Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Rosja / 29.10.2023
Wojciech Siegień

Trzy liberalne Rosje. Część II: Rosja w biegu

Polityka Władimira Putina doprowadziła do masowej migracji, którą można liczyć w setkach tysięcy młodych, mobilnych społecznie i wykształconych osób. To liberalni bieguni reżymu.
Foto tytułowe
Aleksiej Nawalny, lider opozycji na wiecu protestacyjnym (Shutterstock)


W putinowskiej Rosji dominującą ideologią stał się militaryzm, symbolizowany w przestrzeni publicznej niezliczonymi plakatami z literą „Z” lub „V”. Żeby być efektywną, propaganda wojny, dobrowolnej mobilizacji, a w końcu heroicznej śmierci, potrzebuje antytezy i szwarccharakterów. Dopiero na tle zaprzańców pozbawionych świadomości narodowej, a więc tych wszystkich, którzy nie posiadają tzw. ruskiej duszy, może ukonstytuować się to, co nazywane jest Ruskim Mirem, oddzielną cywilizacją. Rolę tego czarnego charakteru przypisano zbiorowemu podmiotowi – rosyjskiemu liberałowi.

W obiegowym przekazie propagandowym liberał to nieprawdziwy ruski, bo to kosmopolita, niepatriota, ideologiczny zdrajca, przepojony zachodnią ideologią i bez kontaktu z „głębokim narodem”. Im bardziej Federacja Rosyjska staczała się w wojnę, tym bardziej stawał się oczywistym fakt, że w kraju odurzonym militarystycznym opium nie ma jednocześnie miejsca dla „prawdziwych patriotów” i „zaprzedanych kolektywnemu zachodowi liberałów”.

Ta propagandowa, retoryczna z początku polaryzacja, od 2012 roku zaczęła się materializować w konkretnych zapisach prawnych. To wtedy Duma przyjęła ustawę o organizacjach pozarządowych. Wprowadzała ona pojęcie innoagenta, czyli agenta zagranicy. Od tego momentu Ministerstwo Sprawiedliwości zaczęło prowadzić tzw. spis innoagentów, do którego na początku trafiały organizacje społeczne, następnie media, aż w końcu osoby fizyczne. Oznacza to, że w Rosji za agenta zagranicy może zostać uznana np. organizacja ekologiczna, która działa nie po myśli władz, broniąc przed wycinką syberyjskie lasy, ale także przysłowiowy Iwan Kuźmicz, który miał pecha publicznie wypowiedzieć się negatywnie o władzy.

Jednak najistotniejsze w kontekście ustawy jest to, że Ministerstwo Sprawiedliwości działa w modelu inkwizycyjnym, bo samo pełni funkcję oskarżyciela i sądu, decydując bez wiedzy zainteresowanych o tym, kto ma się znaleźć na liście, ogłaszanej co tydzień w piątek. Z biegiem czasu i poszerzeniem kręgu naznaczonych innoagenctwem piątkowe wieczorne wyczekiwanie na komunikat ministerstwa stało się rodzajem celebrowanego w środowiskach opozycyjnych rytuału, po którym następuje fala gratulacji dla tych, którzy dołączyli do grona stygmatyzowanych przez putinizm.

Jak bardzo absurdalnie i tragikomicznie by to nie brzmiało, tego typu prawodawstwo to element aparatu represji uruchomionego przez Kreml dla walki z opozycyjnie nastawioną częścią społeczeństwa, zbiorczo określaną liberałami. W 2012 roku aparat działał jeszcze niemrawo, ale od rozpoczęcia wojny z Ukrainą dwa lata później proces ruszył pełną parą. Reakcją na taki stan rzeczy stała się rosnąca fala emigracji z Rosji. Ten proces przyspieszał wraz z dokręcaniem śruby, a szczególnie po otruciu i uwięzieniu Aleksieja Nawalnego.

Po 24 lutego 2022 roku rozpoczął się prawdziwy eksodus liberalnej Rosji, wzmocniony dodatkowo masowymi wyjazdami mężczyzn w wieku poborowym jesienią, motywowanymi chęcią uniknięcia mobilizacji. Maria Domańska w raporcie Ośrodka Studiów Wschodnich dotyczącym rosyjskiej emigracji politycznej w Niemczech szacuje liczbę migrantów z Rosji po ataku na Ukrainę w 2022 roku na 600 tysięcy osób. To liberalni bieguni reżymu.


Liberalizm jako zbrodnia


Militaryzm staje się w Rosji nie tylko formą organizacji społeczeństwa, ale też obowiązującą ideologią, wyrastająca z geopolitycznych rojeń o suwerennej ruskiej cywilizacji. Głównym głosicielem tych idei w Rosji jest Aleksand Dugin, zafascynowany faszyzmem filozof, któremu przypisuje się demoniczny wpływ na samego Putina. I to Dugin, już w trakcie trwania pełnoskalowej wojny, w tekście dla RIA Novosti sformułował antagonizm militarystycznego ruskomiryzmu i liberalizmu. Dużo mówi już sam tytuł artykułu: Rosji potrzebne są cenzura i represje. Nie ma w nim żadnego puszczania oka do czytelnika. To raczej kawa na ławę.

Wywód Dugina streszcza się łatwo: na zachodzie panuje obecnie totalitarna ideologia liberalizmu, której mechanizmy są identyczne z komunizmem i faszyzmem, a są nimi powszechne represje i cenzura. Szczytowymi przejawami totalitaryzmu liberalnego są zjawiska cancel culturewokeismu, które działają w obronie globalizmu, LGBT+, krytycznej teorii rasowej, multikulturalizmu i transhumanizmu oraz od niedawna ubóstwienia Zełenskiego i obowiązku rusofobii. Jakakolwiek krytyka tych pojęć i zjawisk od razu zaliczana jest przez funkcjonariuszy totalitarnego aparatu liberalnego do myślozbrodni, a następnie represjonowana. Najlepszym przykładem efektywności tego aparatu represji jest los rapera Kanye Westa (dzisiaj znanego jako Ye), który według Dugina został zniszczony przez system za założenie koszulki z napisem White lives matter (too).

Zobrazowane przez filozofa działania schematu „represji liberalnego totalitaryzmu” przykładem ekscentrycznego rapera znanego z sympatii dla haseł spod znaku MAGA (Make America Great Again) budzi zażenowanie. Te uczucie potęguje świadomość, że Dugin z całą pewnością wie, że kłamie. Powszechnie bowiem wiadomo, że krytyka Ye jest związana z jego antysemickimi wypowiedziami oraz zaprzeczaniem Holokaustu, a nie kontestacją ruchu Black Lives Matter na koszulce.

Niemniej w duginowskim świecie jedynie Rosja stawia ideologiczny odpór temu terrorowi liberalnemu, bo broni miłosierdzia ludzkiego, silnej rodziny, triumfu ducha nad materią i solidarności (skądinąd wiemy, że Rosja jest państwem z najwyższym wskaźnikiem rozwodów na świecie, spadkiem dzietności i lawinowo rosnącą przemocą domową), słowem wszystkiego tego, czym liberalizm nie jest. Dugin wyciąga więc następujące wnioski: jeśli mamy przeciwstawić się totalitarnemu terroryzmowi liberalnemu, musimy wprowadzić cenzurę i represje, a ustawa o innoagentach to tylko pierwszy krok we właściwym kierunku. Następnie trzeba penalizować inne przestępcze zachowania, takie jak czytanie Społeczeństwa otwartego i jego wrogów Karla Poppera.

To wszystko ma pomóc przenieść represje ze sfery publicznej na prywatną tak, żeby krytyka ojczyzny albo wojny nie była możliwa nawet w kuchni, w prywatnej rozmowie między członkami rodziny. Dugin pointuje swoje postulaty w rozbrajająco prostych słowach:
„Niech najpierw pomyślą, nim zostaną liberałami!”


Setki tysięcy Rosjan pomyślało i opuściło Rosję.


Kto jest dziennikarzem, a kto politykiem?


Ci, którzy opuścili Rosję w ostatnich latach, nie stanowią żadnego spójnego frontu ideologicznego, bo i motywacje wyjazdu były zróżnicowane. Najlepiej oddaje to terminologia stosowana do opisu migracji przez samych Rosjan. Dla jednych jest to emigracja, a więc wyjazd ze świadomością, że być może opuszcza się ojczyznę na zawsze, a dla innych to relokacja, bezpieczny psychologicznie termin, prawie techniczny, który pozwala myśleć o sobie jako o pracowniku korporacji, który po prostu czasowo zmienia miejsce zamieszkania.

Rosjanie licznie wyjeżdżali do Gruzji, Armenii, Izraela, a spośród krajów Unii Europejskiej często wybierali Niemcy, Litwę, Łotwę, prawdopodobnie kilka tysięcy wybrało Polskę. W naturalny sposób publicznymi twarzami liberalnych biegunów reżymu stali się dziennikarze i osoby zaangażowane politycznie. I tutaj pojawia się pierwsza osobliwość rosyjskiej migracji, a mianowicie w obecnym stanie rzeczy nie można wyznaczyć granicy i stwierdzić, który z rosyjskich spikerów mówi jako dziennikarz, a który jako polityk. Dwie role zlały się w jedną hybrydową postać, którą najlepiej określić po prostu jako politycznego youtubera.

Ten definicyjny dylemat dobrze widać w przypadku Maksima Kaca. To obywatel Rosji i Izraela, który na Instagramie przedstawia się jako rosyjski polityk i autor kanału w YouTubie, na którym codziennie są publikowane nowe filmiki. Kac to prawdziwy weteran relokacji. Urodził się 1984 roku w Moskwie, wyjechał z rodzicami do Izraela, żeby powrócić do Rosji w wieku 17 lat. Był zaangażowany w obywatelskie projekty urbanizacyjne, prowadził sztaby wyborcze, w tym Aleksieja Nawalnego na wyborach mera Moskwy w 2013 roku, ale też sam próbował swoich sił w wyborach do samorządu. Najbardziej znany jest z czasu swojej przynależności do nominalnie liberalnej partii Jabłoko, z której został usunięty.


Kojarzony z konfliktami w środowiskach opozycyjnych, Kac być może pozostałby po prostu jedną z barwnych postaci na gasnącym firmamencie życia politycznego w Rosji, gdyby nie rewolucja i wojna. W 2020 roku prowadził mikroskopijny kanał na YouTubie. Gdy zaczęła się białoruska rewolucja, zaczął publikować wideo z protestów. Nagle jego zasięgi skoczyły z kilkunastu do kilkuset tysięcy subskrybentów. Potem przyszła pełnoskalowa wojna w Ukrainie, Kac relokował się po raz kolejny do Izraela, w Rosji uznano go za innoagenta, tymczasem jego kanał przebił granicę miliona widzów i obecnie zbliża się do dwóch milionów.

Krótka biografia Kaca pokazuje najpełniej osobliwość i w jakimś sensie paradoksalność sytuacji rozpolitykowanej liberalnej Rosji na emigracji. Sądząc po aktywności w kraju, Kaca można by uznać za politycznego nieudacznika, niepotrafiącego zbudować trwałych koalicji, nawet kanapowych, i skazanego na bycie outsiderem. Potrzeba było jedynie serii korzystnych konfliktów międzynarodowych i sprawnie działającego mikrofonu w komputerze, żeby polityczny przegryw stał się jednym z najważniejszych aktorów na liberalnej scenie politycznej Rosji w biegu. Kac, swego czasu krajowy mistrz w pokerze sportowym, doskonale zdaje sobie sprawę, że w ostatnich miesiącach przeszedł do superligi politycznej i próbuje się tam odnaleźć.

Kto jeszcze znajduje się w tej lidze? W wywiadach, które publikuje, Kac sam udziela odpowiedzi na to pytanie. Zalicza do niej siebie, środowisko Aleksieja Nawalnego, Michaiła Chodorkowskiego, osoby skupione wokół Forum Wolnej Rosji Garriego Kasparowa oraz Majkla Nakiego. Osoba niezaznajomiona z realiami życia politycznego w Rosji może być skonfundowana takim zestawieniem, bo powstaje pytanie: co łączy starego politycznego wyjadacza Kasparowa i byłego więźnia Putina Chodorkowskiego, z Kacem, Marią Piewczych i Dmitrijem Wołkowym, a tak w ogóle to kim jest Majkl Naki? Odpowiedź jest prosta. Poza Kasparowem, którego możemy uznać za politycznego oldschoolowca z kontaktami w Waszyngtonie, wszyscy pozostali prowadzą bardzo popularne kanały na YouTubie. Dlatego można rosyjska opozycja liberalna za granicą to po prostu popularni youtuberzy!


Wyborcy czy widzowie?


Przyjrzyjmy się więc ich popularności. Jak wspominałem, Maksim Kac zbliża się do 2 milionów subskrybentów, Khodorkovsky Live ma ich 1,5 miliona, Popularna Politika zwolenników Nawalnego przebiła już 2 miliony, Navalny Live ma ich ponad 3 miliony, a kanał samego Nawalnego ponad 6 milionów. Majkl Naki zamyka stawkę z 1,4 miliona subskrybentów. Kasparow jest globalnie rozpoznawalny, podobnie jak Chodorkowski. Kaca już znamy. Piewczych i Wołkow to najważniejsze nazwiska w Fundacji Walki z Korupcją Aleksieja Nawalnego, operujące w jego imieniu spoza Rosji w czasie, gdy on sam siedzi w łagrowej izolatce. Z kolei Naki to dawny dziennikarz Echa Moskwy, obdarzony dobrym wyczuciem politycznym. Opuścił Rosję zaraz po otruciu Nawalnego i zaczął rozwijać własny kanał informacyjny na YouTubie, który dzisiaj wyprzedza dawnych współpracowników z Echa Moskwy o kilka długości, jeśli chodzi o popularność. Okazało się, że w warunkach wolnej konkurencji w sieci jeden youtuber bez problemu dubluje cały zespół dziennikarzy legendarnego radia, które miało nieszczęście stracić przychylność Kremla i słuchaczy.

Przyglądając się powyższemu zestawieniu, można wywnioskować, że wymienione kanały mogą mieć łącznie kilkanaście milionów widzów. I tutaj dochodzimy do drugiej osobliwości liberalnego myślenia politycznego na emigracji: z przebiegu debat i sposobu argumentowania wynika, że Kac wraz z pozostałymi graczami przyjmują wirtualny gest naciśnięcia przycisku „subskrybuj” za udzielenie politycznego poparcia przez subskrybenta. Innymi słowy milcząco zakładają, że ich widz to ich wyborca. To założenie definiuje w efekcie pole polityczne liberalnej opozycji na emigracji, które staje się polem politycznym z krainy czarów, czyli po drugiej stronie lustra-ekranu. Bo tam, gdzie widz jest utożsamiany z wyborcą popierającym polityka videoblogera, wyniki realnych wyborów zamieniają się w licznik wyświetleń pod ekranikiem youtubowego interfejsu. W tym magicznym wirtualnym świecie wybory odbywają się więc po kilka razy dziennie – zawsze, gdy Kac z Nakim publikują kolejny filmik lub prowadzą stream. Do tego te codzienne głosowania rządzą się dzikim prawem clickbaitu, dla którego politycy youtuberzy są w stanie poświęcić wiele.

Najlepszym przykładem jest przyjęcie w lipcu 2023 roku przez Maksima Kaca zaproszenia do wzięcia udziału w programie na kanale Soloviov Live. To kanał głównego kremlowskiego propagandysty Władimira Sołowiowa, osoby całkowicie skompromitowanej, faktycznie nawołującej do ludobójstwa na Ukraińcach i masowego użycia broni jądrowej. Kac nie mógł mieć złudzeń, u kogo zgodził się wystąpić. W trakcie rozmowy musiał więc odpowiadać na pytanie prowadzącego dotyczące Marii Piewczych, bądź co bądź potencjalnej koalicjantki w walce w Putinem, które brzmiało: „Przeleciałbyś ją?”. Na falę pytań o sens takich występów Kac odpowiadał z rozbrajającą szczerością: „Po programie wzrosła liczba subskrybentów na moim kanale”. W logice rzeczywistości po drugiej stronie lustra Kac zdobył tym samym nowych wyborców wśród sołowiowowskich widzów, a żenujący spektakl zmienił się w polityczny triumf.
dr Wojciech Siegień - etnolog, psycholog, absolwent Kolegium MISH UW, ekspert ds Europy Wschodniej. Prowadził badania terenowe w Białorusi i Rosji, a od 2017 roku w Donbasie. Specjalizuje się w problematyce militaryzacji społecznej i kulturowej. Wraz z Pauliną Siegień prowadzi podcast Na Granicy.

Więcej artykułów Wojciecha Siegienia

W przyszłym roku odbędą się w Rosji wybory Putina na prezydenta. W ostatnim czasie wśród rosyjskiej superligi politycznej zaczął się pewien ruch, który skanalizował się w cykl internetowych debat. Medialną platformę dla nich zapewnił kanał telewizyjny na uchodźstwie, Dożdż, dodając do licznika wyborców 4 miliony swoich subskrybentów. Do tej pory o strategii na nadchodzące wybory debatowali dziennikarze Dożdża z Kacem i Kac z Nakim. Z debat dowiedzieliśmy się, że Putin musi odejść, doprowadzić musi do tego opozycja, przekonując wyborców Putina, żeby nie głosowali na niego. Czyli nic prostszego. Ale najwięcej dowiedzieliśmy się o tym, kto od kogo nie odbiera telefonów oraz kto do kogo w ogóle nie dzwoni, bo uważa tego drugiego za politycznego patałacha.

Ale może to tylko takie wrażenie człowieka spoza świata liberalnej Rosji na emigracji. W końcu debatę Kaca z Nakim widziało prawie milion osób, więc można przyjąć, że każdy z nich zdobył milion nowych wyborców. Tyle że są to głosy w wyborach, które nigdy się nie odbędą.


Pierwsza część cyklu Trzy liberalne Rosje.

Trzecia część cyklu Trzy liberalne Rosje.

Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 142 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.