Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Jak zbudować klientelistyczny autorytaryzm pod fasadą demokracji. Gruzińska instrukcja obsługi
Pod gruzińskim parlamentem dopala się powoli flaga Unii Europejskiej. Nieco dalej stoją zasieki ustawione przez policyjne oddziały specjalne – zbyt późno, bo na ścianach budynku widać antyrządowe, antyrosyjskie i prozachodnie hasła. Pył po protestach powoli opada, ale zmierzch prozachodniej gruzińskiej drogi wydaje się trwać.
Wiec UE-pro przed budynkiem gruzińskiego parlamentu (Shutterstock)
Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!
Aby wyjaśnić przyczynę tej pełnej sprzeczności sytuacji, warto spojrzeć na dynamikę przemian ostatniego dziesięciolecia. Jest początek października 2012 roku, a koalicja Gruzińskie Marzenie właśnie wygrała wybory parlamentarne. Zaskoczenie jest znaczące, nie tylko wśród wspierających prezydenta Micheila Saakaszwilego polityków Zjednoczonego Ruchu Narodowego (mimo że zmęczenie ich rządami było wyraźnie odczuwalne), ale również w samej zwycięskiej koalicji. Świat patrzy, czy Gruzja jest gotowa na pokojowe i transparentne przekazanie władzy. A nic nie wskazuje, że będzie to płynne przejście.
Oczyszczenie struktur państwa oraz walka z korupcją i kolesiostwem poskutkowały stworzeniem nowej elity administracyjnej, politycznie całkowicie zależnej od Saakaszwilego. Od chwili przejęcia władzy w 2004 roku w konsekwencji Rewolucji Róż ZRN zbudował system oparty na personalnych zależnościach od prezydenta i jego przybocznych. Koncentracja władzy w hierarchicznej strukturze powodowała, że ci, którzy nie w pełni bezkrytycznie przyjmowali decyzje Saakaszwilego, tracili możliwość lukratywnej obecności w biznesie i polityce. Sprzeciw wobec takich praktyk był impulsem dla krwawo tłumionych protestów w 2007, 2009 i 2011 roku. Odwołanie się do tych społecznych ruchów protestu pozwoliło skonsolidować gruzińską opozycję wokół jednego celu – odsunięcia Saakaszwilego od władzy.
Główną postacią tego procesu był Bidzina Iwaniszwili – gruziński biznesmen, który swój majątek zdobył na przełomie lat 80 i 90. XX wieku w Rosji. Przez lata blisko współpracował z Saakaszwilim i finansował jego projekty, by finalnie stać się jego nieprzejednanym antagonistą. Iwaniszwilemu udało się również przyciągnąć do siebie prozachodnich polityków, dotychczas blisko współpracujących z ZRN i Saakaszwilim, takich jak lider Partii Republikańskiej Dawid Usupaszwili czy lider Wolnych Demokratów Irakli Alasania. To oni są odpowiedzialni za zakończoną sukcesem koordynację procesu przekazania władzy. Nic nie wskazuje na to że Gruzja, wzór postsowieckiej przemiany, jasny punkt na ciemnej mapie azjatyckich autorytaryzmów, może zboczyć z obranego osiem lat wcześniej prozachodniego kursu.
Wbrew powszechnie przyjmowanej na Zachodzie narracji o transparentności i rewolucyjnej zmianie, Saakaszwili i ZRN odwołali się do tradycyjnych mechanizmów i standardów rządzenia Gruzją, obecnych tu za czasów sowieckich, imperialnych i przedkolonialnych. Są one sprzeczne z deklarowanymi hasłami, a opierają się na systemie opartym na patronażu, nieformalnych sieciach powiązań i eksploatacji technologii władzy odwołujących się do antagonizmów i polaryzacji.
Konsolidacja i figura wroga
ZRN zostaje parlamentarną opozycją, jednak najważniejszy adwersarz Gruzińskiego Marzenia, symbol Rewolucji Róż, a także dotkliwej porażki w wojnie sierpniowej w 2008 roku – Saakaszwili – pozostaje prezydentem. Od początku Iwaniszwili, teraz już jako premier, bezskutecznie domaga się jego ustąpienia. Przepychanka trwa ponad rok, nie ma mowy o kohabitacji uwarunkowanej gruzińskim raison d’etat. To jednak sprawa personalna, a nie światopoglądowa – od początku swoich rządów Iwaniszwili podkreśla, że dołączenie do UE i NATO to priorytety także jego polityki zagranicznej. Uważa natomiast, że gwarancją stabilizacji w regionie oraz zabezpieczeniem przed potencjalnym nowym konfliktem zbrojnym jest normalizacja stosunków z Rosją.
Pod koniec października 2013 roku Giorgi Margwelaszwili z poparciem rządzącej koalicji wygrywa wybory prezydenckie w pierwszej rundzie, deklasując Dawida Bakradzego z ZRN. Zachód, za pomocą organizacji monitorujących wybory, jak OBWE wyraża swoją dumę – to historyczny dzień dla Gruzji, tryumf demokracji. Prokuratorzy oskarżają Saakaszwilego o nadużycie władzy, między innymi w związku z protestami w 2007 roku. On sam uważa, że to uwarunkowane politycznie prześladowanie. Wkrótce były prezydent staje się politycznym renegatem ściganym w Gruzji listami gończymi.
Po zwycięstwie Iwaniszwili stwierdza, że wykonał swoje zadanie – odsunął od władzy Saakaszwilego. 20 listopada ustępuje ze stanowiska premiera i rezygnuje z jakichkolwiek funkcji publicznych, formalnie stając się szarym obywatelem. Pozostawia jednak na stanowisku premiera swojego najwierniejszego żołnierza – Iraklego Garibaszwilego, wpływając również na obsadę innych ważnych posad.
Saakaszwilego fizycznie w Gruzji nie ma (przez Turcję ucieka do Europy, gdzie rozpoczyna szeroko relacjonowaną medialnie wędrówkę w celu wsparcia swojej sprawy). Jego cień wisi jednak nad gruzińską polityką. W końcu to on był twarzą rewolucji, z różami stojąc w budynku parlamentu, to on przyjaźni się z zachodnimi liderami, to za jego czasów Gruzja stała się latarnią demokracji na postsowieckiej mapie, to on antagonizował relacje z Rosją, starając się o reintegrację Abchazji i tzw. Osetii Południowej. Liderzy koalicji nie mogą znieść, że zdyskredytowany były prezydent jest traktowany na Zachodzie partnersko, a oni sami są bacznie obserwowani jako potencjalne zagrożenie dla procesu przemian. Robią więc wszystko, aby zasługi i obecność Saakaszwilego całkowicie usunąć z przestrzeni publicznej. Jego osiągnięcia – jak reforma służb mundurowych, praktyczne wyrugowanie z życia publicznego korupcji, uszczelnienie granic czy rozbudowa infrastruktury – są regularnie deprecjonowane przez polityków rządzącego ugrupowania i posłuszne im media.
Iwaniszwili i jego przyboczni szybko sobie jednak uświadamiają, że Saakaszwili, nawet nieobecny, jest niezwykle przydatny jako symbol wszystkiego, co najgorsze. Konsolidacja własnego elektoratu oparta na odniesieniu do figury wroga, kształtowanie oczekiwanych postaw przez politykę strachu przed powrotem ucieleśnionego zła – to przecież jedne z najbardziej atawistycznych mechanizmów polityki. Szczególnie zapamiętale kartę Saakszwilego rozgrywa premier Garibaszwili, odpowiedzialny też za stworzenie twardego elektoratu z grona tych, którzy GM wybrali tylko jako jedyną alternatywę wobec ZRN.
Kryzysy i rozpady
Pierwszy poważny kryzys w koalicji przychodzi w listopadzie 2014 roku, gdy wydaje się, że wszystko jest dobrze – w kwietniu Gruzja podpisuje układ stowarzyszeniowy z UE. Popularny minister obrony, lider Wolnych Demokratów, Irakli Alasania, zostaje pozbawiony stanowiska w konsekwencji aresztowania sześciu urzędników z jego resortu oskarżonych o defraudację środków publicznych. Alasania uznaje, że to atak na euroatlantycką strategię bezpieczeństwa i wycofuje swoje ugrupowanie z koalicji. Jako były dyplomata z kontaktami na Zachodzie, świetnie nadaje się na symbol pierwszego poważnego zachwiania wiary w intencję GM co do kontynuowania powziętego w 2004 roku kursu.
Reakcja Iwaniszwilego jest szybka – konfrontacyjny i gruboskórny Garibaszwili ustępuje ze stanowiska, a zastępuje go dotychczasowy wicepremier i minister spraw zagranicznych, a wcześniej gospodarki, oględny i dyplomatyczny Giorgi Kwirikaszwili. Podkreśla zachodnie aspiracje, jako finansista stara się również o integrację ekonomiczną przez przyciąganie zagranicznych inwestycji. Strategia działa – zaufanie Zachodu wobec GM wraca.
Przychodzi kampania wyborcza 2016 roku, a wraz z nią kolejne zgrzyty w ramach koalicji. Nie ma w tym nic zaskakującego, skoro składa się z wolnorynkowych demokratów, nacjonalistów, sierot po Eduardzie Szewardnadzem, a nawet postkomunistycznej nomenklatury. Wszechwładny sekretarz partii GM Kacha Kaładze stwierdza, że rozpad jest nieunikniony. Problem w tym, że odchodzą Republikanie Dawida Usupaszwilego, najbardziej liberalne i prozachodnie skrzydło koalicji. Nie ma to ostatecznie jakiegokolwiek znaczenia, ponieważ opozycja jest słaba, skłócona, pozbawiona liderów, a przede wszystkim pomysłów na wyborcze obietnice i agendę polityczną. Równie nieunikniona okazuje się więc reelekcja – GM wygrywa w cuglach, zdobywając 115 ze 150 miejsc w parlamencie. Pełnia władzy staje się faktem, można zacząć starym dobrym zwyczajem koncentrację zasobów administracyjnych i spajanie nieformalnych sieci relacji.
Pełnia władzy
Druga kadencja pozwoliła na całkowicie otwartą grę. Stopniowo wykształcała się zupełnie nowa, całkowicie zależna od Iwaniszwilego elita, obejmująca oprócz Garibaszwilego i Kaładzego również takie postaci jak Irakli Kobachidze czy Wachtang Gomerauli. Ten pierwszy to profesor prawa, drugi – dawny osobisty ochroniarz Iwaniszwilego. Powstaje klientelistyczny, oparty na patronackich relacjach układ władzy, w którym gęste sieci powiązań politycznych i biznesowych zawsze finalnie prowadzą do Iwaniszwilego, który niczym demiurg pociąga za sznurki we własnym teatrze lalek.
Do połowy drugiej kadencji zachowywano jeszcze pozory – Kwirikaszwili został zastąpiony bezbarwnym i mało rozpoznawalnym Mamuką Bachtadzem. Nie miało to jednak wielkiego znaczenia wobec decyzji Iwaniszwilego o powrocie do polityki – w kwietniu 2018 roku został wybrany na stanowisko przewodniczącego partii, aby – jak sam deklarował – utrzymać jedność koalicji. Zbliżały się wybory prezydenckie i GM nie mógł już sobie pozwolić na zbyt autonomiczną postać na tym stanowisku, nie mówiąc już o zwycięstwie opozycji. Jego kandydatką zostaje dyplomatka Salome Zurabiszwili, ministra spraw zagranicznych za czasów Saakaszwilego. Jej największym atutem z perspektywy GM jest brak politycznego zaplecza, wyrazistości oraz własnego zdania. Iwaniszwili się przelicza – Gruzini nie akceptują już bezrefleksyjnie wszystkiego, co podsuwa im władza, a kandydat opozycji Grigol Vashadze ma realną szansę na wygraną. Obawiając się porażki Zurabiszwili, przed drugą turą Fundacja Cartu będąca własnością Iwaniszwilego obiecuje spłacenie długów 600 tysiącom obywateli – jak lepiej zdefiniować zjawisko kupowania głosów?
Na początku czerwca 2019 roku wybuchły masowe protesty – tym razem w konsekwencji wizyty w gruzińskim parlamencie rosyjskiego deputowanego Siergieja Gawriłowa, który zasiadł w fotelu przewodniczącego parlamentu. Z pozoru rzecz drobna, ale w państwie przesiąkniętym tak głębokim syndromem postkolonialnym przywołało to reminiscencje sytuacji imperialnego i sowieckiego podporządkowania. Protesty zostały ostro stłumione, ale to nie Iwaniszwili został wrogiem publicznym – stał się nim minister spraw wewnętrznych Giorgi Gacharia. Nie dla wszystkich jednak – część Gruzinów uznała, że to twardy polityczny lider, szeryf, niebojący się podejmować trudnych, kontrowersyjnych decyzji. To przede wszystkim twardy elektorat GM, postrzegający każdy protest jako inicjatywę znienawidzonego ZRN, ponieważ w ten sposób przedstawiają tę kwestię przychylne rządowi media. Ale są to również najbardziej konserwatywni Gruzini, dla których Zachód jest odpowiedzialny za rozpad tradycyjnych wartości. Dla GM był to więc idealny kandydat do prowadzenia kampanii wyborczej i walki o kolejną reelekcję, szczególnie w warunkach, gdy rywalizacja polityczna pozbawiona jest jakiejkolwiek przestrzeni kompromisu. Wobec tego to on zastąpił Bachtadzego na stanowisku premiera, co dla wielu protestujących zostało odebrane jako policzek.
Gruzini to naród wiecowy, protesty są formą nie tylko wyrażenia sprzeciwu lub poparcia, ale również sposobem spędzania wolnego czasu, wiążą się z możliwością społecznych interakcji. Demonstracje w 2019 roku miały jeszcze jeden, o wiele istotniejszy wymiar, były odmienne od tych z lat 2007, 2009 czy 2011. Na scenę wkroczyło nowe pokolenie – milenialsi i zetki. Protestowała głównie młodzież, ta sama, która rok wcześniej wyszła na ulice przeciwko brutalnym rajdom policji na nocne kluby w Tbilisi. Wówczas protesty młodych ludzi wzywające do reformy restrykcyjnej polityki antynarkotykowej zmieniły się w antyrządowe zamieszki, w których liberalna młodzież starła się z nacjonalistycznymi kontrmanifestantami.
To ludzie ukształtowani obywatelsko już po Rewolucji Róż, dla których idea Zachodu nie sprowadza się już tylko do kwestii antyrosyjskości i antysowieckości, obietnicy podniesienia jakości życia i lepszego stanu dróg. To pokolenie, które jest otwarte na inność, tolerancyjne, świeckie, pluralistyczne, pozbawione kompleksów, wykształcone na Zachodzie i rozumiejące jego wartości. Jednym słowem – radykalnie odmienne od wyobrażonego typu idealnego gruzińskiego obywatela kreowanego przez Cerkiew: tradycjonalistycznego, konserwatywnego i postrzegającego Zachód jako źródło moralnego rozpadu.
Okazało się więc, że nie tylko gruzińska polityka jest spolaryzowana, ale również społeczeństwo zawieszone pomiędzy sprzecznymi porządkami etycznymi. Któż inny, jeśli nie spin doktorzy Gruzińskiego Marzenia, miał tego kiełkującego i coraz wyraźniej rozwijającego się antagonizmu nie skapitalizować? GM stworzyło system partii/organizacji-marionetek radykalnie na prawo od siebie, które otwarcie w przestrzeni publicznej wyrażały sprzeciw wobec euroatlantyckiej integracji i wspierały prorosyjski kurs strategiczny. Część jest jawnie powiązana z władzą, jak partia Siła Narodu, część, jak skrajne Gruziński Marsz i Gruzińska Idea, formalnie pozostają niezależne, ale ich narracja idealnie pasuje rządzącym. Korzystając z tego i wcześniej wypracowanych mechanizmów, w wyjątkowych okolicznościach pandemii COVID-19, GM odniosło kolejne zwycięstwo, w październiku 2020 roku.
To nie były w pełni transparentne wybory – zasoby administracyjne zostały wykorzystane do skrajności, zastraszanie i szantaże wyborców były normą, niejednoznaczne było działanie instytucji wyborczych, a przede wszystkim – służb specjalnych. Choć gruzińska opozycja zakwestionowała wyniki wyborów, Zachód nie mógł sobie pozwolić na stratę jedynego realnego przyczółku na Kaukazie. Przykładem może być ocena wyborów przygotowana przez misję obserwacyjną OBWE. Ale gdzież wartości, kiedy w grę wchodzi geopolityka?
Pogłębianie autorytaryzmu i wojna w Ukrainie
Sygnał wysłany przez Zachód w 2020 roku rozochocił Iwaniszwilego do pogłębiania autorytarnych trendów i dyktatorskiego sprawowania władzy z tylnego siedzenia. Tendencja była tak wyraźna, że od Iwaniszwilego odwrócił się nawet premier Gacharia, argumentując swą decyzję niezgodą na nepotyzm i polityczną korupcję. Razem z nim Gruzińskie Marzenie opuściło również kilku posłów, osłabiając parlamentarną większość, ale jednocześnie umacniając jednolitość trzonu partii. Na stanowisko powrócił wierny żołnierz Garibaszwili.
2021 rok upłynął pod znakiem narastającego kryzysu ekonomicznego będącego konsekwencją pandemii, a co za tym idzie wzrastającego niezadowolenia społecznego. Jednocześnie coraz wyraźniejsze stało się zamykanie systemu – przede wszystkim przez zwiększenie kontroli nad sądownictwem oraz mediami. I stała się rzecz jeszcze bardziej nieprzewidziana: przewieziony na pace samochodu przez zieloną granicę do Gruzji powrócił Saakaszwili, trafiając od razu więzienia.
Lawirowanie między Wschodem a Zachodem przestało być możliwe 24 lutego 2022 roku. Rosyjska agresja na Ukrainę wymogła, aby jasno określić kierunek własnej polityki: czy stanąć po stronie Ukrainy, która wspierała Saakaszwilego i pozwoliła mu politycznie przetrwać, czy też Rosji, gdzie większość gruzińskich polityków, w tym sam Iwaniszwili, prowadzi intratne interesy. Na poziomie czysto symbolicznym – jak podczas głosowań w ONZ – Gruzja stanęła po stronie Zachodu. W warstwie narracyjnej, przede wszystkim w wypowiedziach skierowanych do zachodniego odbiorcy, prozachodni, antyrosyjski kurs jest również podkreślany.
Co jednak znaczące, podejmowane decyzje w ramach realnej polityki ugrupowania są całkowicie niezgodne z jej własnym dyskursem. Prócz nic nieznaczących gestów nie ma realnego wsparcia, na przykład w postaci dołączenia do sankcji, a gruzińska gospodarka czerpie znaczące korzyści ze współpracy z Rosją – nie przypadkiem Gruzja odnotowuje wzrost gospodarczy. Garibaszwili nazywa tę politykę pragmatyczną – ma być ona jedyną możliwą drogą dla Gruzji, a pokojowo nastawione GM robi wszystko, aby kaukaska republika nie została zamieniona w drugi front wojny Zachodu z Rosją. W rzeczywistości Iwaniszwili bardzo szybko uzmysłowił sobie, że rosyjska agresja w Ukrainie może mu przynieść realne polityczne i biznesowe korzyści. Napływający do Gruzji Rosjanie – przede wszystkim młodzi, przedsiębiorczy, z kapitałem finansowym i kulturowym – sprawiają, że pragmatyka sprowadza się do zgody na ich obecność. A ta wraz z możliwością pozostawania hubem transportowym do Rosji z Armenii i Iranu pozwoliły Gruzji odbić się po pandemicznej zapaści.
Brak uzyskania statusu kandydata do UE wraz Ukrainą i Mołdawią w połowie zeszłego roku poskutkował sformułowaniem przez Komisję Europejską dwunastu kryteriów, które Gruzja musi spełnić, aby go uzyskać. Są one sprzeczne z podstawowymi mechanizmami władzy wykorzystywanymi przez GM, a także jego faktycznemu interesowi. Dotyczą bowiem deoligarchizacji i depolaryzacji polityki, polepszenia stanu rule of law czy kwestii wolności mediów i niezależności systemu sądownictwa. Oczywistym jest, że wbrew interesom Iwaniszwilego jest wymóg deoligarchizacji polityki. Ale także depolaryzacja nie służy władzy, wynikająca z niej bowiem demonizacja, a w skrajnych przypadkach dehumanizacja przeciwnika to typowe narzędzie uprawiania polityki na Kaukazie.
Polityczność Kaukazu Południowego jest antagonistyczna. Oznacza to, że zasadniczo polityka rozumiana jest jako przestrzeń konfliktu, bez możliwości agonistycznego współistnienia, nie mówiąc już o ewentualnej kooperacji dla większego dobra. Ta interpretacja dotyczy również opozycji. Trudno więc sobie wyobrazić, aby wymóg UE co do walki z polaryzacją mógł zostać spełniony, szczególnie gdy uwięziony Saakaszwili pozostaje takim właśnie narzędziem w rękach Iwaniszwilego.
By wygrać kolejne wybory, Iwaniszwili potrzebuje polaryzacji, a jej utrzymanie jest możliwe tylko przez antagonizowanie społeczeństwa – temu ma służyć atak na media, w tym aresztowanie Niki Gwaramii, dyrektora opozycyjnej telewizji Mtawari oraz próby ograniczania możliwości działań opozycyjnych dziennikarzy i mediów, które podobnie jak NGO-sy stać się mają przedmiotem ustawy o zagranicznych agentach. Temu również ma służyć atak na społeczeństwo obywatelskie, którego częścią był, tymczasowo zawieszony, projekt ustawy o zagranicznych agentach.
Młodzi, prozachodni protestujący potrzebni byli Iwaniszwilemu jako negatywna pożywka dla elektoratu, który wierzy, że GM jest jedynym gwarantem pokoju. To pogłębianie wykorzystania praktyk politycznych obecnych już wcześniej, konieczne do utrzymania władzy w 2024 roku. A przede wszystkim kontynuacja wdrażanego od samego początku powolnego odwracania się od Zachodu. Jednocześnie Iwaniszwili wie, że Europa potrzebuje Gruzji ze względu na jej strategiczne usytuowanie, a także jako że jej odejście byłoby aksjologiczną i wizerunkową porażką. Groźba całkowitego zwrotu ku Rosji wydaje się działać.
Między gwałtowną zmianą i długim podporządkowaniem
Cykl trwania i zmiany w gruzińskiej polityce sprowadza się do dość prostego mechanizmu. Opozycja konsoliduje się w sprzeciwie wobec koncentracji władzy, tendencjom autorytarnym i umacnianiu się klientelistycznego modelu relacji. Władza zaostrza kurs, co jedynie mocniej polaryzuje scenę polityczną oraz radykalizuje przeciwników rządu. Ostatecznie, najczęściej w wyniku gwałtownych ulicznych protestów lub wręcz otwartego wewnętrznego konfliktu czy wojny domowej, następuje zmiana władzy. Gruzińskie Marzenie ma o tyle większą legitymizację, że władzę uzyskało w wyniku wyborów. Przez swoje działania znajduje się jednak na kursie kolizyjnym, który wcześniej pogrążył Saakaszwilego, Szewardnadzego i Gamsachurdię.
W kontekście agresywnej neoimperialnej polityki Federacji Rosyjskiej tym razem zmiana może mieć znacząco bardziej tragiczne skutki. Oprócz historii powtarzających się ulicznych rewolucji obalających rządy i prezydentów, a także co równie istotne, bohaterów na pomnikach i w nazwach ulic, istotną częścią gruzińskiego doświadczenia historycznego są również nieproporcjonalnie długie w stosunku do chwil niepodległości okresy całkowitego podporządkowania obcej sile. Można sięgnąć daleko – do panowania arabskiego we wczesnym średniowieczu albo do czasów nowożytnych, a więc Gruzji podzielonej między Osmanów i Safawidów, albo imperialnego, a potem sowieckiego podporządkowania Moskwie.
Bartłomiej Krzysztan jest adiunktem w Instytucie Studiów Politycznych PAN i niezależnym analitykiem. Zajmuje się antropologią polityczną, pamięcią zbiorową i konfliktami na Kaukazie.
To w tych długich okresach zamykają się najbardziej upokarzające momenty zależności, niemocy, przemocy narzuconej z zewnątrz, ale również hańbiące przykłady oportunizmu, kolaboracji, kunktatorstwa elit i służalczości ludu.
Strach przed nieobliczalnym carem rządzącym neototalitarnym państwem jest znaczący, ale konsekwencje wyboru drogi hybrydowej, półśrodków i uników mogą być tragiczne w skutkach.
Artykuł został wznowiony.
Data pierwszej publikacji: 02.05.2023