Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Barszcz / 27.04.2023
Adam Balcer

Sploty. O Ukraińcach z Polski

Sploty. O Ukraińcach z Polski to opowieść o tym, że cywilizacja Rusi Kijowskiej i jej dziedzictwo kształtujące przez wieki wschodnią i południową Polskę charakteryzowały się wysokim poziomem. Dopiero zaczyna raczkować historiografia dostrzegająca perspektywę historii chłopstwa. Ludność Rusi Kijowskiej była o wiele bardziej zróżnicowana, niż się nam, Polakom, wydaje, była szlachta, mieszczanie, duchowieństwo. Z Izą Chruślińską i Piotrem Tymą rozmawia Adam Balcer
Foto tytułowe
(Shutterstock)

Właśnie wyszła wasza książka, wywiad rzeka pt. Sploty. O Ukraińcach z Polski. Spotykam się z wami, żeby porozmawiać o Polakach i Ukraińcach z Polski, ale także o relacjach polsko-ukraińskich dzisiaj i wczoraj. Na pewno porozmawiamy też o Ukrainie i jej walce z agresją Rosji. Myślę, że zawsze w książce wywiadzie kluczowe są pierwsze zdania. Iza zaczyna rozmowę od przedstawienia ciebie. Mówi, że „jesteś członkiem ukraińskiej mniejszości narodowej, która na ziemiach wchodzących dzisiaj w skład Polski żyła od wielu pokoleń, jesteście autochtonami”. Podczas naszej rozmowy pokazujesz, że w polskiej pamięci historycznej dziedzictwo dawnej Rusi Kijowskiej, obecne na znacznym obszarze dzisiejszej Polski wschodniej, jest nadal niedoceniane lub traktowane po macoszemu. Wystarczy powiedzieć, że średniowieczny król Rusi Daniel w Chełmie powinien mieć główny plac swojego imienia, a na nim powinien stać jego pomnik. Natomiast ma mały skwer, o który trzeba było toczyć długoletnie boje. Jak myślisz, dlaczego tak jest?

Piotr: Innym, nieco groteskowym dowodem na istniejący problem z ruską/ukraińską historią południowo-wschodniej Polski i Chełma jest skandal wokół wody mineralnej. Tak, nie przesłyszałeś się, wody mineralnej. Miejscowa firma chciała zacząć produkcję „Wody króla Daniela”, ale nie udało się to ze względu na protesty osób z polskich środowisk nacjonalistycznych, i to nie tylko lokalnych, ale też z innych części kraju. Oczywiście na tej mapie są i pozytywne punkty. Jestem wielkim fanem Stowarzyszenia Promocji i Rozwoju „Młody Mołodycz”. Z Mołodycza, wsi koło Jarosławia, pochodziła rodzina mojej matki. Założycielem stowarzyszenia jest Łukasz Zagrobelny, Polak pochodzący z dziada pradziada z Mołodycza, wielki pasjonat mikrohistorii. Stowarzyszenie ma ciekawą stronę internetową, publikuje artykuły o przeszłości regionu, książki, kalendarz ze wschodnimi i żydowskimi świętami. Stara się pokazywać zarówno polską, jak i ruską/ukraińską historię Mołodycza i regionu.

Ukraińcy mieszkający przez wieki we wschodniej Polsce dzisiaj, po wypędzeniu, żyją głównie w Ukrainie albo na zachodzie, na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych. Sam urodziłeś się i wychowałeś na zachodzie Polski. Na tych terenach ważna jest kwestia dziedzictwa niemieckiego. Wydaje mi się, że na Pomorzu Zachodnim, Dolnym Śląsku czy Mazurach stosunek Polaków do poniemieckiej spuścizny jest bardziej pozytywny niż do dziedzictwa ukraińskiego we wschodniej Polsce. Jak myślisz, z czego to wynika?

Piotr: Rzeczywiście, będąc w rodzinnej Szprotawie, w województwie lubuskim, dostrzegam tę różnicę. Tam już na początku lat 90. XX wieku na budynku, w którym urodził się Klaus Hänsch, przewodniczący Parlamentu Europejskiego w latach 1994–1997, pojawiła się tablica pamiątkowa. Kilka lat temu lokalne władze doprowadziły do odrestaurowania pomnika Heinricha Göpperta, wybitnego botanika, też urodzonego w Szprotawie. To nie dotyczy tylko pamięci o znanych postaciach, ale także zwykłych dawnych mieszkańcach. Dla przykładu odnowiono niemiecki cmentarz, w okresie PRL zaniedbany i sukcesywnie dewastowany. Szprotawa to małe miasteczko z dużymi problemami, bezrobociem, odpływem młodych ludzi, ale – jak widać – można coś zrobić, jeśli jest taka chęć. Nie widzę tego na wschodzie Polski, zwłaszcza w województwie lubelskim i na Podkarpaciu. Jeśli są takie przykłady, stanowią wyjątki, np. grupa historyka Mariusza Sawy dokonująca społecznie renowacji ukraińskich grobów na Chełmszczyźnie. Mam na myśli na przykład architekturę sakralną, zwłaszcza drewniane cerkwie czy też obiekty, na remont których można pozyskać środki z UE. Na zachodzie kraju mamy różne szlaki turystyczne odwołujące się do niemieckiej historii. W Polsce południowo-wschodniej bardzo trudno mi sobie wyobrazić szlak Rusi Kijowskiej albo Rusi Halicko-Wołyńskiej.

Dlaczego tak jest? Przecież Polacy, spędzając wakacje w Hiszpanii, widzą pomniki wybitnych Żydów i muzułmanów – niektóre powstały jeszcze za czasów generała Franco. A my od 30 lat mamy w Polsce demokrację i dobrosąsiedzkie relacje z Ukrainą.

Iza: Wydaje mi się, że warto wprost mówić o tym, że poza centralną częścią Polski pozostałe regiony mają tradycje historyczne związane z przeszłością i kulturą innych narodów. To nie tyle obwarzanek, co amerykański donut z małą dziurką w środku.

Ta „oponka” polskiego donuta stanowi ponad połowę terenów dzisiejszej Polski, gdzie przez wieki większość, i to często olbrzymią, stanowili Niemcy, Ukraińcy, Żydzi, Białorusini, Litwini i inni.

Iza: Ale w polskim społeczeństwie nie ma takiej świadomości, i to przekłada się na mentalność większości naszego społeczeństwa. Tak, mówienie o konfliktach narodowościowych na tych ziemiach w XX wieku nie jest proste, jednak trudno je zrozumieć, patrząc obiektywnie na wręcz odrzucanie dziedzictwa Rusi Kijowskiej.
Zdaje się, że liczba wartościowych książek popularnonaukowych wydanych w dużych nakładach, które by pokazały Polakom znaczenie i zakres ruskiego dziedzictwa dla dzisiejszej Polski, jest bliska zeru. Moim zdaniem istnieje problem z przyznaniem, że cywilizacja Rusi Kijowskiej i jej dziedzictwo kształtujące przez wieki wschodnią i południową Polskę charakteryzowały się wysokim poziomem
.
My jednak od wieków słyszymy w Polsce opowieści o „polskiej misji cywilizacyjnej na Wschodzie”. To my „cywilizowaliśmy” Rusinów, co znaczy, że byli oni na niższym poziomie rozwoju. Dominuje narracja o Rusinach jako wyłącznie chłopach. A w Polsce, jak wiemy, chłop długo oznaczał chama. Dzisiaj rolnik, mieszkaniec wsi również nie jest ceniony. Dopiero zaczyna raczkować historiografia dostrzegająca perspektywę historii chłopstwa. Ludność Rusi Kijowskiej była o wiele bardziej zróżnicowana, niż się nam, Polakom, wydaje, była szlachta, mieszczanie, duchowieństwo. Także w obrębie chłopstwa były różne grupy. W miarę upływu wieków stan chłopski zaczął dominować. Ruska szlachta często polonizowała się, a ukraińskie mieszczaństwo było słabe. Aby zmienił się ten zakłamany obraz, musielibyśmy doczekać się po polskiej stronie uznania równorzędności Ukraińców, dawnych Rusinów, ich kultury i historii, w tym tej z czasów Rusi Kijowskiej.

Piotr: Przywołam anegdotę, niech posłuży za przykład. Na portalu Podkarpacka Historia jest rubryka „Ważne daty w historii regionu”. Przywołano w niej bitwę pod Jarosławiem z 1245 roku. W tej bitwie starli się książęta ruscy, przy czym Rusini walczyli po obu stronach. Tak samo Polacy, a razem z nimi: Węgrzy, Litwini, Połowcy i inni. Prawosławni, katolicy, muzułmanie i poganie. I pod tą wzmianką na forum padło pytanie internauty: „No dobra, ale którzy to byli nasi?”. To wiąże się z faktem, że w Polsce myślimy o historii w kategoriach „ziemia i krew”. Swój-obcy. Właśnie dlatego istnieje stała potrzeba udowadniania, że my, Polacy, na wschodzie Polski żyjemy od prawieków, bronimy się przed obcymi.

Inna kwestia, o której warto wspomnieć, to polski kompleks Zachodu. Cały czas słyszymy opowieść o Polsce jako części cywilizacji łacińskiej, natomiast zdecydowanie za mało mówi się o wkładzie kultury z kręgu wschodniego chrześcijaństwa w historię Polski. Można powiedzieć wręcz o pogardzie wobec wszystkiego, co pochodziło z obszarów Rusi Kijowskiej, wiązało się z ukraińską kulturą i bizantyjską tradycją chrześcijaństwa. W jednym z naszych wywiadów zauważył to bardzo trafnie Jacek Kuroń – Polacy byli Ukraińcami dla Niemców i Niemcami dla Ukraińców.

Wróćmy na pogranicze polsko-ukraińskie. Tak zwane Ziemie Odzyskane to tereny, które dawno albo krótko było częścią Polski. Przez wieki mieszkali tam niemal wyłącznie Niemcy. Natomiast wschodnia i południowa Polska to zdecydowanie bardziej mieszane etnicznie ziemie. Stąd metysaż kulturowy, ale z drugiej strony nierzadko pęknięte tożsamości. Czy nie jest tak, że spotkamy w tej części kraju sporo miejscowych Polaków, którzy wypierają to, że mają wśród swoich przodków Ukraińców.
Cerkiew Narodzenia Przenajświętszej Bogarodzicy w Białym Borze zaprojektowana przez Jerzego Nowosielskiego (fot. Wikicommons)

Piotr: Oczywiście, masz rację. Wczoraj czytałem w tygodniku „Ukrainskyj Tyżdeń” artykuł Ukraińca z Polski, zamieszkałego obecnie w Toronto Jerzego Onucha, poświęcony Jerzemu Nowosielskiemu, artyście światowego formatu. Na przykładzie jego rodziny można świetnie pokazać ten węzeł. Jego ojciec był Łemkiem, który przyjął tożsamość ukraińską i zaangażował się w walkę o niepodległość naddnieprzańskiej Ukrainy. Był głęboko wierzącym grekokatolikiem, sam Jerzy Nowosielski uczył się przez pewien czas w seminarium greckokatolickim.

Po 1944 roku, kiedy przez Polskę przetoczyła się fala komunistycznej propagandy po akcji „Wisła”, aby chronić syna, który pod koniec lat 40. studiował na krakowskiej ASP, podjął bolesną decyzję o zmianie narodowości z ukraińskiej na polską. Matka Jerzego Nowosielskiego była spolonizowaną Austriaczką, bardziej papieską niż sam papież, neofitką, jeśli chodzi o polskość. Chciała bardzo z syna zrobić prawdziwego Polaka. On sam, urodzony jako grekokatolik, przeżywał potem okresy ateizmu, lecz ostatecznie wybrał prawosławie. Pozostał jednak wierny ukraińskiemu językowi, którego używał do końca życia. I, co najważniejsze, jego sztuka pokazuje, że on sam znajdował się pod olbrzymim wpływem kultury z Bizancjum. Te wszystkie wschodnie aspekty biografii i sztuki Nowosielskiego są w polskim mainstreamie traktowane jako drugorzędne albo marginalne.

Ale przecież to są powszechnie znane fakty. Jerzy Nowosielski pisał ikony, malował „bizantyjskie” obrazy czy projektował cerkwie, nie stanowi to wiedzy tajemnej.

Iza: Kiedy w 2011 roku Krystyna Czerni otrzymała nagrodę „Nowych Książek” za biografię Nowosielskiego Nietoperz w świątyni, laudację wygłosili Adam Zagajewski i Anda Rottenberg. Każda z nich trwała około 10 minut. I choć bardzo ważnymi wątkami książki jest łemkowska i ukraińska historia rodziny Nowosielskiego, bizantyjskie inspiracje w jego twórczości czy wybory polityczne jego ojca, to w laudacjach nie padło nawet jedno zdanie na ten temat!
Pierwszy numer magazynu
Nowa Europa Wschodnia Online

Innym przykładem jest Jan Parandowski, polski pisarz, dwukrotnie nominowany do Nagrody Nobla. Jego ojciec był ukraińskim grekokatolickim duchownym i profesorem Uniwersytetu Lwowskiego. Parandowski był jego nieślubnym dzieckiem, matka była Polką, prostą kobietą. I chociaż ojciec opiekował się nimi, łożył na utrzymanie syna, potem na jego pierwsze podróże do Grecji, Parandowski wyparł ten fakt, i gdyby nie poszukiwania jego wnuczki, Joanny Szczepkowskiej, wybitnej aktorki, jego pochodzenie pozostałoby tajemnicą. W książce wydanej w 2014 roku pt. Kto ty jesteś Szczepkowska opisała tę historię, podobnie zresztą jak ukrywaną prawdę o żydowskim pochodzeniu babci. Kiedy czyta się jej książkę, trudno uwierzyć, że można włożyć aż tyle wysiłku, żeby ukryć swoją tożsamość. Co zadziałało w przypadku Parandowskiego, nie wiadomo, w wielu sytuacjach był to na pewno strach, chęć świętego spokoju, prowadzenia normalnego życia i pracy.

Piotr: Dla mnie bardziej zdumiewające są historie osób, które nawet w III RP wypierają się, i to zdecydowanie, swoich ukraińskich korzeni. Zmarły kilka lat temu Władysław Kowalski, znakomity polski aktor, urodził się w Żurawcach koło Tomaszowa Lubelskiego. Jego dziadek został zabity przez Wojsko Polskie w 1945 roku. Kowalski jako chłopiec widział to na własne oczy. W 1947 roku jego rodzice zmienili nazwisko z Kowelski na Kowalski, zamieszkali pod Iławą. W latach 60. Kowalski miał w Warszawie kontakty w środowisku ukraińskich studentów, bywał na ich spotkaniach. Inni członkowie naszej społeczności, jego rówieśnicy, niekiedy do dziś wspominają epizody z tego okresu z nim związane. Mimo to w jednym z wywiadów zamieszczonym w „Dużym Formacie” Kowalski wykonał istne salto, jeśli chodzi o własną tożsamość. Stwierdził, że poza polskim jedyny obcy język, jaki zna, to rosyjski. Mówił o „bandach UPA” operujących w jego wsi. Co ciekawe, jak pisał inny żurawczanin, historyk, prof. Emilian Wiszka, wujkowie Kowalskiego współpracowali z UPA. Przypadek Kowalskich jest zjawiskiem charakterystycznym dla pogranicza, gdzie to państwo polskie zarówno w okresie II RP, jak i PRL miało sposoby, by „przekonać” Ukraińców (na przykład pochodzących z mieszanych rodzin) do wyboru polskiej tożsamości. Czyniono to za pomocą kija, ale także marchewki: pracy czy nadania ziemi.

Problem z ruską/ukraińską przeszłością Polski wschodniej moim zdaniem wynika właśnie z trudnego procesu kształtowania się tożsamości narodowej chłopów w XX wieku w tym regionie. W II RP były to obszary peryferyjne, biedne, będące poważnym wyzwaniem dla władz, bo były miejscem ostrych konfliktów, społecznych i politycznych, oraz rywalizacji etnicznej. Dla przykładu na Rzeszowszczyźnie rósł w siłę ruch ludowy. Wielu chłopów żyło w biedzie, nie miało ziemi albo miało jej bardzo mało. A tuż obok nich wciąż stały wielkie posiadłości polskiej arystokracji broniącej swojego stanu posiadania. Głód ziemi pchał ludzi do emigracji za granicę i do strajków. Protesty przeciw układom społecznym ówczesnej władzy przybierały niekiedy gwałtowny charakter. Ginęli demonstranci, czasami też policjanci. Nowoczesna świadomość narodowa polskich i ukraińskich chłopów w II RP dopiero się kształtowała. Dlatego mamy w tym przypadku do czynienia z nagromadzeniem konfliktów, ze zderzeniem się nacjonalizmów polskiego i ukraińskiego. Towarzyszyły temu silne emocje. To była zacięta walka o duszę miejscowych, tylko że polski nacjonalizm był znacznie silniejszy – między innymi z tego powodu, że miał za sobą wsparcie państwa oraz Kościoła rzymskokatolickiego. Ponadto należy pamiętać, że na tych terenach duże wpływy (w tym w administracji i sądownictwie) miała endecja, która zakładała, że mniejszości należy spolonizować. Ich wizja państwa i stosunku do Ukraińców nie była tylko teorią, endecy wszelkimi sposobami starali się ją wcielać w życie.

Dzisiaj w Polsce za bardzo idealizuje się II RP, a wciąż za mało dostrzega się konflikty wewnętrzne w państwie, w tym wśród Polaków. Mało się mówi o represjach władz wobec przeciwników politycznych, strzelaniu policji do chłopów w czasie strajków chłopskich, śmiertelnych ofiarach, postfeudalnych relacjach na wsi. Milczy się również na temat skutków zaszczepiania polskim chłopom endeckiej ideologii. Co więcej, obecnie doświadczamy pewnej kontynuacji działań z okresu PRL. Po wojnie komuniści stworzyli nacjonalistyczną opowieść o prastarych polskich ziemiach, nie tylko na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych, ale też we wschodniej Polsce. Stąd ta masa pomników z orłami i postaciami historycznymi zbudowana w pasie południowo-wschodnim często przed 1989 rokiem. By udowodnić odwieczną polskość tych ziem. Oprócz wypędzenia Ukraińców w latach 1944–1946 i 1947 na wielką skalę, zwłaszcza w pierwszych latach po akcji „Wisła”, niszczono cerkwie, cmentarze i wszelkie ukraińskie ślady. Jeszcze długo po 1947 roku doczyszczano teren, wysiedlano pojedyncze rodziny, tych, których ubecja uznała za Ukraińców, w tym tych „ukrywających” swoją tożsamość. Służby, szczególnie na terenach Polski południowo-wschodniej, do końca lat 80. miały wyczulone ucho na to, kto z obywateli Polski Ludowej jest jakiej narodowości, zwłaszcza w przypadku osób na stanowiskach – kierowników w fabrykach, lekarzy, dyrektorów szkół, nauczycieli. Paradoks polega na tym, że przy wszystkich różnicach i rozumieniu proporcji wyraźnie widać ciągłość przedwojennej endeckiej wizji Polski dla Polaków i powojennej komunistycznej wizji Polski Piastów. W III RP najczęściej nie widzi w takim myśleniu niczego złego, uważa to za normalną sytuację.

Niektóre środowiska oraz politycy wyznają i wcielają w życie tę właśnie wizję w dzisiejszej Polsce.

Portal Nowa Europa Wschodnia jest patronem medialnym książki Izy Chruślińskiej i Piotra Tymy Sploty. O Ukraińcach z Polski