Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 23.11.2023
Bartosz Panek

Białoruscy poeci odpowiedzieli na kryzys. Poezja kształtowała opór

O tym, że Białorusini to naród poetów, trzeba mówić poważnie. Może dlatego, że poeci po prostu przeczuwają, co się za chwilę wydarzy – tłumaczy literaturoznawczyni, wykładowczyni Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie dr Natalia Rusiecka w rozmowie z Bartoszem Pankiem
Foto tytułowe
Maksim Bahdanowicz (Wiki Commons)





Dlaczego poezja stała się formą twórczości, która w ogromnej mierze kanalizowała bunt Białorusinów z lata 2020 roku?


Odpowiedź jest bardzo prosta: ponieważ poezja jest reakcją na bieżącą chwilę, jest skondensowaną emocją. Ale nie powiedziałabym, że to było widoczne i oczywiste. W lecie 2020 roku byłam poza Białorusią. Nie miałam możliwości oglądać wszystkiego na żywo. Cały czas ktoś mi mówił: „Nie widziałaś tego, nie byłaś tam, nie przeżyłaś, więc jak możesz o tym w ogóle coś sądzić czy nie sądzić?”. Natomiast ja uważam, że miałam bardzo dobrą perspektywę patrzenia na to wszystko z boku.

Białorusini, zwłaszcza osoby twórcze, od dłuższego czasu funkcjonowali w świecie równoległym do tego, w którym rządził Łukaszenka, w internecie i mediach społecznościowych. Ja obserwowałam głównie strony facebookowe. Wszystkie doświadczenia tamtego lata opieram na umieszczanych tam wpisach. Wtedy poezja codziennie wzbierała tam jak fala. Wiersze zaczynali pisać nie tylko poeci, również pracownicy kultury, prawnicy, nauczyciele.

Jeśli na Facebooku wzbierała fala poetycka, to na marszach i spotkaniach podwórkowych i osiedlowych pojawiały się zespoły muzyczne, które od lat były odcięte od scen, radia i telewizji. Całe pokolenie wyrosłe w czasach Łukaszenki nagle zobaczyło białoruskie zespoły. Historycy i przewodnicy miejscy prowadzili wycieczki po nieznanym Mińsku. Opowiadali, jak był niszczony po wojnie i że to nie nazistowskie bomby zrujnowały miasto, ale władze sowieckie, które zburzyły nawet to, co można było uratować. To był też zryw też tożsamościowy, nie tylko wolnościowy.


Ponieważ efekty tego zrywu w wymiarze tożsamościowym będziemy mogli ocenić pewnie dopiero za jakiś czas, wrócę do mojego podstawowego pytania. Czy jest coś na rzeczy, kiedy mówi się, że Białorusini to jest naród poetów? Czasem poważnie, często jednak ironicznie. Ale może latem 2020 roku dostaliśmy dowód, że tak rzeczywiście jest, i należy o tym mówić serio?


Sądzę podobnie. Właśnie dlatego gromadziłam wtedy teksty. Napisałam też o nich artykuł. Zapowiedziałam jeszcze, że za jakiś czas zobaczymy obszerną antologię tej poezji protestów. Wszystko jednak potoczyło się trochę inaczej. Wielu poetów, którzy wtedy zabierali głos, albo zlikwidowali swoje strony na Facebooku, albo trafili za kraty, albo wyemigrowali. Niektórzy pozostają w sferze publicznej i podziwiam ich za to, natomiast mam wewnętrzny opór, żeby nagłaśniać ich działania. Boję się o nich. Do nich mogą przyjść każdego dnia.


Co wynika jeszcze z pani poszukiwań, z analizy tych gestów poetyckich? Czy są wspólne motywy dla wszystkich wierszy – zarówno autorstwa poetów, jak i tych, którzy nagle się stali poetami pod wpływem opresji ze strony państwa i służb mundurowych?


Te teksy łączy hasło „Żyje Białoruś”. To są słowa z wiersza Janki Kupały, naszego poety początku XX wieku, wciąż aktualne. Bo ta Białoruś nam obumiera od czasu do czasu. Więc wspólne jest odwołanie do twórczości Kupały, również do jego wiersza A któż tam idzie.To jest zresztą tekst unikalny, który jeszcze w Związku Radzieckim został przetłumaczony na 80 języków. Ale te takie właśnie cytaty pojawiały się też w twórczości białoruskich współczesnych poetów, odwołania do twórczości Janki Kupały, Maksima Bahdanowicza i jego Pahonii, a także do twórczości Wasyla Bykowa. To zaskakujące, bo pojawił się wtedy temat wojny. Pamiętam, że jeden z autorów ułożył rymowankę z tytułów utworów Bykowa. Podobne zjawisko wiązało się z twórczością Uładzimira Karatkiewicza.

Jeszcze jednym wyróżnikiem tej poezji protestu stały się odwołania do lat 30., czyli do represji stalinowskich. Autorzy pisali: „Nie czekaliśmy, że powróci trzydziesty siódmy, ale do drzwi zapukał dwa tysiące dwudziesty”. To była wyraźna aluzja do bieżących wydarzeń, a jednocześnie sygnał, że społeczeństwo widzi represje reżimu Łukaszenki. A na głębszym poziomie świadczy to o nieprzepracowaniu traumy narodowej sprzed lat. Prawda jest taka, że Białorusini nie mają dostępu do archiwów. Nawet największa poetka białoruska, Łarysa Geniusz, która przeżyła łagry, nigdy nie doczekała się uznania. Raz została okrzyknięta wrogiem narodu i tak jest do dzisiaj. Wiele organizacji zwracało się do władz z prośbą o przywrócenie jej dobrego imienia i rehabilitację, ale nigdy nie udało się tego uzyskać. Ostatnio nawet zniszczono pomnik, który stał w miejscu, gdzie mieszkała poetka. Pomnik pewnej nocy po prostu zniknął. I nie wiadomo, gdzie jest.


O takiej niepamięci pisała Julia Cimafiejewa, wykorzystując metaforę kamienia – rodowego amuletu przekazywanego z pokolenia na pokolenie przez kobiety. Myśli pani, że to też ma znaczenie?


Jeżeli ma jakieś znaczenie, to chyba takie, że kobiety częściej pozostawały przy życiu. Te wszystkie wojny i represje najczęściej wyniszczały mężczyzn. Kobiety zostawały, przekazywały dalej pamięć albo niepamięć.

Ale też bardzo często w poezji z lata 2020 roku pojawia się wątek odebrania głosu, i to w kilku znaczeniach. Po pierwsze, w wyborach mój głos nie został policzony prawidłowo, a po drugie człowiek ma problem z mówieniem. Pojawiały się też wtedy przemyślenia o tym, że musimy znaleźć nowe słowa, stworzyć nowy język do opowiedzenia o aktualnej sytuacji.

Zauważyłam, że po tym mocnym wybuchu nastąpiła przerwa. Jednak to milczenie wygrało, wszystkim odebrano mowę. Teraz obserwuję, że nowe tomiki, które ukazują się na emigracji, to bardzo często nie jest tylko poezja, ale wiersze wzmocnione dodatkowym przekazem. Książki hybrydy, z grafikami albo fotografiami.


Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!



Przemawiają do nas różne media.


Nie wiem, z czego to wynika. Czy z tego, że trzeba uzupełnić opowieść o tym, co przeżywamy? Czy z racji tego, że jednak odebrano nam mowę i brakuje słów, więc poeci sięgają po inne środki wyrazu?


Te obrazy są też bardzo silne, może nawet silniejsze niż publicystyczne w pewnej mierze wiersze. Istotne wydaje mi się to, co powiedziała pani na temat nawiązań do Janki Kupały, Uładzimira Karatkiewicza i Wasyla Bykowa. Czy te nawiązania do ich twórczości mają też znaczenie w kontekście zwrotu ku głębszej, bardziej świadomej tożsamości białoruskiej? Czy wciąż za wcześnie, by odpowiadać na takie pytanie?


Wydaje mi się, że poeci po prostu przeczuwają, co się za chwilę wydarzy, stąd aluzje do twórczości Bykowa. Jego utwory w całości były poświęcone wojnie od podszewki, nie hurrapatriotycznej, a taka jej wizja dominowała w Związku Radzieckim. Bykau pisał o codziennym stawaniu wobec jakiegoś wyboru moralnego. Czy powiedzieć prawdę i wtedy kogoś zabiją? Czy skłamać i uratować komuś życie? Czy jednak umrzeć samemu i w ten sposób uratować innych?

Natomiast Uładzimir Karatkiewicz jawi mi się bardziej jako romantyk literatury białoruskiej. On właściwie stworzył legendę narodu białoruskiego, który ma swoje korzenie głęboko w historii. Zatem z jednej strony te mocna, mroczna, wojenna emocjonalność, a z drugiej – trochę wiary w coś lepszego. W lepszy los dla Białorusi i dla Białorusinów.


Czyj głos zidentyfikowałaby pani jako najdonośniejszy, najwyrazistszy po protestach w lecie 2020 roku?


Odkryłam wtedy dla siebie kilkoro młodych poetów. To była Kasia Joffe, Artur Kamarouski, Hanna Komar, Krystyna Banduryna, Wolha Złotnikowa. Było też kilka osób, które teraz po prostu, pozostając w Białorusi, próbują przemilczeć ten temat. Wiem, że część autorów miało w przygotowaniu tomiki poezji, które się nie ukazały, i nie wiadomo, czy się w ogóle ukażą, bo to już będzie za jakiś czas przebrzmiałe.
Bartosz Panek - reporter, dziennikarz, dokumentalista z dwudziestoletnim stażem radiowca. Laureat kilku krajowych i zagranicznych nagród, w tym Prix Italia za reportaż radiowy. Stypendysta Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Miasta Stołecznego Warszawy. W lecie 2020 roku opublikował książkę reporterską o Tatarach Polsce. Pracuje nad kolejną – tym razem o drugim życiu PGR-ów.

Inne artykuły Bartosza Panka

Rynek się wysyci.


Nie chodzi nawet o rynek. Po prostu to, o czym często mówi na spotkaniach Alhierd Bacharewicz: musimy też mówić o czymś innym. Przecież nadal żyjemy, a życie nie składa się tylko ze zgody lub niezgody na reżim. No i chce się pisać o życiu i śmierci, o miłości, o takich wiecznych tematach, prawda? Ale na razie tego nie mamy.

Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 142 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.