Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Transatlantyk / 11.03.2023
Adam Miklasz
Alkoholik, bigamista i bolszewik. Ile w Czechach pozostało pamięci o Jaroslavie H.
Lipnice nad Sázavou. Nie ma na całym świecie lepszego miejsca na konserwację pamięci o autorze Przygód dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej . Postanowiłem więc sprawdzić, jak bardzo mieszkańcy korzystają ze spuścizny persony tak ważnej dla światowej literatury.
(fot. Shutterstock)
Początek stycznia, trwa kampania prezydencka w Republice Czeskiej. Andrej Babiš, jeden z faworytów, decyduje się na występ w programie telewizyjnym TV Prima o nazwie K Tabuli! (cz. Do tablicy!). Sam format jest banalny.
W scenerii szkolnej klasy młodzież wywołuje gościa do tablicy, odpytując go publicznie z podstawowej wiedzy. Efekt wizyty kandydata okazuje się diametralnie przeciwny – jak można się domyślać – od jego oczekiwań: z każdym pytaniem coraz bardziej się pogrąża.
Nagle jedna z nastolatek wyprowadza cios, pytając byłego premiera o najsłynniejsze dzieło Jaroslava Haška.
„Haška?” – kandydat przypomina w tej chwili niesfornego ucznia, który udaje, że odpowiedź ma na końcu języka, aż wreszcie uznaje wyższość egzaminatorów. „To nevím!” – przyznaje. Parę dni po emisji programu, za podszeptem PR-owców próbuje jeszcze ratować twarz: fotografuje się ze ślicznie wydanymi Przygodami dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej, obiecując wyborcom, że niebawem nadrobi zaległości. To wszystko dzieje się w 2023 roku, czyli dokładnie sto lat po śmierci autora wspomnianej powieści.
Czyżby (nie)znajomość twórczości Jaroslava Haška mogła mieć wpływ na wyniki wyborów prezydenckich? Zdecydowanie nie! Przeciwnicy Babiša bardziej wyśmiewali jego odpowiedź dotyczącą planet Układu Słonecznego („Księżyc, Mars, Pluton, Saturn, co tam jeszcze jest? Słońce?”), czy też treści napisu na kurtynie Teatru Narodowego („Tego nie wiem, ale to my wyremontowaliśmy i Teatr Narodowy, i Operę Narodową”).
Z perspektywy wielu polskich miłośników Szwejka ta ignorancja stanowi niewybaczalną kompromitację – wszak mowa o najsłynniejszym czeskim pisarzu, nieprawdaż? 3 stycznia 2023 roku (czyli w dokładną rocznicę śmierci Haška) Polskie Radio wyemitowało poświęconą mu 25-minutową audycję. Informacje o wspomnianej rocznicy pojawiały się w portalach, nie tylko tych literackich i czechofilskich. Zacząłem się jednak zastanawiać, czy sam Jaroslav Hašek jest nad Wełtawą ceniony aż tak bardzo, jak chociażby nad Wisłą.
Spytałem więc dyskretnie czeskiego znajomego, czy ich państwo ustanowiło Haška patronem 2023 roku? Czy planowane są jakieś huczne obchody, akademie ku czci? „My w ogóle nie mamy czegoś takiego jak patron roku. Ale jeżeli byśmy mieli, to z pewnością nie byłby nim Hašek! Bez przesady, przecież to był alkoholik, bigamista i bolszewik!” – odpowiedział stanowczo, przyznając, że jakieś tam uroczystości się odbyły. Ale jakie? Gdzie? Tego nie wyjaśnił. Postanowiłem więc dokonać inwentaryzacji pamięci o Jaroslavie Hašku w jego ojczyźnie.
Zamknąłem klapę laptopa i ruszyłem w podróż do miejscowości Lipnice nad Sázavou – miejsca, gdzie autor Szwejka spędził ostatnie chwile swojego barwnego i burzliwego życia. Ruszyłem na pielgrzymkę do grobu alkoholika, bigamisty i bolszewika.
Niemożliwe nie istnieje
Jarosław Hašek był rodowitym Prażaninem – urodził się na Nowym Mieście, mieszkał na Królewskich Winohradach, a młodość trwonił w knajpach robotniczego wówczas Żiżkowa. Kiedy w 1915 roku zgłosił się do armii jako jednoroczny ochotnik i ruszył na wojnę, nie spodziewał się pewnie, że do ukochanego miasta wróci dopiero po pięciu latach. To kawał czasu – po jego powrocie Praga nie była tą samą przedwojenną Pragą, Hašek nie był tym samym przedwojennym Haškiem, a jego wizerunek uległ pogorszeniu, co wydawało się praktycznie niemożliwe. Jeszcze przed wybuchem I wojny światowej nasz bohater miał opinię lekkoducha, pijaka, awanturnika, anarchisty, drobnego performera, wesołkowatego dziennikarza, niebieskiego ptaka. Był rozpoznawalny głównie w knajpach, anarchizujących i komunizujących środowiskach artystycznych, flirtował z bohemą, pił, włóczęgował, z krótkimi przerwami na prace w przeróżnych redakcjach.
Miał za sobą nieudane małżeństwo (wyjątkowo cierpliwa żona Jarmila nie wystąpiła wprawdzie o rozwód, lecz zabrała syna i wyniosła się do rodziców), całkiem zabawny happening polityczny (założenie Partii Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa), tuziny mniejszych lub większych pijackich awantur i nieudaną próbę samobójczą (9 lutego 1911 roku o 2:00 w nocy przeszedł przez barierki Mostu Karola, chwiał się przez długi czas nad taflą Wełtawy i oczekiwał reakcji świata. Zwrócił na niego uwagę Eduard Brӓuer, fryzjer Teatru Narodowego, wyciągnął desperata w bezpieczne miejsce i wezwał policję, dzięki czemu nieszczęsny Hašek mógł przespać swoje małżeńskie problemy w szpitalu psychiatrycznym). Doczekał się również grona czytelników, w niektórych kręgach miał opinię całkiem zdolnego i sprawnego gryzipiórka, mało kto jednak traktował go poważnie.
Kiedy powrócił z wojennej tułaczki, trwała euforia po szczęśliwym epilogu wielkiej wojny światowej, dzięki któremu zniknęła z mapy znienawidzona monarchia habsburska, a na jej gruzach powstało tak wyczekiwane, niezależne, wspólne państwo Czechów i Słowaków. Choć młode, osiągnęło już całkiem sporo dyplomatycznych i militarnych sukcesów, uzyskując Ruś Zakarpacką, rozciągając się hen po granicę z północno-wschodnią Rumunią i przechwytując sporą część Śląska Cieszyńskiego. Błyszczał ojczulek narodu – Tomáš Garrigue Masaryk, w glorii chwały wracali do ojczyzny żołnierze Legionu Czechosłowackiego. Wrócił też Jaroslav Hašek, wraz z nową, rosyjską żoną Szurą i bardzo mocno zszarganą opinią. Bardziej zszarganą niż przed wojną? Niemożliwe nie istnieje!
Siedem śmierci Haška
Co się działo z Jaroslavem Haškiem podczas pierwszej wojny światowej – tego dokładnie nie wiadomo, mówimy przecież o wielkim awanturniku, a jeszcze większym mistyfikatorze. Wiemy natomiast, że dwukrotnie zdradził.
Ucieczka jednorocznego ochotnika Haška z cesarsko-królewskiej armii nie była w oczach Czechów niczym nagannym. Natomiast dezercja z szeregów Legionu Czechosłowackiego i przystąpienie do bolszewików – owszem. W tym czasie po Pradze krążyły niestworzone historie o Hašku, miejscowym plotkarzom kilkakrotnie udało się go uśmiercić. Śmiał się z tego już po powrocie sam zainteresowany, pisząc w humoresce Jak się spotkałem z autorem swojego nekrologu:
„W trakcie mojego pobytu w Rosji (…) od czasu do czasu byłem zabijany lub katowany przez różne organizacje i osoby. Po powrocie do ojczyzny dowiedziałem się, że byłem trzykrotnie powieszony, dwukrotnie rozstrzelany i raz poćwiartowany przez dzikich kirgiskich rebeliantów na brzegach jeziora Kale-Jeszel. Wreszcie, ostatecznie, zostałem przebity nożem podczas dzikiej potyczki z pijanymi marynarzami w pewnej odeskiej tawernie. Ze wszystkich tych wariantów ten ostatni wydaje mi się najbardziej prawdopodobny”.
Informację o własnej śmierci udało mu się łatwo obalić. Szczęśliwie uniknął również kary za bigamię – sąd umorzył sprawę ze względu na brak dokumentów potwierdzających zawarcie nowego małżeństwa. Łatki zdrajcy nie zdołał jednak zedrzeć nigdy. Mówiło się tu i ówdzie, że Hašek pełnił funkcję bolszewickiego komisarza. Lista jego przewinień sporządzona przez antykomunistyczne środowiska krążyła po Pradze prawie sto lat po jego śmierci, stanowiąc protest przeciwko uhonorowaniu pisarza pomnikiem. Jej autorzy wypominali mu członkostwo w partii bolszewickiej, pracę na odcinku komunistycznej propagandy i przynależność do Kominternu.
Hašek pozornie bagatelizował anatemę patriotycznych i antykomunistycznych środowisk, drwiąc i kpiąc z tych mocnych oskarżeń. Widząc jednak wielu dawnych znajomych odmawiających mu uścisku dłoni lub przechodzących ostentacyjnie na drugą stronę ulicy, nie czuł się w tych nowych, czechosłowackich czasach zbyt komfortowo. Z ratunkiem przyszedł jego imiennik i druh – znany malarz i grafik Jaroslav Panuška.
Za chwilę wrócę
Pod stwierdzeniem, że podróże kształcą, jestem wstanie podpisać się wszystkimi czynnymi kończynami. Gdybym pewnego dnia nie znalazł się na dworcu kolejowym w miejscowości Světla nad Sázavou, gdyby dość obskurny budynek nie był właśnie remontowany, gdyby pociąg nie był spóźniony o dobre dwadzieścia minut, to pewnie nie zwróciłbym uwagi na niewielką tablicę pamiątkową z dobrze znanym, pociesznym obliczem. Dzięki jej treści poznałem szczegóły wyprawy Jaroslava Haška na wysoczyńskie zadupie, gdzie pozostał aż do śmierci. A brzmi ona tak:
„«Polej mi kolejne, ale spokojnie, żeby piana nie opadła. Za chwilę wrócę», Jaroslav Hašek zamówił piwo w dworcowej knajpie w Pradze-Těsnovie, po czym, zupełnie przypadkowo, spotkał malarza Jaroslava Panuškę i po piwo już nie wrócił. 25 sierpnia 1921 roku o 12:37 obaj wysiedli z pociągu w miejscowości Světla nad Sázavou. Piesza wędrówka do Lipnicy nad Sázavou wydłużyła się do późnych godzin nocnych”.
Nie wiemy do końca, czy to historia prawdziwa – sam Hašek, szczególnie po śmierci, był źródłem niezliczonych, często fantastycznych, anegdotek. Pewne jest jednak, że Panuška zabrał go z nieprzyjaznej mu Pragi do mieściny o nazwie Lipnice nad Sázavou. Pisarz, ku swojej radości, stacjonował w zajeździe U České Korůny (cz. Pod Czeską Koroną) – mieszkał w tym samym budynku, w którym rozlewano piwo. Pił więc i tworzył. To w Lipnicy ukończył drugi i trzeci tom Przygód dobrego wojaka Szwejka i zaczął pisanie czwartego.
Po ponadrocznym pobycie postanowił, pod wpływem alkoholowej euforii, kupić i wyremontować znajdujący się naprzeciw zajazdu domek, do którego wprowadził się w listopadzie 1922 roku. Korzystał jedynie z izby kuchennej, która stała się zarówno jego miejscem pracy, jak i sypialnią. W tym czasie jego zdrowie uległo pogorszeniu – ostatnie fragmenty Szwejka dyktował swojemu asystentowi, jego ciało puchło, miał ogromne problemy z poruszaniem się. Pod dwóch miesiącach od przeprowadzki, 3 stycznia 1923 roku, zmarł, nie ukończywszy dzieła życia. Został pochowany na starym cmentarzu w Lipnicy mimo początkowych protestów miejscowego księdza, który miał o życiorysie praskiego literata zdanie jak najgorsze. W ceremonii uczestniczyła najbliższa rodzina (obie żony i syn), mieszkańcy wsi oraz Jaroslav Panuška – nie pojawił się praktycznie nikt z dawnych praskich znajomych. Być może nie uwierzyli w śmierć niespełna czterdziestolatka? Przecież zdarzało już mu się umierać kilkakrotnie wcześniej.
Zatrudniony na stanowisku wnuka
Lipnice nad Sázavou. Nie ma na całym świecie lepszego miejsca na konserwację pamięci o autorze Przygód dobrego wojaka Szwejka. Postanowiłem więc sprawdzić, jak bardzo mieszkańcy korzystają ze spuścizny persony tak ważnej dla światowej literatury. Dojazd nie jest wcale prosty. Wieś znajduje się na Wysoczynie – regionie wklejonym między Czechy i Morawy, położonym dokładnie w samym środku republiki. Wysoczyna jest drugim (po południowoczeskim) województwem o najmniejszej gęstości zaludnienia. W stosunku do reszty kraju jest dość słabo skomunikowana. Dominuje drobny przemysł i rolnictwo, pagórkowaty teren gęsto porośnięty jest lasami. Właśnie na wzgórzu położona jest wieś, do której zmierzam.
Łatwo ją rozpoznać z daleka, dominantę okolicy stanowi potężny średniowieczny zamek, wybudowany jeszcze w XIII wieku przez panów z Lichtenburga. Wyskakuję z autobusu tuż pod skrzydłem potężnej budowli, na środku prowincjonalnego rynku i zastaję kompletną ciszę. Miasto śpi, sprawia wrażenie kompletnie wyludnionego, wręcz wymarłego – choć muszę również przyznać, że od pierwszych kroków otoczony jestem Haškiem. Widać, że w sezonie letnim magia pisarza napędza koniunkturę turystyczną w tej nieco zaniedbanej, na wskroś prowincjonalnej wiosce (a zimą wieś przypomina opuszczony nadmorski kurort).
Tuż przy ryneczku znajduje się sławetny gościniec U České Korůny należący obecnie do rodziny twórcy Szwejka.
Jego potomek Richard Hašek przedstawia się często jako „zatrudniony na stanowisku wnuka”. Przy prowadzeniu interesu pomaga mu żona oraz syn. Po drugiej stronie ulicy, w cieniu lipnickiego zamku, znajduje się dom Jaroslava Haška, w którym urządzono skromną izbę pamięci. W okolicy znajdują się również aż trzy pomniki pisarza. Dzięki dobrym oznakowaniom nietrudno trafić na cmentarz, gdzie po naciskach na miejscowego proboszcza pochowano słynnego praskiego opoja.
W okolicy nekropolii udaje mi się wreszcie spotkać jakiegoś człowieka, dzięki czemu utwierdzam się w przekonaniu, że podczas mojej autobusowej podróży nie doszło do zagłady ludzkości i w Lipnicy nad Sázavou wciąż istnieje jakieś życie. Zaczynamy zdawkową rozmowę, interlokutor szybko orientuje się, że jestem Polakiem. – Bo najczęściej przyjeżdżają tu Polacy, no i Czesi – tłumaczy.
Ciekawą osobliwością jest też Narodowy Pomnik Podsłuchu – inicjatywa turystyczna będąca jednocześnie szlakiem przyrodniczym, kolejnym hołdem oddanym Haškowi i nawiązaniem do tradycji kamieniarskich okolicy. Trasa wiedzie po okolicznych lasach i górkach, a jej najważniejszą atrakcją są trzy rzeźby wyciosane na masywnych kompozycjach skalnych. Usta Prawdy zainspirowane są rzymską płaskorzeźbą Bocca della Verita, historii Złotych Oczu nie udało mi się zgłębić, natomiast Ucho Bretschneidera jest bezpośrednim nawiązaniem do niesympatycznego bohatera Przygód dobrego wojaka Szwejka, jednego z najsłynniejszych kapusiów w historii literatury.
Szwejków jak mrówków
Po wizycie w Lipnicy nad Sázavou łatwo można ulec wrażeniu, że z upamiętnieniem twórcy Szwejka wszystko jest w porządku. Wieś żyje Haškiem i z Haška (oczywiście tylko w czasie sezonu letniego), pisarza chętnie upamiętnia również cała wysoczyńska okolica. Inaczej wygląda jednak sytuacja poza regionem, w którym Hašek spędził ostatnie lata swojego życia. Wspomniałem o trzech jego pomnikach w samej Lipnicy – to 75% wszystkich pomników Haška na świecie! Ten czwarty, będący realizacją surrealistycznej wizji Karela Neprasza, który posadził pisarza na koniu (wszystkie ważne pomniki to jeźdźcy na koniach!), znajduje się na praskim Żiżkowie.
Polacy natomiast upamiętniają czeskiego powieściopisarza dość osobliwie – tablice pamiątkowe w Kielcach i Krakowie są umiejscowione na murach zakładów karnych, na pamiątkę pobytu Haška w tamtejszych aresztach.
Na łódzkim Widzewie znajdziemy ulicę Jaroslava Haška i to byłoby na tyle. „Nieprawda!” – oburzy się pewnie niejeden czytelnik, wspominając chociażby ławeczki w Sanoku czy Przemyślu, dodając do tego przykłady dziesiątek czeskopodobnych gospód z wizerunkiem pociesznego żołnierza cesarsko-królewskiej mości. I tu dochodzimy do sedna – mowa tu o upamiętnieniu fikcyjnej postaci Józefa Szwejka, lecz nie pisarza! Wygląda na to, że wskrzeszony przez Haška do życia wojak zdecydowanie przerósł swojego stwórcę. Szwejków jest na świecie mnóstwo, Hašków zdecydowanie mniej.
Sprawa wygląda całkiem podobnie u południowych sąsiadów. W wielu miastach i mieścinach znajdziemy ulicę Haška, jednak zwykle zlokalizowaną na ich obrzeżach. Podobnie jest na Słowacji, co wyraźnie wskazuje, że postać pisarza nie była zapomniana w powojennej Czechosłowacji. Komuniści pielęgnowali pamięć Haška, uwypuklając jego bolszewicką i rusofilską przeszłość, robili to jednak dość dyskretnie i oszczędnie. Trudno było im bowiem afirmować dekadenta i wyrazistego przedstawiciela praskiej bohemy, nie widzieli sensu stawiania przyszłym pokoleniom za przykład hulaki i ochlaptusa.
Wielu moich czeskich znajomych dziwi się, dlaczego w Polsce Jaroslava Haška traktuje się z tak ogromnym szacunkiem i czcią. Ta popularność jest w pewnym stopniu paradoksalna – nierzadko łączy się przecież z mitologizowaniem cesarsko-królewskiej Galicji, habsburskiej Austrii, której sam Hašek szczerze nienawidził – podobnie zresztą jak wielu jego rodaków. Okazuje się również, że nie jesteśmy nadmiernymi lustratorami życiorysów wybitnych postaci, skoro wielu polskim miłośnikom Szwejka nie przeszkadza biografia autora: alkoholika, antyklerykała i – o zgrozo! – komunisty. Czechom przeszkadza zdecydowanie bardziej.
Adam Miklasz pisarz, dziennikarz. Mieszka w Cieszynie. Interesuje się historią, kulturą i piłką nożną w środkowej Europie i na Bałkanach. Jego najnowsza książka to Řezaný świat. Osobisty przewodnik po Śląsku Cieszyńskim
Jaroslav Hašek zapamiętany jest głównie jako autor Przygód dobrego wojaka Szwejka, południowi sąsiedzi doceniają fakt doszlusowania czeskiego pisarza do kanonu dwudziestowiecznej literatury światowej, jednakże wielu innych twórców cieszy się nad Wełtawą zdecydowanie większą estymą.
A może po prostu Czesi nie mają już ochoty tkwić w stereotypie narodu Szwejków? Czego dali przecież wyraz na początku tego roku, wybierając na głowę państwa prawdziwego generała.