Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Międzymorze / 25.01.2024
Piotr Pogorzelski
Nie wszyscy Ukraińcy popierają obecne rządy. Przyszłość polityki w obliczu rosyjskiej agresji
W 10. rocznicę rozpoczęcia na kijowskim placu Niepodległości rewolucji godności Wołodymyr Zełenski powtórzył, tym razem w rozmowie z The Sun, że Rosja chce zorganizować kolejną rewolucję. Umownie określił ją mianem Majdanu-3. Trudno jednak określić, na jakich siłach miałaby oprzeć się Moskwa.
Plac Niepodległości, Kijów (Shutterstock)
Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!
21 listopada Ukraina obchodzi Dzień godności i swobody. W 2013 roku tego dnia rozpoczęła się rewolucja godności – Ukraińcy wyszli wówczas na plac Niepodległości (Majdan), protestując przeciwko nagłemu zwrotowi w polityce zagranicznej. Ówczesne władze przez lata obiecywały podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, po czym prezydent Wiktor Janukowycz wraz z rządem Mykoły Azarowa oświadczyli, że z tego rezygnują. Wywołało to zdecydowaną reakcję aktywnej części społeczeństwa. Poza tym ludzie mieli dosyć rządów Partii Regionów kojarzących się z korupcją na bardzo dużą skalę i nepotyzmem. Z kolei 22 listopada 2004 roku Ukraińcy protestowali przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich, które jakoby wygrał faworyzowany wówczas przez Moskwę Wiktor Janukowycza. Doprowadziło to do powtórzenia II tury wyborów i zwycięstwa prozachodniego Wiktora Juszczenki. Zarówno w pierwszym, jak i drugim wypadku istniała silna opozycja krytykująca rządzących, jak i liczne organizacje pozarządowe, które sprzeciwiały się polityce prowadzonej przez władze.
Czy obecnie istnieją jakiekolwiek przesłanki, aby odbyły się demonstracje na taką skalę? Krótka odpowiedź brzmi: nie. 81 procent Ukraińców nadal, według sondażu Gallupa, twierdzi, że popiera działania prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Z kolei wyniki Centrum Razumkowa mówią o tym, że 64 procent badanych nie chce przeprowadzenia wyborów prezydenckich podczas wojny, czyli nie widzi sensu zmiany władzy. Tylko 15 procent popiera tę ideę, a 21 procent nie ma zdania.
Owszem, Ukraińcom trudno się żyje, przede wszystkim ze względu na wojnę i spowodowane nią pogorszenie sytuacji gospodarczej. Spodziewanych efektów nie przyniosła też kontrofensywa. Dochodzi do wypadków korupcji, ale i tak jest ona znacznie mniejsza niż była przed rozpoczęciem przez Rosję agresji na pełną skalę. W dodatku władze (pod naciskiem dziennikarzy, społeczeństwa obywatelskiego i Zachodu) walczą z tym zjawiskiem, co całkiem niedawno przyznała szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.
Nie ma zatem żadnych przesłanek, aby wychodzić na ulice. Tak, zdarzają się protesty rodzin mobilizowanych i żołnierzy na froncie, którzy domagają się rotacji, ale – przynajmniej na razie – wątpliwe jest, aby przerosły one w silny ruch polityczny, czy społeczny. Zresztą domaganie się, aby mąż wrócił do domu, a na front poszedł ten, kto przez ostatnie ponad półtora roku żyje w miarę normalnym życiem, raczej nie oznacza chęć obalenia prezydenta.
Można zatem przyjąć, że Wołodymyr Zełenski swoimi ostrzeżeniami przed “Majdanem-3” reaguje na dość niewielki spadek popularności swojej osoby. Poza tym przyciąga uwagę Zachodu do Ukrainy.
Kto zamiast Zełenskiego?
Opozycja na Ukrainie istnieje, ale życie polityczne raczej nie wróciło do swojego przedwojennego rozkwitu. Nawet były prezydent Petro Poroszenko zamiast krytyką Wołodymyra Zełenskiego zajął się przede wszystkim umacnianiem swojego wizerunku polityka – patrioty, który pomaga armii. Zostawmy na boku ewentualne ambicje polityczne głównodowodzącego armią Wałerija Załużnego. Na razie brak ich potwierdzenia poza artykułami ukazującymi się na Zachodzie.
Prorosyjscy politycy siedzą cicho zapewne w obawie, że jakiekolwiek ich wystąpienia zakończą się przypomnieniem sobie przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy o ich poprzednich działaniach, które służyły przede wszystkim umacnianiu wpływów Moskwy nad Dnieprem.
Ojciec chrzestny prorosyjskich ruchów, Wiktor Medwedczuk przebywa w Rosji i tam zajmuje się swoim zarejestrowanym w Moskwie ruchem „Inna Ukraina” (Drugaja Ukraina). Polityk od czasu odejścia po pomarańczowej rewolucji z Kancelarii Prezydenta próbował realizować wiele prorosyjskich projektów, jak na przykład ruch Ukraiński Wybór, ale nigdy nie był w stanie zdobyć znacznego poparcia społecznego. Trudno nawet zrozumieć, dlaczego Moskwa tyle w niego inwestowała, nie otrzymując właściwie niczego w zamian.
Gdy w 2022 roku rozpoczęła się wojna na pełną skalę Medwedczuk uciekł z aresztu domowego, gdzie przebywał od maja 2021 roku oskarżony o zdradę stanu. W kwietniu został zatrzymany, a we wrześniu 2022 roku w ramach wymiany jeńców trafił do Rosji.
Teraz zajmuje się głównie powtarzaniem kremlowskiej narracji dotyczącej wydarzeń na Ukrainie, chętnie mówi o nazistach u władzy, Zełenskim na smyczy USA oraz całkowitym upadku Ukrainy. Próbuje także ugrać co nie co w swojej byłej ojczyźnie (Medwedczuk został pozbawiony ukraińskiego obywatelstwa) udając obrońcę zwykłych Ukraińców, którzy giną na froncie, podczas gdy inni się bogacą. Taka narracja może być dość nośna na Ukrainie, ale raczej nie wtedy, gdy pada z ust skompromitowanego otwarcie prorosyjskiego polityka, który przebywa poza granicami Ukrainy.
Zdaniem części politologów, popyt na prorosyjskie hasła na Ukrainie jest obecnie wyjątkowo mały. Dotyczy około 10 procent społeczeństwa. W dodatku Wiktor Medwedczuk jest postacią raczej nie lubianą nawet przez tych Ukraińców, którzy jeszcze Kreml lubią i są przekonani, że za wojnę odpowiadają ich własne władze i antyrosyjska polityka. Stąd Wiktor Medwedczuk gra przede wszystkim rolę „dobrego Ukraińca” dla Rosjan, choć w tym wypadku lepsze byłoby chyba określenie „dobrego Małorosa” i ma też za zadanie pokazać na świecie (głównie na Zachodzie), że nie wszyscy Ukraińcy popierają obecne rządy w Kijowie. Biorąc pod uwagę dotychczasową skuteczność „ukraińskiego” polityka, można z dużą pewnością stwierdzić, że projekt Innej Ukrainy zakończy się taką samą porażką, jak poprzednie.
Jedną z ulubionych narracji Medwedczuka jest oczywiście kwestia języka rosyjskiego na Ukrainie, który jego zdaniem jest prześladowany, szczególnie teraz w czasie wojny.
– Kwestia języka, to tylko czubek góry lodowej nazistowskiej istoty ukraińskiej władzy. I skończy ta władza dokładnie tak, jak ci, z których bierze ona teraz przykład – grzmi.
Wpis polityka zapewne był odpowiedzią na ostatni skandal związany z pochodzącą ze Lwowa byłą deputowaną nacjonalistycznej Swobody i wykładowczynią Politechniki Lwowskiej Iryną Farion, która skrytykowała walczących na froncie ukraińskich wojskowych, którzy na co dzień posługują się językiem rosyjskim. Podkreśliła przy tym, że nie mają oni prawa nazywać się Ukraińcami.
– Musimy jasno zdefiniować pojęcia. Nie ma “ludności rosyjskojęzycznej”. Są Ukraińcy i są kacapy. I jest błoto. I to błoto nazywa się janczarami, apostatami, zdrajcami. I to jest obrzydliwe, bo nie ma nic bardziej obrzydliwego niż zdrada własnej matki. Bo kto zapomina o swojej matce, Bóg go karze – tłumaczyła.
Problem polega na tym, że wbrew temu, co twierdzi Medwedczuk, Farion znalazła się w ogniu krytyki ukraińskiego społeczeństwa oraz władz i straciła stanowisko na politechnice. Sprawą zajął się ukraiński rzecznik praw człowieka i Służba Bezpieczeństwa Ukrainy. Niemniej jednak Farion wprowadziła duże zamieszanie wśród Ukraińców i zagrała doskonale w rosyjskim teatrze propagandy. Sprawa jest o wiele bardziej podejrzana niż się wydaje bowiem Swoboda wielokrotnie była oskarżana o to, że jest wspierana przez Moskwę, która musiała mieć na Ukrainie straszyłkę dla prorosyjskiego elektoratu i uosobienie krwiożerczych banderowców, o których lubi mówić jej propaganda. Teraz partia ta ma marginalne znaczenie i jest obecna jedynie we władzach samorządowych w zachodniej części Ukrainy. Na marginesie: teraz niemal wszystkie ugrupowania na Ukrainie dla Moskwy są nacjonalistyczne.
Kto jeszcze mógłby wprowadzić zamieszanie na ukraińskiej scenie politycznej? Być może Ołeksij Arestowycz, który niedawno ogłosił, że będzie kandydował w najbliższych wyborach prezydenckich. Zaprezentował nawet swój program, w którym na przykład, znalazł się populistyczny zapis o obniżeniu do 7 procent stopy procentowej kredytów tak, aby przedsiębiorcy mieli „tanie i dostępne pieniądze”. Przy czym Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje, że inflacja w tym roku wyniesie 15,5 procent, a w przyszłym 10 procent. Ukraina ma też przejść do „strategicznej obrony” i zostać przyjęta do NATO z zobowiązaniem, że terytoria okupowane odzyska tylko drogą polityczną. Arestowycz chce także szerszej integracji, szczególnie w przemyśle wojskowym, z Polską i Rumunią. Generalnie program to zbiór ogólników, z których mało co wynika.
Arestowycz jest znany z lekkiego podejścia do języka i wagi swoich słów. Były doradca szefa Biura Prezydenta Ukrainy Andrija Jermaka musiał zrezygnować ze stanowiska po tym, jak zadeklarował, że uderzenie rosyjskiej rakiety w budynek w Dnieprze, to wynik działań ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Znany jest z wielu mylnych prognoz dotyczących rosyjskich działań na Ukrainie – często uspokajał, że wojna szybko się skończy i umniejszał potencjał militarny Rosji. Teraz opuścił kraj, w jaki sposób, nie wiadomo i bryluje w rosyjskojęzycznych niezależnych mediach, gdzie opowiada o swoich planach politycznych. Co ciekawe, jest tam częstszym gościem niż w ukraińskich kanałach telewizyjnych, czy mediach internetowych. Przypuszczam, że jest to związane właśnie z jego wcześniejszymi chybionymi prognozami wojennymi i deklaracjami związanymi z wojną. Dla wielu Ukraińców jest po prostu osobą skompromitowaną. W dodatku, w październiku ukraińska policja wszczęła przeciwko niemu sprawę dotyczącą rozpowszechniania materiałów propagujących przemoc i okrucieństwo. Chodzi o fragment wideo z seminarium, w którym Arestowycz w sposób poniżający wypowiada się o kobietach. Sam oskarżony twierdzi, że jego wypowiedzi są wyrwane z kontekstu. Szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego Ukrainy Ołeksij Daniłow pośrednio nazwał go „projektem FSB” i zagroził, że ten może mieć wkrótce do czynienia ze Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy. Słowa krytyki popłynęły nawet ze strony opozycji.
Jak widać obecnie nie ma nawet potencjalnych kandydatów, którzy mogliby zagrozić obecnej władzy. Wołodymyr Zełenski chyba przesadza mówiąc o Majdanie-3. Na razie każdy z polityków bada teren, wypuszczając dość słabej jakości balony próbne.