieszkanka rejonu żytkowickiego Wera Linkiewicz. Inna mieszkanka tego samego regionu Ganna Bełaj tak wspominała: „Pamiętam, przyszła kobieta z Ukrainy, zataczając się z głodu. Matka karmiła ją barszczem z pokrzywy. Biedaczka jadła łapczywie. Matka dała jej kromkę chleba. Kobieta poszła do sąsiedniego domu. Usiadła, żeby odpocząć, ale już nie wstała”. Ukraińcy rozpowiadali, że mieli urodzaj, ale władze radzieckie zabrały im wszystko. Ostrzegali Białorusinów, że głód wkrótce nadejdzie na Białoruś. Szczególnie odważni mieszkańcy BSRR na spotkaniach kołchozowych pytali bolszewickich urzędników, co się dzieje w Ukrainie i czy w ich republice nie będzie tego samego. Byli natychmiast zatrzymywani, a później oskarżani o działalność antyradziecką.

Borysów kontra bolszewicy

Ostrzeżenia ukraińskich chłopów okazały się prorocze: wkrótce głód opanował i wieś białoruską. Do kierownictwa partii komunistycznej w Mińsku dotarły doniesienia, że znaczna liczba mieszkańców wsi z powodu niedożywienia nie pojawia się w pracy. Ludzie puchną z głodu. „Spośród 93 kołchozów regionu homelskiego w około 45 brakuje żywności. Paru chłopów z kołchozu «Wolna praca» zmarło z powodu głodu” – odnotowano w jednym z raportów.
Amerykańska gazeta o ofiarach głodu na Ukrainie i na terenach m.in. Białorusi. Historycy liczą ich liczbę nawet na 6 milionów w tym kilka milionów Ukraińców (fot. Wikipedia)

W wyniku problemów z chlebem zaczęły się przerwy w zaopatrzeniu miast. Władze bolszewickie nie znalazły mądrzejszego rozwiązania niż obcięcie racji wydawanych robotnikom i ich rodzinom. W dniach 7–8 kwietnia 1932 roku w Borysowie doszło do „zamieszek chlebowych”, o których wspominał uciekinier Orłowski. Miejscowi, w większości kobiety, splądrowali piekarnię, a także przejęli chleb, który władze wiozły do sklepów spożywczych.

Miejscowa milicja prawie nie sprzeciwiła się temu przejęciu, niektórzy milicjanci nawet w nim uczestniczyli.

Władze Borysowa były zdezorientowane i nie wiedziały, co robić. W międzyczasie mieszkańcy zwrócili się do miejscowych garnizonów Armii Czerwonej z prośbą o wsparcie. Wojska pozostały jednak na miejscu. Sytuację uspokoili pracownicy GPU, którzy aresztowali najbardziej aktywnych uczestników zamieszek. Potem wymyślono historię, że zostały one zorganizowane przez byłych policjantów carskich i inne elementy antyradzieckie. „Bunt borysowski” doprowadził do tego, że 9 kwietnia 1932 roku władze radzieckie ponownie zaczęły wydawać dzieciom po 200 gramów chleba dziennie.

Kanibale z Polesia i niemieccy koloniści

Głód we wsi zmusił także chłopów do działania. Ci bardziej mobilni udali się do miast, aby szukać jedzenia.

Mieszkańcy rejonu żytkowickiego podróżowali do Bobrujska, Petrikowa i Słucka. Kołchoźnicy z Kościukowic próbowali znaleźć pracę w kopalniach. Inni pozostali w wioskach i próbowali jeść to, co było: trawę, korę drzew itp. W rejonie klimowickim zdarzył się przypadek wąglika u krowy. Zwierzę zostało zabite i pochowane, jednak miejscowi chłopi wykopali je i zjedli. W rezultacie w kołchozie imienia Kaganowicza wybuchła epidemia wąglika.

Najgorszym następstwem sztucznie zorganizowanego przez bolszewików głodu był jednak kanibalizm, o którym wspominał również Orłowski. W czerwcu 1933 roku na biurku sekretarza Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii (bolszewików) Białorusi Mikołaja Hikały położył tajny list z rejonu narowelskiego opisujący, że we wsi Cichin kołchoznica zabiła własne dziecko i je zjadła. Potem zabiła drugie dziecko, a następnie sama zmarła z wycieńczenia. Specjalna komisja z Mińska, która pracowała na Homelszczyźnie, zidentyfikowała inny przypadek kanibalizmu we wsi Okopy. Tam kobieta podzieliła zwłoki zmarłego z głodu syna i ugotowała ich część ze szczawiem. Nazajutrz sama zmarła wraz ze swoim drugim dzieckiem.

Zdarzały się przypadki, gdy mieszkańcy sowieckiej Białorusi szukali pomocy u zagranicznych dyplomatów.

Niemieccy koloniści z rejonu narowelskiego (osiedlili się tam na początku XX wieku) zaczęli zbierać oświadczenia wśród mieszkańców o pomoc od konsula niemieckiego. Obywatele Białorusi otrzymywali po osiem marek, za które mogli kupić żywność w jednym ze sklepów walutowych sieci Torgsin. Wkrótce jednak GPU aresztowało chłopów i oskarżyło ich o współpracę z niemieckim wywiadem. W grudniu 1934 roku odbył się proces i pięciu mieszkańców powiatu skazano na rozstrzelanie.

Ile osób padło ofiarą głodu na Białorusi? Nie znamy dokładnej liczby. Wiadomo, że w latach 1932–1933 w samym rejonie narowelskim zmarło około tysiąca chłopów. W styczniu 1935 roku zniesiono system kart na chleb i inne produkty. Represje z lat 1937–1938 nie ominęły także białoruskiego chłopstwa. Wielu z tych, którzy przeżyli straszny głód, zginęło z rąk NKWD.

Ihar Melnikau - doktor historii, adiunkt Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego. Zajmuje się okresem międzywojennym na terenie województw północno-wschodnich II RP, przedwojennej granicy polsko-radzieckiej na Białorusi, oraz służby Białorusinów w przedwojennym Wojsku Polskim. Autor 15 monografii historycznych. Laureat nagrody im. L. Sapiehy w 2020 za zachowanie historycznej spuścizny Białorusi.

Inne artykuły Ihara Melnikau

A co z Mikołajem Orłowskim? Przez miesiąc był przesłuchiwany w kancelarii Batalionu KOP w miejscowości Krasne. Następnie były urzędnik bolszewicki przeniósł się do Warszawy i zamieszkał najpierw w Hotelu Mazowieckim przy ulicy Nowogrodzkiej, a następnie w Hotelu Liliana na Marszałkowskiej. W liście do swojego przyjaciela z Rygi napisał: „Uciekłem z ZSRR. Trudno opisać mój stan. Wyobraź sobie człowieka, który został zwolniony po 15 latach więzienia w izolatce. Odpoczywam od przerażenia. Wierz lub nie, ale w ciągu miesiąca przytyłem 13 funtów. ZSRR jest najlepszym kurortem dla osób cierpiących na otyłość”.