Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Międzymorze / 10.07.2023
Igor Krawetz
Od szczerości po realizm polityczny. Pamięć o zbrodni wołyńskiej oczami ukraińskimi
Każdy mój rozmówca w Ukrainie mówi o 1943 roku na Wołyniu: „bratobójcza wojna”. Każdy mówi ostrożnie, niby bojąc się, że się poparzy o polskie emocje. Nikt nie chce ich urazić. Podejście ukraińskie do zbrodni wołyńskiej zmieniło się w ciągu ostatnich dziesięciu lat. W Kijowie jest też przekonanie, że spór historyczny najbardziej służy imperialnej polityce Rosji.
Chobułtowa pow włodzimierski. Zamordowana rodzina Rudnickich. Fot. AIPN
Zima lat 2012–2013 w Kijowie była „zimą stulecia”. Jeszcze w grudniu opady śniegu w ukraińskiej stolicy pobiły rekordy od początku obserwacji z 1881 roku. A w nocy z 22 na 23 marca z powodu obfitych opadów śniegu na całej północy Ukrainy utworzyły się wielokilometrowe korki, w tym na szosie żytomierskiej. Właśnie wtedy miałem jechać z Kijowa na Wołyń, by porozmawiać ze świadkami zbrodni wołyńskiej w jej 70. rocznicę.
Śnieg paraliżuje cały Kijów. A Janukowycz – wraz z synami nazywany popularnie „Rodziną” – paraliżuje marzenia kijowian o przyszłości. Idę do Politklubu Witalija Portnykowa, najbardziej popularnego wówczas programu publicystycznego krytycznego wobec prezydenta.
Wśród uczestników panuje poczucie beznadziei. Nie mówią wprost o tym, że Kijów staje się perełką w koronie nowego imperium rosyjskiego; dyskutują, jak czynić opór postępującej totalizacji państwa. Jeden z uczestników proponuję grassroots initiative – zwrócić się do liderów Majdanu z 2004 roku, by budowali niewielkie komórki oporu. Wybrzmiewa imię słynnej „Baby Paraski”, która jeździła w czasie ówczesnej kampanii po wsiach, agitując za Wiktorem Juszczenką; problem polega na tym, że od 2010 roku nie żyje.
Jedyne, o czym świadczą słowa grassroots initiative, czy „praca u podstaw”, to poczucie bezsensu i frustracji. Te słowa brzmią dziś w rosyjskiej diasporze w Europie. Taki nastrój właśnie panował w Kijowie w 2013 roku.
Dlatego ci, z którymi rozmawiam o Wołyniu, idealizują Polskę. Filozof Myrosław Popowycz w latach 30. chodził do szkoły w wołyńskim Izjasławiu, po sowieckiej stronie, 30 kilometrów od granicy II Rzeczypospolitej. Wspomina Wielki Głód i to, jak wiele osób chciało uciec do Polski. Po drugiej stronie granicy, w tym samym czasie, chodził do szkoły ukraiński dysydent Jewhen Swerstiuk, który teraz recytuje mi po polsku wiersz o marszałku Piłsudskim. Opowiada o tym czasie z dziwną mieszanką: żalu, bo Polacy zakazywali Ukraińcom uczyć się we własnym języku, i nostalgii, bo okres ten był lepszy niż późniejsza rusyfikacja. Były prezydent Ukrainy Łeonid Krawczuk, także urodzony na Wołyniu w II RP, mało wspomina „polskie czasy”, więcej sowieckie. W Ukraińskiej SSR przez lata był szefem propagandy. Kiedy go pytam, ile potrzebuje propaganda, by zmienić w całości jakąkolwiek opinię społeczną, myśli około 10 sekund, po czym z przekonaniem odpowiada: „Rok. Jeden rok”.
Emerytowany zwierzchnik grekokatolików Lubomyr Huzar mieszka kilkadziesiąt kilometrów za Kijowem. Jest już niewidomy, słucha radia, w tym polskiego. Chwali polską „kulturę słuchania radyja”, jak wymawia po starolwowsku.
„Wojna to bardzo tragiczny czas. Wojna daje lepszą niż kiedykolwiek okazję do bycia bohaterem lub osobą, która staje się ofiarą swoich złych, a czasem przestępczych skłonności. Byli ludzie, którzy albo zostali bohaterami i oparli się kolosalnym pokusom, i byli tacy, którzy cieszyli się, że mogą ulegać swojej gorszej stronie. To typowe, jest to czas ogromnej próby, szczególnie dla ludzi, którzy stoją przed jakimkolwiek wyborem” – mówi Huzar, starannie wypowiadając każde słowo. Nie dzieli ludzi na Polaków czy Ukraińców. Wspomina metropolitę Szeptyckiego, który apelował w czasie wojny do wiernych: „Nie zabijaj”. Każdy mój rozmówca mówi o 1943 roku na Wołyniu: „bratobójcza wojna”. Każdy mówi ostrożnie, niby bojąc się, że się poparzy o polskie emocje. Nikt nie chce ich urazić.
Bo wrogiem jest Janukowycz i Rosja, Polska – przyjacielem. A poniżani i upokarzani przez nowe posowieckie niewolnictwo Ukraińcy jak nikt inny zdają się czuć ból ofiary. Nawet ukraińscy świadkowie zbrodni wołyńskiej, z którymi spotykam się w 2013 roku, którzy mówią „nasi chłopcy” o „upowcach”, uważają, że Polaków zabijano niesprawiedliwie i brutalnie. Nikt nie zaprzecza zbrodni.
Po kilku miesiącach koryfeusze ukraińskiej niepodległości – Swerstiuk, Huzar, Krawczuk, Popowycz – będą na forum „Grupy 1 Grudnia” (powstałej z okazji 20. rocznicy ukraińskiego referendum niepodległościowego 1991 roku) dziękować wszystkim, którzy „wyszli na Majdany Ukrainy” i apelować do Janukowycza, by „zatwierdził historyczną decyzję” Ukrainy w zmierzaniu na Zachód. Stwierdzą, że „w Ukrainie zaczął się nowy czas”, że „rodzi się Ukraina XXI wieku”.
Posowiecka Ukraina umiera. Nowa Ukraina buduje swoje nowe oblicze, w tym pamięć. Swerstiuk, Huzar, Krawczuk i Popowycz umierają już w nowej, niekremlowskiej, niesowieckiej Ukrainie.
Wciąż ogromna dysproporcja
Urodzony w Charkowie historyk Ołeksandr Zinczenko wspomina, że o konflikcie polsko-ukraińskim na Wołyniu, Galicji i Podlasiu dowiedział się dopiero w 2003 roku: „Niewielu z nas wiedziało o tym temacie, nawet nie dlatego, że było tabu czy istniał jakiś zakaz, po prostu w tamtym czasie historia Zachodniej Ukrainy była na ogół mało znana”.
W 2003 roku miał miejsce szereg gestów między prezydentami Aleksandrem Kwaśniewskim i Łeonidem Kuczmą; panowały między nimi dobre relacje personalne. Oba kraje były zainteresowane rozwojem kontaktów, przede wszystkim w sferze gospodarczej.
„Polacy stopniowo poznawali, czym jest państwo ukraińskie, część zaczęła się interesować kulturą i ukraińską historią” – wspomina ówczesny prezes Związku Ukraińców w Polsce Piotr Tyma. „Jednak już wtedy w sferze historii odczuwalna była ogromna dysproporcja – po jednej stronie były narastające, w części przypadków świadomie podsycane polskie emocje wokół kwestii polskich ofiar na Wołyniu, po drugiej była strona ukraińska, nie gotowa, nie mająca wiedzy i narzędzi, by się z tym zjawiskiem, zwłaszcza w relacjach międzypaństwowych, zmierzyć”.
W niedzielę 9 lipca 2023 roku, prezydenci Ukrainy i Polski, Wołodymyr Zełenski i Andrzej Duda, wzięli udział w uroczystościach upamiętniających ofiary Zbrodni Wołyńskiej w katedrze Piotra i Pawła w Łucku. Prezydent Załenski opublikował nagranie z Łucka zwracając się do Ukraińców: "Rano spotkałem się i rozmawiałem z prezydentem Polski Dudą. W modlitiwe uczestniczyli przedstawiciele wszystkich wyznań i wspólnot religijnych. Razem z Andrzejem oddaliśmy cześć wszystkim ofiarom na Wołyniu. Cenimy każde życie, pamiętamy historię i wspólnie bronimy wolności."
Kuczma i Kwaśniewski w lipcu 2003 roku odsłaniają pomnik w Porycku-Pawliwce, zapoczątkowując tradycję wspólnych prezydenckich obchodów rocznicy zbrodni. Paradoksalnie to, co zainicjowali prezydenci „postkomuniści”, nie wydarzyło między Polską a Ukrainą po 2014 roku, aż do wspólnej wizyty prezydentów Zełeńskiego i Dudy w Łucku 9 lipca 2023 r.
„Już w 2003 roku strona ukraińska nie była w stanie odrzucić części polskich oczekiwań i polskiej wizji wydarzeń z okresu II wojny światowej. Świadectwem tego były wybrzmiałe w trakcie uroczystości słowa biskupa polowego Sławoja Leszka Głodzia. Na określenie zbrodni na Wołyniu po raz pierwszy przedstawiciel Rzeczypospolitej użył terminu «ludobójstwo», choć wydawało się, że w tym okresie polska strona prezydencka optowała za innymi sformułowaniami” – dodaje Tyma.
Wspólne uroczystości prezydenckie zwróciły uwagę ukraińskich intelektualistów na polsko-ukraińską problematykę w ogóle. Historyk Jarosław Hrycak w swoim eseju Co po Giedroyciu? z 2006 roku wspomina ukraińskiego historyka i bibliografa Jewhena Nakonecznego, więźnia GUŁagu: jako lwowski Ukrainiec był polonosceptykiem, jednak widząc ówczesną dynamikę stosunków polsko-ukraińskich, pod koniec życia stwierdził: „myliłem się”.
Hrycak patrzył na posowiecką Ukrainę jako na państwo „silne swoją słabością”, różnicami, co wymusza na politykach szukanie konsensusów. „Historię polityczną niepodległej postkomunistycznej Ukrainy można przedstawić jako ciąg kryzysów politycznych, które jednak zakończyły się kompromisami (ogłoszenie niepodległości w 1991 roku, rezygnacja Krawczuka 1994, kryzys konstytucyjny 1996, Majdan 2004). Jednak te kompromisy są sytuacyjne” – pisał w innym swoim eseju, już po objęciu rządów przez Janukowycza. „Janukowycz uzyskał dostęp do kija, ale nie ma marchewki” – dodawał Hrycak optymistycznie.
„Polityka historyczna Polski i polityka historyczna Ukrainy to do dziś dwie bardzo różne rzeczywistości” – mówi Tyma. „Wbrew twierdzeniom nawet w Polsce Ludowej pojawiały się publikacje na temat tego, co się działo na tzw. kresach w latach 1943 i 1944. Natomiast dla Ukrainy to był temat zupełnie nowy i w pewnym sensie trzeciorzędny, nawet w czasach niepodległej Ukrainy po 1991 roku”.
Dodaje, że historia w Ukrainie zarówno sowieckiej, jak i posowieckiej, była elementem ściśle reglamentowanym, który podlegał ideologicznej kontroli służb specjalnych w stopniu niewspółmiernym do PRL-u. „Wpływa to do dnia dzisiejszego na kondycję ukraińskiej nauki historycznej” – zauważa Tyma.
Zinczenko, jak ja, po raz pierwszy udał się na Wołyń, by porozmawiać ze świadkami, w 2013 roku. Był w polsko-ukraińskiej grupie historyków i napisał dłuższy reportaż, Żegnaj Wołyniu. Jak Ukraińcy i Polacy szukali pojednania. W tekście tym dr Leon Popek z lubelskiego IPN, z rodziny pochodzącej z Woli Ostrowieckiej – miejsca jednej z największych zbrodni nacjonalistów ukraińskich z oddziału Iwana Kłymczaka „Łysego” – podchodzi pod pomnik UPA w Lubomlu. „Trudno mi wymienić imiona tych ludzi – kto wie, może któryś z nich zabił moich bliskich?!” – mówi Popek.
Czytamy w reportażu: „Po raz pierwszy historyk pojawił się w tym miejscu na początku lat 90. Mżyło, padało. Tego dnia grupa polskich badaczy znalazła grób między wsiami Ostrówki i Wola Ostrowiecka. A ściślej: na pustkowiu, na którym kiedyś znajdowały się te wsie. Osad dawno nie ma, ich mieszkańcy leżą w rozkopanym teraz grobie ze zgruchotanymi czaszkami. – Nastrój był taki odpowiedni… – wspomina Popek. – I właśnie wtedy grupa Ukraińców wracała z pola. Ktoś z naszej grupy, z krewnych ofiar, zaczął agresywnie do nich krzyczeć. Wszystko się we mnie załamało: miałem wrażenie, że teraz rozpocznie się nowa rzeź. I nagle starsza Ukrainka mówi: «Leżą tu. Po co dalej warcholić?! Zimno jest, chodźmy do mnie na herbatę!». Przy herbacie zaczęły się wspomnienia, o krewnych, wspólnych znajomych… Starsi pamiętali dużo. Okazało się, że mamy nawet wspólnych rodziców chrzestnych! I sytuacja zmieniła się na odwrotną!”.
„W zasadzie wtedy nawet dogadywaliśmy się, choć miejscami było ostro” – wspomina dziś ten wyjazd Zinczenko. Dodaje, że później, dyskutując z historykami z obu krajów, zwrócił uwagę: ukraińscy historycy, mówiąc o przyczynach zbrodni, wymieniali pięć–siedem czynników, zaś polscy wskazywali na ideologię integralnego nacjonalizmu Dmytra Doncowa.
Zinczenko: „Już wtedy pojawiła się ta konstrukcja, by ubrać Ukraińców w szaty przypominające nazizm”.
Tyma: „O Ukraińcach i zbrodniach z okresu II wojny światowej mówiło się w kategorii sprawców, zaś o Polakach wyłącznie jako o ofiarach Ukraińców. O zbrodniach Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich, formacji poakowskich czy rządowych utrwalało się określenie «akcje odwetowe», a badaczka zbrodni na Wołyniu Ewa Siemaszko w odniesieniu do zbrodni wojennej w Sahryniu ukuła określenie «akcja odwetowo-prewencyjna».
Zinczenko: „W Polsce zabrzmi to dziwne, ale ukraińskie narracje świadków Wołynia brzmią jak narracje ofiar, opowiadają przede wszystkim prześladowaniu ze strony II RP. Już wtedy było widać, że Polska postrzega ich wyłącznie jako przestępców i nie chce widzieć ich w roli ofiar. Nawet kiedy mówi o ukraińskich «sprawiedliwych»”.
Było czuć napięcie, jednak nikt nie wyszedł z sali
Tyma: „W 2013 roku wśród historyków, dziennikarzy, członków organizacji pozarządowych ze Lwowa, Kijowa i Łucka była duża potrzeba mówienia o rzeczywistym dialogu, otwierania się na emocje Polaków. Wcześniej mieliśmy raczej do czynienia z dominacją państwowych narracji. W Polsce odczuwalne było narastanie jednostronnego spojrzenia na zbrodnie wołyńską oczami środowisk «kresowych»”.
W 2013 roku Związek Ukraińców w Polsce współorganizował społeczne obchody rocznicy zbrodni wołyńskiej, w Porycku/Pawliwce w obwodzie wołyńskim i w Sahryniu na Lubelszczyźnie. Prezydenckie – Janukowycza i Komorowskiego – były niemożliwe, a społeczne wydawały się najlepszą formułą w sytuacji, kiedy ukraińską pamięć niszczyły państwowe władze.
„Szefem istniejącego już ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej zostaje komunista Dmytro Wiedieniejew, szefową Państwowego Archiwum Ukrainy komunistka Olha Hinzburh” – wylicza Tyma. „Pamiętam pismo, które wówczas dostaliśmy z Konsulatu Ukrainy w Lublinie: z prośbą o wskazanie na terenie Polski «miejsc chwały» związanych z działalnością sowieckiej partyzantki. Polityka historyczna Ukrainy wtedy polegała na powrocie do sowieckiej narracji, a zbrodnia wołyńska miała być instrumentem narracji imperialnej Moskwy”.
W lipcu 2013 roku do Polski w tym celu przyjeżdża Wadym Kolesniczenko, poseł ukraińskiego parlamentu i słynny ideolog Janukowycza. Chciał przekonać polskich polityków do idei przyjęcia przez Radę Najwyższą Ukrainy i Sejm RP wspólnej uchwały w sprawie zbrodni na Wołyniu. „Uchwała miała być w 100% zgodna z moskiewską narracją i oceną ukraińskiego podziemia niepodległościowego, dyskredytować ideę państwowości ukraińskiej” – mówi Tyma. „Zdaje się, do dziś wielu Polaków nie dostrzega drugiego dna, tego że promoskiewscy ukraińscy politycy starali się za plecami ukraińskich elit przeforsować we współpracy z Polakami sowiecki model oceny II wojny światowej”.
Już wtedy w odpowiedzi na oficjalną promoskiewską narrację w Ukrainie powstają alternatywne centra niepodległościowej narracji historycznej, jak np. lwowskie „Więzienie na Łąckiego”, dziś – Centrum Badania Ruchu Wyzwoleńczego.
„Ważne było to, że społeczne obchody rocznicy Wołynia były inicjatywą polskich i ukraińskich środowisk pozarządowych, które już wcześniej były zaangażowane w dialog historyczny Polski i Ukrainy. Liderzy środowisk pozarządowych z obu krajów rozumieli, jakie niebezpieczeństwo niesie zajmowanie się tymi kwestiami wyłącznie przez państwowe instytucje” – opowiada Tyma.
Polityzację historii na początku 2013 roku wspomina ukraiński historyk Ihor Iljuszyn zajmujący się tematyką ukraińskiego ruchu niepodległościowego w Ukrainie Zachodniej. Pytany o badania, wzdycha: „W latach 90. nie było w tym polityki, było łatwiej. A teraz… Gdybym wiedział, to może wybrałbym inny temat do badania”.
Tyma: „Częścią naszych społecznych obchodów było odwiedzenie upamiętnienia ukraińskich ofiar Sahrynia. Kwestia oddania czci sahryńskim Ukraińcom, odsłonięcia pomnika z udziałem prezydentów obu państw, tak się to stało w Porycku-Pawliwce czy Pawłokomie, spotykała się z dużym oporem polskiego społeczeństwa, polskich polityków, kombatantów z AK. W trakcie społecznych obchodów chcieliśmy pokazać, że żadna ze stron nie jest w 100% gotowa mówić o najtrudniejszych epizodach własnej historii”.
Zdaniem Tymy ma się to odbywać z uwzględnieniem faktów, w dodatku musi zaistnieć empatia i wrażliwość w odniesieniu do historii obu narodów: „Do dziś pamiętam spektakl Aporia’43 teatru z Lublina, prezentowany w ramach naszych obchodów w teatrze w Łucku. W spektaklu umiejętnie odniesiono się m.in. do kwestii polsko-ukraińskich sporów w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Najmocniej jednak wybrzmiała scena polsko-ukraińskiej kłótni w trakcie ekshumacji szczątków polskich ofiar w Woli Ostrowieckiej. To było silne oskarżenie Ukraińców i instytucji ukraińskiego państwa. Wśród widzów, w znaczącej większości wołyńskich Ukraińców, dało się wyczuć napięcie, jednak nikt nie wyszedł z sali”.
W polskim Radymnie kilka dni później odbywa się „rekonstrukcja rzezi wołyńskiej”. Specjalnie zbudowana wioska „na zakończenie show spłonie”, jak można było przeczytać. Zdjęcia z tego performansu do dziś służą ilustracją wielu informacji o zbrodni wołyńskiej.
Bronisław Komorowski z kolei odwiedza Łuck i mówi o tym, że „przeszłość nie powinna dzielić Polaków i Ukraińców”. Po nabożeństwie w kościele św. Piotra i Pawła młody mężczyzna z tłumu, jak się później wyjaśni, prowokator (miał na sobie plecak nacjonalistycznej ukraińskiej Swobody, choć należał do prokremlowskiego Bractwa Słowiańskiego), klepie Komorowskiego po ramieniu ręką, w której trzyma rozgniecione jajko. „Wypełnił Pan swój obywatelski obowiązek wobec swojego narodu, jednocześnie nie raniąc uczuć narodu ukraińskiego. Za to dziękują, a nie plamią. Celowano w Pana, panie Prezydencie, a uderzono w nas” – przeprasza wówczas Komorowskiego ukraiński intelektualista i dysydent Myrosław Marynowycz.
Uwolnienie od sowieckiej presji na historię
Dopiero po 2014 roku Ukraina zaczyna kształtować własną, nie posowiecką politykę historyczną, w oparciu przede wszystkich o pamięć o Wielkim Głodzie z lat 1932–1933 oraz okresie walk o państwo ukraińskie w latach 1918–1921. I o bohaterów nowej wojny rosyjsko-ukraińskiej: to ich imiona znacznie częściej pojawiają się na zdekomunizowanych nazwach ulic, a nie przysłowiowego Stepana Bandery.
Tyma: „Z kolei w Polsce w 2014 roku wybucha cały gatunek dyskredytacji Ukrainy za pomocą zarzutu o propagowanie przez ukraińskie władze «banderyzmu», który przenika nawet środowisko ekspertów. Choć głosy i zarzuty o «banderyzacji» Ukrainy w Polsce przycichły po 24 lutego 2022 roku wśród polityków, nadal są liczne w internecie. To jedna z ważniejszych dezinformacji w Polsce o dzisiejszej Ukrainie”.
Zinczenko: „Kiedy Kaczyński był nieostrożny opowiedzieć nam o tym, że do Europy Ukraina nie wejdzie z Banderą [na początku 2017 roku – przyp. I.K.], zainteresowałem się tym, jakie miejsce zajmuje Bandera na stronie Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Otóż nie wydał on żadnej książki o Banderze ani nie zrobił o nim żadnej wystawy. Nazwisko Bandery pojawiło się kilka razy w paru publikacjach. Naszym priorytetem było odrzucenie narracji o «wielkiej wojnie ojczyźnianej»”.
Tyma: „Co ciekawe, Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej odpowiadający za kształtowanie polityki historycznej w Ukrainie od początków istnienia był pod bardzo silnym wrażeniem modelu polskiej polityki historycznej, działań i możliwości polskiego IPN-u, choć w Ukrainie budżety i struktura były znacznie skromniejsze. W pewnym sensie, wzorując się na Polsce, przeprowadzono w Ukrainie lustrację i dekomunizację”.
Właśnie z powodu fascynacji polskim IPN-em i potrzeby przeprowadzenia lustracji w latach 2014–2016 zaczynają się aktywne kontakty polskich i ukraińskich historyków. W marcu 2016 roku Warszawę odwiedza grupa historyków z Ukraińskiego IPN, jako główną barierę wskazuje „różne oceny tragedii wołyńskiej”. Twierdzą, że „w ostatnich latach przestrzeń zapełniali radykałowie”. Ihor Iljuszyn protestuje, że „polscy historycy przerzucają odpowiedzialność za tragedię wołyńską na stronę ukraińską”; on sam widzi ukraińsko-polskie „współautorstwo” zbrodni.
Ówczesny szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Wołodymyr Wjatrowycz apeluje do Polaków o zrozumienie skali sowieckiej presji na ukraińską historię: „Dopiero układamy prawdziwe karty przeszłości, również jeśli chodzi o ocenę UPA”. A prof. Jurij Szapował pesymistycznie twierdzi, że politycy nigdy nie odstąpią od wykorzystywania historii, choć „warto spróbować ich powstrzymać”.
W tym czasie trwa niszczenie polskich i ukraińskich pomników po obu stronach granicy, w kilku przypadkach wideo z „akcji” ukazuje się na stronach typu „novorossia.today”.
Ukraińskie przeprosiny bez echa
Jesienią 2017 roku Polska odmówi wjazdu na swoje terytorium Swiatosławowi Szeremecie, historykowi i urzędnikowi ukraińskiemu, odpowiedzialnemu za upamiętnianie ofiar wojen i represji. Walka Warszawy z ukraińskimi historykami, której kulminacją była nowelizacja Ustawy o IPN-ie z 2018 roku, rozpocznie się w lipcu 2016 roku, z przyjęciem przez Sejm uchwały w sprawie oddania hołdu ofiarom ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na obywatelach II RP w latach 1943–1945. Tu „Ludobójstwo” brzmi po raz pierwszy – w 2013 roku Sejm określa, że zbrodnia wołyńska „nosi znamiona ludobójstwa”.
Przed uchwałą do Sejmu zwracają się ukraińscy intelektualiści, w większości ci, z którymi rozmawiałem w 2013.
„Zabijanie niewinnych nie ma usprawiedliwienia. Prosimy o wybaczenie za wyrządzone zbrodnie i krzywdy (…). Prosimy o przebaczenie i tak samo przebaczamy zbrodnie i krzywdy uczynione nam. Jest to jedyna formuła, która powinna być motywem dla każdego ukraińskiego i polskiego serca, które pragnie pokoju i porozumienia” – podkreślono w apelu m.in. byłych prezydentów i zwierzchników kościołów. Dokument ciężko znaleźć w internecie, bo w Polsce przeszedł bez echa. Jedno z czołowych mediów „kresowych” najdobitniej określa nastrój, z którym przyjęto apel: „Skandaliczny list ukraińskich prezydentów z prośbą o zapomnienie zbrodni UPA na Polakach”.
Zinczenko: „Wydaje mi się, że na szczeblu masowym Ukraińcy po raz pierwszy usłyszeli o Wołyniu w 2016 roku, właśnie w kontekście uchwały polskiego Sejmu, choć nadal niewiele rozumieli. Pojawia się jakaś siła polityczna i zaczyna wysuwać roszczenia wobec nich wszystkich, mówiąc: «popełniliście ludobójstwo». Dziwnie to brzmi, kiedy w Mariupolu ze strony Szyrokina rozbrzmiewały «fajerwerki»”.
Wielu Ukraińców odebrało uchwałę polskiego Sejmu o Wołyniu ze zdziwieniem dlatego, że postrzegało RP przez pryzmat efektywnej transformacji społecznej i gospodarczej, wejście Polski do NATO i UE. Wieść o sukcesie gospodarczym Polski w wielu regionach Ukrainy zaczynają szerzyć nowi ambasadorowie: migranci zarobkowi, którzy po 2015 roku masowo przyjeżdżają do Polski, także z południa i wschodu Ukrainy.
Kilka miesięcy po zaprzysiężeniu w 2014 roku Petro Poroszenko przemawia z trybuny Sejmu. Zaskakuje obecnych, dziękuje Polsce, polskim politykom i narodowi za to, że „byli z Ukrainą w najtrudniejszych chwilach”, mówi też, że „historia nie powinna nas dzielić”. W 2018 roku kończy swoją prezydencję, mijając się z Dudą na granicy – każdy jedzie na osobne upamiętnienie „swoich” ofiar do sąsiedniego państwa.
Jak to się stało?
Po przejęciu władzy, PiS nie miał pomysłu na Ukrainę, dlatego historia i zbrodnia wołyńska zdominowały całokształt stosunków obustronnych. To ma fatalne skutki do dziś, właśnie dlatego Zełenski prawie nic nie mówi o Wołyniu, choć może np. złożyć wieniec przy pomniku smoleńskim czy nawet zestawić katastrofę lotniczą 2010 roku ze zbrodniami w Buczy.
Widząc napięcie, Petro Poroszenko myślał, że może to naprawić, dlatego w lipcu 2016 roku uklęknął przed pomnikiem zbrodni wołyńskiej na Żoliborzu.
Zinczenko: „W historii było tylko dwóch prezydentów, którzy uklękli przed pamięcią polskich ofiar: Willy Brandt i Petro Poroszenko, Pamiętam, miałem wtedy dyżur na portalu Istoryczna Prawda. Ręce mi się trzęsły, kiedy dostałem zdjęcia, myślałem, że ten dzień wejdzie do podręczników. A w polskich mediach cisza”.
Zinczenko szuka w internecie, kiedy był ten niezapomniany dzień, co miał wejść do podręczników. Znajduje: 8 lipca 2016 roku. „Po trzech tygodniach Sejm RP głosuje nad «wołyńską» uchwałą, wbrew apelom ukraińskich parlamentarzystów, by przyjąć wspólny dokument. Sejm wskazuje nawet liczbę ofiar. Przeszłości nie głosuje się w parlamencie, to nonsens! Wówczas ustaje komunikacja między historykami, psują się stosunki instytucjonalne” – twierdzi Zinczenko.
W oczekiwaniu na reset
Moi rozmówcy są zgodni, że wówczas nie tylko Poroszenko, ale i instytucje ukraińskie (np. MSZ) przekonali się o nieszczerości i instrumentalizacji kwestii historycznych przez polską stronę.
Zinczenko: „Wiem, że Zełenski otrzymał wyczerpujące instrukcje. Był bardzo rozczarowany, np. kiedy przed wizytą Dudy na wzgórzu Monasterz odrestaurowano zniszczony grób ukraiński, lecz wymazano nazwiska Ukraińców, którzy są tam pochowani. Teraz Zełenski jest całkowicie świadomy modus operandi Polski w temacie przeszłości. Zresztą obecny szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Anton Drobowycz też w 2019 roku żywił przekonanie, że źródłem problemów z Polską była polityka Wjatrowycza. Wierzył, że to wystarczy zmienić i wszystko będzie dobrze. A teraz udziela wywiadu, głęboko zawiedziony, na co złośliwie reaguje polski IPN. Wygląda to fatalnie, bo szef Ukraińskiego IPN-u jest obecnie w wojsku”.
Tyma: „Mimo wszystko prezydenci Zełenski i Duda zmienili sposób podejścia do kwestii wołyńskiej. Nie ma już mowy o próbach narzucania stronie ukraińskiej polskiego schematu, jest on jednak silnie obecny na innych poziomach, wśród historyków, organizacji pozarządowych. Obaj politycy (i ich otoczenie) zrozumieli niebezpieczeństwo, które wynika z grania kwestią Wołynia, zwłaszcza dziś, gdy ma miejsce rosyjska agresja na Ukrainę”.
Igor Krawetz – dziennikarz, bloger, prowadzi fanpage „Ukrainiec w Polsce”. Współpracował z „Gazetą Wyborczą”, „Polityką”, „Wirtualną Polską” i Resetem Obywatelskim, z szeregiem mediów ukraińskich. Od 2015 razem ze Związkiem Ukraińców w Polsce zwalcza antyukraińską mowę nienawiści. Uczestnik ruchu Obywatele RP, absolwent Studium Europy Wschodniej UW.
Dla Tymy jest nadzieja w rewizji doświadczeń lat poprzednich: „Postulat resetu jest jak najbardziej słuszny, zarówno na poziomie instytucji państwa, jak i ogółu społeczeństwa, zwłaszcza debaty publicznej. Wojna i wsparcie Polski i pomoc udzielona Ukraińcom przez zwykłych Polaków może być dobrym momentem do odrzucenia presji emocji i zakusów, by temat stał się znowu elementem kampanii wyborczych. Bo najwięcej wygrywa na tym Rosja i jej imperialna polityka”.