Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 03.09.2023
Ihar Melnikau

Białoruscy rybacy bronili jeziora przed władzami polskimi. Komuniści próbowali to wykorzystać

W latach 1935–1936 mieszkańcy okręgu naroczańskiego na terenie województwa wileńskiego sprzeciwili się samowolnemu zajęciu przez władze jeziora, które dla wielu stanowiło jedyne źródło utrzymania.
Foto tytułowe
Połów ryb w jeziorze Narocz (NAC)


W 1932 roku rząd II Rzeczypospolitej przyjął tzw. ustawę rybacką, dokument, na podstawie którego znacjonalizowane zostały wszystkie rzeki i jeziora na terytorium Polski. Wówczas szlaki wodne dzieliły się na obszary rybackie, z których jeden powstał w Naroczy. Jezioro bez przetargów i konsultacji z mieszkańcami zostało przekazane do dyrekcji Lasów Państwowych. Wkrótce mieszkańców wsi postawiono przed faktem: jezioro zostało wynajęte właścicielowi ziemskiemu Stanisławowi Jabłońskiemu. Mieszkańcom okolicznych miejscowości natomiast (łącznie z rodzinami rybaków prawie 5 tysiącom osób) władze zaproponowały zatrudnienie u nowego właściciela. Wynagrodzenie wynosiło 1 złoty dziennie (kilogram chleba żytniego kosztował wówczas 30 groszy, dziesięć jaj 80 groszy, kilogram kiełbasy 2,5 złotego). Rybacy mogli oczywiście walczyć o przyznanie prawa do części jeziora, ale nie mieli żadnych dokumentów. Korzystali z niego od pokoleń i z pewnością nie chodzili do notariusza.

Latem 1935 roku naroczańscy rybacy odmówili współpracy z najemcą i zaczęli ponownie łowić w nim ryby. Jabłoński wezwał policję, która za pomocą motorówki próbowała udaremnić połów. „W czasie polowania policji na rybaków ich rodziny gromadziły się na brzegu. Widzieli policyjną motorówkę holującą łodzie załadowane rybami i ciągnięte w kierunku brzegu. Gdy tylko zaczęła zbliżać się do brzegu, kobiety rzuciły się do wody z krzykiem. Policjanci byli zaskoczeni. Kobiety, gdy dotarły do łodzi, przewróciły ją wraz z policjantami pod przyjaznymi okrzykami wszystkich, którzy stali na brzegu. W międzyczasie, korzystając z «kąpieli» policjantów, rybacy odczepili swoje łodzie z rybami i popędzili je na środek jeziora. Policjanci nie zdecydowali się już na polowanie na rybaków”.

Tak opisywała tamte wydarzenia jedna z ich uczestniczek, Helena Osipowicz (rękopis wspomnień w archiwum autora).

Rybacy robili pułapki dla pracowników leśnictwa. Na dnie jeziora umieścili niewidoczne z łodzi kosy. W ten sposób niszczono sieci. W rezultacie Lasy Państwowe poniosły straty w wysokości kilku tysięcy złotych.


Reakcja władz


A gdyby podobne wydarzenia rozegrały się w Białoruskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej? Zapewne już następnego dnia białoruskie wsie, które wzięłyby w nich udział, zostałyby otoczone przez żołnierzy wojsk wewnętrznych NKWD, Straży Granicznej i czerwonoarmistów. Wkrótce wszyscy mężczyźni zostaliby aresztowani i skierowani do więzień po błyskawicznym, nie mającym nic wspólnego z zasadami sprawiedliwości procesie.

Polskie władze postępowały wprawdzie bardziej demokratycznie, ale i tak rybaków aresztowały. Ich głównym celem było przestraszenie białoruskich chłopów i zniechęcenie ich do dalszych wystąpień. Niektórzy, najbardziej aktywni mieszkańcy okręgu naroczańskiego zostali skazani na karę więzienia.

Wkrótce do niespokojnego regionu zaczęli przyjeżdżać polscy urzędnicy. Z Postaw do strajkujących przyjechał starosta powiatowy nazwiskiem Niedźwiecki, a z Wilna wojewoda Marian Styczniakowski. Namawiali oni Białorusinów do podjęcia zatrudnienia u Jabłońskiego, który miał zapewnić im sprzęt niezbędny do połowu ryb.

Rybacy uzgodnili z władzami, że połowy będą prowadzone za pomocą dwóch niewodów. Jak zauważył polski dziennikarz Józef Mackiewicz w gazecie „Słowo” z 11 lutego 1936 roku: „W celu zakupu tych urządzeń 120 chłopów musiało robić zrzutkę”. Kiedy jednak przyszedł czas na opłacenie rachunków, dyrekcja Lasów Państwowych zaznaczyła, że jest gotowa zapłacić za ryby tylko dwie trzecie ich wartości rynkowej. Rybacy nie zgodzili się na tę propozycję i zabrali 800 kilogramów połowu do Wilna, aby sprzedać ryby lokalnemu kupcowi. Tam już czekała na nich policja.


Komuniści próbują interweniować


Już na samym początku strajku naroczańskich rybaków próbowała go koordynować Komunistyczna Partia Zachodniej Białorusi (KPZB). Jej zadanie polegało na organizowaniu tego rodzaju wystąpień, choć w Naroczy strajk zaczął się bez jej udziału. Niebezpieczeństwo wpływów komunistycznych na Wileńszczyźnie zauważył Józef Mackiewicz: „Właśnie tej chwili czeka komunistyczny agitator. Przychodzi do wioski ze wschodu i mówi: «Oto jest faszystowska Polska. Zginiesz z głodu». W drugiej połowie czerwca 1935 roku pod kierownictwem emisariuszy KPZB zorganizowano duże zgromadzenie rybaków, na którym wybrano Komitet Strajkowy”. W sierpniu tego samego roku podczas podobnego wydarzenia wystąpił przedstawiciel Komitetu Centralnego KPZB Aleksander Bogdanczuk.

Jednocześnie nie należy wyolbrzymiać roli KPZB w buncie rybaków. Naroczańscy chłopi walczyli nie pod czerwonymi flagami, ale o własność prywatną. Co więcej, z materiałów wileńskiego „Słowa” wynika, że rybacy podczas spotkań nazywali siebie „prywatnymi właścicielami”. Jak wiadomo, historię piszą zwycięzcy – w okresie powojennym wymyślono mit o przywódczej roli zachodniobiałoruskich komunistów w strajku naroczańskich chłopów.

W lutym 1936 roku rybacy z Naroczy postanowili zorganizować strajk zbiorowy. Oto, co pisał Józef Mackiewicz: „Co czekało rybaków w domu? Głodne rodziny, długi. Ostatni grosz został zainwestowany w zakup sieci, którą nie wolno im łowić na własnym jeziorze. [...] Na jednym ze spotkań białoruski chłop mówi: «A jak teraz mamy żyć? Mamy tę ziemię jak w korycie. Dziadkowie i pradziadkowie żyli z jeziora»”. W strajku ogólnym uczestniczyli mieszkańcy wiosek Nanosy, Podrezy, Kupa i innych. Nawiasem mówiąc, „Słowo” kładło duży nacisk na trudną sytuację ekonomiczną białoruskich rybaków. Autor publikacji niby usprawiedliwiał się i zaznaczał, że nie popiera rewolucyjnych wystąpień, ale chciał też zrozumieć przyczynę buntu.


Miejscowi „zwyciężyli”

Ihar Melnikau - doktor historii, adiunkt Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego. Zajmuje się okresem międzywojennym na terenie województw północno-wschodnich II RP, przedwojennej granicy polsko-radzieckiej na Białorusi, oraz służby Białorusinów w przedwojennym Wojsku Polskim. Autor 15 monografii historycznych. Laureat nagrody im. L. Sapiehy w 2020 za zachowanie historycznej spuścizny Białorusi.

Inne artykuły Ihara Melnikau

Chłopi wypędzili dzierżawcę Jabłońskiego, którego majątek znajdował się między Nikolcą i Pasynkami. W odpowiedzi policja zatrzymała kilku rebeliantów i skierowała ich do więzienia. Sytuacja była dla władz trudna, ostatecznie musiały ustąpić. Dyrekcja Lasów Państwowych zgodziła się, żeby chłopi łowili ryby swoimi sieciami, a później sprzedawali je ochronie leśnej po 50 groszy za kilogram. Naroczanie otrzymali również prawo do sprzedaży części połowu w innych miejscach. Administracja leśna musiała zapłacić im za skonfiskowane wcześniej ryby. Ostatecznie zatrzymani przez policję mieszkańcy białoruskich wiosek zostali uwolnieni.

Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 142 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.